24 maja 2020

To była super świnka. Wpis specjalny

W poniedziałek 18 maja Nasz Kochany Malutki Niko przeszedł przez tęczowy most pogrążając nas wszystkich w żałobie. 

Niko - mała świnka morska. 
Nasz mały przyjaciel. 
Przybył do nas wraz z siostrzyczką Sarą w grudniu ponad 2 lata temu, sprawiając nam wszystkim wiele radości i dając mnóstwo szczęścia.

Był  superową, fantastyczną, wesołą i dosyć hałasliwą świnką. Na każde otwarcie lodówki, szeleszczenie foliową torebką, czy nasze głosy wołał głośno: "tłi-tłi-tłi", co po świnkowemu  znaczy "głodny głodny głodny"

Zawsze będziemy go pamiętać i za nim tęsknić. Teraz pokój Młodego jest okropnie cichy. Sara jest bowiem cichutką i spokojną świnką. Ona też tęskni za Nikiem.

Pochowaliśmy go w ogrodzie pod drzewkiem, gdzie postawiliśmy dla niego  mały świnkowy pomnik.

To była super świnka.

17 maja 2020

Moja kobieca męskość.

Jakiś czas temu pisałam o tym, co myślę o kobiecości i co dla mnie znaczy kobiecość. Przeczytacie o tym klikając  poniższy link:



Dziś z kolei postanowiłam napisać o swojej męskości. Tak, dobrze widzicie -  MĘSKOŚCI. Nie wiem, jak tam inne laski, ale ja  mam w sobie całkiem sporo męskości i dziś o tym sobie porozmyślam publicznie na moim blogu. Zainspirowała mnie do tego uwaga  koleżanki z poprzedniego życia, której (po raz kolejny)  nie spodobało się moje słownictwo. Użyłam bowiem (nie pierwszy i nie ostatni raz) słowa "ryj" w odniesieniu do swojej przedniej górnej części ciała, zwanej też czasem twarzą. 

Słowo to ma sporo synonimów: buzia, dziób, facjata, gęba, japa, lico, morda, oblicze, papa, pysk, pycho, pyszczydło i w końcu  ryj czy ryło. Wszystkie te wyrazy bez wątpienia są wam znane i wszystkie w różnych okolicznościach powrzechnie używane. Co złego jest w ryju? Dla mnie nic - słowo dobre jak każde inne. W odniesieniu do swojej twarzy dla mnie zwyczajnie ma być zabawnie . Ja nie boję sie używać ani słowa  "podpaska", ani "penis" ani "seks", ani "kurwa" więc dlaczego miała bym się bać używać sowa "ryj"...? Pytanie za 100 punktów.

Nie mogę używać słowa RYJ,  BO JESTEM KOBIETĄ. Powtarzam: KO-BIE-TĄ!!! A do tego JESTEM MATKĄ!!!! W związku z tym powinnam być subtelna, delikatna i kobieca. Buachacha! Dobre!

KURWA, mamy XXI wiek, różne skuteczne akcje feministyczne są za nami, każdego dnia w mediach mówi sie o równości, równmouprawnieniu, tolerancji, akceptacji itd itp, a tu się okazuje, że ja nadal muszę się ukrywać i udawać kogoś kim nie jestem, bo ludziom się ubzdurało, że jak ktoś ma waginę to musi być subtelny i delikatny i nie może mówić "kurwa" ani nawet "ryj" czy "podpaska",  a jak ma penisa to ma być twardy, duży i silny i nawet brzydkich wyrazów mu wolno używać, jak ma penisa. A i zapomniałam ON musi być wyższy od NIEJ, bo inaczej nie może się nazywać MĘŻCZYZNĄ, a ONA musi być od NIEGO słabsza i od NIEGO zależna, bo inaczej nie może się nazywać KOBIETĄ.


Nie, moi drodzy, cosik wam się tutaj pomerdało. Najpewniej epoki. Ja bowiem nie z tych kobiet, które są delikatne i subtelne. Ja bardziej z tych, które nazywa się potocznie babochłopami. I dziś w XXI wieku ja mając takie własnie cechy nie muszę się przebierać za faceta, nie muszę udawać faceta, jak to drzewiej bywało. Dziś kobieta może być taka jaka chce. Nie musi być delikatna ani wrazliwa, nie musi nosić kiecki i dawać sobą pomiatać, nie musi być zależna od chłopa i nie musi być przysłowiową cipą.

Jako dziecko nigdy nie miałam aspiracji do bycia piękną, elegancką, delikatną  księżniczką w zgrabnych bucikach użwającą ładnych słówek i przechadzającą się z wolna po pięknym, eleganckim pałacu  i całe dnie nie robiącej niczego  pożytecznego, a wymagającej by jej usługiwano.
Nie, ja jako dziewczynka chciałam być zbójniczką, piratką albo wojowniczką, która chodzi w potarganych i brudnych łachmanach, która nie boi się połamanych kości i otwartych ran, która  używa brzydkich słów i umie się porządnie bić, a wszystko, co ma, sama zdobyła. Więc niby dlaczego jaka dorosła czerdziestolatnia baba miała bym nagle chcieć być księżniczką? He?



Jako większa dziewczynka nigdy nie marzyłam - jak chyba większość moich rówieśniczek - o zostaniu modelką, aktorką czy piosenkarką. Nie, ja wtedy marzyłam, by być policjantem, żołnierzem, pilotem super szybkich samolotów albo patologiem sądowym badającym zmasakrowane zwłoki. Niby dlaczego zatem nagle teraz miała bym chciec być bardziej kobieca?
Nigdy nie lubiłam ckliwych bajeczek, romansów ani w postaci książek, ani w postaci filmów. Mnie kręciły horrory, mordobicia i kryminały oraz fantastyka i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Moją ulubioną zabawką NIGDY nie były lalki i zabawa w dom, choć czasem też się bawiłam. Moją ulubiona zabawką jednak był komputer, rower i zabawy w wojnę, czy piratów polagające na wzajemnym nawalaniu się z chłopakami kijami, kamieniami i kopaniu po dupach. Na naszym podwórku królowały bandy chłopaków, a nie grzeczne dziewczynki w sukieneczkach, bo ja o wiele bardziej się z szalonymi, hałaśliwymi chłopakami dogadywałam i rozumiałam niż z mdłymi dziewuchami i ich nudnymi zabawami w dom i bezsensownymi rozmowami o kosmetykach czy modzie. Nadal o wiele lepej rozumiem komputery i inne urzadzenia oraz facetów niż modowe trendy i kosmetyki .

Mam ponad 40 lat i serio w głowie mi się nie mieści, że ludzie inteligentni, oczytani i wykształceni, mający dostęp do internetu i połączenie z całym światem, nie potrafią uwolnić się od tych wszystkich głupich stereotypów. Co więcej, że promują je i utrwalają w swoim otoczeniu... To że promują je wśród dzieci i młodzieże wręcz mnie przeraża i cieszę się, że moje dzieci dorastają w innym, o wiele bardziej wolnym otoczeniu. Na szczęście mieszkamy w dosyć postępowym i dosyć wolnym kraju. 

Jestem też niezmiernie szczęśliwa, że ja sama nie należę do grupy tzw dziuń, czyli  bardzo kobiecych kobiet, którym wydaje się, że są od inych  lepsze tylko dlatego, że się "po kobiecemu" malują,  "po kobiecemu" się wysławiają i "po kobiecemu" zachowują. 

Jestem dumna z tego, że ja potrafię i mam odwagę po prostu być sobą. Jestem dumna z tego, że pozwalam moim dzieciom być sobą i że bardzo doceniam ich wyjątowość i że nie oczekuje od nich, że jak głupiutkie baranki polezą za tłumem innych ogłupiałych baranów. Oczekuję i w tym ich wspieram, że zawsze będą wybierać własne drogi i że będą się kierować rozumem i sercem a nie oczekiwaniami innych ludzi. Nawet (a może zwłaszca), gdy będzie to oznaczało mozolne i niebezpieczne przeciskanie się pod prąd przez całe stada rogatych, przygłupawych, upratych baranów.

Cieszę się i jestem dumna z tego, że moja córka mogła spokojnie do mnie przyjść i oświadczyć "mamo, mam dziewczynę", bo wie, że ja jestem matką, która akceptuje ich i siebie takie jakie Matka Natura nas stworzyła, bez żadnych głupich wymyślonych przez ludzi klasyfikacji i segregacji. Jestem dumna z moich dzieci, że - w przeciwieństwie do wielu moich rówieśniów, czy rówiesników moich rodziców - akceptują każdego człowieka, że starają sie każdego zrozumieć, że potrafią spojrzeć na świat z dystansem, a drugiego nie oceniają według siebie,  że rozumieją czym tak na prawdę jest tolerancja, wolność wyboru i że chcą tego dla każdego człowieka. 

Cieszę się, że nie jestem taką zacofaną kobietą i zacofaną matką, która zabrania kupować córkom ubrań w działach dla mężczyzn, tylko dlatego, że mają waginę a nie penisa. Jestem dumna z tego, że nigdy nie nakazywałam synkowi wybierać "męskich" ubrań, butów, fryzur, zabawek itd a córkom "damskich". Wybierają, co chcą i mam nadzieję, że tak zostanie już zawsze i żadne gusła i zabobony na nich  i ich wybory nigdy wpływu mieć nie będą.

Sama jestem bez wątpienia biseksualna i być może to właśnie ma wpływ na to, że ja jestem tylko w połowie kobieca a w drugiej połowie męska. Nie wiem, czy są jakieś opracowania na ten temat, ale chętnie bym zapoznała się z opiniami psychiatrów czy innych specjalistów w tej kwestii. Nie od dziś jednak wiadomo, że geje wykazują częstokroć o wiele bardziej kobiece zachowania i sposoby wysławianie niż  faceci hetero. Z czego wysnuwam logiczny wniosek, iż biseksualni mogą czuć się w połowie kobiecy w połowie męscy tak jak ja się czułam zawsze i czuję do dziś. Z tym, że dziś mam świadomość siebie i dobrze mi z tym, choc nie zawsze tak było. Podejrzewam, że tu nie małe znaczenie ma uwolnienie się ze szponów religii, która jest chyba najgłówniejszym promotorem stereotypów i ogólnego zacofania oraz doskonałym hamulcem wszelakiego postępu i rozwoju. To jednak osobny temat.

Ja dzięki swoim doświadczeniom mam świadomość, jak bardzo krzywdzące jest dla ludzi wmawianie im, że powinni być bardziej kobiecy lub bardzej męscy, w zależności od tego, czy urodzili się z siusiakiem, czy z kuciapką. Ludzie są wredni i okrutni, a wielu niestety nie potrafi uwolnić się od mierzenia innych swoją miarą, nie potrafi spojrzeć na świat i innych oraz siebie samego z dystansem.

Podejrzewam, że wielu ludzi chciało by być sobą, ale zwyczajnie się boją (bo co ludzie powiedzo?) i dlatego innych próbują przekonać, że takie czy inne zachowania są złe. Ludzie boją się wyjścia ze strefy komfortu, boją sie zmian, bo to wymaga działania, bo to wymaga dostosowania się, bo to wymaga nauczenia się nowych rzeczy, zmiany trybu myślenia, bo to wymaga walki i poświęcenia. No więc lepiej jak wszystko pozostanie po staremu, nawet jak wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że świat mógłby być lepszy, gdyby się dokonało w nim paru zmian. Nie nie, lepiej tkwić w miejscu, promować zabobony i stereotypy i pilnować, by nikt sie nie wyhylał. 

Jak to dobrze, że nie mieszkam już w Polszy, tylko w kraju, gdzie nikt mi nie utrudnia bycia sobą i nie podcina skrzydeł ani mnie, ani moim dzieciom.

Ja jestem zarówno kobieca jak i męska z natury. Lubię sobie kupować kobiece ubrania, kobiece buty i kobiece kosmetyki. Lubię czasem założyć ładną (MOIM ZDANIEM) kieckę i ładne buciki oraz ładnie się umalować. Bardzo przyjemne uczucia odczuwam wówczas patrząc w lustro. 
Jednak tak samo lubię nosić spodnie, czuje ciepłe uczucia na widok broni, męskich narzędzi, szybkich i dużych samochodów (choć sama nie wsiadła bym za kierownicę), mordobicia i brzydkich wyrazów. Lubię też patrzeć na ładne laseczki, a że mam taki sam gust jak mój mąż, więc często razem sobie podziwiamy "ładne tyłeczki i cycuszki" xD 

Moja kobiecość zatem zawiera duży pierwiastek męskości, co mnie bardzo ale to bardzo się podoba. To jest świetna sprawa, bo ja mogę o wiele więcej niż przeciętna baba. Nie zamierzam też nic w tej kwestii zmieniać, bo tak jest dobrze, idealnie. Tak jest w porządku. Nie zamierzam udawać dziuni, laluni czy księżniczki tylko dlatego, że inne dziunie boją się piratek i rozbójniczek. Nie. Jeśli dziuniom się nie podoba, że się od siebie róznimy to proszę bardzo, niech nauczą się wreczcie bić, posługiwać wiertarką i mówić "kurwa" albo "ryj". Mnie tam istnienie kobiecych kobiet nie przeszkadza. Ja nie widzę problemów w tym, że ludzie się od siebie różnią. Wprost przeciwnie - dla mnie to wspaniała rzecz, że tyle jest rózżnych ludzi na świecie, że każdy jest wyjatkowy i niepowtarzalny. Ja nie chcę żyć w stadzie sklonowanych baranów, gdzie każdy wygląda i zachowuje sie identycznie. To by było totalnie z dupy.

No i jeszcze jedno. Jeśli chcecie innego świata, zacznijcie zmiany od siebie a nie od innych. Ja już zmian dokonałam i jestem z nich dumna. Ja ewoluowałam, uwolniłam się od religii, zabobonów, stereotypów i wielu innych rzeczy. Jestem nową lepszą wersją sobie, choć ciagle nad sobą pracuję, by za kilka lat być jeszcze lepszą, bo jeszcze do zrobienia mam sporo.  Wedle mojego uznania, bycie chłopaczycą jest jak najbardziej wporząsiu. Ja nie lubię, wręcz nie znoszę bardzo kobiecych kobiet. Od tych księżniczek, które nie mówią "kurwa" trzymam się jak najdalej z dala, ale nie chodzę i nie przekonuje ich, że powinny nagle zacząć przeklinać, bo one mają swój świat a my, piratki, swój. 

Nie słuchajcie innych ludzi! 
Słuchajcie tego, co wam w duszy gra, tego co czujecie sami i żyjcie po swojemu. Nikt za was bowiem życia nie przeżyje ani za was nie umrze. Czyimś szczęściem się nie nacieszycie, tylko i wyłącznie swoim własnym, więc zadbajcie o swoje szczęście, nie o innych.

NO I KURWA,
POZWÓLCIE INNYM ŻYĆ PO SWOJEMU,

 BO CHUJ WAM DO CZYJEGO ŻYCIA! W swoim macie wystarczająco do zrobienia, więc się nim  zajmijcie, bo ono nie trwa wiecznie i jutro może być za późno, by się nim nacieszyć. 

Nie bójcie się być sobą. To jest na prawdę bardzo fajne uczucie. 
Przeżyjcie swoje życie świadomie i bez ogladania się na innych i bez poprawiania innych, bo może oni kurwa zwyczajnie nie chcą być tacy jak wy.
Ja na przykład nie chcę być taka jak wy. Ja chcę być sobą. Tylko tyle i aż tyle.

No i wyciągnijcie wreszcie ten kij z dupy, a  życie stanie sie wtedy o wiele prostrze ;-)

10 maja 2020

Zaczynamy nowy etap w życiu koronnym. Będzie jazda.

No, powoli się rozkręcamy po zastoju. Bardzo powoli. To wszystko jest bardzo ciekawym doświadczeniem, bo czegoś takiego nie przeżył nikt z nas w swoim życiu. Dlatego też staram się mieć uszy i oczy szeroko otwarte, by zaobserwować jak najwięcej i przeżyć w pełni świadomie tę wiekopomną chwilę (kilka miesięcy to ciągle chwila w dziejach ludzkości). Obserwuję z wielkim zainteresowaniem i fascynacją ludzkie zachowania, decyzje rządów i tego wszystkiego konsekwencje... Żyjemy w ciekawych czasach.

Ostatnio nie działo się zbyt wiele, aż do teraz. W miniony poniedziałek wystartowało na powrót sporo firm tych które nie pracują bezpośrednio z klientami. Od razu ruch na drogach sie zwiększył. Otwarto też sklepy z materiałami krawieckimi. Byłam we wtorek zobaczyć jak wygląda sytuacja, bo potrzebowałam materiału na maseczki. No a poza tym byłam zwyczajnie ciekawa.
Porowerowałyśmy z Młodą, bo Najstarszej się nie chciało kręcić 20 km po jakiś kawałek szmaty. Młodej po kawałek szmaty też by się nie chciało, ale kilometr czy dwa dalej jest też spożywczy...

Ten krawiecki to ogromny sklep z sieci sklepów z artykułami krawieckimi. Byłam tam kilka razy przed koroną i zwykle spotykałam tam max 2-3 klientów. Teraz jednak krawiecki cieszył się o wiele większą popularnością. Trójka sprzedawców miała pełne ręcę roboty. W tym sklepie w aktualnych warunkach może przebywać 15 osób i pewnie z tyle było. Jednak mimo wszystko panował spokój i przyjemna atmosfera. Ludzie się do siebie uśmiechali, czasem wymieniali jakieś uwagi. Przyjemne i bezpieczne zakupy.
Jeden wchodził, kolejny wychodził. Tuż przy drzwiach stał spray antybakteryjny i papierowe ręczniki. Każdy oczywiście z nich korzystał. Na dywanie przyklejone były taśmą strzałki wskazujące kierunki poruszania się pomiędzy stołami z materiałami. (gwoli wyjaśnienia, bo ja z PL mam inne doświadczenia z kupowania materiałów - tutaj materiały leżą na stołach w belach. Klient krąży pomiedzy stołami i maca i ogląda wszystko, ile mu się podoba, po czym wybiera dowolne bele i zanosi je do kasy, by tam sprzedawca uciachał, ile potrzeba). Niektóre przejścia też są zagrodzone taśmą, by trochę ludzi ograniczyć. U nas maseczki nie są obowiązkowe, ale zalecane przy zakupach i tutaj większość osób nosiła maseczki, szaliki itp. Wszyscy klienci - jak nie trudno się domyślić - zgromadzili się głównie przy stołach z bawełną. Ludzie wybierali po jednym lub kilka różnych materiałów. Większość kupowała po pół metra materiału i do tego tasiemki lub gumki. My wybrałyśmy dwa materiały w kropeczki.

Maseczki jeszcze nie uszyte, bo co innego było do roboty. Dziś jest Dzień Matki (czytaj: pogoda pochmurna i leniwa) więc nic nie robimy. Jutro Najstarsza, mam nadzieję, znajdzie chwilę by uszyć matce ze dwie maseczki, bo matka we wtorek wraca do roboty.

Z roboty, co prawda, mam otrzymać sprzątaczkowy zestaw koronny, ale podejrzewam, że to może potrwać. Jaki to zestaw? Ano pudełko rękawiczek, maseczek, ręczników papierowych, czyli całe wielkie gie. No, ale jak to mówią, darowanemu koniowi ne zagląda sie pod ogon... czy jakoś tak... xd

Ja tam tych sztucznych masek nie zamierzam nosić na mojej szlachetnej gębie. Dlatego uszyję se swoje (albo Dziecko mi uszyje), takie które mogę wyprać, a nie wyrzucać tonami do kosza. Nie wiem nawet, czy w ogóle będę ich potrzebować. Zależy od klientów, co powiedzą i co zrobią. Maseczki, jak wiadomo, chronią innych przed naszymi ewentualnymi wypluwanymi wirusami, a nie tego, co je nosi, tak że ten. Co do rękawiczek to - szczerze mówiąc - też mam wątpliwości, bo już nie raz i nie siedemnaście próbowałam nosić w mojej robocie rękawiczki. Dwa na dziesięć, nie polecam. Nie lubię się za bardzo z tym wynalazkiem. Nie wiem, jak laski mogą w tym pracować wogle. Moje dłonie nie są stworzone do rękawiczek, bo na szerokość są na mnie dobre S, a na długość M - dłonie złodzieja  pianisty. Jeśli już używam, to tych takich 5-6€ za parę, które mają miękkie we środku i które można prać w pralce, a nie jednorazowego shitu. W nich jednak jakoś nie wyobrażam sobie ścierania kurzu i zbierania drobiazgów (typu kolczyki, airpodsy, monety) ani tym bardziej składania prania brrr. Poza tym, po umyciu prysznica czy wanny rękawiczki zawsze mam pełne wody. NIENAWIDZĘ RĘKAWICZEK! Hm, jeszzce nie wiem, jak będzie wyglądała moja robota w tym dziwnym czasie... Przyjdzie się pewnie kilku nowych rzeczy naumieć.

Bardziej jednak obawiam sie ogólnej organizacji dnia. Teraz nie pracując potrzebuję całego dnia na ogarnięcie szkoły i domu, mimo że wstaję wcześno a późno się kładę. Teraz na pół dnia pójdę do roboty. Ech. Będzie jazda.

Nie ukrywam, że liczyłam iż ten powrót do szkoły będzie trochę inaczej wyglądał. Tymczasem okazuje się, że w piątek zaczyna tylko Młody i że od nastepnego poniedziałku 18/5 będzie chodził do budy zaledwie 2 razy w tygodniu. Duuuupaaaa blada!

Startuje w jego podstawówce 3 roczniki: pierwsza, druga i szósta. Każda klasa jest podzielona na dwie grupy. Jedni będę mieć lekcje w poniedziałki i czwartki, drudzy w wtorki i czwartki. Środa wolna. Większość nauki zatem nadal on-line. Belfrom nie zazdroszę ani ani. Każda grupa (rocznik Młodego ma np 2 klasy, czyli 4 grupy) musi mieć nauczyciela i swoją salę. Poza tym reszta uczniów musi mieć belfra on-line. Nauczyciele poza tym wszystko sobie na własną ręką muszą zorganizować. Nie tylko w kwestii rozdziału grup i sal. Sami se szyją maseczki, szukają żeli antyakteryjnych, ręczników po sieci i sklepach. Bo w Belgii tak się to robi. Panstwo na pewno sporo pomaga i nadzoruje, ale autoomiczność szkół ma swoje zalety i swoje wady.

Inne podstawówki zaczynają zupełnie inaczej niż nasza. W niektórych na przykłąd dzieci chodzą codziennie po pół dnia, w innych jeszcze inaczej, adekwatnie do możliwości szkoły.

U Najstaszej (mała katolicka szkoła średnia) 15 maja startują tylko szóste i siódme klasy. Potem 29 maja startują klasy drugie i czwarte, bo to klasy po których często zmienia się szkołę. Szkoła średnia składa się z 3 etapów po 2 lata. Rok siódmy dotyczy zawodówki.
O reszcie na razie nie zdecydowano. Najstarsza zatem do końca maja (co najmniej) nadal uczy się w domu. Koszmar. Zawodówki i technika on-line to totalna katastrofa.
W tej szkole nie będzie w tym roku egzaminów i punktów za ostatnie dwa trymestry na raportach. Do atestu bedą brane pod uwagę punkty osiągniete do połowy marca, egzaminy grudniowe oraz sumienność pracy on-line. Staże w tym roku odwołano. Współczuję szósto i siódmoklasistom :-(

Młoda (duża popularna szkoła katolicka) też nie wraca. U nich startują tak samo ostatnie roczniki z poszczególnych stopni. Nauczyciele zastrzegli wyraźnie, że kto nie został zaproszony do powrotu ma zakaz pojawiania się w szkole i zadawania głupich pytań.

I to by było na tyle na temat otwierania szkół we Flandrii w tym miesiącu.

Wkurza mnie coraz bardzie tak cała korona i podejrzewam, że jeszcze długo wkurzać będzie. Bo na początku to było nawet fajnie. Takie nieprzywidywane wakacje to dla mnie fajna odmiana, ale po miesiącu zaczęło się to robić jakby lekko nudne albo raczej upierdliwe, bo na nudę to ja raczej nie narzekam.

Po raz kolejny się przekonuję, że ja nie jestem zdecydowanie typem kury domowej. Niby z jednej strony podoba mi się to, że mogą spędzać z dziećmi tak dużo czasu. O tak, to jest superowe, fantastyczne i cool. Mamy za sobą mnósto przyjemnych chwil. Jednak z drugiej strony siedzenie w domu działa mi na nerwy. We czworo siedzimy w domu, więc non stop żremy, brudzimy, bałaganimy i non stop trzeba robić to durne jedzenie i sprzątać. Te wszystkie szkole książki, wydruki zalegające tonami w salonie porozkładane wedle poszczególnych przedmiotów. Kurde zużylismy już ryzę papieru na wydruki (a sporo robimy na kompie), tusze kupione na początku korona-szkoły za 70€ już się kończą...

Nienawidzę siedzieć w domu. Lubię chodzić do pracy, robić coś pożytecznego i zarabiać. Teraz dostaję hajs od państwa z technicznego bezrobocia, dzięki czemu mogę sie poczuć jak  jakaś bezużyteczna pizda, jakiś durny nierób. Nie wiem, jak ludzie mogą żyć w ten sposób całymi latami.

Na szczęście klienci zaczęli też już tęsknić za sprzątaczką, niektórzy też właśnie wracają do roboty, zatem mogę wreszcie pójść znowu zarobić uczciwie na swoje utrzymanie. Wiem, że cholernie trudno będzie pogodzić mi pracę, domowe obowiązki i koordynację nauki stacjnarnej plus on-line, ale wiem też, że będę się czuć lepiej chodząc do roboty jak normalny człowiek.

Od dziś poza tym można w Belgii przyjmować gości. Jednak mogą to być tylko 4 osoby i to te same 4 osoby za każdym razem. Przy czym te 4 osoby nie mogą przyjmować sami  innych gości. Dla nas w sumie to jeden grzyb, bo przecież i tak nie przyjmujemy gości ani goście nas nie przyjmują. W czasach takich jak te bardzo dobrze jest być odludkiem, istotą aspołeczną i asocjalną. Idealnie wręcz.

To będzie jdnak prawdziwy test dla belgijskiego społeczeństwa. Rada Bezpieczeństwa wyraźnie powiedziała, że to jak to będzie przestrzegane zależy tylko i wyłącznie od ludzi, od ich uczciwości i zdrowego rozsądku. Wszyscy sie boją, że łamanie zasad oznaczać może ponowny wzrost zachorowań, a co za tym idzie duży krok w tył. Mówią jednak, że dotąd Belgowie zachowywali się stosunkowo bardzo dobrze i bardzo odpowiedzialnie (było oczywiście sporo głupich zachowań, ale wszystko mieści się widocznie w granicach normy) dlatego rządzący tym cyrkiem liczą dalej na naród.
Cóż, pożyjemy - zobaczymy, czy się nie przeliczą co do narodu albo co do wirusa.

Ja wracam do roboty i to będzie dla mnie kolejne nowe interesujące doświadczenie w zawodzie sprzątaczki. Nie mogę się już doczekać.