20 maja 2018

Kto został rybką, kto modelką a kto zmienił pracę, czyli kolejna kartka z pamiętnika.

Pora zapisać kolejną kartkę w naszym internetowym pamiętniku, bo mamy za sobą tydzień pełen wrażeń.

M_Jak_Mąż stwierdził, że 5 lat w jednej firmie robić to dosyć i postanowił przenieść się do innej, no i właśnie w poniedziałek zaczął robotę w nowym miejscu. Stres był. 

Nie no, tak serio to w dawnej fabryczce od pewnego czasu nie przewala się z robotą - ludzie non stop są na zmiany wysyłani na DOPy, czyli tymczasowe bezrobocie, a to się człowiekowi tak średnio opłaca, bo wypłata ze związków odrobinę różni się od normalnej... Dlatego M na jednym z tych przymusowo wolnych dni udał się do VDAB (tutejsze biuro pracy) ze swoim CV i nakazał im poszukać nowej roboty. Okazało się, że pracy w jego zawodzie nie brakuje. Ledwie wrócił do domu, już zaczęli dzwonić ludzie z pierwszymi ofertami. Po tygodniu już miał wystarczająco interesujących ofert do przejrzenia.  Poszedł na kilka spotkań, wypytał o szczegóły, popróbował, pomyślał i zdecydował. Dotychczasowy pracodawca nie robił żadnych problemów - rozwiązali umowę za porozumieniem stron i załatwione. Póki co jednak M będzie przez kilka tygodni zatrudniony przez biuro pośrednictwa pracy, gdyż tak tutaj system funkcjonuje. W tym czasie ciągle może sprawdzać inne oferty i dopóki nie otrzyma stałej umowy bez problemu może pójść do jeszcze innej firmy, gdyby się trafiła atrakcyjniejsza oferta. Na razie jest jednak zadowolony, tylko lekko zdziwiony, że we flamandzkiej firmie we Flandrii wszyscy pracownicy mówią po francusku, wielu tylko i wyłącznie w tym języku. Belgia to jest dziwny kraj, bardzo dziwny...

* * *

Kolejne emocjonujące wydarzenie to pokaz mody w szkole Najstarszej. Nauczyciele i uczniowie kierunku MODA od kilku tygodni przygotowywali się do tego wydarzenia. Przygotowano program, plakaty, bilety, muzykę. Zebrano wszystkie szkolne prace, czyli spódnice i spódniczki, suknie, bluzy, torby, kapelusze, koszule i wszystko inne, co uczniowie uszyli na lekcjach w ostatnim czasie. Przygotowano dekoracje i wybieg dla modelek i modeli. Kupa roboty, ale efekty były niezłe.

Bilety kupiliśmy już jakiś czas temu, o czy, - zdaje się - już tu gdzieś wspominałam kiedyś. Impreza zaczynała się o 19tej w piątek. Gdy dotarliśmy na miejsce, na sali było już sporo ludzi. Przy wejściu można było kupić bony na napoje i popcorn. Dawano też miseczki z żelkami. Wydawaniem napojów i przekąsek zajmowali się uczniowie, nauczyciele i rada rodziców. Do picia można było dostać kawę, wino, piwo, colę, fantę itp. 

Uczniowie kierunku MODA przy drobnym wsparciu kilku uczniów z innej klasy (głównie chłopaków, bo na tym kierunku jest tylko jeden mężczyzna) oraz maluchów (zapewnie z rodzin modelek i nauczycieli) zaprezentowali własnoręcznie uszyte ubrania uzupełniane w razie potrzeby przez kupne.  Dodam tu, że oni szyją bardzo dużo i każdy co innego. Klasa Najstarszej szyje głównie spódnice, ale nauczyciel podaje tylko kategorię, np "spódnica jeansowa", czy "spódnica sportowa", po czym dziewczęta muszą znaleźć sobie w internecie spódnicę, jaką chcą sobie uszyć. Następnie pani pomaga w przygotowaniu wykrojów. Potem jadą z całą klasą na zakupy i kupuja odpowiednie materiały i dodatki, czasem każdy musi kupić we własnym zakresie wszystko co potrzeba. W końcu zabierają się za szycie pod nadzorem i pomocy nauczyciela. Ostatecznie jedna szyje kieckę długą, druga miniówę, jedna prostą i  wąską, druga rozkloszowaną z koronkami, guzikami czy innymi bajerami. Starsze klasy muszą też samodzielnie zaprojektować wiele ubrań. Dlatego na tym pokazie nie było nudno. Nam wszystkim w każdym bądź razie bardzo się podobało.

dekoracje

dekoracje

dekoracje przygotowane przez uczniów
 

modelki z klasy Najstarszej (ona 2 od lewej)

Nasza Najstarsza prezentująca strój sportowy (kiecka uszyta samodzielnie)
Okazało się, że najcichsza, najspokojniejsza i chyba najbardziej nieśmiała uczennica w całej szkole, czyli nasza córka, na scenie czuje się jak ryba w wodzie - zero zdenerwowania, onieśmielenia - jakby to był jej chleb powszedni. Nie było to dla mnie jakieś specjalne zaskoczenie, bo sama miałam zawsze podobnie - trudno mi było podejść i zagaić do koleżanki z klasy na przerwie, choć byłam lubiana, czy zgłosić się do odpowiedzi mimo najlepszych wyników w nauce,  ale nie miałam problemów z wyjściem na scenę i występem przed kilkudziesięcioosobową publicznością. 

Niemniej jednak ten występ dał mi wiele radości i szczęścia. Byłam (i jestem ciągle) dumna z mojej córki. Moja duma i poziom szczęścia jeszcze bardziej wzrósł, gdy po występach podszedł do nas dyrektor szkoły i zaczął wychwalać Najstarszą. Mówił, że wykonała kawał dobrej roboty - nie tylko na scenie, ale przez cały rok szkolny. Wszyscy zachwycają się jej kreatywnością, talentem artystycznym i krawieckim. Dyrektor wyraził swe zadowolenie, że mają taką uczennicę na pokładzie, a my jako rodzice i rodzeństwo pękaliśmy z dumy i szczęścia. Bo sukcesy naszych dzieci są przecież naszymi osobistymi sukcesami. Wszak to my te dzieci wychowujemy i pomagamy im odkrywać i zdobywać świat. Niejeden powie pewnie, że szkolne przedstawienie to żadne tam osiągnięcie, ale ja uważam, że jak ktoś nie potrafi się cieszyć z malutkich sukcesików, to i większych też nigdy nie doceni, a nawet nie zauważy i wiecznie będzie niezadowolony i nieszczęśliwy, i ciągle będzie tylko zazdrościł innym, bo przecież mają więcej, lepiej, cieplej...

My umiemy cieszyć się takimi drobiazgami, a na kłopoty patrzeć z dystansem i dlatego nasze życie jest ciągle pełne radości i frajdy.

* * *

W sobotę z kolei miał miejsce pokaz tańca i gimnastyki klubu, do którego należy nasza najmłodsza pociecha. Impreza miała tytuł "De Vier Seizonen", czyli cztery pory roku. Swoje umiejętności zaprezentowały wszystkie grupy tańca i gimnastyki od przedszkolaków do dorosłych. Nauczycielka Młodego sama też tańczy (hip hop, street dance) i występy jej grupy były po prostu świetne (bardzo w moim klimacie).
Grupa Młodego to oczywiście grupa przedszkolna, czyli dzieci od 2 do 6 lat. Słodziaki znaczy. Zatańczyli taniec rybek do piosenki K3 "Blup, Ik Ben Een Vis" (jestem rybką). 


Wszystkie rybki były w żółtych strojach i na żółto pomalowanymi buźkami. Przedstawienia maluchów zawsze są wzruszające. Jeszcze takie nieporadne, mylą krok, zapominają gdzie są i gapią się na coś zamiast tańczyć... 

Przezabawny moment był na końcu programu. Ktoś z organizatorów wpadł na genialny pomysł, by na końcowe wyjście (gdy wszyscy uczestnicy wychodzą na scenę) wypuścić dym. Malców nikt nie uprzedził chyba o tym zjawisku (a choćby nawet, to słyszeć a widzieć to dwie różne rzeczy), no i każdy maluch wchodząc na salę rozdziawial szeroko buzię, pokazywał palcem i wołał "O CHMURA". Co najmniej połowa zamiast stanąć na środku sali, gdzie powinna, szła pomacać chmurę - podskakiwali, próbowali uchwycić to dziwne coś... Każdy się chichrał :-)

Występ dodał Młodemu chęci do dalszego tańczenia i mówi, że na drugi rok będzie nadal chodził na tańce... a jak będzie większy to też na gitarę, bo "gitara jest najfajniejszym instrumentem, nawet cowboy może grać na gitarze" :-)

A jutro... 
wolny poniedziałek HURRA, bo Zielone Świątki w tym kraju to feestdag, czyli święto. 
Jak nie będzie padało, to...

IDZIEMY DO ZOO, ZOO, ZOO
idziemy do zoo, zoo, zoo...

12 maja 2018

Dla miłośników ptactwa wodnego i nie tylko. Fotorelacja z wycieczki do Zoutleeuw.

Kiedyś przypadkiem zobaczyłam w necie intrtygujace zdjęcia ludzi spacerujących po kładkach nad wodą. Okazało się, że to fajne miejsce znajduje się w naszej prowincji Vlaams Brabant. Co prawda na drugim jej końcu, czyli z 80 km od nas, ale postanowiliśmy się tam wybrać i zobaczyć to na własne oczy. Dziś rano Młody miał zajęcia z tańca, a w południe nastocóry miały fryzjera, ale o 14tej już były wystrzyżone i uczesane. Można było wyruszyć na wycieczkę. Co też niezwłocznie uczyniliśmy.

Było warto. To było bardzo udane popołudnie. Pogoda dopisała. Obeszliśmy jak należało całe jeziorko wkoło, czyli przetuptaliśmy jakieś 5,5km po drewnianych kładkach i polnych ścieżkach. Napatrzyliśmy się na różnego rodzaju ptactwo wodne i żabuchy. Posłuchaliśmy też ptasiożabiego koncertu. Na koniec oczywiście wypiliśmy kawkę i pochłonęlismy lodziki. Dzieci pobrykały trochę na wypaśnym placu zabaw i zabraliśmy się w drogę powrotną. W domu byliśmy koło 19tej.

Oczywiście jakby Was naszło się tam wybrać, to dobrze jakbyście jakiś aparat dobry ze sobą wzięli, bo srajfon robi niby lepsze zdjęcia niż noga od taboretu, ale tylko odrobinę lepsze. Ja nie dorobiłam się jeszcze dobrego aparatu, zaś ten który posiadam to beleco.

10 maja 2018

Rzeczy z drugiej ręki - belgijski sport narodowy :-)

W domu nauczono mnie, że trzeba szanować rzeczy, które się ma, nie wyrzucać bez potrzeby. Z rodziną bliższą i dalszą oraz znajomymi ciągle wymienialiśmy się ubraniami i butami, a także meblami, zabawkami i wieloma innym przedmiotami. Pamiętam, że niektóre ubrania, czy zabawki które komuś podarowaliśmy, za jakiś czas wracały, gdy pojawiały się w rodzinie młodsze dzieci. Przyjemnie było zawsze patrzeć, że jakieś inne dziecko najchętniej nosi ten sam sweterek co moja pociecha.
Z czasem pojawiły się w Polsce ciucholandy z używaną odzieżą z zagranicy, później znowu sklepy z różnymi rupieciami także przywiezionymi z zagranicy. Nie przewalało nam się z kasą i te zjawiska przyjęliśmy z wielką radością. Wreszcie można było się ubrać i kupić jakieś fajne rzeczy do domu. Jakże się dziwiłam, gdy w takim ciucholandzie spotykałam jakąś panią doktor czy innego bardziej zamożnego człowieka, bo przecież - myślałam - tych ludzi stać na nowe ubrania czy zabawki... Jeszcze bardziej jednak dziwiłam się tym, którzy nie mieli na chleb ani w ogóle na nic, ale uważali że rzeczy z drugiej ręki to wstyd, już lepiej nosić jedną bluzkę zarówno do kościoła jak i do stajni...

Dziś sama jestem tą osobą, którą stać na kupowanie wielu nowych  rzeczy i robię to z ogromną przyjemnością. Jednak nadal cieszą mnie wszelakie dary od znajomych oraz kupowanie rzeczy z drugiej ręki. Gdy zamieszkałam w Belgii zauważyłam dziwne zjawisko. Otóż okazało się, że Belgowie nie tyle, co nie wstydzą się kupować rzeczy z drugiej ręki, u nich jest to wpisane w tradycję. Czasem odnoszę wrażenie, że 2dehans to tutejszy sport narowodowy. Badania przeprowadzone w 2015 roku wykazały, że 4 na 10 Flamandów kupiło w przynajmniej jedną rzecz z drugiej ręki w ciągu roku. Najczęściej kupują używane ubrania, książki i dekoracje.

Dla Polaków mieszkających W Belgii jednak kupowanie czy branie za darmo rzeczy z drugiej ręki to WSTYD. Przekonałam się o tym wielokrotnie na własne uszy i oczy obracając wśród Polonii zarówno w realu jak i w sieci. Ktoś napisze na grupie, że oddaje coś za darmo lub chce sprzedać używanego , to od razu pomyje na niego i na potencjalnych nabywców, wyzywanie od polaczków-śmieciarzy, dusigroszów, kloszardów, a często i gorsze obelgi lecą... Coraz częściej dochodzę do wniosku, że polskie poczucie przyzwoitości i wstydu jest niekiedy co najmniej dziwne, żeby nie powiedzieć wypaczone... Wstyd pracować w konkretnych zawodach (patrz wpis o sprzątaczkach) - nie wstyd być bezrobotnym. Wstyd nosić używane rzeczy - nie wstyd używać "kurwa" jako przecinka, czy tłuc butelek pod domem po pijaku... (tak, w Belgii też). Nie dotyczy to na szczęście wszystkich rodaków... ale i tak węgiel w piwnicy kiełkuje, jak się słucha niektórych... Wszak przyjechaliśmy z tego samego kraju... i przez bałwanaów normalnym się potem dostaje...

Wróćmy jednak do tematu. Jako się rzekło, Belgowie (i chyba wiele innych narodów) lubi zakupy z drugiej ręki i nie są one dla nikogo niczym nieprzyzwoitym i pewnie dlatego pod tym względem kraj ten daje masę różnych możliwości na tego typu zakupy. Dla mnie bomba a debile niech mówią co chcą.

Pchle targi


Rommelmarkten - bo tak właśnie nazywają się one w Belgii (vlooienmarkt, czyli pchli targ - w Holandii) - należą do tutejszych tradycji. Te targi są dla Belgów nie tylko okazją do zakupu jakiejś tańszej rzeczy z drugiej ręki. Dla wielu Belgów to świetny sposób na spędzanie wolnego czasu - jeżdżenie od targu do targu, poszukiwanie perełek, skarbów, cudeniek, targowanie się. Są ludzie którzy uczestniczą w targach systematycznie jeżdżąc po całym kraju -  jedni kupują, drudzy sprzedają.

W każdej okolicy znajdziemy jakieś stałe targi staroci odbywające się zawsze w tych samych miejscach - jedne organizowane są co tydzień, inne zaś raz miesiącu. (klik) stałe targi w Be


Na pchlich targach można kupić prawie wszystko - używane ubrania, buty, zabawki, książki, płyty, meble, obrazy, rzeźby, żyrandole, różne urządzenia, narzędzia, przyrządy, dywany, doniczki i dziesiątki innych przedmiotów. Są to nie tylko rzeczy używane w ostatnich latach. Na takim targu można też kupić rzeczy pamiętajace nawet pierwszą wojnę światową, a bywa że i starsze. Po co to komu? Do kolekcji, jako dekoracja domu czy ogrodu, żeby przerobić na coś innego... Możliwości tyle, na ile fantazja pozwoli...
Zdjęcie ze strony: http://www.kwboostakker.be

Nieodłączną częścią wszelakich targów są oczywiscie stanowiska z gorącymi goframi i kawą, frytkami, hamburgerami, pieczonymi kurczakami, lodami, piwem. Od czasu do czasu towarzyszą im też różne drobne parady, pokazy lokalnych organizacji itp.

Na niektórych targach można kupić i sprzedać wszystko, na innych zaś znajdziemy rzeczy z konkretnej kategorii. Mamy więc np targi antyków, gdzie znajdziemy najdziwniejsze starocie, częstokroć badzo wartościowe, które jednak na takim targu można czasem kupić za kilka centów. Największy antiek- en brocantemarkt w Beneluksie odbywa się co tydzień w Tongeren. W każdą niedzielę od 6 rano do 13 można szukać prawdziwych skarbów u 350 handlarzy.

Byłam nie dawno z Młodą u nas na targu tylko popatrzeć, no to kupiłam koszyk dla morisów, a młoda jakieś pierdołki po 1 euro, które "po prostu są idealne" do jej celów (cokowliek by to nie było), a których mi by nawet do łba nie przyszło do ręki wziąć.

Kolejnym gatunkiem są kinderrommelmarkt, czyli targi artykułów dla dzieci - ubrania, zabawki, gry, rowerki, akcesoria, mebelki i wszystko inne co pod tą kategorię da się wcisnąć. Na takich targach starszaki przy pomocy rodzicow lub dziadków czasem rozstają się w końcu ze swoimi ulubionymi zabawkami, z których już wyrosły, ale których zawsze żal.

Interesujacymi zjawiskami są też ruilbeurs, czy verzamelmarkt, czyli targi kolekcjonerów. Znajdziemy tam m.in. znaczki, monety, pocztówki, płyty i masę innych rzeczy, które ludzie lubią kolekcjonować.

Strony, na których znajdziecie pchle targi w danej okolicy:


Wyprzedaże garażowe i "wystawki" przed domem.

Kiedyś wyprzedaże garażowe kojarzyły mi się głównie z amerykańskimi filmami, gdzie to zjawisko mogłam obserwować. Zastanawiałam się wtedy (i zastanawiam do dziś - choć w/w podejście Polaków  poniekąd to wyjaśnia)), dlaczego w Polsce nie ma czegoś takiego? Przecie to fajna sprawa, tutaj właśnie również znana. Co ciekawe w sąsiedniej gminie zaobserwowałam, że tu wyprzedaż garażowa jest zorganizowana przez gminę, czy jakąś tam organizację. Jest strona internetowa, gdzie podana jest data i tam każdy, kto ma coś do sprzedania, może się zgłosić podając swój adres. W wyznaczony dzień ludzie sprzedający używane rzeczy otwierają garaż albo wystawiaja kram przy drodze i zawieszają specjalne baloniki, tabliczki, żeby było z daleka widać, gdzie jest wyprzedaż. Gdy dom jest daleko od głównej drogi, to baloniki wiszą przy drodze wraz ze strzałkami, za którymi trzeba podążać, by znaleźć dany garaż. Dobry pomysł, bo jednego dnia można od razu objechać kilka garaży i upolować jakąś super okazję :-)
Djęcie ze strony: http://invlaanderen.be

Inna popularna metoda na pozbycie się niepotrzebnych rzeczy i kupienie czegoś okazyjnie to wystawienie rzeczy przed dom z numerem telefonu a czasem i ceną lub napisem "gratis". W ten sposób kupiliśmy kiedyś córce świetny rower za 50€. Najczęściej przed dom wystawiane właśnie są rowery, motory no i samochody z kartką, ale często widzę też opony samochodowe, jakieś meble. Te rzeczy oczywiście (poza samochodami i motorami) wystawiane są na dzień a na noc chowane do domu. Ta forma sprzedaży bardziej popularna jest na wsi, bo w niektórcyh miastach za wystawienie czegoś przed dom nawet z napisem "gratis" grozi otrzymaniem poważnego mandatu za zaśmiecanie albo blokowanie chodnika. W Belgii głupich przepisów bowiem też nie brakuje.
wystawka przed domem

Sklepy z rzeczami z drugiej ręki.


Najpopularniejsze sklepy to sieci Kringwinkel i Troc

Kringloopwinkel, kringloopcentrum,  kringwinkel to organizajca, która dba by używane przedmioty dostały swoje drugie życie. To zjawisko pojawiło się gdzieś w latach 80tych XX wieku i miało na celu zmniejszenia fali zalewajacych kraj śmieci.
Krinwinkel zbiera bowiem za darmo używane rzeczy od ludzi, sortuje je, naprawia, czyści i sprzedaje w korzystnej cenie.  Przy czy tym kringwinkel tworzy miejsca pracy dla ludzi z niskimi kwalifikacjami. Pracuje tam m.in. wielu obcokrajowców nieznających jeszcze dobrze języka.
W Belgii ta organizajcja ma około 120 sklepów, w Holandii jest ich grubo ponad 1000. Działanie tej organizacji wspierane jest przez pańswto.

Kringwinkel w najbliższej okolicy można znaleźć na stronie internetowej: https://www.dekringwinkel.be/zoeken/index.html
Wystraczy podać nazwę swojej gminy i w jakim promieniu (w km) ma komputer szukać. Tylko trzeba wiedzieć, że w każdym kringu znajdzie się co innego. Odwiedziłam ich już sporo  swojej bliższej i dalszej okolicy i tak np w Opwijk jest mały kring i jest tam wszystkiego po trochu - książki, zabawki, ciuchy, dekoracje, kilka mebli. W Londerzeel jest mnóstwo ubrań i róznych drobiazgów do kuchni czy dekoracji (kieliszki, talerze, wazony, figurki). W Dendermonde jest mały kring ale można tam kupić świetne rzeczy - zabawki, rowery, meble, jest też trochę ubrań. W Vilvoorde jest duży kring i tam można znaleźć wszystko. Świetny kring jest też w Hamme. Widziałam tam cudne meble i masę fantastycznych dekoracji czy kuchennych drobiazgów.  
foto ze strony https://www.dekringwinkel.be/

https://www.dekringwinkel.be/

https://www.dekringwinkel.be/

Oczywiście jest jedna zasada - nigdy nie ma tego, czego w danym momencie szukasz, ale zawsze jest coś,  co wcale potrzebne ci nie jest, ale po prostu czujesz, że musisz to kupić.  To samo dotyczy się rommelmarktów - jak już tam pójdziesz to nie wrócisz z pustymi rękoma :-)

Niektórze rzeczy można licytować przez internet i potem odebrać w danym sklepie

Troc to francuska sieć sklepów z używanymi rzeczami. Z tym że te sklepy funkcjonują trochę ianaczej, bardziej na zasadzie komisu, czyli nie zbierają śmieci za darmo tylko zwyczajnie skupują używane przedmioty od ludzi. Rzeczy są wyceniane przez trocowych ekspertów. Gdy przedmiot nie sprzeda się w danej cenie przez 2 miesiące,  zostaje przeceniony o 10% i potem ewentualnie co miesiąc o kolejne 10%. Pierwszy troc w Belgii otwarto w 1996 roku. Slepy troc można znaleźć w 6 europejskich krajach. Jest ich łącznie około 200.

W Trocu znajdziemy zarówno rzeczy używane wczoraj jak i 30 lat temu, a także całkiem nowe, np końcówki serii.
https://www.facebook.com/trocbelgium/

https://www.facebook.com/trocbelgium/

https://www.facebook.com/trocbelgium/

https://www.facebook.com/trocbelgium/

https://www.facebook.com/trocbelgium/

https://www.facebook.com/trocbelgium/ 

https://www.facebook.com/trocbelgium/

foto ze strony https://www.facebook.com/trocbelgium/

http://www.troc.com/be/
https://www.facebook.com/trocbelgium/

Kolejna sieć sklepów kupujących i sprzedających używane rzeczy to Ecoshop.


W Belgii znajdziemy też sklepy z australijskiej sieci Cash Converters, z tym że więszkość znajduje się w Walonii i Brukseli, czyli terenie dla mnie kompletnie nieznanym. We Flandrii mają tylka kilka sklepów, np w Antwerpii i Gandawie. Nie odwiedziłam jak dotąd jednak żadnego, więc nie będę zachwalać. Z tego, co widzę w necie - zajmują się bardziej handlem elektroniką, grami, AGD, biżuterią, zegarkami i tym podobnym rzeczami.

Poza wyżej wymienionymi jest jeszcze mnóstwo innych, w dużych miastach są sklepy jeszcze innych zagranicznych sieci, są też małe pojedyncze sklepiki w małych gminach.

U nas w gminie jest np Świat Alicji (Wereld van Alice) - bardzo interesujący ...dom. Na dole w salonie jest restauracja, czy raczej bardziej kawiarnia, gdzie można wypić kawę i przekąsić coś dobrego. Z salonu wchodzimy do pokoju w którym możemy kupić używane ubrania dla milusińskich. Na piętrze zaś jest pokój artystyczny. Tam można np zrobić urodziny dla dzieci, na których dzieci będą tworzyć jakieś cuda. Młoda tam kiedyś była i zrobiła z butelki i innych śmieci kręcącą się ośmiornicę na baterie. 

Internet

Belgowie kupują i sprzedają też mnóstwo rzeczy przez internet. 

Najpopularniejsze strony z przedmiotami z drugiej ręki to 2dehans i kapaza:

Inne to:

Popularny jest ponoć też e-bay

Tego zjawiska nie ma co opowiadać, każdy pewnie choć raz korzystał z polskiego allegro...

Ale opowiem o tym jak kupowaliśmy papugę, bo ubaw mieliśmy przedni i zastanawialiśmy się czy gość chce faktycznie tego ptaka sprzedać, czy tylko mu się wydaje, że chce...

Młoda po długich rozważaniach i przeczytaniu połowy internetu zdecydowała się w końcu na dokupienie przyjaciela dla Summer. Do sklepu, skąd mamy Summer, jest ze 30 kilosów więc postanowiłam poszukać czy ktoś na 2dehans się nie ogłasza. Ogłaszał się. No i dobra, napisałam do gościa z najlbliższej okolicy na czacie
- Dzień dobry, czy ma pan nadal te papużki do sprzedania?
Po dwóch dniach, gdy już miałam zagaić do następnego sprzedawcy, dostałam wielce wyczerpującą odpowiedź - Tak, mam.
Spoko. Mając na uwadze, że gość odpowiada bardzo rzeczowo na pytania, zadałam pytanie trochę bardziej skomplikowane. Mniej więcej w ten deseń, ino po niderlandzku - Fajnie, no to kiedy i gdzie mogłabym przyjechać, by kupić jednego ptaszka? - Dodałam też od razu swój numer telefonu i podałam w jakiej miejscowości mieszkam.
Po dwóch dniach odpowiedź na czacie - Świetnie. To ja do Pani zadzwonię.
Czekałam 2 dni na ten telefon i pomyślałam , że chyba trzeba potwierdzić, że zgadzam się by do mnie zadzwonił. Napisałam znów na czacie, że czekam na telefon. Po dwóch dniach faktycznie facet zadzwonił. Esemesa z adresem nawet dość szybko dostałam. Umówiliśy się na sobotę. Pan zapytal też koło której godziny będziemy. Odpisałam natychmiast pytając, czy 11 mu odpwowiada. Rychło na drugi dzień odpisał, że "świetnie". Kurde już myślałam, że papuga się zestarzeje i zdechnie, zanim dojdzie do tej transakcji. No ale w końcu się udało. Szare puchate nazwane Snowflake jest już w pełni zaprzyjaźnione z Summerem i już go nawet zdążyło róznych głupich rzeczy nauczyć, bo jakiś łobuz się trafił, ale o tym innym razem.

Ogłoszenia w gazetach

Podobnie jak w Polsce i każdym innym kraju, w Belgii też można dać ogłoszenie w gazecie. Tą metodą też można kupić i sprzedać różne rzeczy.

Inspiracje

Gdy pierwszy raz zajrzeliśmy do tych sklepów ze starociami czy na pchle targi , zachodziliśmy w głowę, po co ludziom te wszystkie strare rzeczy. No bo wiecie, oni tu sprzedają np stare grabie, motyki, lalki prababci, rozwalające się wózki dla dzieci pamietające na wygląd I wojnę światową, czy inne - wydawało by się - nieprzydatne rupieci. Odkąd łażę po różnych domach i ogródkach i odkąd bliżej zapoznaję sie z belgijską stroną internetu, zaczęłam jarzyć o co kaman. Po pierwsze Belgowie lubią otaczać się starociami. Nie wszyscy oczywiście, ale tutaj starocie to nie powód do wstydu. Ludzie lubią mieć w domu szafy po prababci i zabawki którymi bawił się dziadziuś czy tato. A jeśli już wybiorą starocie do dekorowania domu, to logiczne, że trzymają się tego stylu. Nawet ci, którzy mają domy w jakimś nowoczesnym stylu, lubią poustawiać tu i ówdzie jakieś chińskie wazy, zabytkowe świeczniki, czy inne duperelki. Po drugie tutaj - podobnie jak w Polsce - ludziom nie brakuje pomysłów na przerabianie śmieci na coś przydatnego. Wyżej wymienione sklepy częstokroć same się tym zajmują i potem sprzedają gotowe przedmioty, którym nadali nowe życie. Pokażę poniżej kilka pomysłów podkradzionych ze strony fejsbukowej TROC-a.

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium


https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium


https://www.facebook.com/trocbelgium


https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium


https://www.facebook.com/trocbelgium

skrzynka na listy  dla informatyka :-) https://www.facebook.com/trocbelgium


https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium

https://www.facebook.com/trocbelgium