Niektórzy
robią sobie postanowienia noworoczne, których i tak nikt nie dotrzymuje...
Ja
tam wolę sobie zrobić pozytywne podsumowanie roku, czyli co DOBREGO się wydarzyło, jakież to trudności udało się pokonać...
Wszystko po to, żeby w
chwilach zwątpienia sobie je przypomnieć... i pomyśleć "teraz też dam radę".
Rok mijający
zaczęliśmy od rozstania. M wyjechał do be w poszukiwaniu lepszej pracy, a ja z
całą trójcą zostaliśmy w pl.
Owo rozstanie
dało nam wszystkim wiele dobrego. Nie tylko to, ze teraz jesteśmy tu gdzie
jesteśmy, ale i jacy jesteśmy...
Czasem
potrzeba odejść daleko, żeby znaleźć się bliżej, żeby docenić, to co się ma... Skomplikowana
przeszłość kobiety z przeszłością i mężczyzny po przejściach, kłopoty finansowe , brak pracy, perspektyw, przy tym nowy
członek rodziny i 5 człowieków na 35 metrach... najmocniejsza miłość,
największa cierpliwość może nie wytrzymać takiej próby...
na szczęście los dał
nam rozstanie i drogie telefony.
Jaki pozytyw
może być w drogich telefonach spytacie?
Otóż...
Z M poznaliśmy się przez net. Pisaliśmy baaardzo
długie listy przez długie miesiące. Nawet spotykając się w realu nadal
wymienialiśmy e-maile – oboje lubimy czytać, oboje lubimy pisać. Takie stare świry z nas.
I właśnie będąc od siebie 1500 km zaczęliśmy znowu korespondencję, wyjaśniając po trochu różne nieporozumienia.
Wiele rzeczy, o których ciężko mówić w cztery oczy, z łatwością można wystukać
z klawiatury i wcisnąć Wyślij...
Gdy spotkaliśmy się po prawie 4 miesiącach niewidzenia byliśmy innymi zupełnie ludźmi, zupełnie nową rodziną choć niby tą samą.
Potem nagła
decyzja o przeprowadzce do be,
duży,
OGROMNY stres,
zamieszanie,
załatwianie w
ostatniej chwili różnych spraw,
kłopoty z przewoźnikiem,
stresująca podróż 18
godzin prawie bez odpoczynku: dzień-noc...
po prostu szaleństwo!!!
Jednakowoż
już na miejscu mimo kłopotów opisanych wcześniej napłynął zachwyt urokami
miejsca, w którym zamieszkaliśmy. Dla mnie i dla dzieci był to pierwszy wyjazd
za granicę. Przyznam, dziwne to uczucie. Nie, nie miałam obaw – ja lubię
zmiany i przygody, przeto raczej niepokój – jak to będzie? co spotkamy na miejscu? bo
opowieści opowieściami, ale to trzeba zobaczyć i poczuć...
Okazało się, że
nasze mieszkanie znajduje się w przepięknej okolicy. Duże miasto, stolica
Europy a tu prawie jak na wsi: dużo drzew, ładne kamienice z pięknymi, dużymi ogrodami.
Tyle że do metra 2 kroki, tyle samo do tramwaju, autobusu, dużych sklepów. I
ogród dla dzieci, a w nim drzewa i krzewy owocowe, Młode posiały swoje
kwiaty, które im cudnie zakwitły... Po mieszkaniu przez 3 lata na 4 piętrze w kawalerce to raj na ziemi
wręcz.
Bruksela - tu mieszkaliśmy |
No i mogliśmy
pozwiedzać Brukselę, a bez dwóch zdań to bardzo piękne miasto. Nawet pomijając
główne atrakcje turystyczne, to praktycznie wszędzie jest co zobaczyć. Stare, urocze kamienice, między nimi nowoczesne wieżowce, do tego mnóstwo zieleni.
Parki zadbane, w nich stare drzewa, źródełka, stawy, fontanny, ptactwo
wszelakie, aż chce się tam spędzić całe dnie. Ludzie leżą na kocach,
dzieciarnia turla sie po trawie... jest czysto. Wiadomo ludzie śmiecą – jak wszędzie,
ale służby sprzątające są bardzo dobrze zorganizowane i panują nad tym. No i
psy mają swoje kible i wybiegi więc na trawie nie leży gówno na gównie jak w
pl. Zdarza się wdepnąć w psią kupę i owszem (czasem pies nie wytrzyma, czasem
pan nie posprząta), ale w pl to raczej się zdarza nie wdepnąć... :)
I jeszcze
muszę wspomnieć o jednej kwestii, której w pl raczej się nie doczekamy –
kultura na drodze. Ja autem nie jeżdżę, ale dużo chodziłam po mieście. Na
początku nie mogłam się przyzwyczaić, że na przejściu dla pieszych można
spokojnie przechodzić... Ledwie dochodzę do przejścia a już z obydwu stron auta
stoją, ludzie uśmiechają się do dzieci. Kurczę, przez pół roku plątania się po
Brukseli ani razu nie czekałam na przejściu dla pieszych, no chyba że były
światła :)
Jak sobie przypomnę ile razy czekałam w pl na przejście z ryczącym dzieckiem
na 1 ręce, torbą z zakupami w drugiej a z przodu jeszcze wózek brzuchem
popychany i o mało mi nogi korzeni nie puściły, a do tego czasem człowiek w
połowie ulicy a tu jeszcze baran jeden z drugim trąbi, omija i jeszcze mordę
drze przez okno.
I parkowanie – w Brukseli jest mało miejsca, ale doskonale
mają zorganizowane parkowanie na poboczu: wszędzie stoją auta zgodnie z
kierunkiem jazdy, dzięki temu łatwo jest się włączyć do ruchu. Jak ktoś zaparkuje
odwrotnie, to odholują raz-dwa i porządeczek jest.
I tak to
Bruksela przywitała nas pozytywnie i taki jej obraz chcę zapamiętać. Potem oczywiście zaczęły się wspominane już schody,
ale jak to mówią, co było a nie jest, nie pisze się w rejestr...
Przeprowadzka
na wieś i jakoby powrót do korzeni to – jak wspominałam – bez wątpienia do
pozytywów należy. Przeto kończący się właśnie rok uważam za wielce pozytywny.
A
była bym zapomniała – przed końcem roku – zaledwie parę dni temu, udało nam się
dokończyć procedurę meldowania. Co prawda dowód dostanę dopiero za pół roku,
ale wszystko już na dobrej drodze.
Niniejszym oświadczam,
że moje życie osobiste uważam za ciekawe i kolorowe. Mam najwspanialszą rodzinę
na świecie, dużo ciekawych przygód, ciągle
mnóstwo optymizmu mimo wielu przeciwności losu i niekończące się poczucie humoru.
Czego i Wam
Wszystkim, Znajomi i Nieznajomi, życzę w Nowym 2014 roku.
Jestes WIELKA
OdpowiedzUsuńA samochody parkuja zgodnie z kierunkiem jazdy,bo inaczej jest to wykroczenie i kosztuje 50eu, nawet jak zaparkujesz na chwile przed swoim wlasnym domem i garazem (tak bylo w przypadku mojej corki)
M kiedyś (jeszcze przed naszym przyjazdem) zaparkował nie tak pod sklepem to cały dzień spędził na policji zanim oddali mu auto :)
OdpowiedzUsuń