strony bloga

15 lipca 2014

Co oni tu jedzą część 2

tort na rozpoczęcie wakacji
Po pomieszkaniu przez rok w be już nie dziwuję się tak bardzo kanapkom przekładanym czekoladowymi goframi albo markizami ani parówkom polewanym miodem. Co więcej odkrywam tu coraz bardziej interesujące potrawy,  poznaję coraz  to insze produkty i składniki, których próżno szukać w wiejskich sklepikach czy innych tam biedronkach w pl. Mogę więc robić nowe eksperymenty. Dzięki coraz lepszym odbyciu z językiem, jestem w stanie odnaleźć w sklepach większość potrzebnych rzeczy znanych mi z pl.

Np udało mi się znaleźć, dzięki forumowiczkom ser nadający się do wszelakich serników, jest to ser z Colruyt'a.

eksperymentalny sernik z winogronem i truskawkami







Co prawda lato, to nie dobra pora na serniki, ale przetestować musiałam :)





Nie zmienia to oczywiście faktu, że nadal niektórych rzeczy nie udało mi się znaleźć poza polskimi sklepami.
 Ktoś kiedyś napisał w komentarzu, że pietruszka (korzeń) jest popularna teraz we Flandrii... No nie wiem gdzie? Ja przez rok ani razu się na nią nie natknełam ani u rolnika, ani w popularnych hipermarketach, ani w warzywniakach, ani na jarmaku. Jest coś, co wygląda jak pietruszka i podobno jest mylone z nią często, ale ja mam za sobą ponad 30 lat pracy na roli u rodziców, do tego ogarniam też gotowanie i wiem, że pasternak da się odróznić od pietruszki nawet bez próbowania i że nie nadaje się on na zastępstwo pietruszki, choć na pierwszy rzut oka baardzo tą przypomina. Jednak nie pachnie jak pietruszka, ani nie smakuje po pietruszkowemu. To bardziej taka zmutowana marchew. Pietruszkę w swojej kuchni zastępuję selerem, bo tego akurat stosunkowo łatwo znaleźć w belgijskich sklepach. Okazało się też, że liście pietruszki, czyli tzw nać też mogą sprawiać problemy, zwłaszcza jeśli po zakupy wysyła się chłopa, który raczej średnio ogarnia kucharzenie, a jeszcze gorzej niderlandzki... W be bowiem bardzo popularna jest trybula, która zamknięta w plastikowym pojemniku bardzo podobną jest do pietruszki i mimo, że w kuchni używana razem z pietruszką, to zastąpić jej nie może zwłaszcza w polskim rosole. Warto więc pamiętać o czytaniu etykietek: trybula to kervel, zaś pietruszka to peterselie. I tak oto powoli z dnia na dzień odkrywam uroki kucharzenia w be i doskonalę swoją znajomość języka niderlandzkiego w tematyce kuchni przeszukując belgijskie i holenderskie strony internetowe z przepisami.

Ostatnio np znalazłam fantastyczne przepisy na potrawy z cykorią na holenderskich stronach i teraz po trochu wypróbowuję. Do nie dawna nawet nie wiedziałam, że to dziwne warzywo wyglądające jak miniaturowa kapusta, a po nl nazywające się "witloof"  to właśnie cykoria... Jakoś mi ta polska nazwa nie pasuje do tego warzywa... nie wiem dlaczego. W każdym bądź razie tutaj tego pełno wszędzie, więc w końcu musiałam sprawdzić z czym się to zażera, bo w pl to raczej rzadko spotykane... I muszę rzec, że gorzkawy smak cykorii świetnie komponuje się np z ananasem w sałatkach, ale z pomidorem i ogórkiem też tworzy świetny dodatek do mięsa i ziemniaków. Tak więc i w be można zrobić coś dobrego do jedzenia, z tym że zdecydowanie się trzeba przestawić z gotowania po polsku na gotowanie ...może nie po belgijsku, ale po swojemu, po nowemu i próbować różnych tutejszych często dziwnie wyglądających albo dziwnie nazywających się rzeczy.


Pisząc o fajnych, nowych a zjadliwych rzeczach w be, nie mogę zapomnieć o słodkościach. Pierwsza rzecz w której tu zasmakowałam od początku to ciastka speculoos i smarowidło do chleba o tej samej nazwie i smaku. Z tego, co się dowiedziałam, speculosy są w Belgii i Holandii tradycyjnymi ciastkami świątecznymi, coś jak w Polsce pierniczki na choinkę. Zresztą to także ciastka korzenne, jednak nie podobne do piernikow w smaku. Oczywiście, jak wszystko w dzisiejszych czasach, zajadane są przez cały rok. W kawiarniach belgiskich dodawane są do kawy gratis. Świetne do moczenia w kawie :-) W mleku zresztą też.


Druga dobra rzecz odkryta przez moje córki, to cakepops'y, czyli ciasteczkowe lizaki, ciasteczka na patyczkach jak mówią niektórzy. Nie wiem, czyj to wynalazek, wiem, że dobry. Cakepopsy można robić na 2 sposoby. Znaczy bazę cakepopsów robi różnie. Pierwszy to ubezpieczenie (albo kupienie) ciasta, ciastek, pokruszenie ich i wymieszanie z masą. Może to być nutella, mascarpone, albo masą maślana, byle się lepiło po zamieszaniu z ciastkami (pamiętacie polskie kasztany, ziemniaczki? - to samo). Z tego robi się kuleczki, nabija się je na patyki, moczy w albo polewa czekoladą i na koniec posypuje kolorowymi cukiereczkami. Można też zamiast czekolady zastosować kolorowe masy jak do tortów angielskich i porobić różne cudaki na praktykach. Druga baza to skorzystanie z foremki lub gofrownicopodobnej maszyny i ubezpieczenie kulek, które od razu można ociapać w czekoladzie bez paprania się przy robieniu kulek. Bez względu na metodę zabawa dla dzieci fantastyczna. No a lizaki mogą być doskonałym wesołym i kolorowym deserkiem na przyjęciu dla dzieci, a po zapakowaniu w woreczki można rozdać w szkole na urodziny.

Jeszcze większą popularnością cieszą się tu babeczki, nie wiem dlaczego od pewnego czasu nazywane w pl mufinkami... A ponoć Polacy nie gęsi i swój język mają.... to samo się tyczy oponek, które teraz nagle nazywa się za obcokrajowcami donut'ami... Ech, czy my Polacy nie możemy mieć nic swojego? Wszystko trza z zagrabanicy małpować?

Ale nic to, jak zwał, tak zwał. Dość, że babeczki, muffinki są tutaj popularne, też tak jak wspomniane już lizaki się je ozdabia na ptzeróżne sposoby. Cup cakes, bo tak się nazywa zabawa w ozdabianie babeczek, jest powszechnym elementem przyjęć dla dzieci. W związku z tym w sklepach, także tych popularnych  typu Lidl, Carrefour, Delhaize od groma jest przenajróżniejszych ozdóbek do ciastek: wiórki czekoladowe, kolorowe cukry, cukiereczki w najróżniejszych kształtach i kolorach, masy marcepanowe i inne we wszystkich kolorach tęczy, pisaki, żele... Cukierniczych raj po prostu... Za to nie robią tu, a jak robią to rzadko, wielgachnych, wymyślnych, pysznościowych tortów, jakie możemy podziwiać na polskich stołach. I tym oto stwierdzeniem kończę dzisiejszy post, bo pora zajrzeć do garów i dać się ponieść  fantazji. 

3 komentarze:

  1. A jeszcze odnośnie okrągłych ciastek z problemu powyżej tak żartobliwie zapytam.... W tej różowej maszynie (na zdjęciu powyżej) mam wkład do pieczenia kółek. Nie mam żadnych przepisów w instrukcji. Więc rozumiem, że jeśli zastosuje jakiś przepis, w którego składzie bedzie ser, to mogę nazywać je oponkami, jeśli jednak upiekę z tego samego przepisu tylko bez sera, to to będą donut'y? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę edytowac z telefonu, a mam jeszcze dodatkową uwage: czy to, że pierwszy przepis na "sernik" został zmodyfikowany, co raz dodaje się do niego nowe elementy, a to ciasto czekoladowe, a to owoce, a to galaretki przeszkadza komukolwiek każde ciasto z serem nazywać sernikiem? Nie. Dlaczego więc przepisy na desery przydarte z zagranicy do pl, a istniejące w podobnej formie w pl nie mogą niby nosić polskiej nazwy. Tak jak mówimy o serniku wiedeńskim, serniku z kokosem, serniku z galaretka, możemy przecież mówić o oponkach angielskich, babeczkach urodzinowych, czy belgijskich, czy wróżkowych, kolorowych, londyńskich czy jaktambyjektosnazwał.

      Usuń
  2. Dzięki za link. Jednak uświadomienia mi różnicy pomiędzy muffins & cup cakes nie zmienia faktu, że dla mnie będą to nadal inne rodzaje babeczek, o obcym pochodzeniu. Tak samo w kwestii oponek. Tak swoją drogą w pl to właśnie serowe kółka podpisane były jako donut. Na salonach mówcie se o donutach, popkejksach, ale ja moją babcię będę częstować "belgijskimi oponkami i babeczkami". Jakbym na wsi powiedziała "donat", to pół ludzi by pomyślało, że to o jakiegoś faceta chodzi :-) W cytacie o gęsiach chodziło mi bardziej o to, że w pl czasem zamiast wymyśleć polski odpowiednik spolszcza się zagraniczny, a często istniejące polskie określenia zastępuje obcymi dla szpanu, czy cholera wie czego. Odróżnić chyba jednak wypada żartobliwie spolszczenia jakich używa się w rozmowach z kolegami czy którymi ja ubarwiam sobie bloga (owe cakepopsy np - tak mówią moje dzieci - nie kejkpopsy tylko właśnie "cakepopsy") od polszczyzny poprawnej. Żeby jeszcze to powszechne nazywanie wszystkiego, po obcemu szło w parze ze zajomościa języków obcych to jakciemoge, ale niedawno znajomy Belg wróciwszy z wycieczki po pl mówi: to piękny kraj, ale próbowałem zapytać o drogę jadąc do Zakopanego i nikt nie zrozumiał ani po nl, ani po ang, ani po franc, ani po niemiecku... Tylko w Krakowie mógł sie dogadać...

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko