Jak w końcu dotarliśmy do centrum (czekając oczywiście po drodze w korku aż te cholerne łódki przepłyną i opuszczą z powrotem zwodzony most), się okazało, że tam panuje wielkie oblężenie. Krótka nać godziny szczytu. Z godzinę jeździliśmy szukając wolnego miejsca i starając się ani jednego turysty nie przejechać. Wszyscy przeżyli chyba, ale miejsca nie było nawet dla smarta a nie dopiero normalnego samochodu. W międzyczasie wszystkim zachciało się siusiu, wszyscy byliśmy do tego głodni i wkurzeni. No, Młodzież pochłonęła bułki i wypiła wszystkie napoje, ale wc potrzebował każdy w trybie pilnym... Na wyjeździe też zatrzymał nas podniesiony most. Fajnie tak se patrzeć na wodę i łódki, jak mało się nie posikasz. W końcu dotarliśmy do okolic dworca, ale i tam napisy na parkingach świeciły się na czerwono informując, że parking is VOL, a krążące w ślimaczym tempie auta dawały potwierdzenie, że w tym zasranym mieście nie da się zaparkować. Tak więc podjechaliśmy do jakieś restauracyjki, skorzystaliśmy z wuceta i zażyczyliśmy sobie jakieś flamandzkie żarcie. "Stoofvlees" - gulaszyk wołowy z frytkami był baaardzo dobry, chyba se nawet taki w domu spróbuję uszykować, już nawet znalazłam przepisy. To jedyna dobra rzecz z tej wycieczki.
Brugia z okien samochodu |
Jednak my łatwo nie dajemy za wygraną i staramy się uczyć na własnej głupocie. Ja powiedziałam, że jadę tam pociągiem, wszak do Brugii mamy bezpośredni i nie będę się dusić w jakims głupim korku i nerwować brakiem miejsc parkingowych. Mój jednak nie daje się namówić na ten sposób podróżowania i powiedział, że jedzie autem za tydzień o ile nie będzie lało. Młoda zobaczyła wielgachny diabelski młyn koło dworca i liczy, że następnym razem jeszcze tam będzie, a wtedy nie odpuści. No i wiemy już, że Brugia jest bardzo malowniczym miastem, ale nie ma po co się tam pchać w godzinach szczytu, bo nawet pomijając kwestie parkowania, to w takich tłumach ludzi ciężko w ogóle cokolwiek zobaczyć, a tym bardziej sfotografować. No normalnie masakra. W życiu tylu turystów w jednym miejscu nie widziałam, choć każde belgijskie miasteczko jest ich pełne. Tak jednak to już był szczyt szczytów. Gorzej jak w Częstochowie podczas pielgrzymek.
BRUGIA - byłam i widziałam choć z auta nie wysiadałam :-D |
Jak dojechaliśmy na Laken i zobaczyliśmy tłumy, to zaczęliśmy się obawiać, że znowu za długo żeśmy spali, że może i tam trzeba od świtu czekać na parkingu, by zobaczyć i powąchać królewskie kwiatki. Już zaczęliśmy dumać gdzie by tam na Bockstael najlepiej było szukać miejsca, choć spacer nie specjalnie się uśmiechał, bo coś mokrego z nieba zaczynało spadowywać... Na szczęście się okazało, że jeszcze się upchaliśmy na parkingu. Policjanci sprawnie wszystkim kierowali.
Tak oto wizytę w królewskiej oranżerii uważamy za udaną.
Miejsce to warte zobaczenia, zwłaszcza, że nie wymaga wielkiego wkładu finansowego, bo płacą tylko dorośli i to śmieszne 2,5euro od łepka. Przerażająca na pierwszy rzut oka kolejka szybko się przemieszcza i czekanie zajmuje raptem ze 2 minuty. Tyle tylko, że te szklarnie Rodzina Królewska udostępnia tylko raz do roku przez okres dwóch tygodni na przełomie kwietnia i maja.
Szklarnie te powstawały w latach 1870-1902 z inicjatywy Króla Leopolda II. Ogrody zajmują kilkanaście hektarów i należą do największych na świecie. W szklarniach można podziwiać sporą kolekcję pięknych wiekowych fuksji, a także pelargonii czy azalii. Jednak jest tam też od groma roślin egzotycznych. Nie ma co dłużej ścierać klawiatury. Pokażę po prostu fotki.
widok na Brukselę |
Nam dziś się udało (ponownie po 10-ciu latach) zobaczyć Brugge. Niedziela, przyjechaliśmy około południa, wiemy że do centrum nie ma co się pchać autem więc zaparkowaliśmy jeszcze przed obrotowym mostem na Baron Ruzettelaan. Aplikacja pokazuje strefę parkowania 7/7 dni na niebieskie dyski ale ważne 4 godziny.
OdpowiedzUsuńTyle wystarczy na zwiedzenie starego miasta, rejs łódką i frytki na Grand Placu. Zrobiło się tłoczno, więc polecam przyjazd nawet o godz 9-10-tej. Gdybyśmy my byli wcześniej, starczyłoby czasu na odwiedzenie niedalekiej Gandawy...
Pozdrawiam
Teraz to ja tam po prostu pociągiem jeżdzę ;-) Nie wyobrażam sobie zwiedzania w 4 godziny, chyba że jakieś zadupie gdzie jest 2 domy na krzyż, choć i na zadupiu potrafię godzinę w jednym miejscu się kręcić z aparatem i 200 pięknych zdjęć zrobić. W Gent spędziłam 3 dni i ani połowy miejsc ze swojej listy nie zwiedziłam. Mnie rynki główne i frytki nie satysfakcjonują
UsuńPolecam przyjechać przed południem i zaparkować przed mostami, np na Baron Ruzettelaan, strefa na dyski 7/7 dni ale ważne 4 godziny. Tyle wystarczy na zwiedzanie centrum, rejs łódką i frytki na Grand Placu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam