strony bloga

7 marca 2021

Nie łatwo jest być ateistą...

Wydawało by się, że zostanie ateistą, czy jak kto woli niewierzącym, to łatwa sprawa. Ot, dochodzisz nagle do wniosku, że nie wierzysz w boga żadnego i już.

A figa!

Nie można ot tak zostać ateistą, gdy człowiek wychował sie w katolickiej rodzinie, w katolickiej wiosce, w katolickiem do obrzygania kraju i jest tym wszystkim przesiąkniety do szpiku kości.

Prawda jest taka, że ja  nigdy do końca nie uwierzyłam w to co mi opowiadano, choć bardzo wierzyć chciałam. Powodów jest od groma i mogła bym na ten temat książke napisać. Nie ma to jednak znaczenia w tym momencie.

Brak wiary i niechodzenie do kościółka oznaczały w każdym razie bycie innym, a bycie innym oznacza wyrzucenie na margines. Jak nie chcesz być wyrzucony na margines to musisz udawać, że jesteś  taki jak inni. Mnie to udawanie raczej słabo szło...

Poza tym, co może takie dziecko, skoro rodzice zmuszają go do chodzenia na religię i do kościoła? Nic nie może, bo jest tylko dzieckiem i musi robić, co mu każą.

Gdy się buntowałam i nie chciałam chodzić do kościółka, były awantury i krzyki oraz oczywiście straszenie piekłem. Zawsze chciałam być dobrą córką i dobrą wnuczką. Zawsze - jak chyba większość ludzi - próbowałam zasłużyć na pochwały ze strony najbliższych i trochę dalszych. Nie bardzo mi się to udawało, bo w moich czasach ludzie nie byli skłonni do chwalenia dziecka w obawie, że mu się w dupie poprzewraca i nikogo nie obchodziło, że dziecku było to bardzo potrzebne, by mogło w siebie uwierzyć... 

Ale co jest w tym wszystkim najgorsze? Ano to, co JA OSOBIŚCIE ZROBIŁAM WŁASNYM DZIECIOM! To że okazałam się takim samym durnym barankiem lezącym za tłumem jak moi rodzice i reszta wioski, i całego kraju. Kazałam moim dzieciom chodzić na religię i do kościoła. Zrobiłam to - tak samo jak pewnie moi starzy i sporo innych ludzi - dla ich dobra! 

BO CO LUDZIE BY POWIEDZIELI?! 

Bo jak one by się czuły, gdyby były jedynymi dziećmi w całej klasie, które nie poszły do komunii, które nie założyły tej bajeranckiej, wycudowanej sukni komunijnej, gdyby były jedynymi, które nie mogły zaprosić gości na przyjęcie, gdyby nie dostały żadnego prezentu a ich koleżanki poprzynosiły by do szkoły - jak to było w chorym polskim zwyczaju - tych wyjebanych w kosmos tabletów, telefonów, zabawek, które podostawały na komunię od chrzestnych, dziadków, wujostwa itd.

Poza tym akurat tak się złożyło, że na parafii pojawili się fajni księża, którzy na prawdę potrafili zachęcić do należenia do tej katolickiej społeczności, którzy nie zmuszali, nie wymagali chujwieczego, a zachęcali na wiele sposobów. Do dziś uważam ich za dobrych ludzi i że gdyby takich było więcej, to być może i moja opinia na temat religii była by inna niż jest dziś. Powiem więcej, nawet pewnie bym nie żałowała tego, że dziewczyny przystąpiły do komunii, gdyby nie drobny fakt, że one mają mi to teraz za złe.

Bo wiecie, one teraz są już prawie dorosłe i mają swoje zdanie i mogą się wypowiedzieć.

Bo właśnie w tym wszystkim najgorsze jest to, że o tym czy ktoś zostanie katolikiem decyduje ktoś inny a nie osoba zainteresowana. CHORE i ZŁE!

Czy mnie się ktoś zapytał, czy chcę być ochrzczona? Nie, nikt się mnie nie zapytał! Rodzina zdecydowała, że zostanę katolikiem. Tak samo jak ja jako matka zdecydowałam, że moje dzieci zostaną katolikami. 

W sumie samego tego faktu ochrzczenia dzieci nie żałuję, bo i nie mam powodu. Co to bowiem zmienia? Ano kompletnie nic. No okej, dla wierzącego zmienia wszystko, ale dla niewierzącego to przecież tylko nic nie znacząca durna katolicka ceremonia, choć katolicy nie bardzo ten fakt chcą akceptować, bo rzadko który jest w stanie popatrzeć na świat z innej niż swoja perspektywy.

Jednak już dalsze moje decyzje uważam za błędne. Zwłaszcza, że przed komunią dziewczyn poważnie się nad tym zastanawiałam. Nie chodziłam przecież już wtedy od lat do kościoła. A jednak dzięki  tej nieszczęsnej komuni "się nawróciłam", bo co ludzie powiedzą, bo znowu będą nas wytykać palcami i obrabiać dupę...

A teraz one mi to wypominają. A ludzie dupę i tak obrabiali, bo w tym to wszyscy katolicy i niekatolicy są dobrzy...

A tu też. Przyjechliśmy do Belgii, gdzie w szkole mieliśmy kilka religii do wyboru i jakoś oczywiste się wydało, że wybrać trzeba katolicym, bo my przecież z katolickiego kraju... Człowiek tak ma wyprany mózg, że nie myśli logicznie w takich kwestiach tylko działa na łapu capu...

Opamiętałam się, kiedy Młody zaczął chodzić do pierwszej klasy, gdzie miał religię, na którą zaczął okropnie narzekać. Tam narzekać... On w ogóle do szkoły nie chciał w piątek chodzić, bo wtedy była "ta głupia, wkurzająca religia". Dopiero wtedy palnęliśmy się w łeb i na następny rok zapisaliśmy go na etykę. Okazuje się, że kilka innych rodziców też tak zrobiło i teraz połowa klasy chodzi na etykę, nieliczni na katolicym i ze dwóch na islam. Fajnie, że TU MAMY WYBÓR! Choć nadal nie wiem, po co w ogóle pchać do szkoły taklie gówno jak religia.

Idźmy dalej. Na każdym kroku mniej lub bardziej katolickie symbole, katolickie gesty, katolickie ceremonie, zwyczaje, katolickie święta, katolickie odzywki. Nie uwolnisz się od tego tak raz dwa.

Nawet tu w Belgii - wielokulturowym i wieloreligijnym kraju ciężko jest być ateistą, a co dopiero w takim pobożnym kraju jak Polska, gdzie jeszcze dodatkowo wszyscy wierzą, że są narodem wybranym, wyjątkowym i są przekonani o swojej wyższości nad innymi religiami i rasami... Tak samo zresztą, jak i np muzułmanie są przekonani o swojej wybraności... Podobieństw zresztą pomiędzy monoteistycznymi religiami jest dużo więcej. Niestety widać je dopiero, gdy człowiek stanie z boku, gdy nie czuje się związany z żadną z grup i gdy te inne grupy też pozna osobiście a nie tylko z katolickich opowieści pełnych uprzedzeń, homofobii i rasizmu... 

Nie łatwo jest być ateistą, gdy się ma katolicką przeszłość, bo ona cię krępuje i mami na każdym kroku. Cholernie trudno jest się uwolnić od katolickich przekonań, które w ciebie od urodzenia latami wtłaczano z każdej strony, z którymi był związany każdy najdrobniejszy aspekt twojego życia. Trudno uwolnić się od katolickiego myślenia i całej reszty, ale da się. Powoli krok po kroku człowiek zrzuca kajdany.

Ciężko jest się też , przynajmniej na początku, przyznać do tego, że jesteś ateistą, że nie wierzysz, że masz zwyczajnie w dupie całą tę katolicka ideologię, bo masz świadomość, że wszyscy twoi dawni katoliccy znajomi i katolicka rodzina powiedzą "no, temu to już się całkiem popierdoliło", że będą nad tobą z litością się pochylać i klepać te swoje dyrdymały na temat ognia piekielnego i pogardy ze strony "normalnych" ludzi, bo przecież oni wszyscy wiedzą lepiej, jak ty powinieneś żyć. 

Ha! Nie ukrywam, że czasem mam dośc tego pierdolenia ludzi, którzy sami w dupie byli, gówno widzieli, gówno słyszeli i nieczego nie doświadczyli, bo tkwią od lat ciągle w jednym i tym samym zamkniętym świecie, gdzie nic się nie dzieje, żyjąc z klapakami na oczach, bo tak wygodniej, ale nie przeszkadza im to drugiego pouczać o życiu... bo słyszeli, jak ktoś mówił, że tamten powiedział, że przeczytał, jak ktoś napisał, co słyszał, że mówili, jak ktoś widział... 

To już nawet nie jest śmieszne...

Jednak ja odkąd opuściwszy Polskę uwolniłam się z katolickiego fanatyzmu  i odkąd poznałam z bliska inne religie i inne kultury, odkąd zaczęłam rozmawiać w cztery oczy z ludźmi, którzy wierzą w różnych bogów albo nie wierzą w żadnych, zaczęłam patrzeć zupełnie inaczej na to wszystko. 

Wreszcie zaczęłam odkrywać realny, prawdziwy  świat. Zaczęłam zadawać trudne pytania. Zaczęłam czytać i samodzielnie myśleć oraz powoli uwalniać się z więzów religii i ograniczonych poglądów, od  strachu i od nienawiści wobec wszelakiej inności oraz wrogości wobec nauki i postępu.

Bo wiecie, oto poznałam osobiście wielu np Muzułmanów i się okazało, że oni wcale nie są potworami i złoczyńcami, jak przez całe życie mi wmawiano. Nie, no kurwa, wyobraźcie sobie, że oni są tacy sami jak ja, ty, czy babcia z Rafałkiem. Mają dwie ręce i dwie nogi, śmieją się i płaczą, kochają i nienawidzą. Większość z nich jest zwykłymi pospolitymi ludźmi, którzy pracują w różnych zawodach - jeden jest zwykłym robolem jak ja czy mój chłop, drugi jest adwokatem, czy dentystą a trzeci bezrobotnym. Niektórzy są głupi a inni mądrzy, niektórzy są mili i przyjaźni a drudzy to zwyczajne homofobiczne skurwysyny - identyko jak w katolickiej Polszy... Wszyscy są po prostu ludźmi i tyle.

Przyglądając się z bliska temu wszystkiemu zajarzyłam, że  żadna religia nie jest bardziej posrana od drugiej. Wszystkie mają jednaki cel: władza i pieniędze. 

To wszystko jednak nie ważne. Ważne, że koniec końców zrozumiałam, że wiara w rzeczy nadprzyrodzone nie jest mi do niczego potrzebna, że przynależność do grupy religijnej bynajmniej nie czyni z nikogo lepszego człowieka. Obawiam się, że częstokroć wprost przeciwnie... Największe wszak skurwysyństwa odczynia się dla bozi i w imię bozi takiego czy innego.

Ja nie potrzebuję, by ktoś obiecywał mi cuda wianki po śmierci czy też straszył karą. 

Dla mnie nagrodą za bycie dobrym jest zwyczajny uśmiech na twarzy drugiego człowieka, dobre słowo, czy inne oznaki zadowolenia tak ze strony ludzi jak i innych istot. 

Mnie wrodzona empatia i wrażliwość mówi co jest dobre a co złe. 

Jestem na tyle inteligentna, że  potrafię powiązać przyczynę ze skutkiem. Wiem zatem, że jak komuś zasadzę z laczka to on będzie okazywał ból, złość albo smutek a widok smutnego człowieka jest dla mnie karą. Albo mi odda i zaczniemy się napierdalać, a wteedy i mnie będzie bolało. 

Wiem, że jak powiem komuś jakiś komplement, pomogę mu, czy zwyczajnie będę miła, to zobaczę radość na jego twarzy i to będzie dla mnie nagrodą i że nie ma to nic wspólnego z żadną religią, bo to naturalna, wrodzona umiejętność każdego człowieka. Ba, nawet zwierzęta to potrafią.

Jak można wierzyć, że wiara w jakiegokolwiek boga jest dobra, gdy każdego dnia słyszy się o zabijaniu ludzi, o gwałceniu kobiet, o mordowaniu dzieci "W IMIĘ BOGA" i tak, także w imie tego katolickiego "dobrego boga". Jestem pewna, że teraz w tej minucie właśnie ktoś cierpi, właśnie ktoś umiera dla boga lub z powodu boga. 


Tylko tak, faktycznie, prawie zapomniałam o najważniejszym. By zrozumieć pewne rzeczy, najpierw trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Bo wiecie, jak człowiek se mieszka w takiej np Polsce, to łatwo jest mu wierzyć, łatwo siedzieć z tymi klapkami na oczach, bo jak gdzieś ktoś zabija w imię religii to gdzieś w chuj daleko i przecież to nie ma nic a nic wspólnego z katolikami, bo przecież tylko w Polsce mieszkają prawdziwi katolicy, a Polska jest narodem wybranym i ci katolicy którzy mordują i gwałcą w imie religii to nie są katolikami.... Tak mi przynajmniej wmawiano przez lata. 

Ileż to ja razy słyszałam, że Belgia to kraj bezbożników, że tu to sami niewierzący mieszkają, a potem przyjechałam tutaj i się okazało, że spotkałam tu mnóstwo ludzi pobożnych i wierzących, mnóstwo katolików... Wielu z nich jest czarnoskórych... Z czego wniosek, że wierzący katolicy  mieszkają też w innych krajach i na innych kontynentach, a nie tylko w Polsce, jak się niektórym chyba wydaje... To oznacza też że w aktualnie trwającyh wojnach religijnych katolicy są zarówno ofiarami jak i katami, choć w tak spokojnym kraju jak Polska może być trudno w to uwierzyć. Ja takie przynajmniej odnoszę wrażenie czytając różne artykuły, wpisy czy komentarze w internecie. Nas to nie dotyczy, to znaczy że to nie istnieje... To jacyś obcy, czyli na pewno źli i gdzieś daleko, czyli nigdzie... Oj tak, w Polsce jest łatwo wierzyć w dobro religii i lepiej żyć z klapkami na oczach i wierzyć w wyjątkowość swojego narodu... Choć teraz po trosze jakby powoli zaczynają ludzie oczy przecierać, a i o niejakim świętym Karolku coraz więcej można ciekawostek oficjalnie przeczytać. I dobrze. Najwyższa pora się trochę ogarnąć i opóścić powoli jaskinię.

Mam też świadomość, że dla wielu ludzi wiara w boga czy inne para normalne zjawiska  jest ważna i potrzebna, bo zwyczajnie nie potrafią w inny sposób poradzić sobie z prawdziwym życiem, bo może nie znają dobrego terapeuty czy psychiatry w okolicy. Wiara w niebo na pewno nie jednemu pomogła poradzić sobie z cierpieniem, chorobą czy śmiercią, bo wiara daje ludziom nadzieję...

Ja nie wierzę w żadnego  boga. Nie jest mi to potrzebne, ale nie mam nic do wierzących. Do momentu, przynajmniej, kiedy któryś mi nie próbuje mówić, jak mam żyć i w co wierzyć. Wtedy bierze mnie zwykły wkurw i nie ręczę za siebie... 

Mnie nie potrzeba wiary w rzeczy nadprzyrodzone. Wystarczą mi te, które istnieją.

Ja wierzę w to, że warto być dobrym dla innych żywych istot, bo wtedy świat lepiej wygląda i ja lepiej się w nim czuję. Choć nie wierzę, że wszyscy są z naturzy dobrzy, bo spora część to zwykli skurwiele.

Ja wierzę w serdeczność i przyjaźć pomiędzy ludźmi bez względu na ich kolor skóry, religię, preferencje seksualne i inne różnice. Choć sama nie potrafię się zaprzyjaźnić, bo nikomu nie ufam.

Ja wierzę w wiedzę, naukę, rozwój, odkrywanie świata  i postęp. To o wiele bardziej się przydaje niż wiara w cuda i czekanie na mannę z nieba.

Ja wierzę, że radość życia, dobra zabawa i żarty są o wiele lepsze od umartwiania.

Ja wierzę, że wiara w siebie i swoje możliwości jest lepsza od życia na klęczkach i wiary w swoją marność i znikomość. 

Wierzę w siebie. Wierzę w moje dzieci i małżonka i wielu jeszcze innych ludzi. 

Nie potrzebuję się też martwić życiem po śmierci, bo w tym realnym jest od cholery do zrobienia.

A poza tym nawet jakby ten bóg istniał i faktycznie był łebskim i wszechmocnym gostkiem, który faktycznie stworzył cały świat i człowieka takim jaki jest, to chyba powinno się też wierzyć, że ten gostek nie odpitolił fuszerki i że wszystko jest tak jak powinno być i że trzeba się tym cieszyć, a człowiek dostał po to ręce, nogi, mózg i emocje by ich używać, a nie tak z pizdy przypadkowo albo na udry c'nie...?

Więc używajcie może swojego ciała, zmysłów i pomyślunku, by uczynić świat (choćby swój najbliższy) lepszym. 

Wasze ręce mogą tulić drugiego, mogą trzymać narzędzia przy pracy, ale także obsługiwać sprawnie karabin.

Wasze nogi mogą was przenosić z miejsca na miejsce, ale mogą też kogoś kopnąć.

Wasze usta mogą wypowiadać miłe słowa i całować, a mogą też pluć jadem.

Wasz mózg tym wszystkim steruje i to od was zależy do czego go wykorzystacie. Bóg nie ma z tym nic wspólnego, to wy jestescie właścicielami swojego ciała i swojego mózgu, więc nie ma co swojej głupoty, chamstwa czy lenistwa usprawiedliwiać jakimś bogiem. 



P.S. To jest stary, dawno temu napisany wpis, kiedy dopiero byłam na drodze do wolnosći, ale akurat dziś przyszedł jego czas (czytaj: bo nie mam nic lepszego do opublikowania).








11 komentarzy:

  1. Sam jestes bogiem uswiadom to sobie,sobie, jest taka piosenka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiara w jakiegos Boga to bardzo gleboka i osobista kwestia, wedlug mnie nie zwiazana z chodzeniem do kosciola i spowiedzi. Na pewno blizsza przez katolickie lub inne wychowanie i tradycje ale to osobiste , glebokie i prawdziwe uczucia sa wedlug mnie. Ja sama wychowana w wiarze katolickiej dalam swoim dzieciom te same sakramenty bo byly niepelnoletnie. Mnie krzywdy nie zrobily i nie zaszkodzily i moim dzieciom tez nie. Moje pelnoletnie dzieci same juz decyduja co z tym dalej robic. Wierzyc czy nie wierzyc, kosciol i tak dalej. Ja uwazam i moja cala duza rodzina tez ze z Bogiem mozna rozmawiac osobiscie i kiedy sie chce, w myslach tez, bez posrednikow koscielnych, wszystko mu powiedziec co sie chce i o rade zapytac. Ja wlasnie tak wierze w mojego Boga i bardzo pomaga mi to w zyciu. Tylko ze ja od dziecka doswiadczam jego istnienia .

    OdpowiedzUsuń
  3. Moj Bog to jest ta madrzejsza, silniejsza i nieograniczona dobra energia gdzies w kosmosie. Kazdy nazywa go inaczej. Nie rozumie twych pretensji do samej siebie ze krzywde zrobilas swoim dzieciom ze je ochrzcilas, dalas komunie. Wyrosly w jakims przekonaniu i tradycji, fajnie jest miec jakies korzenie a teraz jako samodzielnie myslace istoty niech podejmuja wlasne decyzje jak zyc dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiesz, bo Tobie pasuje wiara i sakramenty, a mnie nie pasuje i nigdy nie pasowło, a musiałam w tym gównie siłą tkwić. Ja chrzcząc moje dzieci i dwa z nich posyłając do komunii byłam niewierząca! Nie chciałam ich ani chrzcić, ani posyłac do komunii, ale mieszkajac w pipidówie, gdzie wszyscy są katolikami, a do tego będąc osobą publiczną nie mogłam robić tego co chciałam. Musiałam robić to, czego inni chcieli. Ponad 30 lat w Polsce byłam więźniem tej głupiej religii, której nie akceptowałam. W szkole miałam księdza zboczucha pedofila. Koleny zjeb w sukience zwany proboszczem kazał mi zostawić niemowlaka i jechać do Częstochowy na antyalkoholowe modlitwy jakieś z facetem, którego nie chciałam nawet znać, bo przeciez nie ważne, że chłop ma Cię w dupie i sra na Twoje dzieci i tak mam z nim być dla jakiegoś wymyślonego bozi i mam go utrzymywać, tylko dlatego, że gościu był dawcą spermy, czyli spłodził moje dzieci. A żeby było śmieszniej ten sam proboszczuniu ma kilka dzieci z różnymi kobietami, ale jakoś kurwa z nimi nie mieszka. Zapytałam debila czy mam se cycki odciąć, żeby dziecko miało co jeść, jak już będę w tej jebanej Częstochowie, ale jakoś nie miał na to odpowiedzi. No i ja swoje własne dzieci skazałam na ten sam syf. Nie wiem, co się wydarzyło w kościele albo na religii u Najstrarszej, ale coś się wydarzyło. Było to na tyle szokujące, że przez kilka lat nawet siłą nie szło ją wedrzeć do żadnego kościoła, gdy zwiedzaliśmy różne miasta i wchodziliśmy oglądać jakiś kościół od środka. Ona nie pamięta, co się stało albo nie chce pamiętać. Druga mi wypomina m.in. , że musiła chodzić do tego śmierdzącego kościoła (kto wie, czym, jest nadwrażliwość ten zrozumie), którego tak nienawidziła...Jako się rzekło, mnie nie obchodzi w co ktoś wierzy i dlaczego to robi, pod warunkiem, że mnie do tego samego nie zmusza, a ja byłam zmuszana do życia po katolicku przez rodzinę, sąsiadów, nauczycieli, szefów... Zresztą widzę, co się teraz dzieje w Polszy - kościół i katolskie partie nawołują do homofobii i nienawiści wobec innych ludzi, nakazują kobietom rodzić kaleki... Tu nie chodzi o czyjąś wiarę, bo mi nie przeszkadza, że ktoś wierzy w horoskopy, w reinkarnację, a inny w jednorożce, czy w jakiegoś boga. Tu chodzi o ideologię, cały ten chory katolicki system zbudowany od podstaw na kłamstwie, by zyskac władzę nad ludźmi i się wzbogacić, a do którego byłam ZMUSZANA LATAMI przynależeć. A mogłam walczyć i stanąć w obronie swoich przekonań i w obrobnie dobra moich dzieci, ale kilka lat temu byłam pizdą, bo tak mnie wychowano w imię tego chorego systemu katolickiego.

      Usuń
  4. Wiara to osobista i indywidualna sprawa, nikt nie musi sie nikomu z niej tlumaczyc. Ty wierzysz w milosc, rodzine, zdrowie i siebie. Dla mnie to jest twoj Bog. I o to chodzi w wierze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisze po kawalku bo z telefonu, konczac temat rzeke, dla mnie Bog to nadzieja, milosc, zdrowie, a reszte niech kazdy sobie dopowie. Gorace pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  6. Trudno czasami utrzymać emocjonalną równowagę mając na kontakt z wierzącymi. To jest najgorsze ze wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Że tak powiem amen.. Ja byłam bardzo wierząca w dzieciństwie I czasach nastoletnich ake dziś wiem, że to było pranie mózgu. Moment gdy patrzyłam na moje umierające z powodu raka dziecko był przełomowy, gdzie jest kurwa, ten jebany bóg, który pozwala na cierpienie tak małego dziecka. Ania T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to było zawsze nie do przyjęcia, że coś co niby jest takie mądre i zajebiste i to coś stworzyło wszystko od kamienia do człowieka, samo zorganizowało ten pierdolnik zwany światem, a teraz se siedzi i patrzy jak ludzie torturują i zabijają zwierzęta i innych ludzi, patrzy ze spokojem jak niewinne istoty cierpią, a nawet samo zsyła cierpienie i śmierć na niewinne istoty. Jak ktoś torturuje dziecko czy zwierzaka by pokazać swoją moc to jest to pojebany psychopata, a nie dobry mądry sprawiedliwy władca. Czyli coś tu jest nie tak, czyli albo ten bóg jest pojebany albo go nie ma... Jak już zaczniesz szukać odpowiedzi na tego typu pytania, to w koncu znajdziesz i zrozumiesz, o co tu chodzi i komu zależy na tym, by jak najwięcej ludzi wierzyło w to coś :-)

      Usuń
  8. Witam,uwielbiam pani blog !!! Uważam,że ile boga w nas zależy od nas.Przykłady naszych katolików uuuu....to temat rzeka.Sama studiowałam teologię na drugim roku rezygnacja...teoria a praktyka to dwie różnice.W pracy na roraty nie chodzą,na wielki tydzień nie chodzą ale pazury, fryzjer i nowa bluzka na święta musi być ;-)Obgadywanie pierwsze,największe plotkary ale w pierwszej ławce w kościele co niedziela siedzi ;-)i na fb wrzucnie Jezusowych i anielskich cytatów .Kurde druga połowa w ,,""-ie od zawsze paciorek w łóżeczku a od roku mamy separację rozwód w drodze,sprawa karna uprawomocniona, damski bokser i psychopata.Boga okazujmy codziennie co do ludzi i zwierząt,a co Polacy robią ze zwierzętami w kraju i UE pracując w ubojniach czy schroniskach żenada !!!śluby do kościoła nie chodzą od komunii a ślub dla kiecki,dla zdjęcie na fb czy insta ehhhh....Serdecznie pozdrawiam.Szanuj bliżniego jak siebie samego-moje motto.Nie chcę księdza na pogrzebie nie chcę grobu .Wierzę w Boga w czynach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako się rzekło - każdy ma inne potrzeby i inne postrzeganie świata i pięknie, że tak ludzie się od siebie różnią. Niech każdy wierzy w co chce i robi co chce, byle tylko miał na uwadze innych ludzi i resztę śiata i nie wchodził nikomu celowo w drogę, nie szkodził świadomie i nie krzywdził. Jednak ludzie są ludźmi i zawsze znajdzie się ktoś, kto chce być górą, trzymac za mordę innych, siać zniszczenie, zabijać, wykorzystywać i trzeba mieć tego świadomość...

      Usuń

Komentujesz na własne ryzyko