Opowiem Wam, co nam się pięknego przytrafiło na dobry początek tego roku, bo takimi opowieściami trzeba się dzielić. To będzie opowieść o naszych sąsiadach i naszych sąsiedzkich relacjach.
Zacznę od naszej najbliższej sąsiadki, która nas bardzo pozytywnie zaskoczyła zaraz po Nowym Roku, a z którą ponad rok żeśmy się nie odzywali, bo wkurzył nas jej pies (o czym zdaje się kiedyś było na tym blogu), a my zaś wkurzyliśmy ją tym, że jej pies nas wkurza, no i tym, że nie mamy psa i w ogóle.... Czyli jak zwykle - na początku było słowo, a przez nie wszystko się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało i ciemność nas ogarnęła. Jakby człowiek czasem powstrzymał się z otwieraniem japy, to i świat mógłby być jaśniejszy, ale z drugiej strony czasem dobrze jest też tę japę otworzyć, by powiedzieć SORRY, ZIOM!
To dziwne jest - może nie uwierzycie nawet, ale cholibka gdzieś na początku grudnia pomyślałam sobie, noż kurwa tak się nie odzywamy z tą sąsiadką już tyle o takie gówno, może by tak kupić jakie polskie czekoladki, naleweczkę babuni i zapukać we święta do sasiądki, bo to bez sensu tak o nic się nie odzywać, a przecież babka spoko jest i na początku, jak się wprowadziła, to dobre relacje mieliśmy i w ogóle. I ona, i my jestesmy obcokrajowcami. Ostatnio zrozumieliśmy, że i u niej jakieś problemy poważne być muszą zdrowotne, a może i nie tylko zdrowotne, bo... no bo po prostu człowiek jak jest wwo, to widzi takie rzeczy wyraźnie c'nie? No ale pomiędzy POMYŚLEĆ a WYKONAĆ to z 10 stacji jest i ja wysiadłam tym razem na stacji Dziecko Ma Myśli Samobójcze, która znajdowała się zaraz za stacją Dziecko w Szpitalu.
Po powrocie Młodej ze szpitala, mimo że wszystko ostatecznie okazało się w porządku, zaliczyłam mega doła, na którego złożyło się po troszę zmęczenie całoroczne, po trosze szpitalna przygoda i stres egzaminacyjny, po trosze przemyślenia własne. Samopoczucie to sinusoida i pod koniec 2020 roku akurat był dół. Tak wyszłoo...
A poza tym Sąsiadka na moje ostatnie Dzień Dobry, skierowane do wszystkich sąsiadów jakich zastałam na ulicy po powrocie z roboty (a było ich sporo, bo ładny dzień był i wyszli się posocjalizować i ponarzekać na pandemiczne czasy), odwróciła się i nie odpowiedziała. No to kij ci w oko c'nie.
W czasie urlopu nie myślałam ani o sąsiadach, ani o niczym innym sensownym. Oglądaliśmy Netflixa i leżeliśmy bezrefleksyjnie na kanapie (no, mówię za siebie, bo inni to może i refleksyjnie przeżywali swój urlop).
I wtedy nadeszła ta wiekopomna chwila.
Był dzień 2 stycznia wieczorem. Już się wykąpałam, bo szykowaliśmy się do oglądania "Kleru", który to film właśnie dostarczył nam był tego dnia kurier.
- Kto, u diabła, dzwoni do drzwi o tej porze?!
No i tu się okazuje, że sąsiadka miała podobne przemyślenia, tyle że ona dała rady przejść od myśli do czynu. Więc trochę mi wstyd, ale nie zmienia to faktu, że cieszę się niezmiernie, że tak się stało i że ona zadzwoniła do tych drzwi tego wieczoru.
Przytachała flaszkę porto (laska jest z Portugalii) i powiedziała, że nowy rok jest, więc pora zapomnieć stare nieporozumienia i w ogóle ble ble ble...
BABA Z JAJAMI.
NO SZACUN PO PROSTU.
TAKICH LUDZI NAM POTRZEBA NA TYM ŚWIECIE!
Nawet nie wiecie, jak się cieszymy wszyscy z tego niby drobnego zdarzenia. Mam nadzieję, że będzie okazja kiedyś z nią bliżej się poznać, pogadać i w ogóle.
Jakby nie ta posrana pandemia to mieliśmy w planach zaprosić wszystkich naszych sąsiadów na drobny poczęstunek z okazji naszej 10 rocznicy, no ale co? Jajco!!! A raczej COVID.
Tak czy owak sąsiadów mamy fantastycznych. Jedna nowa sąsiadka nie bardzo się w ten klimat wpisuje, ale jakoże po kilku miesiącach mieszkania tutaj, chyba z większoscią (jeśli nie wszystkimi) zdążyła się pokłócić, to chyba nie zanosi się, że my wbijemy do niej kiedyś z flaszką, czy że się zaprzyjaźnimy. Ale jak to mówią - nigdy nie mów nigdy...
Pozostali są spoko. Jedni z sąsiadów - emeryci - w pierwsze nasze świeta tutaj przynieśli dla nas prezenty, bo "nasze rodziny są tak daleko, to może choć trochę będzie nam milej, gdy od obcych upominek dostaniemy". Było jakieś wino, jakieś zabawki i słodycze - już nie pamietam dziś, ale to było też niesamowite i totalnie nieoczekiwane.
Od wszystkich co roku dostajemy kartki na święta albo Nowy Rok. My oczywiście też wrzucamy własne kartki do ich skrzynek. To jest przemiły zwyczaj.
Każdy każdemu mówi "Dag!", zagaja się o pogodzie i tak dalej.
Inni sąsiedzi, których nie raz wspominam, bo są nie tylko sąsiadami, ale i właścicielami naszego domu, też co raz nas czyms obdarowują. W tym roku znowu otrzymaliśmy gratis żywą choinkę. Systematycznie dostajemy też od nich kwiaty, warzywa, wino. Wino i czekoladki dla dzieci, a także orzechy i jabłka podarowuje nam też systematycznie inna sąsiadka, która jest też od pewnego czasu moja klientką. W sensie izbę u niej zamiatam raz na jakis czas.
Mieszkamy pośród bardzo sympatycznych ludzi. Poza tym jest tu normalnie, jak na każdej innej porządnej wsi, czyli ludzie plotkują niemiłosiernie, a listonosz jest jednym z czołowych plotkarzy i najlepszym źródłem informacji z całej wsi :-) Są tacy, co całe życie żyją z socjalu, są tacy, którym wszystko przeszkadza i do wszystkiego sie przyczepią i tacy , którzy z nikim nie rozmawiają i których nikt nie zna. No i tacy, którzy nigdzie nie chodzą, a wszystko zawsze wiedzą. Jak to na wsi.
Po 7 latach już z grubsza wiemy, kto z kim się nie lubi i kto pod kim dołki kopie i wiemy dlaczego. Wiemy, na kogo trzeba uważać, a z kim się trzymać.
Ogólnie to bardzo dobre, pozytywne i spokojne miejsce, ale nie każdy zostanie tu zaakceptowany i nie każdego polubią. W takiej specyficznej społeczności trzeba umieć się odnaleźć. Nam się to raczej udało, bo zasady życia są podobne, jak były w naszych polskich wioseczkach - albo jesteś z nimi albo przeciwko nim - a nam te zasady jak najbardziej pasują. Lubimy i poplotkować, i zwyczajnie zagaić o dupie Maryny. Dobrze się tu żyje.
juz wpisałm do nowego kalendarza 2021 , pod datą 17 grudnia: w Belgii ludzie wrzucają do cudnych skrzynek sąsiadom kartki z życzeniami na święta. Poproszę Werkę i jej znajomych o śliczne pocztówki i wrzucę sąsiadom do skrzynek. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńMuszę kiedyś napisać więcej o tych kartkach i pokazać je, bo tutaj kartki są pakowane po 20 czy 20 sztuk i co zabawne, poza takimi typowo świątecznymi, że tam choinka, prezenty, to są np z Myszką Miki, samochodami i innymi głupotami nie mającymi ze świętami nic wspólnego. Kartki się wrzuca do skrzynek sąsiadów i znajomych, w szkole dzieci wymieniają się też kartkami, wysyła się też normalnie pocztą.Ludzie potem ustawiają czy wieszają np na sznurkach te kartki w domach. Jak cała trójca przynosiła kartki ze szkół to zawsze kilkadziesiąt ześmy tego mieli. Teraz może tylko ze 20 ;-)
Usuń