strony bloga

1 sierpnia 2021

Wakacje spędzamy osobno

 Sierpień? Ano sierpień i oto połowa letnich wakacji za nami, ale też jeszcze połowa przed nami. No, ale kto ma wakacje to ma.



Młoda właśnie dziś kończy swoje wakacje, bo już ma zaplanowany egzamin z geografii zaraz na początku jesieni i od jutra zabiera się za naukę. Część materiału z geografii z poziomu 5 i 6 klasy technikum przerobiła jeszcze przed wakacjami, ale sporo jeszcze ma do naumienia. Do szkoły stacjonarnej nie zamierza już wracać. Dyplom szkoły średniej zamierza zdobyć zdając kolejne przedmioty przed Komisją Egzaminacyjną w Brukseli. Zdaje przedmiot po przedmiocie, bo tak jest dla niej najlepiej.  Nie długo musimy zgłosić w urzędzie, że w tym roku uczyć się będzie w domu. Wymaga to wypełnienia formularzy online i trzeba poszukać w necie, co tam upisać mądrego, żeby się nie czepiali. 

Młoda opiekuje się znowu zwierzakami znajomych i 2 razy dziennie gania do nich, by je nakarmić, wypuścić, wpuścić, dolać wody i takie tam. Czasem zdarzy się heca, że któryś z długouchych nawieje z wybiegu i trzeba zanim naginać po ogrodzie, a potem taszczyć do klatki. A jest co taszczyć, bo to rasa Olbrzymów  belgijskich, czyli kawał zajonca. Zdarza się też, że kocica nie przybiegnie wieczorem na wołanie i wtedy Młoda popyla hulajnogą lub rowerem koło 23godziny jeszcze raz, bo szkoda jej kociny, by spała na polu, gdy nauczona nocować w domu na kanapie, no i kocina potrzebuje też coś wszamać dobrego, a szamę ma w domu.

Młody i Najstarsza ciągle mają wolne. Młody jest z tatą w Polsce i korzysta tam z wyśmienitej pogody oraz towarzystwa kuzynostwa i babci, która go rozpieszcza i dogadza, jak to babcie.

Ja już jestem, jak wiadomo, po urlopie. Próbuję odpoczywać mimo wszystko nadal w domu, ale słabo mi to wychodzi, bo cóż - rano trzeba wstać, by kury uwolnić z kurnika, zanim Kogut Heniek go rozsadzi, a potem trzeba polecieć po trawę dla puchatych i spierniczać do roboty. Po robocie, jak wiadomo, obowiązki domowe. Strawy trzeba nawarzyć, szatę przepłukać, izbę zamieść, ot życie.

A tu jeszcze i zawsze coś wypadnie.

W zeszłym tygodniu klientka zapomniała, że przychodzę sprzątać. Podjechałam pod chatę, zadzwoniłam do drzwi. Nikt nie otwiera. patrzę na zegar i widzę, żem 20 minut przed czasem, bo widocznie jakoś sprawniej się u pierwszego klienta uwinęłam; no to może babcia do sklepu wyskoczyła, myślę. Poszłam do swojego domu, bo mieszkam po sąsiedzku,  by coś na ruszt wrzucić. Poszłam drugi raz, ale nadal żywej duszy. Dla pewności zajrzałam do tylnego wyjścia, ale i tam nikogo. Nic to. Podeszłam w niedzielę i mówię, jak jest. 

- Sorry! - mówi babcia - na śmierć zapomniałam. Zarejestruj se godziny, no trudno.

- Ale ja mogę w inny dzień przyjść po południu - mówię, bo to przecie dobra sąsiadka jest z tej osiemdziesięciolatki - Nawet może i lepiej, że tak się złożyło, bo po drugiej dawce szczepienia znowu mnie łapa bolała i byłam słaba jak gunwo - dodaję.

No i w tym tygodniu odrobiłam robotę. Babcia jednak nie chciała nawet słyszeć, bym do 18 sprzątała. Dwie godziny to dość, byle odkurzyć i umyć podłogi. Ona i tak jest zadowolona. Dla mnie bomba - 2 godziny roboty, a zapłacone za 4.

Innego dnia woziłam Młodą na szczepienie. Przy okazji zaobserwowałam, że teraz jak głównie nastolatki szczepią, to zasady się zmieniły. Wcześniej nie dało się tam wbić  z osobą towarzyszącą. Nawet na fb co chwilę, ktoś tam się żalił, że z niepełnosprawną matką czy kimś tam innym nie został wpuszczony. 

Nawet się na to nastawiłyśmy i w razie problemów miałyśmy powiedzieć, że Młoda ma autyzm itd, ale okazało się, że teraz można z opiekunem bez problemacji. Sporo tam było nastolatków z rodzicem. Nawet w poczekalniach krzesła po dwa poustawiane. Młoda się cykała, ale trafił jej się zajebisty gość. Mówi mu, że boi się igieł.

- Ty też?! ojejej - śmieje się - Chcesz tu być na siedząco zaszczepiona, czy wolisz na łóżku? - Pyta wesoły pan.

Młoda mówi, że tu, że najwyżej zemdleje i spadnie z krzesła haha. 

Pan na to, że to spadanie to czasem nie takie tralala, bo ostatnio tu przyszedł taki jeden niedźwiedź, no ze 2 metry wzrostu, a i wagi sporo. No i spadł z tego krzesła, i we trzech żeśmy nie mogli go podnieść.

Nie wiadomo, ile w tej historii było prawdy, ale ważne że zadziałała, jak powinna, bo pan snując swą szaloną opowieść, szybko wbił igłę i mówi, że już po strachu i śmieje. Młoda tylko powiedziała - ała! A pan oczywiście się pokrzywiał i brechtał. Potem jeszcze dał Młodej czekoladkę, co ją ucieszyło, bo nastolatka przed nią nie dostała hehe. Widocznie nie była taka heheszkowata jak nasza Duża. 

Po szczepionce Młoda dostała biegunki i pogorszyła jej się nadwrażliwość, co ją bardzo irytowało i utrudniało życie, bo nakładanie uszakom siana było dla niej dosyć bolesne. Ale cieszy się, że ma to za sobą.

Do ostatniego dnia, nie mogła się zdecydować, czy się szczepić, czy nie. Zrobiła research w necie i jej wyszło, że sporo belgijskich nastolatków czeka na drugie zaproszenie, by zobaczyć, jak sytuacja się rozwinie. Jej polscy kumple dawno zaszczepieni. W końcu zapytała belgijskiej psiapsióły i ona jej odpisała, że sama pytała się wujaszka, który jest lekarzem i zalecił jej zaszczepienie się. No to Młoda w końcu wystukała swój kod dostępu w necie i potwierdziła przybycie do punktu szczepień. 

Najstarsza na razie postanowiła poczekać i się nie szczepić, dopóki nie będzie to obowiązkowe. W sumie co, pali się? Nie. Ona i tak domu nie opuszcza bez wielkiej potrzeby, więc świat nie powinien czuć się zbytnio zagrożony hehe. Tam domu, z poddasza wychodzi tylko do kibla, po jedzenie i z kuwetą Luśki. Od początku wakacji raz bodajże była z Młodą w sklepie i raz w parku rozrywki,  no i raz na badaniu krwi. 

Młode są duże i ja nie mam zamiaru za nie podejmować tego typu decyzji. Nie wiem, czym jest ta szczepionka i co to tak na prawdę robi i nie mam zamiaru za kilka lat słuchać, że to ja im kazałam, gdyby się okazało, że to gówno ma jakieś długoterminowe zjebane skutki uboczne. 

Małżonek też jeszcze ma wakacje i razem z Naszym epickim Synkiem korzysta ze słońca w Polszy.

Niektórzy się pewnie zastanawiają dlaczego bierzemy urlop w różnym czasie i dlaczego spędzamy go osobno? Bo możemy?

 Bo jesteśmy normalni inaczej i nietypowi. Dlatego.

Mąż ma urlop ustalony odgórnie. Nie może decydować o terminie. Firma ma wakacyjny przestój i wszyscy idą na 3 tygodnie urlopu. Amen. 

Ja mogę sobie wybierać termin i wybieram raz na początku lata, raz na końcu, a raz po środku. 

Mąż ma potrzebę widywania raz do roku swojej Matki w Polsce, dla mnie Polska może nie istnieć i nie mam zamiaru tego kraju więcej oglądać bez potrzeby. Dlatego on jedzie tam z Młodym, a ja zostaję tu z Dużymi. Rodzina Męża nie jest rodziną Dużych Dzieci więc nawet jakby mogły podróżować, to nie były by zainteresowane odwiedzaniem obcych ludzi. 

No ale też nie mogą. Młoda nie może, bo zdrowie jej póki co na to nie pozwala. Najstarsza bez Młodej też nie chce się ruszać z domu nigdzie dalej.

A wakacje spędzane osobno to fantastyczna sprawa dla nas dwojga. Oboje jesteśmy osobami wysoko wrażliwymi i dużo myślącymi, a do tego introwertykami, typowymi domatorami unikającymi innych ludzi. Uwielbiamy za to swoje wzajemne towarzystwo i towarzystwo naszej Trójcy Nieświętej oraz naszych puszystych braci mniejszych. 

Spędzamy ze sobą każdą wolna chwilę i nigdy nam się nie nudzi. Przez ponad 10 lat jeszcze nigdy nie zabrakło nam tematów do rozmowy. Lubimy też siedzieć obok siebie w ciszy czytając każde swoją książkę, którymi się nota bene czasem wymieniamy, bo te same lektury nas kręcą. Oglądamy też razem Netflixa. Razem też dbamy o nasz dom - gotujemy do spółki lub na zmiany, pierzemy, odkurzamy, przestawiamy meble. U nas nie ma jakiegoś śmiesznego i chorego podziału obowiązków, zadań czy hobby ze względu na płeć, co w wielu domach jeszcze ponoć wciąż istnieje, a co w głowie mi się nie mieści. 

Jednak takie osobne wakacje to dla nas bardzo dobre rozwiązanie. Pozwala nam to nabrać trochę dystansu, odpocząć od siebie, przemyśleć w spokoju różne sprawy, a inne zobaczyć w nowym świetle. W końcu otworzyć skrzynkę mejlową i efekty swoich przemyśleń i rozkmin przerobić na słowa i wysłać do partnera. Oboje uwielbiamy słowo pisane. Kochamy pisać i czytać. I każde spędzane osobno wakacje to najlepsza okazja do pisania długaśnych listów. Młoda nawet zaczęła z tego się chichrać i spytała, czy ojciec po to co roku jedzie na wakacje, żebyście mogli do siebie pisać mejle? 

W sumie powód dobry, jak każdy inny. Kto głupiemu zabroni.

A jutro znowu do roboty, gdzie czeka dwupiętrowy dom z dwoma salonami, trzema sypialniami i dwoma łazienkami do ogarnięcia w cztery godziny. Daję rady bez problemów, ale po tym domu zawsze mnie nogi bolą od latania, bo przestrzeń zaiste kosmiczna do biegania z miotłą i odkurzaczem. Pozytyw taki, że jak w poniedziałek zacznie się od takiej wielkiej hawiry, to potem mniejsze domy idą jak z płatka. 

A co robię, gdy mam wolną chwilę? Piję piwo, czytam książki i zażeram co się nawinie…

.

holenderskie piwerko i flamandzki thriller

belgijskie piwo czekoladowe i belgijska czekolada

pączki domowe nadziewane belgijskim adwokatem i belgijskim dżemem


belgijskie piwo ciemne i flamandzki pisarz 






2 komentarze:

  1. Kolejny fajny post. Ten o zwierzętach był jakby to rzekł pewien znany nam jegomość po prostu Epicki. Gratulacje. Tak niestety to nadal pokutuje w społeczeństwie ze to wszystko trzeba robić i planować razem. A na pohybel im. Można przecież i czasem trzeba inaczej, jedno tu , drugie gdzie indziej. Bo przede wszystkim potrzebujemy świeżości, dystansu i wyciszenia gdyż nagromadzone emocje dają w kość. Można wszystko przemyśleć i wiele rzeczy naprawić bądź zmienić. Trzeba tylko chcieć ale do tego trzeba mieć otwarty umysł. Tak mamy to wszystko i nigdy nie będziemy zwykłym szarym małżeństwem ponieważ jesteśmy inni i potrafimy cudownie się różnic.To jest naprawdę wspaniałe i oboje jesteśmy z tego dumni. A wspomniane meijle? No cóż inteligentni inaczej tak maja i nikt nam tego nie zabroni a tym bardziej nie odbierze. Potrafimy godzinami ze sobą dyskutować i zawsze mamy fajne tematy i nigdy ale to nigdy nie jest nudno, bo nawet kompletny brak tematu stwarza okazje by właśnie te kwestie poruszyć. Książka i dobre kino oraz ciepło własnego domu i wzajemne towarzystwo nasze oraz naszej wspaniałej rodziny to jest to co kochamy najbardziej. A te kilka dni osobno daje mi super energię, sile i motywacje by ten nasz mały statek ciagle płynął omijając wszystkie skaly słowem by nigdy nie osiadł na mieliźnie. Bowiem upadamy wtedy gdy każdy kolejny dzień przestaje być codziennym zdumieniem.

    PS. A to ciekawa teoria jest. Przejechać 3000 km żeby napisac e-mail. Muszę się nad tym pochylić.










    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko