strony bloga

25 czerwca 2016

Testy, wywiadówki, pożegnania.

Cieszymy się, że wakacje się zbliżają, ale przeżyć te ostatki wcale nie lekko. Testy, wywiadówki, pożegnania, wycieczki we wszystkich szkołach po kolei. Istne szaleństwo. Dobrze, że mam tylko trzy dziecka.
moja okolica - ładnie ale groźnie
Od poniedziałku do czwartku dziewczyny pisały testy. Ostatnie przygotowania, ostatnie powtórki, ostatni stres w tym roku szkolnym. Młoda napisała dobrze, wyników Najstarszej jeszcze nie znam. Ona jednak uważa, że chyba dobrze. Za kilka dni się dowiem.

W piątek w szkole była telewizja nagrywać odcinek "Vind je lief" popularnego belgijskiego ...reality show? (nie jestem znawcą programów telewizyjnych ani miłośnikiem telewizji). Tak więc w jednym z wakacyjnych odcinków będzie można zobaczyć naszą Młodą razem z kolegami z szóstej i piątej klasy. Nagrywanie przeciągnęło się poza godziny lekcyjne, a Młoda miała jeszcze wieczorem ostatni występ w akademii muzycznej. Miniony tydzień był bowiem tygodniem dni otwartych i zapisów na kolejny rok szkolny.

Dni otwarte w akademii

Dziś sobota dzień imprezowy uff. Rano poszliśmy wszyscy na uroczyste pożegnanie szóstoklasistów. Główne punkty imprezy to występy szóstej klasy i wręczenie świadectw przez burmistrza. Nasza Młoda śpiewała z koleżankami piosenkę, z inną grupą wystąpiła w skeczu. Poza tym chłopaki zrobili pokaz z piłką, a dziewczyny fantastycznie zatańczyły, była prezentacja z życia klasy przygotowana przez grupę informatyczną oraz pokaz magii wykonaniu jednej z koleżanek. Pomysłowo i fajnie. Na koniec rada rodziców częstowała szampanem i sokiem oraz drobnymi przekąskami. I ten moment uważam właśnie za odmienny niż w polskich szkołach. Nie tylko dlatego, że w Polsce nie ma alkoholu w szkole. Nie wiem, jak jest w innych belgijskich szkołach, ale tu jest fantastyczna atmosfera przy takich okazjach. Nie wyczuwam tu barier pomiędzy grupami nauczycieli, rodziców i uczniów, jakie pamiętam z naszych (tych które znam osobiście) polskich szkół. Po występach ludzie stanęli z kieliszkami w grupach i pogrążyli się w rozmowach. Dyrektorka i wychowawczyni krążyły po sali z każdym próbując pogadać. Rodzice swobodnie rozmawiają z nauczycielami, dyrektorką, urzędnikami gminy bez uczucia sztywności. W Polsce zawsze wyczuwałam właśnie taką niewidzialną barierę pomiędzy tymi grupami społecznymi, nauczyciele trzymali się nauczycieli a rodzice rodziców, z drobnymi tylko wyjątkami. Być może jest to specyfika tej wsi, w której teraz mieszkam. Ludzie są tu bardzo otwarci i przyjaźni, co nie jest typowe dla Belgów z tego co mi wiadomo... Nie dalej jak parę tygodni temu zagaił do mnie na dworcu kolejowym pewien starszy mieszkaniec sąsiedniej wsi (i sąsiedniego województwa zarazem), a że ja lubię gadać, nawet jak mam problemy z wyrażeniem tego co bym chciała, a pociąg miał 40 minut spóźnienia to miałam okazję dowiedzieć się kilku nowych rzeczy o najbliższej okolicy i jej mieszkańcach. I ten pan, który okazał się być emerytowanym nauczycielem historii, powiedział między innymi, że mieszkańcy mojej wsi są właśnie znani z wyjątkowej otwartości na obcych (z nauczycielami się świetnie rozmawia, bo mają cierpliwość do nie rozgarniętych dzieci,  jakim ja się czasem czuję mówiąc po niderlandzku). Coś podobnego mówił parę lat temu gość, który pomagał nam w formalnościach związanych z wynajmem domu... Jednym słowem miało się to szczęście trafić tu a nie gdzie indziej.

W przyszłym roku i kolejnych będę mieć okazję dowiedzieć się dużo więcej o funkcjonowaniu szkoły i relacjach w niej panujących. Tutejsza Rada Rodziców na ostatnim zebraniu doszła bowiem do wniosku, iż udzielanie się w tej grupie będzie dla mnie świetną okazją do ćwiczenia mojego niderlandzkiego :-). Jako że podejrzewam, iż mogą mieć rację, to się zgodziłam na wpisanie na listę członków.
moja okolica

Dzisiejszy dzień jednak nie skończył się na rozdaniu świadectw. Po południu była jeszcze szkolna dyskoteka, a wieczorem Młoda zabrała namiot i poszła na kamp-urodziny, czyli urodziny z nocowaniem. Będą pewnie straszne historie i inne dzikie zabawy. Zaproszona była cała klasa więc  będzie to raczej niezapomniana noc.
Chociaż przez moment to się zastanawiałam, czy Młoda nie będzie musieć w szkole nocować, bo się okazało, że nasi zremisowali ze Szwajcarami i była dogrywka, a potem karne, a że zbiegło się to w czasie z końcem dyskoteki i jakimś przelotnym oberwaniem chmury to ciężko było wstać z kanapy i wsiąść do auta... Dopiero bo wygranym meczu M-jak-Mąż pojechał po Młodą. Musiał jeszcze zawrócić i pojechać inna trasą bo jedna ulica była pod wodą - tak lało. Zastanawiam się nawet, czy młodzież będzie spać w namiotach czy w domu u solenizantki... No cóż, pogoda pozostawia sobie wiele do życzenia. Tymczasem Młodą czeka jeszcze jedna noc pod namiotem przed wakacjami, bo wedle szkolnej tradycji szósta klasa jedną z ostatnich nocy w roku szkolnym spędza w szkole.
przelotne oberwanie chmury :P
Do wakacji zostało jeszcze pięć dni. Młody odlicza je sumiennie na swoim osobistym kalendarzu, bo na wakacje ma jechać w odwiedziny do kuzyna rówieśnika, którego widział na żywo, gdy obaj chodzili jeszcze ze smoczkami w dziobach. Ma też się bawić w domach u swoich kolegów a oni mają  bywać u nas i to wszystko jest niecodzienne, a co za tym idzie wielce oczekiwane. Do moich wakacji niestety jeszcze trochę dłużej niż 5 dni, ale co najgorsze już za nami. Jeszcze tylko jedna wywiadówka do zaliczenia i - mam nadzieję - będę mogła zapomnieć na 2 miesiące o szkołach.
moja okolica

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko