Dzięki Młodej, która non stop przypominała o istnieniu plaży w Ostendzie, w końcu wybrałyśmy się nad morze. Plażę trzeba wszak zaliczyć co najmniej raz w roku, a najlepiej dwa razy: raz latem, by popływać i powygrzewać kości, i raz zimą czy jesienią, by porobić zdjęcia i pozbierać muszelki. Byliśmy już w większości nadmorskich miejscowości, ale Ostenda przyjęła się ze względu na najprostszy dojazd pociągiem i bliskość plaży w stosunku do dworca. Tłumy są tam uciążliwe, ale już się przyzwyczaiłyśmy. Gdy jedziemy samochodem, wtedy wybieramy Knokke Heist, De Haan albo Nieuwpoort, bo tam mniej ludzi. Gdybyśmy chcieli być prawie sami na plaży, wybierzemy port w Zeebrugge, ale to zadupie i tam też nic nie ma koło plaży do robienia.
Ostenda jest okej.
Kolejnym problemem było w tym roku dla mnie pytanie:
Czy bez jednego cycka można pójść na plażę ;-) ?
Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, że nie mam jednej piersi. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że natura nie wykosztowała się zbytnio obdarowując mnie cyckami (ważne, że na mózg nie poskąpiła), ale to zawsze były jakieś tam cycki, które mimo wszystko trzeba było czymś na plaży zakrywać, bo takie są oczekiwania społeczne. No, nawiasem mówiąc, to nie bardzo rozumiem, czemu niby kobiety o takich skromnych cyckach jak moje, muszą zakrywać klatę, gdy chłopy, które mają cyce 2 rozmiary większe, nie muszą, no ale szczegół. 🙄😉
Nie ważne jednak, czy baba ma duże piersi, średnie, czy małe, na każde wszak znajdzie się stosowny rozmiar stroju kąpielowego, czy bikini. Sklepy odzieżowe, bieliźniane czy nawet zwykłe supermarkety i targi bogate są w biustonosze i stroje kąpielowe wszelakich krojów, kolorów, rozmiarów, stylów, materiałów. Dla każdego coś fajnego się znajdzie. Tak mi się przynajmniej wydawało przez 44 lata.
Czy widzieliście gdzieś ostatnio biustonosz czy bikini na jeden cycek? No bo ja obeszłam wszystkie okoliczne oraz dalsze sklepy i wszędzie mówili, że nie mają. Skandal! Jawne lekceważenie i dyskryminacja! Jak ja niby mam iść na plażę bez biustonosza?!
Nie, z gołą klatą też nie pójdę, bo zaraz ktoś poczuje się zgorszony i moralnie czy religijnie obrażony moją paskudną purpurową blizną. Albo tym ocalałym cyckiem. Ludzie so dziwne.
Rozważyłam nawet założenie burkini, czy kombinezonu do nurkowania ale po pierwsze nie mam takowych na stanie, a po wtóre lubię wystawiać swoją skórę na słońce i świecić dupą pomiędzy ludźmi. Jak pójdę na tę cholerną plażę, to po to, by się opalać i by popływać, a nie żeby się gotować we własnym sosie i potem śmierdzieć potem.
O ile w teorii bycie amazonką nie wydawało się mi jakieś specjalnie trudne, tak w praktyce co chwilę pojawiają jakieś zagadki do rozwiązania, bo jakby się nie odwracał, to cycki zawsze z przodu. Przynajmniej powinny tam być. Albo nie być. No bo właśnie zupełny brak piersi nie był by problematyczny w tym wypadku. Można by było iść na plażę z tą gołą klatą…
Ostatecznie zdecydowałam się na sportowy biustonosz, który Młoda miała w szafie. W miarę to wygodne (o ile w ogóle można mówić o wygodzie w kwestii czegoś takiego jak biustonosz) i całkiem dobrze wygląda, czyli nie podkreśla zanadto doła po cycku.
Jednakowoż niezmiernie się cieszę, że natura żałowała na te moje cycki, bo jednak jedna pierś rozmiaru B, to nie jedna pierś rozmiaru E. Tym obdarzonym przez naturę laskom po mastektomii to mogę tylko współczuć, jeśli by były tak samo jak ja szurnięte, by nie chcieć nosić protez ani biustonosza na co dzień.
selfie z pochyłym morzem w tle (mistrzyni fotografii) |
Upał mnie trochę przerażał.
Lubię morze, ale w tym roku trochę się cykałam jechać w upał pociągiem, bo po chemioterapii niezbyt dobrze znoszę upały - zawroty głowy, osłabienie itp. Trzęsłam portkami, że nagle stracę przytomność w pociągu, czy na plaży, co co prawda jeszcze nigdy w życiu mi się nie zdarzyło, ale teraz może się zdarzyć i co wtedy? Rozważaliśmy rodzinną wycieczkę samochodem, ale samochód to dopiero koszmar jak dla mnie. Nie dawno pojechałam z Małżonkiem do miasta, w którym pracuje - raptem 20 km do przejechania, a już w połowie drogi miałam dość. Czułam się fatalnie. Nie mogę podróżować autem w upał. I nie lubię. A nad morze jest około 100 km. Nie ma mowy. Odpada!
Pociągi są super. Lubię podróżować pociągami. Na wszelki wypadek jednak wybrałam dzień, w którym Małżonek był w domu, żeby w razie wu mógł przyjechać. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne, bo nad morzem (na co liczyłam) powietrze jest inne i upał jest inny. Na plaży w ogóle nie odczuwa się tego upału. Jest przyjemnie i miło. Pociągi miały klimę albo otwarte okna. I było dość miejsca, by usiąść. Wyjechałyśmy bowiem odpowiednio wcześnie rano, by zdążyć przed godzinami szczytu przesiąść się w Gent.
Nie wszystkie dzieci lubią plażę
Młody nie wyraził zainteresowania wycieczką nad morze. Dla pewności nawet kilkukrotnie ponawiałam pytanie. Oświadczył, że nie cierpi piasku. Nie znosi, jak przykleja mu się do skóry i wszędzie się wsypuje. To jest obrzydliwe i bardzo nieprzyjemne. Nie, on nie lubi morza. Morze nie jest fajne. Tak powiedział. Woli posiedzieć w domu, pogadać i pograć z kumplami z Rosji, Białorusi czy klasowymi kolegami i koleżankami, a wieczorem pójść z tatą na spacer. Co mu wolno. Ma 10 lat i sam najlepiej wie, co dla niego jest dobre.
Dziewczyny obydwie za to pojechały z radością. I fajnie było.
Ja jak zwykle, zawsze i wszędzie oddawałam się ulubionemu zajęciu, czyli obserwowaniu świata, a szczególnie ludzi.
O rodzicach bez mózgu.
Już na dzień dobry miałyśmy niezły pokaz ludzkiej niefrasobliwości i nieodpowiedzialności. Kto był w Ostendzie, ten wie, że podobnie jak w wielu innych nadmorskich miejscowościach, jest tam wzdłuż plaży ogromny kawał placu wyłożonego kostką i że roi się tam od wypożyczonych najdziwniejszych pojazdów napędzanych na pedała. No i fajno. Zabawa przednia. Moim zdaniem jednak, wakacje nie oznaczają, że każdemu wszystko wolno i nikt za nic nie musi brać odpowiedzialności i że nie trzeba na wakacjach używać mózgu.
Niektórzy jednak, zdaje się, tak właśnie uważają.
Usiadłyśmy na chwilę, pod czerwonym metalowym kamieniem (słynne ostendzkie dzieło sztuki) i obserwowałyśmy małych gówniarzy (na oko pierwsze klasy podstawówki) zapitalających z górki autami na pedała pomiędzy ludźmi.
metalowe skały |
Na deptaku przy wejściu na plażę dosłownie tłum ludzi w każdym wieku. Młodzież, rodzice z dziećmi za rączkę i we wózkach, ludzie z psami na smyczy, ludzie o kulach i na wózkach inwalidzkich, staruszkowie, a tu szczyle bez nadzoru zasuwają pomiędzy nimi, choć nieopodal z dala od zejść na piach jest bardziej bezludny plac, gdzie bezpiecznie można się bawić tymi skądinąd fajnymi pojazdami. Ledwie zdążyłam pomyśleć, że rodzice chyba mają nasrane we łbie, pozwalając na coś takiego swoim bachorom, jak gówniara wpierdzieliła się na pełnej piździe w tłum. Jedna babka ledwie zdążyła odskoczyć na bok potrącając przy tym niechcący kilkoro innych ludzi. Inni ludzie niestety nie mieli tyle refleksu, sprytu i szczęścia. Sekundę później jakiś chłopina z wielkim trudem podnosił się z gleby przy pomocy kilku innych ludzi, a z obdartych nóg spływała mu krew. Jego partnerka zaczęła opierdzielać bachora, a wtedy szybko znaleźli się wspaniali troskliwi rodzice i przyskoczyli z ryjem do poszkodowanych ludzi, no bo kto to widział podnosić głos na ich arcyświętego bachora.
Gówniarz tu faktycznie może i jest niewinny, ba, nawet może mieć po tym zdarzeniu traumę, bo na pewno się sam przestraszył. Może to zdarzenie nawet coś gówniarza nauczyło…
Pytanie, gdzie kurwa byli wtedy rodzice?!! Ta gównażeria tłukła się tam długo pomiędzy ludźmi, a oni w żaden sposób nie zareagowali, nie zwrócili swoim dzieciom uwagi.
To na rodzicach, na dorosłych spoczywa wszak odpowiedzialność za opiekę nad swoimi dziećmi, a przede wszystkim za wpojenie im podstawowych zasad bezpieczeństwa obowiązujących w zabawie i korzystaniu z chodnika czy plaży, nauczenie ich odpowiedzialności za siebie i za innych ludzi.
Gówniarz, który jest w stanie prowadzić taki duży i stosunkowo ciężki pojazd powinien do cholery wiedzieć, że może kogoś zranić a nawet zabić, gdy w niego wjedzie. Strach pomyśleć, co by było gdyby to nie był dorosły facet tylko np dwulatek albo spacerówka z bobasem, albo kobieta w ciąży czy staruszek. Albo mała psinka, jakich tam było mnóstwo. A co, jakby sam bachor się wykopyrtnął z tym pojazdem i połamał kończyny albo rozwalił se łeb. Do kogo wtedy mieli by pretensje rodzice? No bo teraz, wiadomo, to wina ludzi, którzy bezczelnie ośmielili się schodzić na plażę wyznaczonym wejściem a nie przeskoczyli na ten przykład w innym miejscu przez ogrodzenie.
Zero wyobraźni i zero odpowiedzialności! A skoro zjawili się obydwoje w sekundzie, znaczy, że doskonale oboje widzieli, co ich dzieci wyprawiają i patrzyli na to bezrefleksyjnie. Nie wykluczone, że nawet nagrywali to, by pochwalić się swoim skretynieniem w mediach społecznościowych.
Ja rozumiem, że wypadki wszędzie się zdarzają, ale temu spokojnie można było zapobiec, gdyby tylko rodzice dorośli do swojej roli i wzięli odpowiedzialność za wychowanie i uświadomienie swoich dzieci.
Tak pięknie się różnimy
O wiele przyjemniejszą obserwację poczyniłam leżąc na brzuchu na plażowym ręczniku i lampiąc się przed siebie na przechodzących ludzi.
Moim zdaniem ludzie powinni codziennie oglądać nagrania z takiej plaży, bo może coś by z tego wywnioskowali, coś by do nich dotarło i zmienili by swoje nastawienie i oczekiwania wobec innych i wobec siebie.
Belgijska, ostendzka plaża to fantastyczne miejsce. Opowiem wam, co widziałam.
Po prawej stronie od nas swoje ręczniki i parasol rozłożyła czarnoskóra rodzina. Gadali do siebie jakimś egzotycznym fajnie brzmiącym, ale kompletnie niezrozumiałym językiem. Gadali szybko, dużo i bardzo głośno. Po wieloletniej obserwacji mogę stwierdzić, że to typowe cechy wielu czarnoskórych ludzi. Do tego kolorowe, oryginalne, fantastyczne stroje, fikuśne nakrycia głowy. Ci tutaj mieli po prostu zwykłe stroje kąpielowe - panowie szorty, panie bikini. Wszyscy piękni i zgrabni.
Niedaleko nich wypoczywała rodzina Muzułmańska. Panowie w szortach, dzieciaki też w strojach kąpielowych, a panie poubierane od stóp do głów w hidżaby, spodnie, leginsy itp. Tak, one się w tym kąpią, gdyby kogo takie pytanie nurtowało. Do morza wchodzą w pełnym ubraniu. Nie ukrywam, że z mojej perspektywy przychodzenie na plażę latem w czarnych portkach, koszulach i chustkach było, jest i chyba już zawsze będzie czymś dziwnym, niepojętym i bezsensu, no ale ludzie najwyraźniej widzą w tym jakiś sens i to ich w sumie sprawa, czy dupsko im się ugotuje, czy nie. Rodzina rozmawiała po arabsku.
Nie bardziej zrozumiałe wydały mi się młode i starsze dziewczyny o europejskiej urodzie w obcisłych długich jeansach, których całkiem sporo przemaszerowało przed mym nosem. Tak, one w tych jeansach się opalały i właziły do wody, gdyby znowu kogo pytanie mierziło. Przynajmniej niektóre wchodziły do wody. Ale inne pewnie nie.
Przede mną była rodzinka rosyjskojęzyczna. Raczej niezbyt zamożna, wnioskując po starodawnym podniszczonym parasolu z frędzlami, który rozbawił moje dziewczyny, i starym poplamionym prześcieradle z gumką zamiast ręcznika plażowego.
Z tyłu słyszałam francuski. Zebrała się tam cała grupa nastolatków różnych ras i płci. Puszczali głośną muzę, śmiali się jak szaleni, żarli chipsy i ganiali się po plaży.
Po drodze do wody mijałam ręcznik Chińskiej rodziny.
Na tej plaży w Ostendzie były setki ludzi. Ludzi w różnym wieku, płci, narodowości, kolorze skóry, mówiących najróżniejszymi językami. Przyglądałam się każdemu, kto maszerował koło mojego ręcznika. Przeszło koło mnie masę nóg damskich, męskich i dziecinnych. Jedne były chude jak patyk, inne okropnie grube, jeszcze inne średnie. Były nogi młode i jędrne oraz nogi stare, zmęczone z wystającymi kościami i obwisłą skórą. Były nogi krótkie i długie do nieba. Były nogi czarne, nogi brązowe, nogi żółte i beżowe. Jedne były opalone, drugie blade jak dupa anioła. Były nogi włochate i gładkie jak pupa niemowlaka. Niektóre nogi były krzywe, inne miały jakieś znamiona, jeszcze inne blizny. Były nogi gołe i nogi ubrane. Niektóre miały pomalowane paznokcie, inne nosiły bransoletki na kostce, a jeszcze inne zmyślne tatuaże.
Te wszystkie nogi nosiły jakieś pupy. A pupy też były różne. Koło chudego tyłeczka w stringach, kołysała się okrągła pupa w kwiecistych majtkach. Powabny szeroki zadek w afrykańskiej sukience gonił zgrabny umięśniony zadek w męskich szortach.
Każdy człowiek w innym stroju. Jedni, jako się rzekło, ubrani od stóp do głów, inni w stringach, jeszcze inni w bokserkach, kolejni w sukienkach lub w spodniach i koszulach. Kapelusze, czapki, parasolki, włosy krótkie i długie, torebki,plecaki, torby, kosze, reklamówki i walizy.
Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Ano to że wszyscy są ludźmi. Wszyscy przyszli na plażę w tym samym celu, czyli by spędzić miło czas. I robią to, nie zwracając zupełnie uwagi na innych ani nie porównując się z innymi. Nie ma znaczenia wiek, kolor skóry, zamożność, pochodzenie, wzrost, waga, czy język. Wszyscy dobrze się bawią i korzystają z pięknej pogody.
I to jest fantastyczne, jak wszyscy pięknie się różnimy.
Dodam jeszcze na zakończenie drobny szczegół, bo z Polski dopływają do mnie czasem jakieś makabryczne plażowe opowieści, na temat zwyczajów tamtejszych plażowiczów…
Tak, tutaj bez problemów mogłam czynić powyższe obserwacje leżąc na plaży. Ani w Ostendzie, ani na żadnej innej belgijskiej plaży ludzie nie używają parawanów! Tam czasem ktoś ma mały parawan chroniący przed wiatrem, czy plażowy namiocik dla dziecka. Wielu ma parasol. Ale ogólnie ludzie nie odgradzają się od drugiego. Ba, czasem kładą swój ręcznik zaraz koło twojego i jakoś nie widzę, by ktoś miał z tym problem. Każdy szczerzy zęby w uśmiechu, odrzuca drugiemu piłkę, pozdrawia nawet jak mówi w innym języku… Zastanawiam się czy to odgradzanie fizyczne nie jest przypadkiem też wynikiem mentalnego odgrodzenia od drugiego człowieka? Czy ludzie stawiający wokół siebie płoty i zasieki potrafią jeszcze dostrzec człowieka w drugim człowieku, czy tylko wszędzie widzą wroga…?
Morze robi psikusy
Ale jest jedna zabawna rzecz, o której prawie zapomniałam. Wielu ludzi chyba nie kuma, że morze jest w ciągłym ruchu, że są przypływy i odpływy, z czego takie czuby jak my, zawsze mają niezły ubaw.
Ja mogłabym godzinami przyglądać się zaśmiewając do rozpuku, jak woda zalewa nieogarom ręczniki, plecaki, telefony, jak ludzie w panice biegają po wodzie próbując odebrać jej swoje majtochy, klapki, zabawki. Nigdy nie przestanie mnie to bawić, a zawsze jest ta sama heca.
Ostatnio nawet widziałam laskę, która SIEDZIAŁA (w sensie nie leżała, nie spała, była na miejscu) i PATRZYŁA sobie na morze. Tak to przynajmniej wyglądało. Obok niej trzy ręczniki zawalone ich rupieciami (była tam cała rodzina), pojemnikami z jedzeniem, zabawkami, do tego torby i parasol. Woda zbliża się, bo jest przypływ. Nieopodal żółtoczerwony parasol ratowników, który co chwilę przestawiają na koniec kurczącej się z każdą minutą plaży przy akompaniamencie tych swoich trąbek i nawoływań. A laska siedzi i się lampi i nic. My parkujemy dosyć daleko od wody, żeby nie musieć zbierać się szybko podczas przypływu, dlatego spokojnie mogę siedzieć i patrzeć na niefrasobliwych ludzi i zabierany im przez wodę dobytek… No i tak sobie tę laskę obserwuję, zastanawiają się, o czym ona myśli i czy jest może niewidoma lub głucha… Dopiero, jak woda zaczęła jej moczyć stopy, się biedna zorientowała, że trzeba się zbierać. Tyle, że jak przypływ moczy ci stopy, to zwykle jest jakby trochę późnawo, by zdążyć zebrać całą masę szpargałów z kilku ręczników. Nieźle się uwijała, a długi muzułmański strój plączący nogi raczej jej w tym nie pomagał. Beka z typiary 🤣.
Nie mniej zabawne były te wszystkie zalane torby i plecaki (każdy prawie ma ze sobą telefon i raczej pływać z nim nie idzie buachacha), te pływające laczki, piłki, łopatki, kapelusze. I te mądre, sprytne mewy polujące masowo na zatopione kanapki i ciastka. Ludzie są fascynujący i zabawni.
A ja jestem wredna hehe.
Mewy to też ciekawa sprawa. No dobra, mewa jak mewa, teoretycznie każdy powinien wiedzieć, co to za ptak i znać jego sposób bycia, choćby z milionów filmików w necie. Ale nie, ludzie patrzą, ale nie myślą, nie analizują, nie wyciągają wniosków.
Mewy są - moim zdaniem - fajne. I piękne. I mądre. I bezczelne - z ludzkiej perspektywy patrząc. No bo z mewiej perspektywy, to one po prostu walczą o swoje dobro, o przetrwanie, no i chcą się najeść, a że człowiek wszędzie łazi z jedzeniem, to ptaszyska z tego korzystają. Z tego i z ludzkiej naiwności i niefrasobliwości.
Wszędzie stoją tabliczki „NIE KARMIĆ MEW!” Jest też stosowny obrazek, żeby i nieczytaci zrozumieli.
Ale człowiek wie lepiej. Ojtam ojtam jedna biedna mewka, rzucę jej kawałek ciastka, albo chipsa. Będzie zajebiste zdjątko na instagramy. Selfiaczek o tym jak Karen karmiła mewę.
Rzuca chipsa, a sekundę później pisk, machanie łapami i spieprzanie w podskokach wrzeszcząc „a sio! a sio” i opędzając się od 30 mew. Bo widziała tylko tę jedną przed nosem, ale tych fruwających nad głową i rozpierzchniętych po plaży już nie. A nie wiem, czy wiecie, ale mewy mają skrzydła i są to duże silne skrzydła, dzięki którym bardzo szybko taka mewa może się przemieszczać. Mewy mają też dobry wzrok, są wielkie, silne i mają ostre pazury. Nie boją się ludzi. Są zatem potencjalnie niebezpieczne i trzeba mieć to na uwadze. Nie karmimy ich, żeby się do tego nie przyzwyczajały. Nie karmimy ich, bo to jest niebezpieczne. Szczególnie dla dzieci.
Zwracamy uwagę na otoczenie, gdy zachce nam się jeść nad morzem na świeżym powietrzu, bo mewy nie mają oporów przed wyrwaniem wam kanapki, frytek, czy paczki chipsów z ręki. Mewy są sprytne, silne i mądre. Ale człowiek powinien być teoretycznie mądrzejszy i sprytniejszy. Nie zawsze tak jednak jest, jak wynika z obserwacji świata.
Na plaży w Ostendzie Karen też była. Nie uciekała co prawda, ale trochę ją jakby zszokowało nagłe pojawienie się całego stada mew, gdy cisnęła jednej chipsa do foci robionej przez koleżankę.
Ja obserwowałam i nagrywałam, co pokazuję na fb i insta, jak jedna mewka próbowała dobrać się do torebki Najstarszej. Dziobała zawzięcie i targała z różnych stron torebkę. To stworzenie ma ostry dziób. Gdyby to była reklamówka, czy jakaś gówniana przezroczysta torebunia z gównianego plastiku, to nie wytrzymała by mewiego dzioba i została by wybebeszona do spodu.
Uważajcie zatem na mewy, ale traktujcie je też z szacunkiem. One też chcą żyć, a nad morzem to one są u siebie a wy zwykle w gościach.
Drugiego człowieka też starajcie się traktować z szacunkiem i tolerancją mając na uwadze, że pięknie się od siebie wszyscy różnimy. I fajnie gdyby tak zostało i jeszcze fajniej, gdyby wszyscy potrafili tak samo się tym radować czy choćby to uszanować bez wpierdalania się drugiemu z buciorami w życie.
Oczywiście zrozumienie, szacunek, akceptacja i tolerancja ma swoje granice i działa w dwie strony. Ja tam nie widzę np najmniejszego powodu do tolerowania czy akceptowania plucia mi w twarz, obrażania, czy zwyczajnego działania mi na nerwy i pchania nosa w nieswoje sprawy. Na szacunek też sobie trzeba u mnie zasłużyć (choć w domyślnym jest on zawsze włączony, tak niewłaściwe ludzkie działania szybko mogą go wyłączyć a nawet zmienić status na pogardę). Ogólnie jednak cenię sobie różnorodność.
Jakie piękne zdjęcie mew!
OdpowiedzUsuńW Irlandii parawany są rzadkością - przynajmniej na tych plażach, na których ja bywam. A że z reguły wybieram te "dzikie", by uniknąć tłumów, to inna sprawa. A dlaczego unikam innych ludzi na plaży? Właśnie z tych powodów, które wymieniłaś w poście. Z moich obserwacji wynika bowiem, że ludzie najczęściej mają gdzieś innych - zachowują się głośno i bezmyślnie. Nie mieszkam niestety nad oceanem, więc każda nadmorska wizyta jest dla mnie atrakcją - nie chcę wtedy słuchać jeżdżących quadów, cudzych przekleństw, zbyt głośnej muzyki (nie daj Boże hip hopu...) i rozwrzeszczanych dzieci. Chcę słuchać szumu morza. Tyle i aż tyle.
Niesamowicie irytują mnie tacy rodzice, jak ci opisani przez Ciebie - nie wpajają dziecku podstawowych zasad dobrego wychowania, a kiedy zrobi ono coś głupiego, burę dostaje... poszkodowany albo ten, kto ośmieli się zwrócić uwagę.
Moi znajomi byli niedawno na rodzinnych wakacjach - odwiedzili między innymi popularny park narodowy, gdzie natrafili na grubą wiewiórkę. Syn znajomej uznał, że świetnym pomysłem będzie "zapewnienie wiewiórce gimnastyki" (cytat), więc wziął kij ( tak dla jaj - tak twierdziła znajoma) i zaczął ją gonić (wiewiórkę, nie znajomą) ;) Byli bardzo zdziwieni, kiedy przechodząca osoba zwróciła mu uwagę, by tak nie robił! Co tam przecież gruba wiewiórka - ważne, że "bąbelek" miał przez moment uciechę (a bąbelek ma lat...16). Kiedy nieśmiało zauważyłam, że być może była to ciężarna wiewiórka, usłyszałam, że NIE. No okej, może znajoma potrafi zrobić USG wzrokiem...
Gdybym się wybierała nad morze na dłużej to zdecydowanie wybrałabym spokojną bezludną plażę albo w ogóle totalny zadup z tych samych powodów. Na parę godzin hałas i tłumy mi za bardzo nie przeszkadzają, bo to odmiana od codzienności w moim super cichym domu na cichym spokojnym zadupiu. Podkreślam jednak "parę godzin"! Po pół dnia już mogłabym się wściec i na kimś się wyżyć :D. A co do dokuczania wiewiórce, to jakby koleś na moją Młodą się natknął podczas swojej zabawy, to też mógłby zażyć wesołej gimnastyki, a i sztacheta-kwondo nie wykluczone. Ona jest znana z zaprowadzania porządku wśród łamiących zasady i w środkach nie przebiera :-)
UsuńAaaa, widzisz, szczęściaro, Ty mieszkasz na tej swojej spokojnej wsi, a ja w kilkunastotysięcznym irlandzkim mieście (które na tutejsze warunki jest całkiem duże), na osiedlu domków jednorodzinnych - zero prywatności, z przodu domki, z tyłu domki, z boku domki ;) Przez swoje okna spokojnie widzę, co robią inni w swoich pokojach/ogródkach. Jest dużo poczciwych sąsiadów, którzy nie zakłócają ciszy, ale ci głośni nadrabiają za wszystkich spokojnych: uporczywe ujadanie psa, alarm u sąsiada włączający się (bez powodu, bo nikt mu się nie włamuje, wiem, bo widzę jego dom w całej okazałości) po raz piąty w przeciągu kilku godzin (za każdym razem wyjący przez bite 20 minut), rozwrzeszczane dzieci, krzyczący (na siebie i potomstwo) dorośli... To tylko skrawek mojej codzienności. Po czymś takim chce się CISZY.
UsuńHaha, już ją lubię! Nie tylko za znajomość sztacheta-kwondo ;)
Świetne masz pióro, dobrze się czyta, widzę tez że lubisz obserwacje , to i moje hobby, a może nawet zboczenie blogowe.
OdpowiedzUsuńMam koleżankę po amputacji piersi, towarzyszyłam jej od momentu wykrycia guzka, razem chodziłyśmy na mammografię.
Przyznam, że kiedyś sama karmiłam ptaki chlebem, ale doczytałam, że to tylko ptakom szkodzi. Zachowania młodych rodziców wobec zwierząt, zwłaszcza dzikich bywają zdumiewające, jakby do szkoły nigdy nie chodzili...
Pozdrawiam serdecznie:-)
Dziękuję za miłe słowa. Ja też popełniłam wiele grzechów wobec zwierząt zarówno swoich jak i dzikich, bo nie miałam właściwych informacji. Chleb dla ptaków, mleko dla jeży... - tak nas w szkole uczyli, a dziś wiadomo, że to niewłaściwe. Dawniej nie było też skąd wziąć wiedzy na różne tematy. Dziś mamy internet, tv, radio, setki poradników i innych książek. Jest łatwiej, a mimo to wielu nawet sekundy nie poświęci, by się czegoś dowiedzieć nt zwierząt, choćby tych z którymi mają do czynienia na codzień
Usuńo mamuniu ile czytania !!!! jestem zauroczona.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze wpadłam od Taity gwoli powitania.
Po drugie akurat jestem w trakcie chemii bo też mam raka piersi i zabiłaś mnie tym brakiem rekonstrukcji a nawet protezy :O wow ! u mnie to nie przejdzie mam cycki D w porywach niektórych firm nawet E więc stanę się nieforemnym dziwolągiem jak sobie czegoś nie zrobię choć póki co nie wiem ile wytną ponoć nie całą :D
Po trzecie co do obserwacji wielorakich to cóż za socjologiczna myśl i przemyślenia no jestem pod wrażeniem, że nie tylko ja mam takie zboczenie, że leżę i się gapię i też przemyślam sobie sporo :D
Po czwarte nieodpowiedzialni rodzice to niestety plaga ogólnoświatowa. No może tam Norwedzy czy Szwedzi mają dzieci mądrzejsze bo oni ponoć wszystko mają na tip top ale pozostałe kraje cóż. Generalnie w zeszłym roku na Sycylii doznaliśmy z mężem głębokiego szoku kiedy normalnie na jezdni w centrum Palermo wyminęło nas z obu stron stado nastolatków na elektrycznych hulajnogach. Mąż dostał apopleksji bo nie wiedział czy ma uważać żeby tym przed nami nie wjechać w dupę czy żeby Ci za nami nie wjechali nam, czy po prostu nie rozjechać jakiejś hulajnogi.
Po piąte co do polskiego parawaningu to wyjaśnienie wydaje się być proste. Otóż nad naszym kochanym i lodowatym Bałtykiem wiatry wieją raczej zawsze i całorocznie. Ile razy bym nie była łeb urywa. Mało kiedy tego się nie odczuwa. Jak do tego dodać temperaturę wody równą temp w mojej zamrażarce to jak się wychodzi z kąpieli i zmierza do ręcznika można zwyczajnie dostać szoku termicznego od wiatru. Zatem parawany chronią po pierwsze przed zamrożeniem po kąpieli a po drugie tak myślę, że tych co się nie kąpią chronią przed zostaniem plażowym kotletem schabowym który powstaje po nawaleniu wiatrem piachu na ciało świeżo wysmarowane czymś do opalania. Na wielu zagranicznych plażach bywałam, nawet nad oceanami i raczej nigdzie tak nie wiało i nie pizgało jak nad naszym morzem.
Dobra to by było chyba wszystko :D w wolnej chwili sobie poczytam wstecznie :D
aaa dobra jednak nie wszystko. Jeszcze chciałam napisać, że jeszcze za mało widziałam i za krótko żyję bo żeby na plażę z prześcieradłem z gumką ??? SERIO ?? i temu zdjęcia nie zrobiłaś ???? dlaczegoooooo ????
UsuńWitam w moich skromnych progach blogowych! Zacznę od końca. Zapomniałam bowiem napisać o najważniejszym w kwestii mojej wycieczki i robienia zdjęć, które były głównym oficjalnym celem wycieczki buachacha… W połowie drogi nad morze sobie przypomniałam, że 1. miałam naładować baterię do aparatu, bo się świeciła, że rozładowana, ale nie naładowałam i że 2. zapasowa bateria jest w torebce „nerce”, która leży na pufie w salonie. Zrobiłam kilka zdjęć telefonem mewom i kilka selfie, w pozostałych minutach byłam obrażona na fotografię i wszystko, co się z nią wiąże hehe ;-) Co do braku cycka, to gdybym była (nie)szczęśliwą posiadaczką wielkich balonów to zapewne kazałabym se jakiś fejkowy przyszyć albo odciąć oba… Z tym że ja już wiem jak wygląda fejkowy cycek, bo po pierwszej operacji, gdy tylko kawałek wycięli, wymodelowali mi cycuszka. Doktor stwierdził, że „ładnie”… ale ja chyba lepiej wiem, jak powinien wyglądać mój ładny cycek i raczej tamten się w tej kategorii nie mieścił 😜🤪, tak że na razie dziękuję postoję. Choć kobieta jak wiadomo zmienną jest, przeto nie zarzekam się, że kiedyś mi się nie zachce zrobić nowego cycka. Odebranie protezy przyklejanej też rozważam na okoliczność jakiegoś ewentualnego wielkiego wyjscia, wszak u nas są one za darmo. Póki co mogłabym mieć takie wkładane do biustonosza, ale jak ktoś raz powiedział chomątom „nie” to zdania nie zmieni. Pielęgniarki w klinice miały z tego niezły ubaw :-) Nawet cyckonosz za ok 100€ próbowały mi za friko wcisnąć na tę okoliczność. Ja jestem jednak normalna inaczej i mnie to nie przekonało 🤪. Hujanogi elektryczne to jest masakra. Cieszę się, że u nas wreszcie przepisy stosowne wprowadzili (od 16 lat dozwolone i przepisy jak dla rowerów). Tylko, czy to ktoś będzie egzekwował, to inna kwestia… Jakbyś miała kiedyś jakieś ciekawe obserwacje na dowolny temat, to wal śmiało.
Usuń