Siedzę se na chorobowym
i próbuję intensywnie zajmować się nicnierobieniem i muszę rzec, że nawet nieźle mi wychodzi. Tyle tylko, że póki co nie czuję jakoś powalających efektów tego niedziałania. Ledwie minie osiemnasta ,a mnie spanie nieprzezwyciężone już zbiera...
Siedzę i dumam, czy mam wracać grzecznie w czwartek do roboty, czy udać się ponownie do doktora...?
Pierwszy raz poszłam do niego w piątek, po tym jak ledwo z biedą udało mi się przerobić trzy godziny i jakoś wrócić do domu nikogo przy tym nie przejeżdżając. A lało wtedy jak z cebra...
Wieczorem do lekarza podwiózł mnie Małżonek samochodem, co jest dość szalonym pomysłem, jak się ma do lekarza 500 metrów. Liczyłam, że doktor coś więcej mi doradzi czy podpowie, ale jakoś tak nie bardzo się kwapił... Nie wiem nawet, czy on w ogóle wierzy w to moje zmęczenie...? Niby tam powtarza ciagle, że za młoda jestem na raka, że wykonuję za ciężką robotę do stanu rakowego... po czym wypisuje mi 3 (słownie: TRZY) dni wolnego i każe brać 3 razy dziennie paracetamol na ból biodra. Ludzie się często podśmiechują, że w Belgii i Holandii paracetamolem to da się wszystko leczyć haha. Szału nie ma dupy nie urywa, że tak powiem.
Tęsknimy za naszym starym doktorem. Nie tylko my, ale z kim by się nie zgadał...
No i ja teraz nie wiem, co mam myśleć i co robić dalej. Zastanawiam się, czy dając mi 3 dni wolnego on chce sprawdzić, czy faktycznie jestem zmęczona i czy przyjdę ponownie po nowe zwolnienie, czy też wypisując mi 3 dni wolnego, jest przekonany, że gówno mi jest i po paru dniach będę jak nowa. A może zwyczajnie mają oni jakieś odgórne zarządzenie z tymi trzema dniami, bo zawsze wypisują trzy dni wszystkim z każdej okazji...
Ja w każdym razie nie czuję się jak nowa. Po czterech dniach nicnierobienia czuję się lepiej, ale nadal jestem zmęczona za bardzo jak na cztery dni wakacji... A faktycznie się obijam... W weekend kompletnie nic nie robiłam, tylko się czilowałam na kanapie. W niedzielę poszłam na półgodzinny spacer, bo było tak ciepło i wiosennie, że grzech nie wyjść z domu. Ale jak się tym spacerem zmęczyłam! Nazbierałam jednak obiektów do badań i mogliśmy potem z Młodym znowu coś popodziwiać pod mikroskopem.
słońce wyszło, to i krzaki okulary zakładają ;-) |
wiosna 2023 |
krokus idzie pod obiektyw |
forsycja się szykuje do badania |
cała gromada roślin czeka w kolejce do badań |
Najciekawszym obiektem okazała się tym razem jasnota purpurowa. Ileż ochów i achów nam dostarczyła ta niepozorna roślina. Przytulia też była piękna i fascynująca w powiększeniu.
Potem jeszcze eugleny żeśmy chwilę podziwiali. Fajne zielone ruchliwe maluszki.
Razem z Młodym doszliśmy też do wniosku, że pręciki i.lub słupki niektórych kwiatków wyglądają jak penisy.
jasnota purpurowa |
jasnota purpurowa |
jasnota |
jasnota |
przytulia czepna |
przytulia |
przytulia |
penis kwiatkowy ;-) |
W poniedziałek postanowiłam odkurzyć i umyć mopem podłogę na dole, bo pomyślałam sobie, że to bardzo głupi pomysł tak tylko siedzieć i kompletnie nic nie robić przez 5 dni, bo wtedy bez wątpienia nie będę zmęczona, ale jak potem od razu przypierniczę dwa dni harówy po 8 godzin, to niewykluczone, że od razu na pogotowiu wyląduję... Dlatego postanowiłam coś łatwego porobić. Odkurzanie zajęło mi jakieś 10 minut, a zmęczyło jak pół dnia rozrzucania gnoju widłami. No więc odpoczęłam i po południu przeleciałam kwadrat mopem. Tyle.
Wieczorem miałam niderlandzki.
Lekcja była dla mnie satysfakcjonująca i przydatna, bo mieliśmy dużo gramatyki, a zapisałam się wszak na ten poziom dla powtórzenia gramatyki. Wreszcie udało mi się zrozumieć, kiedy jaki czas przeszły się używa. Na co dzień używam tych czasów spontanicznie i podejrzewam, że pi razy drzwi poprawnie, ale nie mogłam pojąć dlaczego raz tak się mówi, a raz siak. Teraz zajarzyłam wreszcie. Załapałam też parę innych drobiazgów. Jestem zadowolona z udziału w lekcji mimo zmęczenia. Było też znowu trochę heheszków, bo pod koniec lekcji nauczycielowi coś przestało działać i nagle nikogo nie słyszał, choć my wzajemnie się wszyscy słyszeliśmy. Chciał też nam swojego kota pokazać, ale mu nawiał hehe.
Dziś znowu nic nie robiłam... No dobra ugotowałam ziemniaki i wołowy gulaszyk po flamandzku. Nie jest to jednak ciężka robota. Poza tym pracowałam cały dzień przy biurku przy kompie przygotowując się do wizyt u psychologów.
Nie wiedzieliście, że do wizyty u psychologa się trzeba pisemnie przygotowywać? No to teraz już wiecie haha. Ja się przygotowuję pisemnie do każdej wizyty u specjalisty czy w urzędzie albowiem muszę sobie przecież wszelakie potrzebne słownictwo wyszukać, spisać i powtórzyć lub przyswoić. W tym celu szukam artykułów z danej dziedziny, czytam je, notuję potrzebne słowa i zwroty, a w końcu się ich uczę. Przy tym zawsze trafię na jakieś arcyciekawe artykuły, których jeszcze nigdy nie czytałam i wsiąknę w temat łażąc od linku do linku. Dzięki temu poszerzam oczywiście swoją wiedzę i uczę się nowych słów.
Ubawiłam się pewnym stwierdzeniem i postanowiłam je zapamiętać i wykorzystywać zmodyfikowane przy różnych okazjach.
Jedna z dawnych teorii na temat autyzmu mówi, że kobiety z autyzmem mają męski mózg, znaczy myślą i czują jak facet... Na co jedna kobieta z autyzmem odrzekła, że ona ma męski mózg tylko wtedy, gdy jakiś ukradnie i będzie go trzymać w słoiku. :-)
Po południu podwiozłam Najstarszą do dentysty
i poszłam z nią powiedzieć doktorowi, jaki ona ma problem, bo jej samej czasem trudno się wysłowić po niderlnadzku. Jak musi, to jakoś sobie poradzi, ale jak tylko może ktoś z nią pójść, to idzie, bo czemu ma się bez potrzeby stresować. Nie wybrała sobie życia z autyzmem przecież...
Sama jednak już za siebie zapłaciła telefonem ze swojego konta, bo przecież już jest kobietą pracującą. Miała wynerwianego zęba, co kosztowało ją 100€. Za tydzień kolejna wizyta. Gdyby bolało ją, mamy dzwonić do dentysty, by wysłał jej receptę na antybiotyk na dowód (elektronicznie znaczy).
Dentysta się pytał, jak tam moje zdrowie. Mówię mu, żem na zwolnieniu, bom zmęczona, a ten mówi, że zmęczenie po tych wszystkich terapiach to spokojnie do dwóch lat się utrzymuje... Mało pocieszające, ale z drugiej strony dobrze wiedzieć, że nie jest to niczym niezwykłym.
Jutro idę do psychologa,
bo w końcu w niedzielę się zdecydowałam nie odkładać tego w nieskończoność i napisałam mejl do naszej psycholożki z pytaniem, czy da rady mnie gdzieś szybko wcisnąć, podkreślając że z nią chcę się spotkać, a nie z jej koleżankami, a ma ich tam u siebie teraz coś z 5. Opisałam też w kilku zdaniach swoją sytuację, by wiedziała, czy pilnie tej pomocy potrzebuję, czy mogę czekać...
Dawniej, jak do niej chodziliśmy, to tylko sama przyjmowała u siebie w domu. Teraz wybudowała sobie nowy dom obok i cały dół przeznaczyła najwyraźniej na gabinety psychologów, no i przyjęła tam trochę nowych koleżanek. One wszystkie głównie z dziećmi i młodzieżą pracują, ale dorośli też są mile widziani. Lubię ją i mamy do niej wszyscy ogromne zaufanie. Kobietka jet w moim wieku, ma troje dorosłych dzieci, w tym jedno, które kiedyś przeskoczyło klasę jak nasz Młody. Swój człowiek po prostu. Nie zmienia to faktu, że lekko mnie zaskakuje liczba specjalistów na wsi. Ale pozytywnie zaskakuje. Co jak co, ale psychologów i psychiatrów to w tych świrniętych czasach na pewno nigdzie za wiele.
Liczę na to, że między innymi zasugeruje mi ona, czy mam wracać w czwartek do pracy, czy lepiej przedłużyć chorobowe... Wiem, że pracowała z onkopacjentami, to może coś wiedzieć na ten temat...
W czwartek lecimy do nich na długo wyczekiwane spotkanie z Młodym. On ma wizytę u innej psycholożki w sprawie badań diagnostycznych w kierunku autyzmu. Cieszy się na tę wizytę, bo chce wiedzieć, czy ma ten autyzm czy nie... Ja chcę poza tym wiedzieć, ile to nas będzie kosztowało i czy na jakiś zwrot możemy liczyć od ubezpieczyciela... Na stronie jest mowa o około 400 euro za badanie na ASS, ale się zobaczy.
Tymczasem wczoraj Młody wrócił ze szkoły z mrożącą krew w żyłach relacją.
Jeden z kolegów przyniósł do szkoły zapalniczkę i z drugim mądrym podpalili kupę papieru w toalecie i jeszcze w innym miejscu. Młody mówi, że ogień podobno był na ponad metr. Od razu poszli do dyrektorki i zostali tam cały dzień w oczekiwaniu aż rodzice wrócą z pracy i przyjadą. Młody mówił, że jak wychodzili ze szkoły, ci dwaj jeszcze siedzieli u dyrektorki.
Dziś Młody się dowiedział, że za karę przez tydzień będą mieć m,in. wszystkie lekcje w gabinecie dyrektorki i nie pojadą na tygodniowy obóz sportowy w kwietniu. O jednym z tych gagatków już kiedyś pisałam w kwestii dwustu euro znalezionych w plecaku syna kliknij tutaj.
Mam podejrzenia, że niektórzy rodzice zwyczajnie nie rozmawiają z dziećmi o życiu, niczego im nie tłumaczą, nie wyjaśniają, nie rozmawiają o konsekwencjach i skutkach danych działań, a tylko wymyślają masę różnych kretyńskich zasad z systemem kar i nagród, których dzieci muszą przestrzegać dla samego przestrzegania "bo mama i tata tak chce i nie ma dyskusji". Tak mi podpowiada rozum po tym, co zaobserwowałam w przypadku tego konkretnego chłopaka, skądinąd bardzo inteligentnego i sympatycznego. Ale mogę się mylić...
No ale dobra, zdarzyło się. Gównażeria zawsze miała, ma i mieć będzie najdziksze pomysły, bo takie są prawa bycia młodym i głupim. Wiecie co jednak mnie najbardziej zastanowiło? Pytałam Młodego, czy wychowawca, dyrektorka czy ktokolwiek inny o tym z nimi po zdarzeniu porozmawiał, czy była jakaś dyskusja w klasie, czy coś? Nie, nie było. Nauczyciel nic nie mówił. No i to jest dla mnie najdziwniejszą rzeczą w tej historii. Mnie bowiem wydaje się oczywistą oczywistością, że każdy belfer powinien natychmiast przedyskutować temat zabawy ogniem, skutków nierozważnych zabaw zapalniczką, poruszyć temat poparzeń, zachowań w trakcie potencjalnego pożaru itd... A nie kurde przejść nad tym do porzadku dziennego jak gdyby nigdy nigdzie nic...
Idę spać.
Witam ja mam dziś doła okropnego a najgorzej jest jak wtedy człowiek sam to jest nie do opisania
OdpowiedzUsuńSamotność w takich chwilach bywa faktycznie ciężka. Wiem coś o tym. Mnie wtedy pomagało czytanie spokojnych książek, oglądanie wesołych filmów, no i rozmowy internetowe z przypadkowymi ludźmi na czatach (inne czasy trochę, nie było fb i temu podobnych). W sieci można całkiem fajnych ludzi poznać, którzy podobne problemy mają albo i inne, ale zwyczajnie chcą pogadać. Omijać lepiej wtedy wszelakie wiadomości i trudne tematy, bo one tylko pogarszają samopoczucie, moim zadaniem. Spacery czy słuchanie muzyki też wielu ludziom odrobinę pomagają. A może spróbuj pisać o swich emocjach, trudnościach, przemyśleniach...? Bloga może założyć tutaj każdy za darmo. Można pisać całkowicie dla siebie bez udostępniania komukolwiek. To świetna autoterapia, naprawdę! Zwykły zeszyt i długopis też da rady. Jednak gdy to jest więcej niż zwykły dół, który każdemu się zdarza, to jednak może dobrze było by popróbować jakiegoś specjalisty poszukać, jeśli jest taka możliwość... bo nie wiem, skąd piszesz, ale wiem, że w PL to różnie bywa z pomocą... A może zwyczajnie jakiś klub, kółko zainteresowań, sport, gdzie można ludzi poznać i być może kogoś znaleść...? Choć z tym też w Belgii łatwiej...
UsuńNiektórzy lekarze, u nas także wypisują tylko po 3 dni zwolnienia, zwłaszcza gdy weekend potem, a weekend jest od odpoczynku, a nie od chorowania. Wytyczne tez na pewno maja.
OdpowiedzUsuńRozmowa z psycholożką może okazać się pomocna, ale sama najlepiej wiesz, co dla ciebie najlepsze.
Przynajmniej miałaś czas na spacer, bez pospiechu i nadmiernego wysiłku.
jako emerytka mogę ci powiedzieć, ze dziś żałuje, ze się nie oszczędzałam, teraz po lekarzach chodzę.
Zbiorowa odpowiedzialność klasy za jednego gagatka to nie jest dobry pomysł, ale kazdy ma swoje metody.
Chyba kupie sobie mikroskop, podobają mi sie te zdjęcia!
jotka
No, że przed weekendem dają trzy dni, to akurat rozumiem, ale ja byłam w piątek wieczorem i dostałam wolne od poniedziałku do środy... Nic to.
UsuńChyba niewłaściwie sformułowałam ten akapit o karze... Karę mają tylko ci dwaj piromani. Reszta klasy i szkoły żyje swoim normalnym życiem, czyli lekcje mają w swojej klasie i normalnie pojadą na obóz, w związku z czym kara raczej dosyć dotkliwa dla tamtych dwóch, bo obozy sportowe (zwyczajnie zawsze obowiązkowe) są fajne. Siedzenie przez tydzień u dyrki też do przyjemności nie należy raczej (wychowawczyni chodzi im zadawać zadania a potem wraca do reszty klasy).
Zakup mikroskopu polecam, to na prawdę świetny sposób na spędzanie czasu wolnego. W rzeczywistości to wszystko wygląda jeszcze fajniej niz na zdjęciach. Magiczne obrazy. Czasem trochę jak zabawa kalejdoskopem, ale fajniejsza.
Moja dyrektorka chciała w podobny sposób nawrócić jednego gagatka, ale nic to nie dało, niestety, raczej jej sie znudziło siedzenie z nim codziennie ;-)
OdpowiedzUsuńjotka