Jako się rzekło, we Flandrii mamy dwutygodniowe ferie wielkanocne - paasvakantie.
Nie obchodzimy wielkanocy i wielkanoc nas nie obchodzi. Ferie są dla wszystkich dzieci bez względu na wyznanie i poglądy. Długi weekend też jest dla wszystkich pracujących. Dokładnie to w tym kraju wolny jest ustawowo jeden dzień - poniedziałek. Wielu ludzi jednak bierze sobie podczas ferii jeden tydzień wolnego, by gdzieś wyjechać z całą rodziną. Jedni ciągną za granicę, inni zwyczajnie nad morze czy w góry, a jeszcze inni spędzają czas z najbliższymi urozmaiciając go wypadami do różnych miejsc.
Gdy dzieci były małe, bawiliśmy się w wielkanoc. Majstrowaliśmy dekoracje, malowaliśmy okna mazakami do szyb, kolorowaliśmy jajka. Chowaliśmy też czekoladowe jajka po ogrodzie, by dziatwa mogła je rano szukać, bo to świetna zabawa. Teraz jednak nasze dzieci są już duże, a co za tym idzie nie rajcuje ich już ani robienie dekoracji, ani kolorowe jajka. Nie wierzą ani we flamandzkie latające wielkanocne dzwony, ani w zająca znoszącego jajka. Nas starych tym bardziej to nie rajcuje. Nie bawimy się zatem w żadne święta.
Czas wolny to po prostu czas wolny. Można spać, jak długo się chce i siedzieć po nocy jak długo ma się ochotę. Można robić, co się chce albo cały dzień zbijać bąki. I tak właśnie robimy, co chcemy albo nie robimy.
Nie mamy tu rodziny, którą mogli byśmy odwiedzić i która by nas odwiedziła, przeto nie szykujemy specjalnego jadła ani napitku. Mamy siebie i cały nasz mały świat. Nie szykowaliśmy niczego specjalnego na ten weekend. Nie sprzątaliśmy. Ba, robiliśmy ogromny bajzel... ale o tym później. W piątek zamówiliśmy pizzę i frytki z kurczakiem. W niedzielę Małżonek ugotował rosół, bo Młody lubi, a i ja z Najstarszą z chęcią zjadłam. Młoda nie je mięsa, a już szczególnie ptaków. Przestawia się powoli na wegetarianizm. W poniedziałek rano zrobiłam sałatki chrzanowej z ananasem i kukurydząm bo mnie smak naszedł na sałatkę, a tylko do tej były na stanie składniki. Nasmażyłam też racuchów na życzenie Młodej. Oto nasza świąteczna kuchnia. Dzień jak co dzień.
Badanie IQ
W minionym tygodniu odwiedziłam z Młodym psychologa. Miał badanie IQ, co kosztowało mnie bagatela 230€. Badanie trwało blisko 2 godziny. Młody rozwiązywał jakieś zadania, odpowiadał na pytania, a ja czytałam w poczekalni książkę, bo tak lało, że nie chciało mi się wracać do domu i drugi raz jechać. Dokładne wyniki będziemy znać za jakiś czas. Póki co psycholożka powiedziała, że bez wątpienia jest wysoko uzdolniony. Pierwszym świadectwem tego było zainteresowanie samymi badaniami. Większość dzieci uważa je za nudne i męczące. Młodemu się podobały bardzo. Zaszedł też dosyć daleko w odpowiadaniu na pytania... Nie opowiem wam szczegółów, bo mnie z nim nie było. Wiem tyle, ile opowiedzieli mi psycholog i Młody. Najważniejsze, że mamy to za sobą. Psycholog już zasugerowała, że napisze zalecenie do szkoły, by dawali Młodemu więcej zadań i zagadnień do rozwiązywania niż reszcie, aby się nie nudził i by chętnie chodził do szkoły. Dokładniej mamy wszystko omówić na następnej wizycie i potem jeszcze po zakończeniu badań w kierunku autyzmu.
w poczekalni u psychologa |
W sobotę robiliśmy wielką zamianę.
Zamieniliśmy się na pokoje z naszym synem. Młody miał dotąd najmniejszy pokój, bo większy był małemu chłopcu nie potrzebny. Jednak mały chłopiec stał się już dużym chłopcem, nastolatkiem. Nastolatki potrzebują przestrzeni na wszystkie swoje hobby, pomysły i naukę. No i dziewczyny mają przecież pokoje po 35m kwadratowych to trochę nie fair, by ich brat musiał gnieść się w małym kantorku.
Postanowiliśmy zatem dokonać zamiany na pokoje, bo nasza sypialnia była dosyć duża, a my tam przecież tylko spać chodzimy. Wydawać by się mogło, że taka zamiana to prosta sprawa. Wystarczy tylko wszystko z tamtąd tu i stąd tam poprzenosić. Taaa, wszystko piknie, tyle tylko, że niektóre rzeczy trzeba rozkręcić, a niektórych rozkręconych rzeczy nie da się po raz wtóry skręcić.
No i najpierw trzeba w jednym pokoju zrobić miejsce... W tygodniu znosiłam po trochu, by się nie przemęczać, na dół maskotki, ubrania i inne pierdoły. W sobotę rano po śniadaniu zabraliśmy się za ten bajzel.
Mieliśmy szafę kupioną w internetach za parę centów. Od samego na nią patrzenia już się zaczynała przechylać i sypać. Wiedzieliśmy, że nie nadaje się do ponownego złożenia. Poszła w częściach do szopy, by czekać na transport do parku kontenerów.
Nasz boxspring na szczęście jest łatwy do demontażu i ponownego składania, więc łatwo poszło. Szafy i szafki Młodego dało się przepchać z pokoju do pokoju. Tylko z biblioteczki książki trzeba było zdjąć, bo książki to piekielny ciężar i prędzej by szafę rozdarł niż przepchał razem z książkami. Pracowałam 14 lat w bibliotece, to wiem coś na ten temat.
Największa porażka to wielkie łóżko z biurkiem Młodego. Tego kuromesła, zgodnie z moimi przewidywaniami (choć Małżonek uważał inaczej), nie dało się ponownie poskładać. Nie ukrywam, że w sumie to ja się z tego cieszę, bo nie lubiłam tego kolosa. Ani pościeli na tym zmienić, ani kurzu zatrzeć, ani dziecka przytulić. Dobrze się stało, jak się stało, że się poskładać tego nie dało. Wtedy szybko pobiegłam na strych po stare łóżko Młodej. Genialny "zabytkowy" wynalazek. Kupiliśmy je dawno temu w kringwinkel za kilkanaście euro. Młoda spała na nim kilka lat. Potem używalismy je dla gości. Składa się je w 10 minut. Noooo, jak się już człowiekowi przypomni, jak wkłada się te cholerne deseczki w metalowe ramki, by zmontować stelaż. Małżonek za jakiś czas weźmie je do roboty i odmaluje na jakiś męski kolor, bo trochę już obdarte, ale póki co będzie. Młody jest zadowolony.
Problemem tylko było biurko, a raczej jego brak, skoro łoże z biurkiem poszło do kosza. Szybko jednak popędziliśmy do Kring. Wielkanoc to idealny czas na wizyty w sklepach z rzeczami używanymi, bo ludzie robią porządki wiosenne i mnóstwo rzeczy oddają do Kringu.
Już pod drzwiami Małżonek zauważył biurko idealne dla nastolatka, który preferuje komputer a nie laptop. Kartka głosiła, że 25€. Bajka! Trochę dalej znaleźliśmy fotel na kółkach. Wzięłam go dla siebie, postanowiwszy oddać Młodemu swój poprzedni bajerancki Kringowy nabytek. Fotel jakiś drogi, bo aż 12€, ale w normalnym sklepie takiego i za 120€ by nie kupił. Jeszcze na deser książkę za 2,5€ porwałam i wróciliśmy do domu, by kontynuować przemeblowanie.
Szaf odpowiednich nie było, ale będę polować. Póki co łachy mamy w pudełkach. A kto nam zabroni.
Młodemu muszę jeszcze zamówić dywan w Ikea, taki jak ma siostra, tylko mniej biały, żeby w razie rozlewania mleka czekoladowego nie było plam widać.
Przeprowadzka nawet sprawnie nam poszła, mimo że ja wiele nie mogłam dźwigać ze względu na bolące ramię, ale Małżonek to silny chłop i dawał sam rady z wielkimi rzeczami. Pokoje wyglądają dobrze, choć trzeba je dopracować i braki uzupełnić.
W naszej sypialni zalegał pod łóżkiem stary telewizor, który Małżonek postwił u Młodego na szafie i podłączył do niego Play Station. O, jaka radość. Teraz Fifa jest rozgrywana na wielkim ekranie! Organki też mają teraz dużo miejsca i Młody uskutecznia naukę gry.
W salonie zalega teraz kupa zabawek, z których Młody już wyrósł i innych niepotrzebności. Młoda zgodziła się zająć próbą ich opchnięcia na Vinted albo 2dehands. Jak się jej uda, to coś zarobi, Jak nie, oddamy do Kring Winkel.
nasza nowa sypialnia w „miłosnych” kolorach wybranych przez Młodego :D |
stary telewizor wreszcie na coś się przydał |
nowy pokój Młodego i nowe stare meble |
mój nowy stary fotel za 12€ |
W niedzielę byłyśmy z Młodą fotografować wiosnę, ale o tym już było w poprzednim wpisie.
W poniedziałek odpoczywaliśmy nic nie robiąc za wiele. Netflixowaliśmy trochę i gadaliśmy o wszystkim i niczym.
Młoda znowu zajmuje się opieką nad zwierzętami u znajomych, którzy wyjechali na ferie. Chodzi do nich 2 razy dziennie, by nakarmic i wypieszczochać kota, króliczka i stado kur. Kur nie pieszczocha, ale z nimi gada.
To był dobry czas.
Czekam na spotkanie z coachem z rentree, które trochę się opóźni, bo dzwonili, że babka z mojej okolicy też ma ferie. Pytali, czy pilne. Odrzekłam, że mogę poczekać. Przecie się nie pali.
Podobno nie jedząc mięsa człowiek lepiej się czuje, my w sumie i tak mało jadamy, ale czasami jest apetyt na indyka czy szyneczkę.
OdpowiedzUsuńW święta pełną gębą dawno przestaliśmy się bawić, liczy się relaks i spotkania z bliskimi, kiedyś pewnie wnuk będzie szukał jajek lub upominków, na razie za mały.
Miałabym ochotę na zmiany w mieszkaniu, mały remont, ale gdy pomyślę o bałaganie i sprzątaniu, to mi się odechciewa...
jotka
Ja czułaby się na pewno lepiej mentalnie, gdybym zrezygnowała z jedzenia mięsa, bo nie musiały by dla mnie umierać zwierzęta. Co do fizycznego samopoczucia to mam wątpliwości, czy lepiej... Myślę, że tu dużo zależy też od organizmu, od tego, czym człowiek się zajmuje itd. No i czy go stać na właściwą urozmaiconą dietę roślinną, bo - powiedzmy sobie szczerze - weganizm czy wegetarianizm na dzień dzisiejszy to raczej kosztowana "fanaberia". Nigdy nie byłam i nie jestem wielkim fanem mięcha, ale czasem lubię zeżreć schaboszczaka, steka, czy rybę. Nie wyobrażam sobie życia bez jajek, czy serów. Testuję jednak z przyjemnosćią i ciekawością różne wegańskie produkty i przepisy. Niektóre mnie miło zaskoczyły, by nie powiedzieć zszokowały, że są lepsze niż zwierzęce, ale inne są ohydne brr.
UsuńTaa, w remontach i przemeblowaniach najgorsze jest sprzątanie - też mnie to zawsze najbardziej przeraża. Kolejna rzecz, to to że prawie zawsze coś idzie nie tak, co generuje dodatkowe wydatki i kosztuje więcej czasu, niż się zaplanowało ;-)
ostatni mem najlepszy choć smutne, że śmieszy. No i ten ze stajnią i nawracaniem też mi sie podoba :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie idź z córką załatwiać tą pracę bo szkoda, żeby jeszcze kilka obleciała beznadziejnych. Razem pewnie coś ogarniecie bardziej trafionego niż podpaski czy co to tam było ostatnio.
Z takiego pokojowego awansu to się musiał Młody nieźle ucieszyć :)
W tym ostatnim memie, jakby Belgię wstawił, było by równie śmieszne, bo też cudów nie brakuje ;-) A Młody tak, kilkanaście razy powtarzał, że ucieszony jest z nowego pokoju.
Usuń