21 września 2019

Wrzesień i co dalej?

Wakacje dawno minęły. Pora zatem zapisać kolejną kartkę w pamiętniku.

Ten wrzesień rozpoczął się dość nerwowo i tak trwa sobie przynosząc kolejne dni pełne niepewności, pytań bez odpowiedzi, oczekiwania na niewiadomoco, szukania nowych pomysłów i rozwiązań...

Szpital Uniwersytecki w Brukseli
Zakończyły się badania Najstarszej w Szpitalu Uniwersyteckim, które kosztowały ponad 2 tysiące euro, ale nie zakończyły się konkretną diagnozą. Może spektrum autyzmu, może jakaś psychoza, a może coś neurologicznego... Czyli wiemy tyle samo, co przed badaniami. Spoko. Czekamy zatem na wizytę u neurologa.Wielce prawdopodonie zdecydujemy się na sześciotygodniowy pobyt Córki w szpitalu na obserwacji. Jednak to nie jest takie hop siup. Nie mamy póki co pojęcia, jakie są koszty takiego pobytu i ile ewentualnie można dostać zwrotu z ubezpieczenia i czy będzie nas stać na to. Poza tym jest bardzo długa lista oczekujących i oczekiwanie na przyjęcie do szpitala trwać może nawet pół roku... Teraz czekamy na pierwszą z dwóch wizyt wprowadzających, by poznać wszystkie możliwe szczegóły.

Postanowiliśmy też w końcu poddać tym samym, czy tam podobnym badaniom Drugie Dziecko, bo bez konkretnej diagnozy nie ruszymy z miejsca i za cholerę nie uda się pokonać depresji ani skończyć szkoły. Nie da się też normalnie żyć.

Na dzień dzisiejszy jest niecukierkowo - nadwrażliwość połączona z nawracającymi stanami depresejnymi nie pozwala Młodej normalnie funkcjonować w szkole i wszędzie indziej poza domem, a i tu w domu jest czasem koszmarnie. Młoda weźmie prysznic, to choruje pół godziny albo i dłużej. Chce zmienić swoją pościel - czuje się bardziej niż niekomfortowo, bo płótno drażni jej skórę. Próba wytrzepania dywanu kończy się okropnym pieczeniem i maksymalnym zaczerwienieniem dłoni. Szczekannie psa, przejeżdżające samochody, telewizor u sąsiadki, śmiejące się dzieci, odkurzacz i pierdyliard innych dźwięków doprowadza ją do szału i powoduje ból głowy.
Do tego co chwilę na coś wpada albo z czegoś spada i się przerwaca na rowerze. Z nią też wybieramy  się - zgodnie z zaleceniem psychiatry  - do neurologa. Wybrałam skierowanie od lekarza rodzinnego i umówiłam nas na wizytę w jednym z okolicznych szpitali. Okazuje się, że na spotkanie z neurologiem trzeba czekać miesiąc.

A potem zaczniemy badania od strony psychicznej, bo już jesteśmy umówieni na pierwszą wizytę w  Szpitalu Uniwersyteckim

Czekamy też na kolejną wizytę u ortodonty, bo 15 urodziny tuż tuż, a mleczaki jak siedziały, tak sidzą w paszczy i trzeba je będzie najwyraźniej powyrywać... Jednak o tym zdecyduje ortodonta. Dlaczego ważne są 15 urodziny? A no dlatego, że po 15 urodzinach nie dostanie się żadnego zwrotu z ubezpieczenia za aparat na zęby, a - jak powszechnie wiadomo - to nie są tanie rzeczy. Dlatego ważne, by ortodonta zalecił aparat, a znachorolog od ubezpieczyciela to zalcenie zatwierdził przed 15 urodzinami. Na wizytę u ortodonty tym razem musimy czekać miesiąc (ale poprzednim razem było trochę dłużej). Poza tym trzeba się pogodzić z tym, że wizyty wypadają w dniu nauki szkolnej i - jak piszą w internetach - jeśli uczeń nie chce opószczać lekcji, to lepiej by zapomniał o ortodoncie. Tak że tak. Oczywiście ortodonta, jak i każdy inny lekarz bez problemu wypisuje zwolnienie z lekcji. Tyle, że w Belgii opuszczanie lekcji to spore komplikacje, bo już po jednym dniu mogą się pojawić duże zaległości, szczególnie jeśli idzie o testy. Trzeba wam wiedzieć, że tutaj można pisać i 7 testów dziennie, a te mogą być każdego dnia. Każdy test trzeba napisać - jak nie wtedy co był wyznaczony, to potem innego dnia na długiej przerwie albo po lekcjach. Trzeba też nadrobić wszystko inne. Wiele podręczników jest do uzupełnienia i to się robi na lekcjach, a jak się nie przyjdzie na lekcje, to nie ma się z czego w domu uczyć. Oczywiście klasowi koledzy mogą podesłać skany mejlem, a część rzeczy można znaleźć na smartschool, ale to dodatkowa robota. Jednym słowem nie ma łatwo. Młoda opuszcza sporo zajęć przez chorobę. W tym roku jest tyle łatwiej, że powtarza rok i to na łatwiejszym poziomie i zwykłe przedmioty jak matma, historia, religia to dla niej tylko powtórzenie. Jednak przedmioty techniczne, których jest połowa wymagają obecności na lekcji. No i testy. Te też wymagają obnecności... Nic to, musimy znpowu coś wymyślić...


Dobrze, że Młody póki co ma problem tylko ze zwykłą alergią i zyrtec przepisany przez rodzinnego narazie mu wystarcza. Choć nie, z Młodym też jest pewien problem medyczny do rozwiązania, ale o tym napiszę za jakiś czas...
U nas na wsiosce...

U nas starych w sumie wszystko po staremu. Przynajmniej u mnie. U Małżonka w sumie też już się wszystko ustabilizowało. Ba, nawet udało mu się już wyrobić opinię bardzo dobrego pracownika, zdobyć zaufanie szefa i dostać kolejna podwyżkę. Więc nie ma co biadolić. Choć zachrzan jest i u mnie, i u niego, zatem ciągle musimy chodzić spać z kurami, by baterie się zdążały do 5 rano naładowywać. 

Co do szkoły ogólnie to Najmłodsze i Najstarsze są nawet zadowolone, że wakacje się skończyły i że mogą chodzić do szkoły. No, oczywiście czasem nie chce się zadka z wyrka rano zwlekać albo wychodzić z domu, gdy pada deszcz, ale ogólnie nastroje są dobre.

U Młodej start okazał się dość trudny. Ostatnio nawet sobie żartowała, że powinnam zadzwonić do dyrektora i powiedzieć, że coś z tą ich szkołą jest nie tak, bo w poprzednich stany depresyjne zaczynały się dopiero po kilku miesiącach dokuczania przez klasowych kolegów lub po samobójstwach rówieśników, a tu od razu hehe. Ja jednak mam nadzieję, że skoro na dzień dobry były problemy to teraz już może być tylko lepiej... 

Młoda ciągle nie jest pewna, czy fotografia to jest to, co chce w życiu robić, jednak ogólne opinie na temat szkoły po tych kilku dniach raczej są dosyć pozytywne.

W zeszłym tygodniu byłyśmy w sklepie fotograficznym polecanym przez szkołę i udało nam się kupić używany aparat z obiektywem, torbą i kartą pamięci za 400€. Po wypłacie dokupimy statyw i przenośny dysk. Na początek wystarczy. Jak będzie szło dobrze, to kupi się coś lepszego. Ceny sprzętu zalecanego przez szkołę zaczynają się od 1500€, ale wychowawczynie powiedziały, że można na początek kupić używany, to tak zrobiliśmy. Młoda jest wyraźnie zadowolona z zakupu. 

Sprzęt muszą przynosić do szkoły 2 razy w tygodniu. W jeden dzien mają tylko fotografię. Wtedy będą rano chodzić na miasto albo miejskimi rowerami zasuwać na wioski i cykać zdjęcia, a potem będą je obrabiać w Lightroomie. Kurczaki, sama bym chciała chodzić do takiej szkoły. Młodej chyba też się podoba, no ale, niestety, jak człowiek nie ma zdrowia to i najfajniejsze rzeczy nie sprawiają radości a najłatwiejsze zadania mogą być ponad siły...

Dziś wieczorem wybieram się w Młodą zobaczyć, co tam u naszego ulubionego klauna Pennywise'a. Dobrze, że u nas ten film ("It. Chapter 2") jest od 12 lat, bo Młoda już się bała że nie wpuszczą jej do kina hehe. Mnie tylko przeraża trochę, że ten film trwa prawie 3 godziny i że kończy się o północy... Brrr. Jak ja tam wysiedzę?!! Oby było warto.

A w kinie w tym roku jeszcze sporo fajnych filmów. Ja z małżonkiem chcemy obejrzeć Rambo, Gemini man i Rodzinę Adamsów oraz Doktor Sleep. No, na ten ostatni chce też Młoda iść, bo Lśnienie też jej się podobało. Może i na Rodzinę Adamsów razem pójdziemy...

Dziewczyny i ja bez wątpienia obejrzymy kolejną część Jumanji, bo to się nigdy nie nudzi.
Poza tym Najstarsza czeka na Star Wars, a obie dziewczyny chcą też obejrzeć Meleficent. Fajnie, że mamy blisko kino i że bilety są tanie.




2 komentarze:

Komentujesz na własne ryzyko