W środę wybrałam się z Trójcą na ekspozycję Titanica do Brukseli.
Bilety kupiłam zaraz po tym, jak Instagram podrzucił mi reklamę tej wystawy w Tour en Taxis, czyli spory czas przed jej planowanym otwarciem. Wiedziałam, że zarówno Dziewczyny jak i Młody będę zainteresowani i tak zaiste było.
Do stolicy pojechaliśmy autobusem i wysiedliśmy na ostatnim przystanku, czyli Brussel Noord (Bruksela Północna). Stamtąd jest już tylko 10 minut spokojnego marszu do Tour en Taxis.
Dotarliśmy niemal godzinę przed czasem, więc plątaliśmy się trochę po okolicy i robiliśmy sobie wzajemnie zdjęcia.
Zgodnie z obietnicą sfotografowałam dla was całą budowlę z zewnątrz. Potem poszłam z Młodym do piwnic, bo piwnice są zawsze fascynujące dla nas. Kurde, te korytarze ciągną się i ciągną, że można się niemal zgubić. Okazło się, że na dole jest wejście do muzeum zabawek i pixeli (to też czasowe wystawy i nawet mni ekorci, by i tam zajrzeć w któryś dzień).
Dalej cyknęłam też kilka fotek koło budynku. Były tam jakieś dziwne skrzydła, kawałek wody, metalowe zwierzęta. Ale co tu opowiadać, sami se zobaczcie.
Tour en Taxis |
W końcu poszliśmy pode drzwi i się okazało, że już kupa ludzia stoi w ogonku albo raczej w ogonie. Dawniej jak się kupiło bilet online, to człek wchodził niemal bez kolejki, ale teraz wszyscy kupują bilety przez internet, więc znowu wszyscy stoją w kolejce, ech. Nie było jednak źle, bo już za pół godziny dotarliśmy w końcu do drzwi muzeum, uf.
FAJNIE BYŁO! Przy wejściu otrzymaliśmy elektroniczny przewodnik oraz bilet na Titanica. Nieźle to wymyślili: dostaje się bilet konkretnego prawdziwego pasażera Titanica. Na bilecie znajduje się nie tylko i miejsce na statku oraz, ale też krótka informacja o tej osobie.
bilet na wystawę Titanica |
Ja wsiadłam na Titanica jako emigrantka z Irlandii i wyladowałam w trzeciej klasie. Dziewczyny też trafiły na biedotę. Tylko Młodemu się bogacz z pierwszej klasy trafił. Przy wejściu poinformowano nas, że na końcu, w ostatniej sali wystawy dowiemy się, czy przeżyliśmy rejs...
To była ekscytująca podróż. Przeszliśmy przez korytarz bedący kopią części pierwszej klasy. Zobaczyliśmy też kajuty zarówno podróżujących pierwszą jak i trzecią klasą.
Na wystawie znajduje się też sporo autentycznych przedmiotów z Titanica, które znajdowano w morzu podczas kolejnych ekspedycji.
kajuta trzeciej klasy |
korytarz pierwszej klasy |
model Titanica |
Epicki podziwia potencjalnie swój apartament na Titanicu |
nocnik |
Młody nie wiedział, co to nocnik. Znaczy wiedział o tych dla bobasów, ale dziwnym mu się zdawało, że i dorośli z czegoś takiego mogą korzystać… Odwiedziny w muzeach uczą nas bowiem czasem rzeczy z tematem muzeum jako tako w ogóle nie związanych.
Oglądając dekoracje i eksponaty wysłuchiwaliśmy i/lub czytaliśmy po fragmencie całej historii projektowania, budowy, wodowania, rejsu i katastrofy. Niesamowite i emocjonujące przeżycie, jeśli jest się wysokowrażliwym i ma dobrą wyobraźnię, jaką my dysponujemy.
Młody cieszył się wielce, gdy spotkał na statku swojego imiennika i żałował, że nie trafił mu się jego bilet. Młody nosi rzadkie dziś imię i jak dotąd nie spotkaliśmy nigdzie żadnego drugiego żywego Izydora. W Belgii jest kilka nazw ulic, rond, czy innych miejsc w których jakiś Izydor (Isidoor) się pojawia. Jest też muzem brata Izydora i na pchlich taragach czy Kringloopach często się obrazki czy figurki tę postać przedstawiający widuje. Poza tym jednak nasz Epicki Izydor pozostaje oryginalny i niepowtarzalny. Spotkanie imiennika choćby nieżyjącego to zatem wielkie zdarzenie :-)
W ostatniej sali faktycznie wypisane były nazwiska wszystkich pasażerów tych którzy przeżyli i którzy zginęli podczas katasrofy. Wielce ekscytujące było szukanie swojego nazwiska na liście.
Moja pasażerka przeżyła.
Warto było to zobaczyć i wydać cały ten hajs, a powiem wam, że takie atrakcje do tanich nie należą, szczególnie jak już się nie ma małych dzieci tylko dorosłe. Bilet dla osoby dorosłej kosztuje 21€, dla szkolniaka 14€, czyli w naszym przypadku bagatela 77 ojro. Do tego oczywiście autobus i coś do jedzenia.
Poszliśmy do KFC, gdzie kolejne 7 dych przejedliśmy. Kartonowe bułki i wege kotlety z kory i liści zebranych pod śmietnikiem to może nie jest wykwintne ani tym bardziej zdrowe danie, ale jak zażerasz to ze swoimi dziećmi wesoło gawędząc i zapominając o wszystkich swoich problemach to smakuje niczym najwykwintniejsze rarytasy z pięciogwiazdkowej restauracji.
Mieliśmy tylko problem z sikaniem…
W Tour&Taxis kibelków jest sporo i siusiu można tam robić za darmo, więc tam każdy załatwił swoje sprawy bez komplikacji. Gorzej było potem. W KFC jest już tak jak w wielu innych przybytkach, że kibel jest płatny. Głupie 50 centów, ale kto dziś nosi jakąkolwiek gotówkę przy sobie? Przed wyjazdem myślałam o tym, że trzeba wziąć pieniądze na taką okazję, ale że na co dzień portfela nigdy nie noszę (i nie mam też przeważnie nawet 2 euro gotówki) to i zapomniałam o tym, by poszukać swojego portfelika z ananasem…
No więc w KFC nie mogliśmy się ani wysikać, ani umyć rąk. Na szczęście Młoda miała jak zwykle chusteczki nawilżane. Dobre i to. Po jedzeniu pobiegliśmy zatem do galerii, bo Młoda wiedziała, że tam za kible kartą się płaci. Skoro już tam byliśmy, to poszliśmy na bobę, no i wyduldaliśmy te półlitrowe herbaty bąbelkowe u Azjatek.
Zatem gdy dotarliśmy na dworzec, znowu zaczęło się niektórym chcieć siku. A dworzec autobusowy, jak już poprzednio pisałam, jest w remoncie, więc kibli nie ma. Dawaj zatem na kolejowy, bo ja wiem, że tam są wucety. Taa, zaiste były. Płatne gotówką! No to mówię do Młodych, że lecę do bankomatu, bo przecież tam na dworcu kilka ich jest…
Poleciałam i przy pierwszym automacie zobaczyłam kolejkę jak za komuny….
bankomaty na dworcu |
To był dobry, pogodny (choć lekko deszczowy), spokojny i wesoły dzień.
A że potem zaliczyłam taki dół, że u lekarza wylądowałam to już drobny szczegół. Wspomnienia i zdjęcia pozostaną w naszej pamięci.
oto dlaczego należy rower za ramę, a nie za koło przypinać (ojciec zawsze nas o tym pouczał) |
w jednym z tego typu budynków załatwialiśmy nasze potrzeby |
fotka przez okno autobusu… |
piżony się opalały na skwerkach |
Piękna i ciekawa wycieczka a Izydor to fajne imię
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńWspaniała wystawa, sama chciałabym zwiedzić!
OdpowiedzUsuńZ sikaniem u nas podobnie, najgorzej zimą, oczywiście facet ma lepiej, ale jest tez sporo kamer wszędzie i nie wysikasz się byle gdzie.
Kiedyś weszłam do hotelu i przemknęłam się obok recepcji, toaletę znalazłam, normalnie jak w filmie szpiegowskim:-)
O, hotele to też dobry pomysł, o ile da się wejść bez użycia domofonu czy karty... Teraz to nawet na wsi czy w lesie strach na dziko sikać, bo nie wiesz, gdzie jaka kamera, dron czy satelita wisi i kto patrzy...
UsuńBardzo ciekawy wpis, chętnie bym obejrzała chociaż zrekonstruowane fragmenty Titanica. Współczuję problemów z siusianiem, gotówkę jednak trzeba mieć... Pozdrawiam, KrystynkaR
OdpowiedzUsuńZ gotówką jest u nas w domu ciężko. Do najbliższego bankomatu mamy 5 km i nikomu nie chce się nigdy tam jechać. Na co dzień gotówki nie używamy, bo wszystko płacimy telefonem lub kartą. Doszły mnie nawet słuchy, że niektóre sklepy całkowicie rezygnują z płatności gotówką, dlatego też niemożność zapłacenia za kibel elektronicznie wydaje mi się co najmniej dziwna no i bardziej niż irytująca, ale faktycznie na przyszłość trzeba pamiętać, by zabrać choć 5 euro na siku ;-)
Usuńrewelacyjna ta wystawa !!! sama bym poszła. A pomysł z biletem na prawdziwe dane to już w ogóle mega !
OdpowiedzUsuńZ toaletami to mnie zaskoczyłaś. Bo raczej w większości gdzie się poruszamy to jednak w tych gdzie się posilasz to można skorzystać za darmo. Więc żeby płacić w KFC to trochę kaszana. U nas żeby w Macu albo gdzieś tam skorzystać to trzeba najpierw kupić i zapłacić i wtedy się ma na paragonie kod do WC albo osobno dają klucz w kasie. Ale żeby jeszcze płacić ? to słabe. No i u nas jeszcze w wielu galeriach wc jest za friko choć nie wszędzie bo w Krakowie od dawna już nie jest. Ale u mnie jeszcze tak.
W BE drzewiej też tak było, że jak już miałeś paragon to była to przepustka do wuceta, ale nagle raz pojechaliśmy do zoo w Antwerpii i poszliśmy do Maca, w którym wcześniej bywaliśmy i było tak właśnie na paragon, a tu siurpryza - kibel płatny. I teraz coraz częściej trzeba płacić za sikanie w takich przybytkach w dużych miastach. U nas na zadupiu w Macu na szczęście ciągle siku gratis. W normalnych knajpach też jeszcze zwykle dla klientów gratis.
Usuńtrochę przeginka jednak. Jak sprzedają picie to i siku powinno być w tym uzględnione. No cóż komercja dopada wszystko powoli ...
Usuń