3 czerwca 2025

Moje urodziny nad morzem

 Tym razem obchodziłam swoje urodziny kilka dni, bo mogę ;-)

Jakiś czas temu Młoda ogłosiła, że z okazji moich urodzin kupiła nam bilety do Plopsaland w De Panne. To park rozrywki związany ze Studiem 100, które znacie zapewne, bo kto nie zna Pszczółki Mai?



Plopsaland to taki jakby belgijski Disneyland (ino jakby ciutkę mniejszy hihi), czyli park rozrywki poświęcony postaciom z bajek i programów dla dzieci.

 W tym roku obchodzi 25 rocznicę istnienia, więc i większa szansa na spotkanie bajkowych figur w parku, czy inne tam dodatkowe atrakcje. Mają tam też aquapark, bajkowy hotel i w ogóle fajno jest.

Lubimy Plopsaland za tę bajkowość właśnie. Uroczo tam jest i kolorowo. Atrakcji dla starych wyjadaczy parkowych, czyli takich bardzo hardcorowych za dużo ci tam nie ma, ale nie można też rzec, że stary się tam będzie nudził. O, bynajmniej! Na spokojne urodziny starej baby akuratnie. Nie za wieke adrenaliny, ale i nie za mało. 

Ucieszyłam się zatem z prezentu, a potem przemyślawszy kwestię, dorzuciłam parę euro od siebie i zabukowaliśmy też hotel, by nie musieć spieszyć się z parku na pociąg i męczyć zmęczonymi w pociągu, bo to od nas ponad 2 godziny jazdy…

Ciężko było z tym hotelem, bo wszystko zabukowane, jak to w popularnych miejscach nad morzem, ale udało się ładny pokój znaleźć.

Małżonek nie pisał się na tę imprezę, bo on takich zabaw nie uznaje. Został zatem pilnować domu i ogarniać zwierzaki. Robił też za taksówkę na i z dworca. Co się mu chwali.

Przed wyjazdem zapytałam wujka gugla, czy park ma jakieś szafki do dyspozycji. Wyskoczyło, że ma, ale bez szczegółów, jakby to jakaś wielka tajemnica była. Na planie parku nie ma żadnej informacji na ten temat i nie przypominaliśmy sobie, byśmy gdzieś lokersy w parku kiedykolwiek widzieli, ale postanowiliśmy zapytać przy wejściu. 

Pan chwilę pomyślał, z czego wniosek, że za wielu ludzi nie pyta, i wytłumaczył drogę. Szafki nie są bowiem przy wejściu, jak by się człowiek spodziewał. Są dosyć ukryte i serio trzeba wpaść na to, by o nie spytać, inaczej by nie znalazł, chyba że przypadkiem, bo park się tym nie chwali i najwyraźniej ludzie o nich nie wiedzą, bo prawie wszystkie były wolne, gdy przyszliśmy z naszymi tobołami, a nie są jakieś specjalnie drogie. Ludzie zwykle wózki sobie wynajmują i ciągają swoje bagaże po całym parku. 

A my wpakowaliśmy wszystkie plecaki do jednego wielkiego lokersa na szyfr i tylko małe torebeczki z telefonami i husteczkami sobie zostawiliśmy. 

Ten park jest przychylny niepełnosprawnym i po przedstawieniu odpowiednich dokumentów osoba z orzeczeniem niepewności wraz z opiekunem i całą rodziną (do 4 osób, ale i więcej też idzie załatwić) może wchodzić na atrakcje z pierwszeństwem, czyli bez kolejki, na skróty. Ludzie pełnosprawni mogą sobie szybki wstęp po prostu wykupić, co może tanie nie jest, ale może się opłacić, jeśli ktoś nie może lub nie lubi po 30-60 minut stać w kolejkach do każdej atrakcji. Dla mnie i Młodej owo stanie jest czasem ponad siły, zatem taka opcja była fantastyczna. 

Zaliczyliśmy wszystkie co fajniejsze i mocniejsze atrakcje.

Najpierw była zwykła karuzela, potem taka wysoka, z której widać było nie tylko cały park, ale i najbliższą okolicę. Fantastycznie!



Potem poszliśmy na moje ulubione filiżanki. To atrakcja dla dzieci, ale ja lubię się kręcić. 

Pływaliśmy też na… gęsiach, bocianach, łabędziach, no,  rowerkach wodnych po prostu. 

Gdy mijaliśmy staw, Młody wykrzyknął - Czy na tych gęsiach też pojeździmy?

Młoda czym prędzej poprawiła Braciszka - Ej, to nie są gęsi, tylko bociany!

Po czym wszyscy razem z Młodą, która natychmiast się zorientowała, że palnęła głupstwo, zaśmiewaliśmy się do rozpuku i już do końca dnia „pływaliśmy na bocianach”. Błąd wynikał zapewne z tego, co mózg tam widział, a widział poza plastikowymi łabędziami też żywe gęsi i kormorany. Więc stworzył se skrót myślowy. Heheszkom jednak nie było końca.

Kołysaliśmy się też na łodzi, wpadaliśmy z chlupotem do wody na dwóch różnych obiektach pływających.

Zasuwaliśmy z zawrotną prędkością kilkoma różnymi rollercoasterami kręcąc co raz fikołki. 

Większość mojego życia marzyłam o takich rozrywkach, o rollercoasterze z pętlą i innych szalonych karuzelach, ale mieszkając na polskim zadupiu takie atrakcje niestety tylko w telewizji się widywało albo na obrazku w książce, więc tylko marzyć można było… 

Ale teraz mam w zasięgu ręki aż 4 parki rozrywki i w końcu stać mnie na takie fanaberie, więc korzystam i realizuje choć to jedno moje wielkie marzenie z dzieciństwa. Kocham parki rozrywki i mój wiek wcale mnie nie powstrzymuje w zabawie.


Kabouter (krasnal) Plop


mosteczek



parkowe dekoracje zamkowe

spokojny rollercoaster 🎢 K3

Heidi - bardzo szybka kolejka

Dino Splash 🦖 - pływanie w pniach



zamek, w którym jest karuzela z filiżankami

karuzela Pszczółka Maja


wejście do parku

Anubis - wejście do szalonego rollercoastera 

Ride to Happiness - najmocniejszy rollercoaster w Plopsaland

parada bajkowa 

parada - Plop



Maya De Bij 🐝 

Dżdżownica Magda ;-)

Ride to Happiness - ja to czerwone, a żółte Młoda

lecimy do góry nogami 🙃 

zakręcona kolejka



Po wykorzystaniu możliwości parku, udaliśmy się do naszego hotelu. Jako że sił jeszcze trochę mieliśmy, poszliśmy na nogach, bo to tylko 3 kilometry było.
Po zameldowaniu oczywiście obowiązkowo trzeba było pójść z morzem się przywitać i zachodem słońca i szumem fal morskich  się ponapawać. Plażę mieliśmy 500m od hotelu, wiec bajka.

Cóż to był za spektakl uroczy 🤩.



Młody się zachwycający

zrobiłam zdjęcie Młodemu robiącemu zdjęcie 

Trójca szuka krabów 🦀 



De Panne







krab w muszli 🐚 🦀 

małż wystawia „ogon”

A później poszliśmy jeszcze do baru, gdzie dostaliśmy czaderskie, kolorowe, dymiące magiczne drinki 🍹. Młody zamówił bezalkoholowy napój, ale w niemniej spektakularnej odsłonie jak te z alkoholem.




Co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem… De Panne jest ładne, czyste, zadbane. Chce się tam być. Dużo psów widzieliśmy na ulicach jakich tylko ras i wielkości, a wszystkie piękne, spokojne, radosne, bo ludzie tu bardzo dbają o czworonogi. 

Ten nasz hotel był w dzielnicy willowej. Nawet Młody oświadczył, że chciałby tam mieszkać. Ja też bym taką chatką nad morzem nie pogardziła. Zaiste fajnie by było tak sobie nad morzem mieszkać w wielkim domu z jeszcze większym ogrodem. Raj na Ziemii.




I jeszcze kościół w remoncie spotkaliśmy, w którym bibliotekę będą robić. Mam nadzieję, że rychło się z tą robotą uwiną, bo chciałabym to zobaczyć, gdy już będzie działać.

tu ma powstać biblioteka

Obrazek i napis na oknie jednego baru mnie rozbawił.
W jajku napisano, że zając nie przynosi jajek, ale dobre koktaile, świeże piwerka i być może kaca.


Drugiego dnia zaraz po wypasionym hotelowym śniadaniu zebraliśmy nasze manatki i poszliśmy na plażę, gdzie spędziliśmy praktycznie większość dnia na budowaniu zamku z piasku. Uprzednio jeszcze do sklepiku wstąpiwszy, by bolszą łopatkę kupić, gdyż z domu tylko dwie małe zabrałam, bo nie będę przecież w parku rozrywki jeszcze z metrową łopatką się uganiać. 
Zamczysko zacne nam się udało. Był to Zamek Kraba 🦀 , bo młodzi kilka martwych, wybebeszonych pewnie przez mewy krabów znalazły, no to żeśmy je do dekoracji użyli. 

Zamek się gawiedzi podobał bardzo. Siedzielismy potem kawałek dalej i przyglądali się zwiedzającym. Wielu robiło zdjęcia, a trzy panie zauważywszy te wszystkie kraby nagle zaczęły się brechtać na całego. Fajnie tak dać ludziom powód do uśmiechu. 
Jakiś dziecek zapytał nas po francusku, czy to nasz zamek 🏰, a gdy potwierdziliśmy, powiedział, że świetny. Byliśmy z siebie dumni i następnym razem jeszcze ładniejszą budowlę zapewne zmajstrujemy.
Gdy po obiedzie wróciliśmy zobaczyć, czy zamek jeszcze istnieje, akurat morze do niego dochodziło, więc tylko przekopaliśmy trochę i fosa zapełniła się wodą…

Tak pożegnaliśmy plażę i pośpieszyliśmy na dworzec. Siedząc w pociągu zadzwoniłam do Małżonka, że koło dwudziestej powinniśmy być na naszym dworcu. Niestety, o 20 ciągle tkwiliśmy w Gandawie, bo na naszej trasie jakiś pociąg się popsuł i nie puszczano pociągów. Konduktorka najpierw orzekła, że to kwestia kilkunastu minut, potem że o 20 mamy wyruszyć, by za dwie dwudziesta poinformować, że raczej szybko nie pojedziemy… Wtedy się wkurzyliśmy, wysiedliśmy z tamtego pociągu i poszliśmy na pociąg do Brukseli, a stamtąd przyjechaliśmy na inny dworzec. Oczywiście musieliśmy kupić nowe bilety :/ Już w drodze będąc, przeczytaliśmy info, że tamten pociąg został całkowicie anulowany. 



nasze zamczysko


młodzież pracuje przy budowie

szczypiec kraba

martwy 🦀 i 





morze przyszło do zamku


zmyślna dekoracja w parku 🕷️ 

Kolejnego dnia zastałam na dole w salonie dekoracje, które grubo mnie uchachały. Balony z napisami „kut ballon” i „kut feest”, co można mniej więcej przetłumaczyć jako „opiździały balon” „opiździała impreza”. 🥳. 
Dostałam jeszcze kilka prezentów i tort. No i dobre polskie Piccolo też było. 

Miałam superowe urodziny. Bo mam Super Rodzinkę ♥️ 







2 komentarze:

  1. Gratuluje pomysłu i tamtejszych atrakcji!
    Wypad nad morze jeszcze bardziej mi się spodobał, a tort bajeczny!
    Stu lat w zdrowiu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne miałaś urodziny 🙂
    Zdrowia i pomyślności z tej okazji Ci życzę ❣️
    🏰 wspaniały...

    OdpowiedzUsuń

✍️