8 czerwca 2022

Jak zostać prawdziwym blogerem?

Właśnie znalazłam ten post na spodzie internetowej szuflady i postanowiłam go opublikować. Napisałam go ze cztery lata temu, ale ciągle jest aktualny, no to niech leci.

Piszę ten pamiętnik już 9 lat. Mam za sobą już kilka etapów blogowania. Na początku po prostu chciałam spisywać wszystko, co nam się przytrafiło ku pamięci, a także po to, by opowiadać znajomym pozostawionym w ojczyźnie o naszym życiu na obczyźnie i nawet się to ładnie przyjęło. 

Potem próbowałam zostać "prawdziwym blogerem" i przeczytawszy mądre poradniki "prawdziwych blogerów" w necie zaczęłam chodzić po innych blogach, komentować, lajkować i zapraszać do siebie. Założyłam fanpejdża na fejsie i chwaliłam się wszędzie swoim blogiem, bo mówili że tak robią prawdziwi blogerzy. Sprawdzałam statystyki po każdym zalogowaniu się do blogera i robiłam te wszystkie inne dziwne rzeczy, które robią "prawdziwi blogerzy". Po co? Nie wiem. By być, kim nie jestem? By osiągnać coś, czego nie potrzebuję? Ze zwykłej głupoty? Nie wiem. Człowiek czasem robi dziwne i bezsensowne rzeczy...

W międzyczasie ktoś powiedział, że na blogu się zarabia, no to sprawdziłam jak, no ale się okazuje, że to trza latać po ludziach, prosić o lajki, żeby nabijać se odwiedziny, bo tych odwiedzin trzeba mieć tysiące i setki lajków... To dzięki bardzo. Wolę, żeby tu przyszło czasem dwie osoby z wolnej i nie przymuszonej woli, które w miarę uważnie przeczytają, co ja piszę, raz na pół roku napiszą jakiś sensowny komentarz, podzielą się opinią, coś doradzą, niż pierdyliard lizydupów lub hejterów, którzy nie wniosą w me życie ani w bloga kompletnie nic, a zostawią setki tylko śmieci  typu "super" lub "żenada" podnosząc mi ciśnienie. Forsę na waciki se zarobię pracą fizyczną bez proszenia o czyjąć łachę, włażenia do dupy sponsorom i dostosowywania swojego bloga do ich potrzeb, czy innego tam sprzedawania swojego ja. Za stara jestem na takie głupoty i za mało mam czasu.

Później albo i w trakcie przyszła jazda: Madzia pomoże swoim blogiem ludziom w poznawaniu Belgii i siebie wzajemnie. Wtedy powstała grupa na fejsbuku, w której miałam działać, ale wtedy też Madzia wzięła się w końcu porządnie za robotę, a roboty na cały etat, połączonej z matkowaniem i żonowaniem na cały etat nie da się już pogodzić z byciem wodzirejem na fejsowej grupie. Grupa przestała mieć sens, zanim zaczęła funkcjonować...

Jakiś czas temu (długi już dosyć) dotarł do mnie prosty fakt, że bycie prawdziwym blogerem nie ma nic wspólnego ze statystykami, zarobkami czy lajkami.

Prawdziwym blogerem jest każdy kto prowadzi bloga. EUREKA!

Taka jestem stara, a taka głupia! No ale odkąd zrozumiałam tę oczywistą prawdę, czuję się lepiej ze sobą samą i moim blogiem.

Piszę od serca, kiedy mam czas, kiedy mi się chce, kiedy chcę coś ciekawego - w moim mniemaniu - opowiedzieć lub pokazać ewentualnym odwiedzającym, kiedy chcę coś zapisać ku pamięci. Spisuję swoje przemyślenia, wrażenia, pomysły na życie i opowiadam o naszych dniach powszednich. Od czasu do czasu otwieram bloga gdzieś na pierwszych stronach albo na środku i czytam sobie wspominając nasze przygody. Wiem że zagląda do mnie od czasu do czasu systematycznie od tych 9 lat kilku starych znajomych z dzieciństwa, ze szkoły, z pracy, z Polski. Wiem że czytuje moje wpisy kilku znajomych wirtualnych, którzy mają swoje blogi, a ja czytuję ich bez żadnych zobowiązań. Wiem, że zaglądają tu
systematycznie  inni przypadkowi Polacy mieszkąjacy w Belgii. I to jest bardzo przyjemna świadomość. Wiem też, że czasem drukuje moje niektóre teksty polonijna gazetka z Antwerpii, bo ktoś tam uznaje że mogą zainteresować jej czytelników. Jest mi miło. 

Nie lubię, jak mi ktoś mówi, jak mam żyć i nie lubię jak mi ktoś mówi, jak mam prowadzić swojego bloga i po co, bo ja żyję i piszę po swojemu. Nie muszę przed nikim się tłumaczyć i nikomu niczego udowadniać (choć mogę, jeśli zechcę, co też niniejszym czynię).

Bloga założyłam sama i sama go pielęgnuję tak jak mi na to pozwalają moje umiejętności i czas.  Robię na nim różne eksperymenty, by sprawdzić, jakie będą tego efekty i czy w ogóle jakieś będą.

Blog ciągle będzie dla mnie tym, czy miał być i czym jest od początku (nie licząc drobnych skoków w bok) - moim osobistym pamiętnikiem, a dzięki temu, że jest udostępniony publicznie, wy - mniej lub bardziej przypadkowi czytelnicy - możecie podglądać od czasu do czasu nasze życie i moje myśli.

Czy mimo wszystko mogę nazywać siebie blogerem? Nie, no skąd. Pogieło was? 

Przecież blogerami są tylko i wyłącznie ci, którzy mają własną domenę za którą wybulili dużo piniondzów.
Blogerami mogą być wyłącznie ludzie, którzy dali kupę hajsu jakiemuś informatykowi by stworzył im całą stronę od A do Z i z każdym problemem znowu do tego informatyka lecą dając mu jeszcze więcej hajsu, bo sami ledwie ogarniają otwieranie przeglądarki.
Żeby być prawdziwym blogerem trzeba też pisać dniami i nocami do przypadkowych ludzi i błagać ich o lajki jednocześnie strasząc że jak nie zachęca do jej polubienia co najmniej 5 swoich znajomych to na pewno dosięgnie ich blogowa klątwa i kanarek przestanie im sie doić, a rybka przestanie latać, bo prawdziwi blogerzy tak genialnie piszą, że  bez błagań i zastrzaszania nikt normalny w życiu by do nich nie zajrzał.
Koniecznie trzeba też mieć pierdyliardy wyświetleń, sryliony komentarzy albo przynajmniej marzyć o tym na jawie i we śnie.
Ponadto każdy prawdziwy bloger musi mieć włączone te wszystkie nakładki zniechęcające (przynajmniej mnie) skutecznie do ponownego odwiedzenia tej strony, czyli po pierwsze "polub mnie na FB" pojawiające się za kazym razem, ile razy odwiedza się bloga (ja za drugim razem odlubiam na zawsze stronę i bloga). Po drugie reklamy wraz z okienkiem straszącym konsekwencjami niewyłączenia AdBlocka (zawsze wyłączam... tyle że nie adblocka).
Prawdziwy bloger musi też raz na jakiś czas napisać płatną recenzję książki, filmu, pralki czy kremu na porost włosów... koniecznie pozytywną, bo za prawdziwą nie dostanie hajsu ani darmowej książki, kremu czy podpaski. A najlepiej to w ogóle jak blog składa się z samych recenzji i reklam.

Taa

srały
muchy
będzie
wiosna.

będzie
lepiej
trawa
rosła.








7 komentarzy:

  1. Otóż to. Bloguję, bo lubię, jak lubię i kiedy mam na to ochotę. Koniec i kropka. U mnie też nie ma reklam, zbierania żebrolajków ani innych fontann. I nie będzie. Tak trzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaglądam czasem do Ciebie i wielce sobie cenię zarówno ciekawe i wesołe posty jak i brak upierdliwości :-) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Bardzo sobie cenię swoją wolność, więc w blogowaniu ogromnie podoba mi się to, że nikt mi niczego nie narzuca - ani formy wpisu, ani tematyki, ani częstotliwości publikowania. Fajnie jest mieć ciekawe grono czytelników, nie ukrywam, ale na sławie nigdy mi nie zależało - po kilkunastu latach blogowania nadal nie mam założonego "fanpejdża", mam brzydki, stary i niemodny szablon (ale taki lubię, bo nawiązuje do początków ery blogowania), a wszystkim tym wydawnictwom, które chciały bym wydała przewodnik po Irlandii, dostosowując się do ich durnych zasad, w dodatku często za jakieś śmieszne pieniądze, szybko pokazywałam drzwi ;)

    Tak się zastanawiam - zmieniałaś coś w ustawieniach bloga oprócz formularza komentarzy? Tak na szybko naliczyłam sześć albo siedem upierdliwych reklam - sprawiają, że strona jest mniej czytelna i generalnie gorzej się na nią patrzy. Może to tylko u mnie, ale wcześniej tak u Ciebie nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, a szczególnie za zgłoszenie problemu… Tak, bawiłam się nie dawno ustawieniami i to dosyć przypadkowymi, bo różne rzeczy mi z iPada nie działają, co mnie wpienia i sobie sprawdzałam rózne opcje… Faktycznie reklamy pozostały włączone (i cholera wie,co jeszcze i to akurat, gdy o tym pisałam (brawo ja), ale teraz już nie powinno ich być... Komentarze też wracają do poprzednich ustawień i o dziwo mogę teraz skomentować własny blog z własnego konta. Pewnie to przypadek, ale może klikanie byleczego w ustawieniach zadziałało xd.

      Usuń
    2. Nie no, pani, teraz jest CUDOWNIE! Wielkie dzięki za pogrzebanie w bebechach bloga - wszystko poznikało (to, co miało poznikać) i już mnie żadne wyskakujące okienka z reklamami nie atakują znienacka :)

      Powrót do starego sposobu komentowania również mnie cieszy. Ja swój akurat nie zawsze mogę komentować, bo pomimo tego, że jestem zalogowana na blogu, ślepa Mozilla Firefox tego nie widzi! Na szczęście w Google Chrome wszystko śmiga.

      Usuń
  3. Gratuluję tekstu, bloga i zdrowego, fajnego podejścia do blogowania. :)

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko