Czołem Ludziska! Ohayô!
W sobote pojechali my do miasteczka Hasselt, by zobaczyć powtórnie japoński ogród botaniczny. Jechali my pociągami i tutyjszym pekaesem. Śtyry razy my sie musieli przesiodać, jak automonil Starego tyż porachować. Najsampirw przesiodali my sie w Mechelen, potym w Leuven, a potym jeszcze w Hasselt z pociągu na autobus. W końcu dotarli my pode brame tego ogrodu na który Staro i Młode sie tak jarały. Pode bramom juz pełno ludziów stoło, aż żech myśloł, że co za darmo bedo tam dawać abo choć jaki król czy choćby samurai nos tam bedzie witoł.
Kolejka jednak dość wartko sie przesuwała, a baba co roz to sie darła zapytując, czy kto online bileta kupiół, bo tych bez czekanio wpuszczali. Jo żem nie kupiół, przeto my czekać musieli z innemi. W końcu my jednak wleźli i Staro wyczarowała mi bileta w jakimś mądrym słupie i poszli my oglądać tyn łogród.




Na poniższym obrozku zobaczycie, jak wszystkie głupieloki w kolejce do wodospadu stojo. Jezusicku, jakby kto wody lecący po kaminiach nie widzioł. My ich zrobili w bambuko i poszli my inną drogą, bo tyn wodospad najlepiej widać z daleka, a z bliska nic cikawego.
 |
kwiotki ładne, ale jo i tak ładnijszy |
Myśliłem, że ludzie znowu sie bedo dziwowały, że jakiś ludzik z drewna przylozł do ogrodu, ale tyle tam różnych dziwolągów sie pałętało, że mnie nikt nawet nie zauważył.
A jo myśloł, że ludzie bedo ze mną se zdjęcia chciały robić i kolejka po autografy sie ustawi, a te ciołki ino za temi wszyskiemi przebiereńcami z aparatami łaziły.
Dopiro późni Młodo mi wytłumaczyła, że jak kto w japońskim przebraniu przyszed, ten właził za darmochę. Młody tedy też sie wkurzył, bo lon by sie też z chęcią za postać z mangi wystroił, a przyodziewek i peruka Jojo ciągle w chałupie wisi.
Inny myk na darmowe wejście do tego ogrodu to biała suknia i frak ślubny.
Sprzedawali tam jakieś japońskie szmaty i łobrozki.
 |
przebirańcy |
 |
jeszcze wincy przebirańców
|
Możno ci tam było i napitku, i jadła japońskiego skosztować. Żem sie cieszył, jak Młoda stanyła w kolejce do stoiska z napojami, bo myślołem, że ta sake to dlo mnie, a łona sama to wyduldała. Gówniorz jedyn, niech ją kaczka kopnie!
Na szczynście dały mi po gryzie swoich mochi skosztować, bo tu już chyba bym sie porządnie wkrewiół, bo lubie te słodkie kluski. Sake to som se kupie, niech mie ino zarazy na chwile z oczu spószczo…
Siedli my se potym pode kwitnącymi drzewami na trowie i my sie zdziebełko posilili. Duża se przypomniała, że miała koc piknikowy wziąść… No rychło w czas! Dobrze, że choć trowa sucho i że mrówek mi do majtek nie nalazło. Wysiorbołem Starej trochę kawy i poszli my z Młodym oglądać gong…
 |
mochi |
 |
inne ludzie nie zapomniały swoich kocyków… |
 |
jeszcze inne przebierańce |
A późni jeszcze na wielkim głazie żem spoczął i żem spod oka , jak Młody próbuje ryby głoskać. Z pierwa. sie troche boł, a ryby boły sie jeszcze bardzi. Tyż bym sie boł, jakbym był rybom. Przeco to nie wisz, co takiemu szkutowi po łbie łazi, gdy sie przódzi sushi nałoglondo…
W końcu jednak ryby dały sie pogłoskać i Młody cieszył miche. Ryby to nie wim, czy sie cieszyły. Co chwila wystawiały pyski z wody i cosik godały, ino nic nie było słychać, no i jo nie znom rybiego…
Jeszcze jakosi chałupkę tam majo, jakby żywcym z Japoni przytargano. Młode godały, że chciały by w taki zamieszkać, ale ino w lecie. Nie pojmuje czego w zimie by nie chciały…
 |
macołem jakoś sosne japońsko |
 |
piekny rzech, c’nie? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✍️