Krótka refleksja o sprzątaniu.
Do świetlicy przychodzi sprzątaczka. Nie w każdej świetlicy tak jest. Miałam staż w takiej, gdzie sprzątanie należało do obowiązków wychowawców. Ma to swoje plusy i minusy.
Sprzątaczka to wygoda, to ułatwienie pracy, odciążenie wychowawców, którzy i tak mają przecież co robić.
Jednak jest coś, do czego jako była sprzątaczka się przyczepię.
Nasza świetlicowa sprzątaczka zaczyna pracę, gdy dzieci jeszcze są w świetlicy (np 3 godziny przed zamknięciem), co samo w sobie jest dla mnie dosyć durną zasadą. Oczywiście jeśli jej praca nie kolidowała by z obecnością dzieci, to nie widzę problemu, bo może tak być, że np jest kilka sal, które pani może sprzątać, kiedy dzieci bawią się w tej innej sali i potem można się zamienić. U nas jest to dosyć trudne do wykonania, szczególnie jeśli dzieci nie mogą się bawić na podwórku danego dnia, bo np jest za gorąco, osy latają masowo albo leje jak z cebra.
Jednak u nas obserwuję taką sytuację, że sprzątaczka zwyczajnie przeszkadza, wchodzi w drogę nam i dzieciom i oczywiście z wzajemnością. Nie można porządnie ani bepiecznie posprzątać pomieszczenia, w którym bawi się, dajmy na to, 30 dzieci w wieku różnym. Dzieci, które, podkreślmy, mają się tam bawić i których rodzice zapłacili za to, by bawić się mogły.
Nasza jeszcze, jak mi się wydaje, bardzo nie lubi dzieci. Przewraca oczami, mamrocze pod nosem i w ogóle jakaś taka naburmuszona się wydaje. Choć może też być tak, że zwyczajnie zestresowana jest kobita i ma jakieś trudności, no ale to nadal nie zmienia faktu, że jej praca nie powinna kolidować z celem głównym świetlicy.
Tymczasem często (zbyt często!) słyszę od koleżanek tekst "musimy posprzątać, bo dziś Helcia (imię zmyślone, Helcia nie nosiła by raczej hidżabu) przyjdzie sprzątać i będzie zła, że jest bałagan i bardzo brudno.
Doprawy? Sprzątaczka będzie zła, że jest brudno? A to nie jest tak, że sprzątaczkę zatrudnia się po to, żeby ona sprzątała, gdy jest brudno? Po co by miała sprzątać, gdyby było czysto, hę?
Czy ktoś przy zrowych zmysłach zgłaszając swoją kandydaturę na sprzątaczkę do świetlicy, szkoły, czy domu kultury nie powinien przypadkiem wiedzieć, że tam będzie brudno, a nawet bardzo brudno?
Może zatem trzeba było inny zawód wybrać? Albo w innym miejscu?
No i ona serio jest zła, że musi sprzątać. To widać, słychać i czuć...
Ja tu nie twierdzę bynajmniej, że mamy zostawiać bałagan, że nie mamy ogarniać z grubsza od czasu do czasu sali za pomocą ścierki czy miotły, bo to zdaje się oczywiste przy takiej ilości dzieci i w ogóle jak się coś robi. Po gotowaniu ubiadu też nikt nie czeka na wielkie spobotnie sprzątanie, by pomyć gary, wyrzucić śmieci czy stół zetrzeć, prawda?
Nie będziemy siedzieć w chlewie i czekać na sprzątaczkę, kiedy dzieci bałaganią podczas każdego posiłku, podczas każdej zabawy z klejem, farbkami, nożyczkami, że o brokacie już nawet nie wspominam. Logiczne jest, że po każdym posiłku, ktoś ściera stoły mokrą szmatką i zamiata podłogę. Tak samo robi się po zajęciach plastycznych czy majsterkowaniu. Przed każdym posiłkiem dzieci najpiew muszą poodkładać zabawki na swoje miejsca, zanim siądą do stołu. Co jakiś czas zamiatamy też podłogę z piachu, bo dzieciaki wnoszą do sali tego całe kilogramy w butach, na ubraniach, we włosach czy na ciele. Piach rozwalony na płytkach jest bardzo niebezpieczny, jest ślisko, no i nikt też nie lubi w takich chlewie przebywać. Ogarnia się też sale i podwórko na koniec każdego dnia nie bacząc na to, czy sprzątaczka przychodzi czy nie. Zostawiamy salę taką, jaką chcielibyśmy ją rano zastać. Wzzystko na swoim miejscu i czysto. Codziennie wychowacy myją też na koniec dnia sedesy, wycierają klamki, kran, umywalkę i blaty w toaletach. Ma być czysto i higienicznie.
Sprzątamy, zamiatamy, porządkujemy wszyscy. Dzieci uczą się porządku, uczą się odpowiedzialności, uczą się, że standardem jest dbanie o własne otoczenie.
Dlatego tekst wygłaszany do dzieci "sprzątajmy, bo sprzątaczka będzie zła" uważam za głupi i niestosowny. Czy serio o to chodzi w sprzątaniu? Że sprzątaczka/mama/babcia/pani będie zła? A może o to, byśmy zwyczajnie wszyscy w gównie nie siedzieli, co? Może też sprzątając po sobie i odkładając rzeczy na miejsce wyrażamy SZACUNEK do tej sprzątaczki, mamy, babci, nauczyciela? Nie chodzi o to, czy on będzie zły czy nie, tylko o to byśmy MY nie byli chamami, prostakami i wykazali się szacunkiem dla czyjejś ciężkiej pracy, jaką bez wątpienia jest sprzątanie.
Jednocześnie sprzątaczka też nie powinna być zła, że jest brudno, gdy przyszła przecież sprzątać, czego nie robi za ładne oczy, tylko za określoną stawkę. Może być co najwyżej wdzięczna, że panie i dzieci starają się z grubsza wszystko oagrniać i salę do sprzątania przygotować, mimo że jeszcze nie idą do domu, mimo że wychowawcy ciągle są w pracy a dzieci ciągle się bawią, a sprzątaczka wchodzi im w drogę wykonując swoją pracę.
Moim zdaniem sprzątanie w takich placówkach powinno się odbywać po godzianch ich pracy, a nie w trakcie, jeśli nie jest możliwe, że nie będzie kolidować z pracą i opieką nad dziećmi, co właśnie obserwuję w tym wypadku.
Tego, jak ona sprząta, komentować nie będę, bo nie znam jej dokładnego zakresu obowiązków i wymagań pracodawcy. Nie mój to cyrk i nie moja małpa.
W domu bym jej raczej nie zatrudniła. Skoro miała by być zła, że jest brudno... a ja wkurwiona, że ciągle jest brudno po jej wyjściu haha.
A co ty myślisz na ten temat?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✍️ Skomentuj, jeśli masz ochotę, ale pamiętaj, że ten blog to moje miejsce w sieci, mój pamiętnik o moim życiu i zbiór prywatnych reflekcji na tematy różne i że ja tu ustalam zasady. Jeśli nie podoba ci się to, co tu widzisz, idź lepiej dalej...