14 sierpnia 2024

Kolejna wycieczka do Leuven. Biblioteka uniwersytecka, opactwo i muzeum zoologiczne

 Młody chciał odwiedzić koleżankę w szpitalu w Leuven, a że czas odwiedzin ustalono tam w godzinach 18-20, to postanowiliśmy wybrać się rano i cały dzień szwendać się po mieście odwiedzając potencjalnie ciekawe miejsca, w których jeszcze nie byliśmy.

Na liście znalazły się: biblioteka uniwersytecka, a dokładnie wieża z widokiem na miasto, małe uniwersyteckie muzeum zoologiczne oraz opactwo Abdij in het Park (opactwo w parku). W tym ostatnim w młynie znajduje się knajpa, gdzie postanowiliśmy zjeść obiad, jeśli tylko będzie miejsce, bo z takimi restauracjami to nigdy nic nie wiadomo…

Do biblioteki i opactwa zrobiłam rezerwację. Bilety na wieżę kosztowały 8€ dla dorosłych i 6€ studencki. Bilet do muzeum w opactwie to koszt 12€ dla dorosłych i 7€ młodzieżowy (12-18l). Muzeum zoologiczne jest darmowe,

Młodzież zakupiła sobie ponadto tygodniowe wakacyjne bilety młodzieżowe (do 26 r.ż.) na pociąg, bo nawet przy jednorazowym użyciu wychodzi taniej. Bilet taki kosztuje 18€ i upoważnia do nieograniczonych krajowych podróży pociągiem przez tydzień. Za każdym razem trzeba go jednak aktywować podając stacje początkowe i końcowe.

Mieliśmy jechać we czwórkę, ale Młoda rano bardzo źle się czuła z powodu upałów. Pełna szczerych chęci i buty pojechała jeszcze z nami na dworzec, ale tam zaczęła się zwijać z bólu i ogólnego koszmarnego samopoczucia i oznajmiła, że niestety nie da rady, poddaje się, wraca do domu, póki jeszcze da rady wrócić… Dalej pojechałam zatem z Młodym i Najstarszą. 

Biblioteka Uniwersytecka w Leuven

Biblioteka otwarta jest każdego dnia z wyjątkiem Nowego Roku i Bożego Narodzenia.

Szczegóły turystyczne znajdziecie tu: https://www.visitleuven.be/universiteitsbibliotheek-toren

Wieża ma 5 pięter i z góry jest cudny widok na miasto. W niektóre dni i godziny można posłuchać koncertu dzwonów. 

Biblioteka uniwersytecka KU Leuven


schody na wieżę






schody na wieżę - kolejne piętra

jedno z pięter - wystawa nt historii biblioteki

zegar i gołębie

robal na szpikulcu

widok na browar Stella Artois

widok na kanał łączący Leuven z Mechelen


widok z wieży





widok na resztę wieży (niedostępny dla turystów)

widok na bibliotekę 


widok na bibliotekę zza pomalowanych skrzynek elektrycznych

Potem zjedliśmy lody pod biblioteką i poszliśmy dalej do muzeum zoologicznego, które znajduje się niedaleko, bo zaledwie kilkaset metrów od biblioteki.

Po drodze przyglądaliśmy się bacznie miastu, które kryje wiele cudnych obiektów. Nie wszystko chciało mi się fotografować, bo wolałam się zwyczajnie napawać i dokładnie się czemuś przyjrzeć niż marnować czas na stanie z aparatem. Często też fotografia za nic nie odda ani jednej setnej rzeczywistości, przeto szkoda nawet się wysilać. To i owo jednak cyknęłam podczas każdego przemarszu od obiektu do obiektu. My staramy się właśnie chodzić na nogach, jeśli tylko jest to w zasięgu naszych nóg oczywiście. 


graffiti

stara pompa


Muzeum zoologiczne. Museum voor dierkunde

Adres muzeum znaleźliśmy szybko, ale spoglądając na drzwi wyglądające jakby do jakiegoś magazynku prowadziły czy piwnicy, zwątpiliśmy. Poszliśmy kawałek dalej w poszukiwaniu godniejszych drzwi, ale takowych nie znalazłszy wróciliśmy do tych ubogich i Młody nieśmiało szarpnął za klamkę, a potem jeszcze bardziej nieśmiało wetknął czuprynę do środka oznajmiając, że to chyba jednak tu… I tak zaiste było. Muzeum jest małe, ale ciekawe. Całej naszej trójce się podobało.

https://www.visitleuven.be/kleine-musea

wejście do muzeum 🧐









dotykać nie wolno ☠️, ale udawać że się obejmuje można 🤡

Potem poszliśmy do opactwa. Młodzieży jakoś średnio ten pomysł się podobał, bo co do „jakichś kościołów” chodzić… Potem jednak Młody stwierdził, że było świetnie, a i Najstarsza wcale się tam nie nudziła. Z muzeum z wypchanymi zwierzakami do starego opactwa było grubo ponad 2km, co w taki upał wcale nie krótkim odcinkiem się zdawało. Ciężko się maszerowało w taki skwar, choć poza tym droga była ciekawa. Nie robiłam wielu zdjęć, bo było za gorąco 🥵. 


kolejna pompa

i SEDES 😆 (mnie śmieszy)

Abdij van Park. Opactwo z parku.

Niesamowite miejsce, gdzie 900 lat historii miesza się z teraźniejszością. 

Cały teren klasztoru jest otoczony murem. Całość jest świetnie zachowana i odrestaurowana. Znajduje tam m.in. kościół, cmentarz, muzeum, sklep z płodami rolnymi, działający młyn wodny w którym mieści się restauracja i w którym w pierwszą niedzielę miesiąca można ponoć kupić świeżo mieloną mąkę (bo wtedy młyn działa). Są też duże stawy i no i zwyczajnie park, w którym można piknikować, spacerować, biegać…

My zwiedziliśmy muzeum i zjedliśmy pyszny obiad w młynie. Młody wdział habit i rozwiązywał różne zagadki szukając różnych rzeczy w muzeum, co sprawiło mu wiele frajdy, bo on uwielbia wszelakie zagadki i wygłupy.

https://www.abdijvanpark.be/


jedna z bram opactwa, za nią restauracja-młyn 












widok z okna klasztoru na stawy

biblioteka klasztorna - cudo🤎

biblioteka - sufit majstersztyk 🩶


rzeźbiony sufit biblioteki

brat Izydor podziwia sufit biblioteki 😇

 mieszkanie opata: własna biblioteka i kaplica

mieszkanie opata - sypialnia


kawałek sufitu


inny kawałek sufitu

brat Izydor znalazł skarb 


witraże




brat Izydor palący głupa 🤡😇😅

sie wystroił 😎

widok od stolika w restauracji klasztorny młyn

stoofvlees i sałatka 😋

młyńskie koło

młyn po prawej, dalej brama

graffiti nieopodal opactwa





Z opactwa do szpitala mieliśmy jechać autobusem, bo to znowu kilka kilosów było, ale w końcu poszliśmy dalej z buta podziwiając świat po drodze, dziwując się jemu, a czasem nawet śmiejąc… Gorąco było sakruckie. Taka pogoda jest dobra do nicnierobienia, ale nie do robienia 20 tysięcy kroków, co nam się jednak mimo wszystko udało… Upolowałam też czaplę pod szpitalem. A szpital był w remoncie i się ołaziliśmy, nim trafiliśmy do czynnego wejścia, a potem jeszcze od wejścia na miejsce… Dobrze, że tata dziewczynki po nas kawałek wyszedł. Szpitale uniwersyteckie to zwykle pierońskie labirynty 😵‍💫.

Na dworzec już autobusem wróciliśmy, bo nikt nie miał już sił. Do domu dotarliśmy gdzieś koło 23. To była fajna przygoda i dobry intensywny dzień. 


graffiti

dziecięca dekoracja na domu


handen thuis  - łapy przy sobie (dosł. ręce w domu) 🤠

zgnite rowery

dom uznany jako niezamieszkalny…

…ale jak widać, ktoś tu mieszka 🤡👻



kawałek szpitalnego labiryntu





2 komentarze:

  1. No, jak zwykle pieknie opisane. Mieszkam tuz obok Leuven i nie bylam w tych miejscach 🙉.
    Piszesz zes slaba, ale sily i ciekawosci w Tobie wiele!
    ElaBru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To że się koło czegoś mieszka nie obliguje do interesowania się wszystkim, co się tam znajduje :-)
      Ciekawość właśnie daje siłę i motywację, by pokonywać słabość, bo z rakiem nigdy nic nie wiadomo i szybko może się okazać, że już nie dane mi będzie niczego więcej w życiu zobaczyć. Każdą taką wycieczkę odchorowuję, ale potem znowu biere dzidę i i dę hehe. Im więcej chodzę, tym lepiej się ogólnie czuję, a nawet jak fizycznie potem się męczę to psychicznie czuję się o wiele lepiej po takich wojażach.

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima