8 września 2024

Piesze wędrówki. Grenspark Kalmthoutse Heide.

 W końcu wybrałam się na wrzosowisko, które od kilku lat mnie przywoływało ładnymi zdjęciami podsuwanymi przez Instagram. Zdjęcia były zawsze piękne, ale to co zobaczyłam w rzeczywistości przerosło wszelakie moje oczekiwania. 

Grenspark Kalmthoutse Heide

sefiequeen :-)
Najpiękniejsze i najurokliwsze miejsce, jakie w tym roku dane mi było obejrzeć i poczuć z bliska. Pogoda była wyśmienita tego dnia: około 25 stopni, słonecznie, a błękitne niebo usłane tu i ówdzie obłokami, co czyniło krajobraz jeszcze bardziej fotogenicznym. Zapachu wrzosu niestety nie da się pokazać, więc tylko na słowo uwierzyć musicie, że był cudny… 

Wybrałam się na tę wycieczkę z Małżonkiem, bo reszta nie miała chęci wstawać tego dnia rano. Pojechaliśmy autem, bo Małżonek nie przepada za pociągami. Od nas to ok 60 km, czyli godzina jazdy, głównie autostradą. Pociągiem też jest dobry dojazd. Tylko 2 przesiadki i łącznie 1,5-2h jazdy, a ze stacji do parku jest 1,6km, czyli bajka. Następnym razem pewnie pojedziemy pociągiem, bo następny raz na pewno będzie. Wszak tylko niewielką część tego parku przeszliśmy. 

Park jest ogromny i ciągnie się hektarami wzdłuż granicy belgijsko-holenderskiej. Część parku oczywiście znajduje się w BE, a część w NL.

Maszerowaliśmy trasą "DUIN", czyli wydma. Wszystkie trasy mają urokliwe nazwy, np: schaap - owca, vlinder - motyl, kikker - żaba, eekhoorn - wiewiórka, haas - zając, bos - las, kasteel - zamek, itede itepe. Każda nazwa sugeruje zazwyczaj, co jest główną atrakcją danej ścieżki. Znajdziecie tam zarówno trasy 2-kilometrowe jak i kilkunastokilometrowe, ale każdy może sobie oczywiście swoją własną trasę wytyczyć korzystając z aplikacji, mapy drewnianej, jaką znajdzie przy każdym z wejść do parku, czy tradycyjnej mapy papierowej, którą można nabyć za 2€ w punkcie informacyjnym przy wejściu. Ja kupiłam tym razem papierową mapę. Trasy są świetnie oznaczone kolorowymi obrazkami, numerami, knooppuntów, międzynarodowymi oznaczeniami tras. Jest tam też sporo tras dla mtb, gdyby ktoś chciał porowerować. Na niektóre trasy można wziąć  (na smyczy oczywiście), na inne nie.

I tak ja i Małżonek maszerowaliśmy tego dnia po wydmach obrośniętych wrzosem. 

Widoki bajeczne! 

Wdrapaliśmy się też na dwie wieże widokowe. Jedna miała 10 metrów wysokości, a druga 40! Z tej drugiej widać było m.in. reaktory elektrowni atomowej w Doel [czyt. dul], ale też sporą część wrzosowiska. Mieliśmy ze sobą lornetkę, ale i bez tego dodatku można się napawać cudnym specyficznym dla wrzosowiska krajobrazem.

Przemaszerowaliśmy blisko 10km. Na koniec posililiśmy się w knajpce znajdującej się koło wejscia do parku. Tam jest tez parking i toalety. Na trasę dobrze zaopatrzyć się w kilka butelek wody i jakies przekąski typu banan czy gofer, jak my, by nie opaść z sił. No, młodzi to pewnie i bez żarcia cały dzień ganiać będą, ale ja już raczej na spokojnie, powoli, przysiadając co kawałek, by się napić… Na trasach co kawałek są ławki, ale jak sucho to i doopą na piach można klapnąć... 

Dobra, lecimy z obrazkami…


nasza ścieżka „duin” to ta czerwona wydma

ja i  patyki towarzyszące ;-)

Małżonek








mokradła są urocze








az wieży widać wrzosy w oddali...






ważka 










ławeczka przy zagajniku 



wieża widokowa 42 metry wys.


przejście nad ogrodzeniem elektrycznym 

furtka do nikąd 





widok z wysokiej wieży







przejście nad ogrodzeniem elektrycznym
























4 komentarze:

  1. No nie, przepięknie, wrzosowo, krajobrazowo, świetna wyprawa na koniec lata!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100% że to była świetna wycieczka. Jestem bardzo zadowolona :-)

      Usuń
  2. fajne takie dzikie wrzosowisko u nas to chyba są bardziej pola specjalnie obsiane bo u nas na takich wrzosowych farmach to się głównie robi sesje fotograficzne ślubne i inne jak kto chce.

    A nie pożarły was ta komary bo wygląda wilgotno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ponoć jeden z lepiej zachowanych kawałków belgijskiej czytej natury. Ten park jest w pobliżu morza i faktycznie jest wilgotny - stawy, bagna, zalane po deszczach tereny....
      U nas nie ma na szczęście tyle komarzysków co w Polsce, choć są aktywne praktycznie cały rok. Nawet się nie posprajowałam ani nie zabrałam spray-u na komary, ale chyba tylko jeden mnie ćwioknął w nogę. Z owadów to najwięcej było ważek i motyli.
      U nas pewnie też takie zasiane znajdzie, tak samo jak na wiosnę pola tulipanów, czy potem lawendy, które też są popularnymi mijescami na sesje zdjęciowe. no, taki park bez wątpienia również temu słuzy

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima