W ciepłe dni czas płynie jeszcze szybciej niż normalnie. Odliczam go teraz od chemii do chemii, a te przychodzą strasznie szybko jedna po drugiej. W międzyczasie jak zwykle próbuję ogarniać codzienną rzeczywistość. Z grubsza się udaje. Z grubsza!
Młoda się poddała i ogłosiła wczoraj zakończenie studentjob. Przeciwności bowiem ją przerosły. Raz, że to pakowanie rzeczy to robota nie lekka. Dwa, że często są jakieś usyfione rzeczy do pakowania a ona przecież nawet wody nie powinna dotykać, bo ją parzy, a co dopiero jakieś dziwne rzeczy. Trzy, że na hali jest okropny kurz - już w pierwszy dzień narzekała, że smarka na czarno. W drugi tydzień zaczęła mieć coraz większe problemy z oddychaniem. Dyspraksja i autyzm połączone z dużym wysiłkiem i długotrwała koncentracją powodują pogorszanie się jej stanu, koordynacji, równowagi z każdą godziną. Rzeczy zaczynają wypadać z rąk, ciało nie chce słuchać poleceń mózgu, rośnie frustracja, a wieczorem zaczyna czuć się chora. Zaczynałam już zauważać pierwsze objawy przepowiadające nadchodzące stany depresyjne. Ona jednak nie chciała się poddać. Walczyła dzielnie i wytrwale. W końcu kropla przepełniła czarę. W środę wróciła z roboty ze swędzącą wysypką na dłoniach. Coś, co pakowała, ją uczuliło. Nic to, rano poszła do roboty. Wróciła wieczorem z wysypaną, swędzącą niemiłosiernie twarzą, a wysypka na rękach zaczęła iść w stronę łokci. Oznajmiła, że koniec. Już zadzwoniła do pośrednictwa pracy i powiedziała, że piątek jest jej ostatnim dniem pracy.
- Ojoj, czy jest pewna? Bo może jeszcze by popracowała? Bo tak ją tam chwalili, zadowoleni są. - jojczała zachwalająco pośredniczka pracy.
No pewnie, że są zadowoleni! Młoda to robotna i odpowiedzialna kobita, ale niech se innego jelenia albo sarenki poszukają do takiej roboty, bo to jednak nie jest praca dla nastolatki z autyzmem, dyspraksją i problemami oddechowymi. Sugerowałam jej, by dziś została w domu i poszła do lekarza, bo wyglądała nieciekawie. Ale nie, powiedziała że pójdzie do roboty to pójdzie. I poszła skubana. W południe zadzwoniła, że wraca, bo się pogorszyło. Wysypka zaczęła boleć i doszło ogólne pogorszenie samopoczucia. Zadzwoniłam do lekarza i ten kazał przyjść koło szóstej. Przepisał jakieś tabsy i smarowidło. Jak nie pomoże, to ma wrócić w poniedziałek po skierowanie do dermatologa. Oby pomogło.
W międzyczasie już dostała wiadomość od naszych znajomych, że w wakacje wyjeżdżają na miesiąc i niania dla zwierząt znowu im będzie potrzebna, więc już zadowolona, że ma kolejną pracę i, choć mniej dochodową, to o wiele łatwiejszą, czystrzą i sympatyczniejszą.
Młody wczoraj wrócił ze szkoły w szoku, bo obok szkoły ktoś (jakiś budowlaniec) spadł z dachu na asfalt. Koledzy z szóstej, którzy byli akurat na szachach w klasie od tamtej strony, widzieli to zdarzenie i opowiedzieli od razu. Widzieli jak gość leżał we krwi, jak pogotowie i policja przyjechała. Młody bardzo to przeżył. Mówi, że dopiero jak napisał test i pani pozwoliła, tym co skończyli, bawić się na laptopach, i on pograł sobie i posłuchał muzyki, to się trochę uspokoił. Ale jeszcze dziś spoglądał emocjonalnie na ślady krwi na asfalcie i rusztowania oklejone policyjną taśmą.
Dziś był wielce rozkojarzony, choć nie koniecznie z tego powodu. Zapomniał ze szkoły plecaczka basenowego. Gdyby to co innego było, to pal licho. W poniedziałek by przyniósł, ale jak mokre majtki i ręczniki zostaną w szkole do poniedziałku, to wszystko zgnije. Pojechaliśmy do szkoły i pani ze świetlicy łaskawie pozwoliła mu pójść do klasy po plecaczek. Z pięć razy powtarzając, że normalnie, jak coś zostało w klasie, to zostało i nie można zabrać. Niektóre zasady to tu są serio lekko z dupy. No ale dobra, WYJĄTKOWO 🙄 mógł zabrać swoje rzeczy. I zabrał.
W sprawie Najstarszej było znowu zebranie online, które nic wiele nowego nie wniosło. Ma kolejne dwa tygodnie dalej być na stażu, a dopiero ostatni tydzień czerwca pójść do szkoły na pożegnanie. Nie jesteśmy tym zachwyceni, bo szef od stażu nie powiedział nadal ani tak, ani nie w kwestii jej ewentualnego zatrudnienia po stażu. Co jest lekko irytujące, bo przez cztery tygodnie stażu Córka zrobi im tam było nie było trochę roboty zupełnie za friko, a jak nie dostanie potem pracy, to trochę - moim zdaniem - nie halo będzie. Z drugiej strony, gdyby dostała tam pracę, to ten staż może być wielce przydatny, bo zawsze to czegoś się przecież nauczy nowego. W poniedziałek gość ma się zdzwonić z babką z GTB i mają rzekomo poczynić w tej kwestii jakieś ustalenia. No zobaczymy, zobaczymy…
Małżonek ma coraz bardziej dosyć swojego miejsca pracy i znowu duma nad zmianą. Po pierwsze nie ma komu robić. Trochę ludzi na dłuższych chorobowych, niektórzy zbierają się na emeryturę, a szef pozatrudniał jakichś nieudaczników z Polszy na A1, którzy bardziej przeszkadzają niż pracują i wszystko trzeba za tymi jełopami poprawiać. Szef oczekuje, że ci którzy zostali, będą robić robotę za trzech, oczywiście za jedne pieniądze. Druga kwestia, może nawet ważniejsza, to dojazdy. Przez koronne blokady wszystkiego teraz wszyscy chcą nadrobić roboty na drogach i robią w stu miejscach jednocześnie, przez co spora część dróg jest zamknięta. Objazdy, zwężenia jezdni, roboty. W godzinach szczytu droga przez mękę - korki masakryczne. Mąż wraca z roboty codziennie co najmniej pół godziny dłużej. Przy aktualnych cenach paliw i tych korach za miesiąc już trzeba kilkaset euro za paliwo liczyć. A na poprawę się przecież nie zanosi.
U mnie po staremu. Chemia co tydzień. Efekty tego są różne. Jednym razem bóle mięśni, drugim biegunka, trzecim zmęczenie, czwartym zawroty głowy. A to znowu płonące uszy i policzki, łamiące się paznokcie i takie tam. Kłaki mi zaczęły odrastać, nie wiem po co. Tam na głowie to jak cię mogę. Ogolę raz w miesiącu i będzie żyło, ale we wszystkich innych miejscach to po cholerę to rośnie?! Taki był spokój bez golenia , bez depilowania. A teraz znowu 😤. A idź pan w chuj.
|
selfie w szpitalnym kiblu dla beki ;-) |
A wiecie co odwaliłam w zeszłym tygodniu? No nie, skąd mielibyście wiedzieć. Napisała do mnie jakaś laska z TVNu i się pyta, czy bym nie chciała wziąć udziału w jakimś programie o Polakach za granicą. A jakbym była zainteresowana, to mam wypełnić formularz, przedstawić się na wideo i odesłać.
Ja nie wiem, czy jestem zainteresowana, bo nie mam w domu telewizora ani nie oglądam żadnych programów i nawet nie wiem, co to za program, kto w nim występuje i po co, ani tym bardziej, ile hejtu się potem na niego leje… No ale też fakt nieposiadania telewizji i nieoglądania programów może być przecież najlepszym powodem, by w jakimś chcieć wystąpić. Choćby po to, by się dowiedzieć, jak robi się taki program. No i zwyczajnie dla zabawy. Przecież i tak tego nie będę oglądać w razie co, ani nikt ze wsi tego nie będzie oglądał, bo przecież to jakaś polska telewizja, której tu nikt nie ogląda, więc zero ryzyka. A że w Polsce by kto oglądnął, to co mnie to obchodzi. Przecież tam nie bywam.
No to sru, wypełniłam formularz i odesłałam, bo przecież nudzi mi się trochę to siedzenie w domu, a to zawsze coś nowego. Do tego Młoda i Młody stwierdzili, że była by niezła heca, jakby do nas telewizja przyjechała.
Jaja tylko będą, jak teraz serio by mnie wybrali do tego programu i by ta telewizja przyjechała. No bo wiecie, z jednej strony to spoko, była by jakaś atrakcja przez chwilę i coś ciekawego by człowiek znowu się dowiedział o życiu, czegoś nowego doświadczył, coś fajnego porobił, ale z drugiej strony to trochę roboty i stresu by było przecież. A jak robi się coś na głupa bez zastanowienia, to różnie być może. Zakładam jednak, że są ciekawsi i bardziej medialni Polacy niż stara, porąbana i do tego wpół zdechła sprzątaczka. Ale ten… w razie jakbym tak miała niedługo zostać celebrytką, to możecie się już na wszelki wypadek zacząć powoli ustawiać po autografy, buachacha. 😎
W jedno tylko nie mogę znowu uwierzyć i w głowie mi się nie mieści… No jak to możliwe, iż już tylko 3 tygodnie do wakacji?!! Dopiero co był grudzień i miałam operacje. Dopiero, co zastanawiałam się, jak wygląda chemoterapia, a już 5 czy nawet 4 (pogubiłam się już) sesji tylko zostało. Nie wierzę, że już czerwiec. Nie wierzę, że już coraz bliżej do końca chemii. A potem jeszcze radioterapia. Znowu nie wiem, co się z tym z kolei wiąże i nie wiem, czy chcę wiedzieć…
A tu w przyszłym tygodniu muszę się stawić na kontrolę do ubezpieczyciela, który musi sprawdzić, czy aby na pewno powinnam ciągle być na chorobowym, bo może pora wrócić do pracy…
Nieodmiennie mnie te kontrole zadziwiają. I w Polsce, i w Belgii ten sam cyrk. No bo jak to kurwa jest, żeby jakiś jeden konował, który być może jednego prawdziwego pacjenta nigdy nie przyjął, próbował ciągle dyskutować i podważać opinie i orzeczenia wszelakich specjalistów? Że niby on, jakiś bubek, ma lepiej znać się na wszystkich chorobach, dolegliwościach, niedyspozycjach niż cała armia specjalistów razem wzięta? I dlaczego ja niby mam iść się przed nim spowiadać i pokazywać? Czy mój ginekolog, onkolog, lekarz rodzinny, którzy zajmują się mną od miesięcy czy lat, są niby w jakiś sposób głupsi, mniej kompetentni, niż jakiś spasiony pseudo lekarz-urzędas? No bo dla mnie to tak właśnie wygląda, że byle bubek wie lepiej, niż mój lekarz, l czy ja z moją chorobą, przy takiej a nie innej terapii mogę czy nie mogę pracować. To jest śmieszne. I irytujące.
No ale co zrobisz. Chory czy nie chory, trza wziąć dokumenty i tłuc się autobusem do Brukseli, by jakiś tępy pseudokonował mógł zobaczyć w magicznej kuli, czy nie udaję, że mam raka, czy nie udaję, że nie mam cycka, bo może mi ten cycek odrósł kurwa od grudnia, a rak zniknął ot tak. Wiadomo, takie rzeczy jak odrastające płuca, cycki, nogi itp zdarzają się systematycznie prawie codziennie na tym świecie.
|
pochemiczne poranne palące czerwone poliki |