26 grudnia 2019

Posumowanie roku życia internetowego

Artykuł z cyklu pitolenie o szopenie. Nie dowiesz się z niego niczego wartościowego, ale możesz poczytać, jak już żywcem nie masz co robić. 

Korzystam z internetu odkąd stało się to możliwe dla ludzi z polskiego zadupia, czyli stosunkowo długo.
Wiele zatem rzeczy, którymi spora grupa ludzi dopiero niedawno zaczęła się podniecać i odkrywać,  dla mnie już stało się dawno nudne. Wiele rzeczy zaczyna mnie tez śmieszyć a jeszcze  więcej irytować, bo niestety internet stał się teraz dostępny dla wszystkich i konsekwencje już są tragiczne, a nie spodziewam się by jeszcze kiedykolwiek  było normalnie, bo - jak to się mówi  - co jest do wszystkiego to jest do niczego :-/

Jedyne co mogę zrobić z tym, to sobie tutaj pobiadolić. No i właśnie to robię. Nikt z was nie musi się z moimi poglądami zgadzać. 

Wiecie co mnie najbardziej rozbawilo i wkurzyło w internatach w tym roku. Kilka nowych trendów.

1. Pierwszą nagrodę w tej kategorii bez wątpienia otrzymuje KOCHANA.


Nie ważne młoda czy stara, ładna czy brzydka, mądra czy głupia, wszystkie baby zaczęły się do mnie   (i innych bab)zwracać per kochana. Słuchajcie, to że jestem biseksualna nie znaczy, że od razu wszystkie możecie się ze mną publicznie spoufalać. Zasadniczo ogólnie podobają mi się bowiem kobiety ładne, inteligentne, w moim wieku, wrażliwe i z dużym poczuciem humoru, więc ani jedna dziesiąta się nie kwalifikuje. Tak że ten.  Poza tym czarnoskóre mają pierwszeństwo  nad innymi. To samo się tyczy innych płci. A tak w ogóle to aktualnie od 10 lat mam status zajęta i tylko mój partner ma prawo nazywać mnie kochaną. Reszta może mi mówić zwyczajnie po imieniu albo „ty”. Bo za tytułami i przydomkami typu „pani”, „szmato” „pizdo” też nie przepadam. Dodam tu dla jasności, że jeśli któryś z Waszych partnerów, braci, ojców zacznie nagle do mojego partnera zwracać się per kochany, to nie ręczę za siebie.

2. Na drugim miejscu przegrywając tylko o włos z kochaną plasują się ex aequo POZDRAWIAM i ŻEGNAM używane jako argument w dyskusji internetowej. 


Jeszcze to „żegnam” to można by zrozumieć jako synonim „wymiękam”, „wygrałeś” „poddaję się”, choć wychodzenie w trakcie rozmowy raczej do kulturalnych chyba nie należy. W moim postrzeganiu świata owo „żegnam” w interetowej dyskusji to wręcz wyjście z trzaśnięciem drzwiami, foch z przytupem - jak mówią teraz. No ale żeby brak argumentów oznajmiać pozdrowieniem... To mi się zupełnie pod kopułką nie mieści. Już o wiele bardziej rozumiem zwykle pospolite, polskie czy zagramaniczne „epitety” użyte w stosunku do swoich rozmówców. Przynajmniej ma sens.

3. Trzecie miejsce to dodawanie do swoich materiałów publikowanych w internecie bezsensownych tagów, opisów czy tytułów „DLA ZASIĘGÓW”.


 Niestety musicie sobie uświadomić, że gówno pozostanie na zawsze gównem bez względu na to jak go nazwiecie i z czym zaserwujecie. Jak publikujecie w necie gówno to zatytułujcie swój post, film, zdjęcie „moje gówno”, a nie inaczej, bo potem normalny człowiek potrzebuje znaleźć pilnie jakiejś informacji, filmu, czy zdjęcia, a ciągle trafia tylko na gówno, bo jeden z drugim postanowił na ten przykład na instagramie 1653367644 zdjęć swojego ryja z kibla oznaczać najdziwniejszym hasztagami DLA ZASIĘGU albo na swoim blogu, kanale i każdym innym możliwym miejscu w sieci tworzyć tytuły i opisy nie mające niczego wspólnego z tematem danej publikacji. To tak jakby ktoś na wszystkich sklepach odzieżowych, obuwniczych, ogrodniczych, wodnokanalizacyjnych, AGD pisał na szybie wystawowej czy stronie internetowej „tu kupisz wódkę za pół ceny” DLA ZASIĘGÓW. No i ludzie by przyszli. Na pytanie jakby zareagowali, że w tym sklepie wódki nie dostaną w ogóle, to sobie już sami odpowiedzcie i następnym razem zastanówcie się 13 razy, zanim dacie tytuł czy hasztag DLA ZASIĘGU, bo pewnie nie jestem jedyną osobą w sieci, którą to wkrewia.

4. PRZEPIS OD.... (tu wstaw dowolnego celebrytę). 


Patrzę na internet, przecieram oczy ze zdziwienia i nie pojmuję jak to sięstało....
 Odnoszę wrażenie, że ludzkość cofnęła się w rozwoju o jakieś kilkanaście tysięcy lat i dziś nikt niczego sam już nie potrafi zrobić ani wymyśleć. Do wszystkiego trza mieć nauczyciela,trenera,guru coacha.
Nie dawno np zobaczyłam w jednym z portali społecznościowych fotkę szklanki z jakąć  paplitą (nota bene nie pierwszy i nie osiemnasty raz), które było podpisane z użyciem popularnych ostatnio wyrazów brzmiących z zagraniczna tak żeby nazwa brzmiała egzotyczno-ekscytująco-chujwieocochodzi i to otagowane było przepisodchodakowskiej czy tam... przepisodlewandowskiej, a może przepisodmagdygessler... W sumie nie ważne od kogo, ważne że ten przepis „opracowała”, „stworzyła”, „wymyśliła”, „wynalazła” celebrytka czy celebryta i teraz już każda polishwomen i polishgirl wie, że można jabłko, gruszkę, malinę, truskawkę,  a nawet - proszę państwa - banana, kiwi, czy awokado wrzucić do blendera i że ta maszyna zrobi z tego paplitę, którą da się wlać do szklanki a nawet wypić. Wow. 

Gdyby nie celebryci, to kobiety by nie wpadły na to za chujawafla. Kobiety by nie wiedziały, że owoc można miksować i że owoc jest zdrowy. 

Nie wiedziały by, że chcąc mieć zgrabną dupę i zdrowe ciało trzeba jeść owoce, warzywa i dużo się ruszać a nie płaszczyć  całe dnie dupy przed telewizorami ciągle coś wpierdalając. 

No serio, po tych wszystkich pełnych ekscytacji, euforii i włażenia do dupy celebrytom wpisach, które ciskają mi się w oczy w necie nawet na kompletnie nie związanych z pseudogwiazdkami portalach, chyba tak właśnie należy myśleć. Jedna odkryła, że chłopy lecą na cycki, druga odkryła, że o dziecko trzeba dbać, trzeci odkrył, że facet może się też ubrać jak człowiek, czwarta odkryła, że ruch to zdrowie, a piąta do czego służy blender. Ja pierdolę! 

Dobra, ludzie, ja rozumiem że wielu ludzi potrzebuje kopa w dupę, potrzebuje motywacji do działania i wsparcia mentalnego i w tej kwestii robotę takich lasek - jak wspomniana już Chodakowska - trzeba pochwalić, ale do cholery nie róbcie z nich cudotwórczyń i ekspertów od wszystkiego. Jabłko z truskawką to ja potrafiłam zmiksować 35 lat temu i tego mnie tata z mamą nauczyli, zwykli prości ludzie ze wsi... O tym, że ruch to zdrowie i że owoce są ważne w diecie to nas uczyli w przedszkolu. Mój siedmiolatek też to wie.   I tak jest z wieloma prostymi rzeczami, działaniami, czynnościami codziennymi, które dziś wciska się jakimś nadętym bufonom jako ich wynalazek i odkrycie... Nagle się okazuje, że każda znana osoba z telewizji jest ekspertem od wszystkiego i każdy musi tego eksperta naśladować i trąbić o tym w necie, i że nagle ci wszyscy celebryci stają się nauczycielami i że bez nich ludzkość by zginęła. Mało tego, dziś każdy chce ich naśladować i też być expertem i coachem od czegoś nawet jak się na tym nie zna. Widzę w necie, że w mojej dawnej gminie już połowa ludzi to coachy od czegoś... Strach się bać.

5. I jeszcze te cholerne inteligentne wyszukiwarki, które wyszukują tylko to, za co ktoś zapłacił albo co odgórnie im ktoś wyszukiwać nakazał... 


W necie nie znajdziesz już tego, czego szukasz, tylko to, co TO chce żebyś znalazł. Ten trend mi się coraz bardziej niepodoba i coraz bardziej mnie niepokoi.... bo ja nie lubię, jak ktoś za mnie decyduje, a już szczególnie jak tym kimś jest TO, czyli bliżej niekreślone pomieszanie sztucznej inteligencji, jej rodziców i zarządców oraz milionów mniej lub bardziej przypadkowych osób i algorytmów, którzy na ten burdel zwany internetem się składają. 

No bo niby dlaczego 10 czy 15 lat temu jak zapytałam Google o przepis na pipry z mamrami to Google pokazywał mi różne strony z przepisami na pipry z mamrami, a dziś pierwsze 10 stron to :
przepisy na pipry z mamrami Magdy gessler, 
esej o piprach z mamrami ze strony która jest dostępna powykupieniu prenumeraty, 
Jak zrobić pipry z mamrami. You tube (czyli przepis dla analfabetów, którzy lubią słuchać przez 3 godziny o tym jak robi się mąkę, co to jest garnek i jakie są garnki na rynku i za który ktoś zapłacił)
pipry z mamrami zakazane przez PiS, (film nie dostępny dla twojego kraju) 
najlepsze pipry z mamrami (strona pełna reklam pralek, tabletek na wzdęcia, biur podróży, różańców itp i linków do stron blokowanych przez mojego antywirusa)
pipry z mamrami najlepsze cytaty z Twittera 
Czy pipry z mamrami są tuczące? Wywiad z...
Pipry z mamrami. Zdjęcia od... 

I dopiero gdzieś daleko daleko daleko jeden normalny przepis na pipry z mamrami. Przypadek....? Zapewne. 


Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że dziś już nie da się żyć bez internetu. Przynajmniej tu, gdzie ja mieszkam, bo już  niemal każda dziedzina życia jest do niego uwiązana na stałe. Zdrowie, szkoła, praca, administracja, zakupy - bez elektroniki i połączenia z siecią dziś już nie istnieją. 


22 grudnia 2019

Przedświąteczne refleksje o wszystkim

I cholera, znowu grudzień?!


Teraz mieliśmy wszyscy dużo różnych zajęć. Czasami trzeba się dwoić i troić, by wszystkiemu jakoś podołać i powiązać koniec z końcem albo też rozwiązać i rozsupłać, co jest do rozwiązania i rozsupłania.

Najważniejsze, że uporaliśmy się z większością  badań i spotkań z medykami. Wyniki i ewentualne kontynuacje dopiero po Nowym Roku i teraz o tym nie ma po co myśleć. 

Potem były egzaminy i wywiadówki. Te drugie to jak dla mnie taki pic na wodę fotomontaż. No bo jaki to ma właściwie sens taka wywiadówka? Umawiasz się na to spotkanie, jedziesz do tej szkoły, spotykasz się z tym wychowawcą czy mentorem tylko po to, by powiedział ci to samo, co już przeczytałeś w raporcie, który dziecko ci dawało do podpisania.  No bo co ci może belfer naopowiadać w ciągu 10 minut, które masz wyznaczone na spotkanie, zwłaszcza że w tej samej sali siedzi jescze kilku albo i kilkunastu czy nawet -dziesięciu rodziców gadających z innymi nauczycielami... hałas, zgiełk, harmider, rwetest...

Gdy dziecko ma problemy takie czy inne, to i tak musisz się umówic na specjalne spotkanie w specjalnym terminie. Jednak w regulaminie stoi, że rodzice mają chodzić na wywiadówki, no to staram się chodzić... Teraz miałam dwie jednego dnia w dwóch różnych szkołach oddalonych od siebie dość znacznie. Do pierwszej mam jakieś 30km a druga jest w połowie drogi. Ale przecież ja jestem super sprzątaczką i wszystkiemu dam rady! Pociągiem se obskoczę i tu, i tam, a jeszcze robotę odrobię wcześniej, tak sobie pomyślałam. Potem jednak wzięłam pół dnia urlopu na wszelki wypadek, bo się mi było przypomniało, że może i jestem super sprzątaczką, ale w końcu mam przecież te 42 lata i to już nie to co kiedyś bywało...

I fajnie. Wsiadłam na rower przyjechałam na stację, przywiązałam swojego rumaka do słupa, kupiłam bilet i czekam, czekam, czekam, czekam... bo za wczasu przyjechałam trochę, żeby się nie spóźnić... czekam, czekam, czekam. W końcu słyszę z głośników:

PO-CIĄG O-SO-BO-WY "B-TREIN"
Z TAM-TĄD DO TAM-TĄD
O GO-DZI-NIE TEJ-I-TEJ...

DZI-SIAJ NIE JE-DZIE-Z-PO-WO-DU-STRAJ-KU


KURWA MAĆ!!!!

Sprawdzam apkę (rychło w czas) i widzę, że następny jadący pociąg mam za 2 godziny, a to jest o godzinę za późno, zaś powrotny miałabym gdzieś tak około 22.30.

Coolersko!

Sprawdzam autobusy z sąsiedniej wioski (bo z tej nie jeżdżą), dokąd mogłabym dotrzeć rowerem w pół godziny, bo to tylko 7km. Autobusy to wolne ślimaki, które jadą godzinę i też będę godzinę za późno. Dupa.

Wróciłam zatem do domu i na następna wywiadówkę pojechaliśmy autem. Gdy ja gadałam z nauczycielami Najstarszej, M-Jak-Mąż gadał z wychowawczynią Młodej, która była doń zadzwoniła i opowiedziała, że Młoda napisała świetnie egzaminy z wyjątkiem religii i że w związku z powyższym spokojnie może kontynuować naukę w systemie: praktyka w szkole, teoria w domu.

 A ta religia ech, och, ach. Się okazało, że na to jednak nie było wodolejstwo tylko sprawdzana była "normalna wiedza" katolicka typu jakieś siedem sakramentów, czy tam grzechów, jakaś przypowieść czy inne tam typowo katolickie pierdoły, których Młoda nichuchu nie ogarnia. Nie mam się jednak zamiaru takim gównem jak religia przejmować. Choć wiadomo, że jak człowiek wybierze szkołę katolicką, to trzeba się liczyć, że będzie choć trochę katolicka, nawet jak wśród uczniów są ludzie z każdego możliwego wyznania, a większość prawdopodobnie - jak i Młoda - jest ateistami.
Gdy czekałam na Młodą pod szkołą, to widziałam jak dziewczyny wychodziły ze szkoły i zaraz za bramą zakładały hidżab zgodnie z nakazem swojej religii, by nie pokazywać się na mieście z odsłoniętą głową. Tak że taka to szkoła katolicka.

Zrobiliśmy zresztą już dawno research i stąd wiemy, że społeczne opinie na temat egzaminu z religii zasadniczo są dość zbliżone do naszych i można je określić jednym zwrotem "czysta głupota i bezsens". No, może w takim nawiedzonym katolicko kraju jak Polska, to ktoś jeszcze widziałby w tym sens, tak samo jak w krajach muzułmańskich byłby czymś normalnym egzamin z islamu,  ale w normalnym nowoczesnym świecie to chyba już niewielu takich którzy nie pukają się w głowę usłyszawszy hasło "egzamin z  religii".


Najlepsze jednak wywiadówki to są u Młodego, bo nauczyciel zwykle nie ma o czym specjalnie opowiadać i nawet te 10 minut to za dużo. Większość zadań i testów 10/10, tam czasem jakiś jeden błąd czy dwa, których nawet nie ma sensu komentować. Zachowanie wzorowe, jak to zwykle u bardzo wrażliwych i inteligentnych dzieci. Nudy po prostu taka wywiadówka. 

No dobra, bo niektórzy pewnie nie zrozumieją żartu... Ja się bardzo ale to bardzo, a nawet bardzo, bardzo, bardzo cieszę, że moje dzieci są inteligentne i że Młody należy do najlepszych uczniów w klasie i że mimo iż jest obcokrajowcem, to i tak czyta najlepiej z klasy (jest w pierwszej trójce w każdym razie) i pisze bez błędów.

Z Młodej też jestem dumna. Ilu bowiem ludzi w takiej sytuacji wytrwało by dzielnie posterunku? Pewnie nie wielu. Młoda się nie poddaje. Pada na ryj, cierpi, ale po chwili się podnosi i walczy dalej z jeszcze większą siłą i zaciętością. I wygrywa!

Psychiatra na wieść o tym, że Młoda nie chodząc do szkoły i walcząc ciągle z depresją oraz nadwrażliwością i innymi dolegliwościami napisała dobrze egzaminy, otwała koparę ze zdziwienia i sama przyznała, że to ją zwaliło z krzesła. No po prostu była kobita w szoku hehe. I dobrze. Niech się świat dowie, że takich dwóch jak nas pięciu to nie ma ani jednego. Młoda poza inteligencją wyróznia się też - jak powszechnie wiadomo - nieziemską wrażliwością i empatią. Ludzie i inne istoty zawsze mogą liczyć na jej pomoc, wsparcie i troskę. Takich ludzi bardzo potrzeba w dzisiejszym świecie, by ludzie mogli pozostać ludźmi a nie zostać robotami mentalnymi zyjącymi tylko dla władzy, sławy i pieniędzy.

Najstarsza ciągle nie ogarnia do końca rzeczywistości albo raczej ogarnią ją w niepojęty dla innych sposób. Teraz na każdym kroku już daje się zauważyć, że jej postrzeganie świata jest ponadprzeciętne i całkowicie inne niż większości ludzi. Tak, dziś wiem już, co to może być to spektrum autyzmu. Trudna ale fascynująca sprawa, gdy już się zaakceptuje fakty i zrozumie, że nie wszyscy są z tej samej gliny ulepieni... Najstarsza może i wymaga ciągłego nadzoru, ale te jej talenty są niesamowite. Z niej też jestem dumna, bo jest osobowością fascynującą i utalentowaną.

Jestem dumna z tego, że Młodego zachowanie w szkole może być wzorem dla innych. Młody bawi się z wszystkimi, każdemu śpieszy z pomocą, staje w obronie pokrzywdzonych, opiekuje się maluchami i pomaga rówieśnikom w zadaniach. Jest też uprzejmy wobec nauczycieli i innych dorosłych, a do tego wiecznie uśmiechnięty i zawsze ma coś zabawnego do powiedzenia.  Nawet mówił ostatnio, że otworzy na YT kanał  o nazwie "najlepsze teksty Izydora pe-el".

Jeszcze bardziej się cieszę, że jest bezproblemowym dzieckiem  z racji innych problemów i zadań z którymi musimy się wszyscy zmagać. Gdyby bowiem jeszcze on wymagał pomocy w lekcjach albo miał inne problemy, to chyba nie dali byśmy sobie z tym wszystkim rady. Dobrze zatem, że jest dobrze.

Obawiam się, że jego problemowy czas jeszcze nadejdzie. Wszak jest - tak samo jak siostrzyczki - ludkiem bardzo wrażliwym, a to oznacza zwykle sporo kłopotów w życiu. Niestety ten współczesny świat nie jest dobrym miejscem dla ludzi wrażliwych. Wyścig szczurów, pogoń za sukcesem i sławą to nie są rzeczy dla wrażliwców, a tego się dziś od wszystkich bez wyjątku oczekuje i wymaga. Dziś nie możesz być po prostu sobą, bo dziś od musisz być KIMŚ. I to się mnie  bardzo, ale to bardzo nie podoba w dzisiejszym świecie, jednak wiem, że z tym nic sie nie da zrobić już... Trzeba jakoś się dostosowywać i próbować odnaleźć swoje miejsce w tym całym szambie... 

Mam nadzieję, że im - moim dzieciom - uda się to mimo wszystko. Że uda im się przertwać i pozostać sobą, że uda im się wszystkim znaleźć to swoje miejsce w świecie, gdzie będą mogły korzystać ze swojej wyjątkowości i cieszyć się życiem. Tego im życzę i w tym będę ich wspierać do końca swoich dni. One nigdy ode mnie nie usłyszą, że muszą być takie jak inni albo takie jak ja, bo ja sama dość się tego nasłuchałam i dość z tego powodu nacierpiałam przez całe życie, bo ludzie (także, a może zwłaszcza najbliżsi) nie potrafili mnie zaakceptować taką jaką jestem. Samej zajęło mi też sporo czasu by to zrozumieć i by zmienić swoje nastawienie do świata a także do wychowywania dzieci.

Egzaminy ogólnie przebiegały bardzo spokojnie. Skończył się bowiem - tak jak wspomniałam - ten cyrk z wszystkimi gównianymi badaniami, nie było też ostatnio żadnyc spotkań z jakimiś czubami z poradni i w ogóle nikt się ostatnio do niczego nie przypitalał specjalnie, a co za tym idzie Młoda odzyskała należny jej spokój i mogła się przygotowywać do kolejnych testów. 

Oczywiście nie był to czas sielanki, nie myślcie sobie. Wszak egzaminy to egzaminy i takie rzeczy jak nerwy, bóle głowy, bóle brzucha i temu podobne są przecie do egzaminów przyklejone na stałe. 

Przed egzaminami - jak co roku o tej porze - Młoda obchodziła swoje urodziny. Tradycyjnie już poszliśmy całą rodziną do ulubionej restauracji, gdzie jak zwykle obsługiwał nas kelner jakby żywcem wyjęty z horroru i dlatego fajny. Przygotowaliśmy też wariackie dekoracje w domu i zamówilismy tort w cukierni z adekwatnym do tematu nadrukiem. No i oczywiście nie mogło też zabraknąć prezentów. Pochwalę się tu, że udało mi się w tym roku znaleźć coś wyjątkowego, czego na pewno nie spodziewała się dostać, a co jej się spodobało. Uff!


Zresztą nie tylko jej, dlatego od razu zamówiłam drugie urządzonko na kolejne urodziny, ale tss cichosza... nie mówcie nikomu (ona tu akurat chyba nie zagląda, bo ta pierwsza raczej owszem).

https://www.buxibo.com
Napiszę o tym, bo być może posłuży to komuś za inspirację na prezent dla nastolatki (czy dorosłego). Nie jest to bynajmniej post żaden sponsorowany - tak gwoli ścisłości. Zwyczajnie chcę sie podzielić wrażeniami, jak zwykle.

Kupiłam dyfuzor zapachów i nawilżacz powietrza w jednym, a do tego oczywiście komplet olejków zapachowych. Ja sama podpatrzyłam ten wynalazek u klientów. Często bowiem widuję dziewczyny, które uczą się do egzaminów w pokojach wypełnionych fantastycznymi zapachami z dyfuzora. Pomyślałam, że naszym dziewczynom też mogło by się to spodobać i postanowiłam zaryzykować... Trafiony-zatopiony!

Wyguglowałam trochę i wybrałam urządzenie, które miało dobre opinie, przystępną cenę i było po prostu ładne (w mojej kategorii ładności). Pisali też, że nie szkodzi zwierzętom i małym dzieciom... Obawiałam sie tylko, że mojej córce z wysokowrażliwym nosem może to szkodzić, ale się okazuje, że właśnie jest bardzo dobre dla niej. Jak jej się wleje trochę więcej niż dwie krople olejku to troli w całym domu, ale poza tym jest okej. Co do tego, który zapach jest lepszy przed snem,  który bardziej sprzyja nauce, a który odstresowywaniu i który z którym mozna mieszać to ona sobie już sama odkryje w drodze eksperymentów i wspomagając się googlem. Póki co testuje je po kolei. I to jest superowe, gdy w całym pokoju albo i w całym domu pachnie na przykład trawą cytrynową, różą czy eukaliptusem. Meeega! Jakby jej się nie podobało, to sama bym sobie tego używała w sypialni i nie wiem, czy sobie też na urodziny nie kupię w maju hehe.

Młoda otrzymała od nas jeszcze trochę innych drobiazgów i myślę, że z każdego się ucieszyła, bo prezent to prezent. Nooo z dysku zewnętrznego to trochę sobie podśmiechujki robiła, bo "ładny mi to prezent urodzinowy, skoro mi to do szkoły potrzebne i i tak musielibyście mi kupić wcześniej czy później ha ha ha". Bo już taki bon do popularnego sklepu odzieżowego okazał się bardzo pożądanym upominkiem i teraz tylko czeka na noworoczne soldeny, by kupić sobie dwie torby nowych ciuchów zamiast jednej. Niestety jej ulubiony sklep Coolcat zbankrutował rok temu, ale i w C&A czy H&M Młode znajdują dla siebie zawsze sporo dobra, a - jak wiadomo - są to raczej tanie sklepy i sporo można tam kupić, a wyprzedaże już od 3 stycznia. 

W tym roku Młoda została też wyjątkowo miło zaskoczona przez rodzinę z Polski, od której (razem z siostrą) otrzymała  pocztą upominek. Ten gest był dla niej bardzo znaczący i bez wątpienia wpłynął pozytywnie na  samopoczucie w tym trudnym okresie egzaminowym. Bowiem dla wrażliwych osób własnie takie drobiazgi jak  obiad w restauracji, jak  upominek, tort, czy choćby zabawna kartka na urodziny mają ogromne znaczenie. Takie drobiazgi, drobne gesty pomagają naładować baterie pozytywną energią, pomagają wygrać ze smutkiem i przygnębieniem, pomagają przeganiać ponure i destrukcyjne myśli.

Z tego też powodu tym razem postanowiłam towarzyszyć Dziecku w niektóre dni w drodze na egzaminy. Jechałam z nią do szkoły by po prostu być blisko. Wymagało to trochę kombinowania i współpracy Młodego, bo musiałam go wtenczas zawozić na świetlicę już na siódmą, ale nie powiem, by on się jakoś tym przejął. Ot normalnie sam z siebie wstawał nagle o szóstej zamiast o siódmej. Mógł za to o czasie wychodzić i nie musiał kiblować w szkole do szóstej jak zwykle, a to jest fajne.

A ja zaś w oczekiwaniu na Młodą zwiedzałam sobie miasteczko, łaziłam po sklepach i trzymałam kciuki. Gdy zbliżał się koniec egzaminu, maszerowałam pod bramę szkoły, by uściskać Młodą i pogadać, a potem pójść na gorącą serową kanapkę do Panosa albo połazić razem po sklepach a dopiero potem do Panosa i do domu.  Myślę że takie drobne wsparcie i drobny gest może choć odrobinę  pomóc w przetrwaniu egzaminów. No i było mentalnie całkiem dobrze.


Teraz mamy już zasłużone ferie.

Choinki mamy przystrojone. Jedną żywą dostaliśmy w prezencie od sąsiadów. "To prezent na Nowy Rok" powiedzieli, po czym wyładowali drzewko w donicy z taczek pod naszymi drzwiami i poszli do domu. Już nie będę chyba u nich niczego zamawiać, bo oni potem nie chcą od nas pieniędzy... Z jednej strony to miłe, ale z drugiej trochę głupawo tak wszystko za friko dostawać, nawet jak się wie, że oni sami mają dużo rzeczy "po znajomości"...

Młody czekał na to drzewko i co dnia pytał, kiedy w końcu będziemy ubierać tego kerstbooma. Gdy sąsiad przywiózł, to w te pędy trzeba było gonić na strych po "bąble" (czytaj: bombki) i światełka. Ozdobił ją praktycznie sam. Pomogłam tylko ze światłami i łańcuchami. 

Jest ładnie.

Druga choinka jest w Królestwie Strychu czyli w pokoju Najstarszej Córki  i Królowej Pani. Królowa Pani pomagała nam w ubieraniu choinki i w porządkach, bo króliki to bardzo ciekawskie stworzenia i uwielbiają, jak się coś dzieje.
Młoda w tym roku nie ubierała drzewka u siebie, bo stwierdziła, że to może nie być dobre dla ptaków.

Królowa Pani Strychu



Ja już skompletowałam swoje prezenty dla wszystkich (bo zaczęłam zamawiać już w październiku) i już włożyłam pod choinkę, a raczej obok, a Młody je obejrzał i pomacał po czym stwierdził:
- Jestem bardzo podes... podecydo... podekcydo... no wiessz... ten... tymi prezentami...
- Podekscytowany?
- Tak, podes... podec... no trudne to słowo! PO EK CY TO WA NY!

Nasz piękny kerstboom i ekscytujące podarunki

A wy  jesteście poekcytowani świętami, czy raczej macie to równo w paski..? 



Ja 
tymczasem 
ze swojej strony
życzę Wam Wszystkim
mniej lub bardziej przypadowym 
Czytelnikom tego bloga
udanych ferii i przyjemnego świętowania
 oraz
 trafionych prezentów
a przede wszystkim 
dużo, dużo, dużo zdrowia i pieniędzy
bo jak mamy zdrowie i wystarczająco hajsu
to wszystko inne zawsze jakoś się ułoży.











15 grudnia 2019

Do jakiej pracy może pojść legalnie 15-latek a jaki alkohol kupić 16-latek?


Młoda skończyła nie dawno 15 lat. Nie mogła już się doczekać tych piętnastych urodzin. Piętnastka oznacza pierwszy krok do dorosłości, bo...


Po 15-tych urodzinach można legalnie pójść do pracy!

Piętnastolatek w Belgii może już legalnie podjąć pracę dla uczących się, czyli tzw student job. 

Student job różni się zdecydowanie do zwyczajnej pracy. Studen job nie można też mylić ze stażem czy praktyką, bo to dwie różne rzeczy. Warunkiem starania się o pracę dla studentów jest skończenie 15 lat i pierwszego stopnia szoły średniej, czyli 2 klasy.

Praca ta nie może być wykonywana w czasie nauki, czyli uczeń może pracować tylko w weekendy i w wakacje. Student może pracować do 50 dni w roku, a dokładnie do 475 godzin. Tylko wtedy jest zwolniony z podatku. Jeśli by się przekroczyło, wówczas trzeba zapłacić normalny podatek jak dorosły albo ten podatek zapłacą rodzice, no i straci się prawo do dotaku rodzinnego (kinderbijslag).

Można pracować po 8 godzin dziennie do 38 godzin tygodniowo, czyli tak samo jak dorośli. Dla niektórych zawodów (horeca np) są inne regulaminy. Małolaty nie mogą pracować w zawodach, które są szkodliwe lub niebezpieczne. Ogólnie jest całkiem sporo ofert bez doświadczenia i skonczenia jakichś specjalnych szkół czy kursów - głównie w restauracjach, sprzątanie biur, domów opieki, świetlice, kolonie, pakowanie czegoś.... Z tym, że chętnych do pracy jest wielu, bowiem chyba większość nastolatków (przynajmniej tych ze szkół naszych dzieci) chce zarobić sobie trochę hajsu w czasie ferii czy wakacji. Za pracą na wakacje letnie dobrze jest się zacząć rozglądać już w styczniu, choć konkretne oferty w biurach pracy pewnie trochę później się pojawią.

Pierwsze 3 dni są w pracy studenta zawsze okresem próbnym, czyli można w każdym dniu odejść bez żadnych problemów bez wypowiedzenia. Potem do 1 miesiąca pracy obowiązuje jednodniowy termin wypowiedzenia ze strony pracownika i 3 dniowy ze strony pracodawcy (powyżej miesiąca dopowiednio 3 dni pracownik i 7 dni pracodawca).


Po 16-tych urodzinach można już kupić legalnie alkohol i fajki.


W kwestii używek belgijskie prawo znacznie różni się od polskiego. 

Wedle tutejszego prawa 16-latek może kupić fajki i lekkie alkohole. Mocne alkohole jednak dopiero po osiemnastce.

Co rozumiemy przez lekkie alkohole? Ano piwo, wino, szampan, grzaniec itp, które nie zawierają więcej niż 22% alkoholu i nie zawierają alkoholu powstałego podczas destylacji. Z czego wynika, że np drinki zawierające wódkę, gin, whisky itp są zabronione nawet jakby zawierały niewielką ilość alkoholu.

Zatem mocne alkohole to wódka, whiskey, gin, rum i te wolno legalnie kupować dopiero od 18 urodzin za okazaniem dokumentu potwierdzającego tożsamość koniecznie ze zdjęciem.

ANTYKOCEPCJA dla nastolatków


Kiedyś wspominałam już np o antykoncepcji, ale przypomnę raz jeszcze o drobnej różnicy w tej dziedzinie. W Polsce do 18 urodzin trzeba mieć zgodę mamusi na zakup pigułek i wizytę u gina (chyba że coś się zmieniło w ostatnim czasie...?). W Belgii już 10-latka może pójść sama (o ile ma hajs na wizytę) do lekarza rodzinnego czy ginegologa i poprosić o piguki antykoncepcyjne, o której to wizycie lekarzowi nawet rodzicom wspomnieć nie wolno, bo obowiązuje go tajemnica lekarska. Co więcej te pigułki są dla małolatów całkowicie za darmo do 21 roku życia i w aptece nikt się nie dziwi, gdy taka na przykład 13-latka kupuje tabsy.