Pokazywanie postów oznaczonych etykietą park rozrywki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą park rozrywki. Pokaż wszystkie posty

30 grudnia 2024

Park rozrywki Walibi w świątecznej odsłonie

 Zimowa impreza w walońskim parku rozrywki Walibi udała nam się wyśmienicie. Pogoda spisała się na medal fundując nam słoneczny dzionek z temperaturą utrzymującą się w okolicach zera. Idealnie.

Dekoracje świąteczne parku budziły zachwyt, szczególnie gdy ciemno się zaczęło robić. Bajkowy klimat.

Było tak ładnie, że nawet Małżonek, który nie lubi parków rozrywki i któremu zdrowie nie pozwala z atrakcji parkowych korzystać, postanowił zostać z nami do końca. Plan bowiem był taki, że zawiezie nas autem do Walibi i wróci do domu, a my wieczorem powrócimy pociągiem. Został jednak i jeszcze twierdzi, że fajnie było i że mu się podobało, chociaż z ani jednej atrakcji nie skorzystał, a tylko jakiegoś burgera wtrząchnął i kawy się napił. Patrzył jednak z niedowierzaniem, jak my pchamy się kolejno do coraz bardziej wątpliwych i coraz bardziej przerażających atrakcji. Nawet nagrywał i zdjęcia robił, co mu się wielce chwali, bo teraz możemy sobie to oglądać i wspominać wrażenia.

Stara ze Starym w parku rozrywki


Najstarsza tylko miała jakiś kiepski nastrój i rano oświadczyła, że nie ma chęci iść, a teraz trochę żałuje. 

Nic to, może jeszcze nie jedna okazja się zdarzy na rodzinny wypad do tego czy innego  pretparku .

20 października 2024

Czy park rozrywki jest dobry na zmęczenie?

Dobra jest ta moja nowa praca, ale męcząca.

W tym tygodniu już w poniedziałek przed południem chciałam, by był piątek wieczór. Zmęczenie nastało bowiem wielkie i nie chce sobie wcale pójść. Nie podoba mi się to, oj nie. Dopiero miesiąc minął przecież. 



W domu pomiędzy dyżurami mało co robię. Tam nastawię jakieś pranie, potem przełożę do suszarki i poskładam. Czasem poodkurzam z grubsza. Podkreślmy z GRUBSZA, bo najczęściej rynek tylko przelecę, gdy się od świń naświni, w kuchni żarcia nawali i wszędzie błota z butów nasypie. Wszak prosto z ogrodu czy też z ulicy wchodzimy na nasze salony, gdyż ani ganku ci u nas, ani przedpokoju, ani garażu żadnego. Gotować staramy się raz na dwa dni, a czasem i to się nie zdarza, tylko jakis takeway zamawiamy albo jajecznicę robimy wieczorem. 

Nie wysilam się zatem. Robię tylko, co na prawdę konieczne i niezbędne, bo boję się, że nia podołam. Nie chcę za dużo robić, bo nie czuję się za bardzo na siłach. A mimo wszystko już mam uczucie, że za bardzo jestem zmęczona, że to nie jest zwykłe zmęczenie, tylko TO zmęczenie... Ciągle jednak mam nadzieję, że to tylko ZWYKŁE zmęczenie i że ono minie, wystarczy poczekać...

2 października 2022

Nie pozwolą mi wrócić do pracy, no to niech się cmokną

Zdarzało mi się czasem narzekać na moje biuro, a kilka razy nawet myślałam o przejściu do innego, do czego znajoma od kilku lat próbowała mnie też przekonać, ale wcześniej czy później złość mi przechodziła i pomysł z wypowiedzeniem umowy rozchodził się po kościach, bo to - wiadomo - zawsze trochę certolenia, stresu, itd. Praca pomocy domowej ma tę wadę, że odejście jest procesem zawiłym i skomplikowanych. Szczególnie, gdy chce się zabrać ze sobą swoich klientów. Bowiem wówczas nie tylko ja muszę wypowiedzieć umowę mojemu pracodawcy, jakim jest takie czy inne biuro czeków usługowych, ale każdy mój klient musi zrobić to samo względem mojego biura. Przy czym obowiązują nas różne czasy wypowiedzenia, co znacznie komplikuje sprawę. Raz już to przerabiałam i wiem jak to działa. Nie chciało mi się za to brać, bo przewiny biura nie były aż tak znowu wielkie, żeby nie dało się nań oka przymknąć i żyć dalej. Jakby nie patrzeć, kontakt z samym biurem mam sporadyczny, bo korzystam wyłącznie z czeków elektronicznych, a wszelakie inne formalności też online lub telefonicznie się w dużej mierze załatwia. Robotę swoją wykonuję przecież w prywatnych domach u swoich klientów. 

Tym razem jednak przeszli sami siebie i zwykłe sorry tu kurde nie wystarczy!

W poprzednich postach pisałam, że jakoś niespecjalnie entuzjastycznie konsultantka z biura podeszła do mojej chęci powrotu do pracy, ale też nie bardzo mogła z tym dyskutować i nawet jak jej się nie chciało swojej żmudnej roboty z tym związanej wykonywać, to niestety taką se głupią pracę wybrała i nie mój to problem, tylko jej. No i dobra, podałam jej nazwiska klientów, którzy chcą mojego powrotu oraz dni, w które miałabym u nich sprzątać itd. Jej zadaniem było obdzwonienie wszystkich, poszukanie nowych klientów dla moich ewentualnych zastępców, podpisanie nowych kontraktów z tymi, co odeszli do innych biur, o i takie tam tentegesy. Obiecała wszystko, co konieczne zrobić, a ja miałam się w miniony piątek zgłosić po mój nowy plan tygodnia, by od poniedziałku zacząć robotę. Miała na to blisko 2 tygodnie czasu. 

Już w czwartek się domyśliłam, że coś poszło nie tak, gdy para klientów niby przy okazji przejażdżki rowerowej zadzwoniła do moich drzwi z pytaniem, kiedy pierwszy raz u nich zamierzam z miotłą zawitać… W ten oto sposób dowiedziałam się, że nikt do nich z biura nie dzwonił ani nie pisał. Spoko. Od razu poszłam do innej klientki z sąsiedztwa, u której się dowiedziałam, że kilka razy próbowała się do biura dodzwonić. Bez skutku. Nikt nie odbiera. No ciekawe…

W piątek podjechałam do biura ze złymi przeczuciami i zastałam tam obcą babę, która dosyć mało sympatycznie mnie przywitała. Okazało się, że nic nie wie na mój temat. Baba, z którą byłam umówiona, jest od tygodnia na chorobowym i nikt nie wie, kiedy wróci i ona nic jej nie przekazała. Tutaj zrobiła szeroki gest w kierunku nieprzebranej góry papierów zaścielających biurko wspomnianej koleżanki. Sprawdziwszy w systemie oznajmiła, że widnieję tam jako „na zwolnieniu lekarskim do 30 listopada”. Potem poszła szukać mojej teczki mamrocząc głośno, że ona 17 lat pracuje, a nigdy nie była na chorobowym, dając do zrozumienia, że chorują tylko ludzie, którym się robić nie chce, a porządni uczciwi pracownicy nie pozwalają sobie na takie fanaberie jak jakieś durne zwolnienia lekarskie. Trudno orzec, czy te uwagi dotyczyły jej koleżanki, czy mnie… Znalazła mą teczkę, ale pustą. Oznajmiła, że skoro nic nie jest załatwione, to - jak nie trudno się domyślić - nie mogę wrócić do pracy. I że ona MOŻE SPRÓBOWAĆ w następną środę się ze mną umówić, żebyśmy zrobiły mój nowy plan, tylko najpierw muszę zgodę lekarza przynieść na wcześniejszy powrót do pracy. Mówię, że już przyniosłam. DWA TYGODNIE TEMU! I plan też już zrobiony był wstępnie… 

- No sorry, Magdalena, ja nic nie mogę teraz zrobić - powiedziała. 

No to se poszłam. Nie umawiałam się na środę, bo stwierdziłam, że sram na to. Chuj im wszystkim na grób! 

Sorry?! I ona myśli, że SORRY w takiej sytuacji wystarczy?! Gdy cały mój misterny plan poszedł się gonić, raszpla mówi sorry! Jprdl! 

Nawet jakbym się z nią w środę spotkała, to marne szanse, że będę mogła od następnego tygodnia zacząć. Nawet jeśliby, to po czymś takim ja zwyczajnie już nie dla nich pracować. No bo zwyczajnie nie lubię być robiona w balona i traktowana jak jakiś śmieć, bo to ja na te pierdzistołki zapierdalam, a te nawet swojej roboty nie raczą uczciwie wykonać.

Nie pasuje im, żebym wróciła, to nie wrócę. Łaski bez. Uznałam, że skoro los takie karty rozdaje, to takimi będę grać. Po mojemu. Nie będzie łatwo, bo czas jest wielce niesprzyjający, żeby nie powiedzieć cholernie trudny, ale to, że tak powiem, nic nowego. Jakoś może damy rady. 

Postanowiłam zostać na zwolnieniu lekarskim i złożyć wypowiedzenie, a potem zabrać wszystkich moich klientów do jakiegoś innego biura. Powszechnie wiadomo, że sprzątaczki ze swoimi klientami przyjmują zwykle wszyscy z otwartymi ramionami. Po niedzieli spróbuję umówić się w związkach na rozmowę, by uzyskać poradę co do wypowiedzenia w takich okolicznościach i dołożyć swój kamyczek do długiej listy skarg i zażaleń dotyczących tego bardzo znanego (także ze złej strony) biura. Co z tego wyniknie i ile z mojego niecnego planu uda się zrealizować, wyjdzie w praniu, bo jeszcze jest trochę niewiadomych.

W sobotę postanowiłam skorzystać z darmowych biletów do parku rozrywki, które od tego piekielnego biura otrzymałam. Do parku rozrywki jest iść fajnie, ale gdy spojrzeć na to z innej strony, to nasuwa się pytanie, ile kosztuje wynajęcie na cały dzień kilku całych parków rozrywki i kto za to tak naprawdę płaci? Bo moje biuro wynajmuje co roku wszystkie Plopsalandy, by zorganizować firmowy Dzień Rodziny. Jakiś czas temu kupiło też pewną arenę, by organizować tam różne eventy… Klienci i pracownicy głośno się zastanawiają, czy to na to klienci płacą teraz po kilkadziesiąt euro rocznie „koszty administracyjne”? Pomoce domowe wolały by zapewne, tak jak ja, po prostu dostać podwyżkę, by było je stać na wyjście do dowolnego parku rozrywki, a nie takie prezenty na pokaz. No ale wiadomo, że igrzyska są najważniejsze…

Nie zmienia to faktu, że po takim stresie (i po mimo niego) superowo było wyskoczyć do parku rozrywki. Pojechaliśmy we czworo - ja z Trójcą Nieświętą - pociągiem z dwoma przesiadkami w obie strony, bo to grubo ponad 100km. Pogoda dopisała. Cały dzień było słonecznie i bardzo ciepło. Młody ganiał w koszulce i nie zgodził się nawet na założenie kurtki przeciwdeszczowej na jedną z wodnych atrakcji, ani bluzy po zejściu z niej, choć woda ciurkiem z niego płynęła. Bawiliśmy się całkiem nieźle, choć Plopsaland jest bardziej atrakcyjny dla mniejszych dzieci i fanów Studia 100. Dla młodzieży - wedle opinii dziewczyn - najlepsze jest Walibi, gdzie jest dużo atrakcji dla starych. Tutaj dodatkowo niektóre były akurat w konserwacji. Narzekać jednak nie będę, bo i powodu nie ma. Park rozrywki to park rozrywki - zabawić się można fajnie. 

Wróciliśmy do domu już po zmroku bardzo zmęczeni, ale i weseli. W pociągach w obie strony jechało sporo rodzin pracujących dla tego biura, bo niektórzy nosili firmowe kurtki, a innych spotykaliśmy na terenie parku, a ten był wszak zamknięty dla przypadkowych ludzi. Młody spotkał w parku nawet kolegę klasowego, ale niestety my już wtedy wychodziliśmy, bo inaczej mogli by się razem pobawić. 

Trójca wymyśliła, że na wakacjach letnich musimy razem odwiedzić Walibi. Dziewczyny chcą zapewne oprowadzić braciszka po dobrze już sobie znanym parku,  dzieląc się doświadczeniem i wspomnieniami oraz przygodami związanymi z poszczególnymi atrakcjami, bo fajnie jest pokazywać świat młodszym. Człowiek czuje się wtedy ważny, mądry i potrzebny. A braciszek lubi słuchać swoich starszych sióstr i pytać ich o radę czy prosić o pomoc. Trójca świetnie się ze sobą dogaduje, a ja jestem z nich dumna i usatysfakcjonowana byciem matką dla takich wspaniałych, inteligentnych, wesołych i fajnych młodych ludzi. 

Dworzec kolejowy w De Panne







Duże mleko czekoladowe i Młody

Plop 





10 lipca 2021

Urlop w domu, czyli o tym jak wypoczywają normalni inaczej.

 Większość ludzi uważa, że na wakacje trzeba koniecznie wyjechać, bo inaczej świat się zawali, krowy przestaną się nieść a kury doić i w ogóle. Ale są też ludzie normalni inaczej, którym wcale nie przeszkadza spędzanie urlopu we własnym domu i ja zdecydowanie do nich należę. Pewnie, że fajnie by było czasem gdzieś dalej stare dupsko z domu ruszyć i zobaczyć inne części świata i może kiedyś przyjdzie taki czas, ale teraz są inne potrzeby, możliwości i priorytety. 



Wyjeżdżanie dla wyjeżdżania w każdym razie mnie nie kręci. Siedzenie nad morzem czy w górach w ogóle do mnie w tym momencie życia nie przemawia, bo fanką wody nie jestem, ba, nawet pływać dobrze nie umiem, a na góry nie mam zdrowia. Jak przez cały rok zapierdalasz fizycznie, to nie w głowie ci skakanie po kamieniach czy jakakolwiek inna większa aktywność fizyczna. No, może młodym tam jeszcze w dupie bryzga, ale mnie się teraz zwyczajnie nie chce. Ja jestem piekielnie zmęczona fizycznie i psychicznie. Ja muszę po prostu odpocząć. Tylko tyle. Nic więcej mi nie potrzeba. 

Mam tego farta, że mieszkam na wsi i to na zadupiu, blisko lasu, a z dala od ludzi. Mam duży i cichy dom, a z tyłu domu ogródek, w którym mogę się byczyć całe dnie w hamaku, na materacu, na krześle, o ile akurat nie leje. Mogę siedzieć, słuchać śpiewania ptaków, szumu wiatru, cykania koników polnych, czy rechotu żab. Mogę całe dnie zachwycać się naszymi pięknymi mięciutkimi kurkami i resztą naszego mini zoo. Mogę się opalać do woli, a nawet wymoczyć zadek w basenie, gdyby upał się pojawił.  Mogę czytać książki. Dziś wystarczy kilka razy kliknąć, by kupić sobie nową elektroniczną książkę. Mogę popijać kawę, wino, piwo, kolorowe drinki, bo mam wszystkiego sporo na zapasie. Mogę pisać, robić zdjęcia, gadać i bawić się z młodymi. Mogę obejrzeć film z Netflixa, cda czy kupić dowolną płytę, którą dostarczą mi zaraz kolejnego dnia. Mogę porowerować, gdyby mi się zachciało.

I właśnie to wszystko robię! Słowem: ODPOCZYWAM! Tak zwyczajnie po ludzku beztrosko odpoczywam i relaksuję się we własnym domu. Nie chodzę do roboty, nie robię niczego poważnego ani o niczym poważnym nie myślę. Wykonuję tylko najważniejsze obowiązki, czyli czasem coś ugotuję, czasem coś wypiorę, od czasu do czasu odkurzę, bo nie lubię jak mi się królicze bobki, jakieś siano czy nasze ludzie jedzenie do stóp przyczepia haha. Razem z Resztą Piątki ogarniamy posiadłości zwierząt, doglądamy i dokarmiamy je. No i cieszymy się ich obecnością. Zwierzaki to nasi mniejsi bracia i siostry. Są wszystkie - aktualnie 10 osobistości - pełnoprawnymi członkami naszej rodziny i kochamy je wszystkie bez wyjątku wielką miłością. Posiadanie zwierząt to jeden z powodów niewyjeżdżania na wakacje, bo żadnego z naszych zwierząt nie można zabierać a dla większości ogromnym stresem było by, gdyby ktoś inny, obcy się nimi zajmował. Papugi i królik źle znoszą nawet krótką rozłąkę ze swoim. człowiekami. Człowieki, w szczególności Dziewczyny, z kolei nie wyobrażają sobie opuszczania swoich małych przyjaciół na kilka dni. Dla Młodej już kilka godzin bywa problematyczne. Zresztą ona w ogóle bardzo niekomfortowo czuje się ostatnimi czasy poza domem. W domu jest jej bezpieczna oaza. Ja z kolei nie wyobrażam sobie opuszczania moich dzieci na dłużej niż dzień. Przynajmniej w tym konkretnym momencie…

Kilkanaście lat temu myślałam sobie, że jak dzieci będą duże, będziemy razem podróżować, wędrować z plecakami, jeździć rowerami na dalekie trasy itd itd. Dziś wydaje się ten pomysł strasznie głupi. Ja sama za młodego uwielbiałam tego typu rzeczy i jako młoda matka byłam głupio przekonana, że moje dzieci będą takie same. Akurat! Dzieci nie są moją kopią. Dzieci są zupełnie innymi, niezależnymi jednostkami! Każde z mojej Trójcy ma sporo moich cech, wychowanie i zwyczajne życie w moim towarzystwie też miało swój wpływ, ale one ciągle pozostają po prostu sobą i nie są takie jak ja. Mają inne doświadczenia, potrzeby, zainteresowania i inne, niż ja w ich wieku, możliwości.

Moje dzieci są dziś duże, dwójka jest dorosła, ale ich nie bawi to samo, co mnie. Nie ukrywam, że było i jest ciągle to dla mnie zaskakującym odkryciem. Kolejną kwestią są kwestie okołozdrowotne. Ludzie sobie nawet nie zdają sprawy, jakim cholernym utrudnieniem w życiu jest nadwrażliwość na wszelakie bodźce (światło, dźwięk, temperatura, dotyk…), czy durna dyspraksja. Dla Młodej spacer po kamienistym krzywym podłożu to duże zagrożenie zdrowia, kąpiel w morzu to ból, kilkugodzinny pobyt w mieście to okropny ból głowy i koszmarne zmęczenie… To ostatnie dotyczy też Młodego, co zrozumiałam podczas ostatniej wizyty w Brukseli.

Siedzieliśmy 20 minut na przystanku autobusowym, a on już po 5 minutach wykrzyczał nagle ze złością: „jezu! słyszę naraz z 15 różnych dźwięków! Tam jakaś policja, tu głupie autobusy, durna koparka, ci ludzie tak się drą, pod nami słyszę metro, a ta pani tu jeszcze filmik se ogląda…. Nie wytrzymam tego! Głowa zaczyna mnie boleć….”. I faktycznie do domu wróciło dziecko z dużym bólem głowy. Psycholożka zresztą wcześniej na wizycie zauważyła, że Młodego - tak samo jak jego siostrę - irytują przejeżdżające za   oknem jej gabinetu pojazdy, na co większość ludzi w ogóle uwagi nie zwraca. 

Dlatego w naszym przypadku lepiej sobie tego typu doznania dawkować małymi porcjami i tylko na krótko opuszczać swój cichy dom. 

Ja ostatnio dodatkowo nie mogę zbyt dużo chodzić po mieście. Jeszcze przed pandemią zaczęłam realizować swój chytry plan samotnego zwiedzania belgijskich miast, który miał polegać na pojechaniu raniutko raz na jakiś czas do dużego miasta i całodniowym po nim wędrowaniu i odkrywaniu ukrytych w nim perełek i tajemnic. W ten sposób obejrzałam sobie Brukselę. Łaziłam cały dzień z przerwami na piwo, kawę i jakieś frytki i to było fajne. Potem pojawiła się korona…. 

Teraz chciałam to kontynuować, ale obawiam się, że mogę nie dać rady. Moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa! Nie dawno byłam z córkami w Antwerpii i łaziłam raptem 3 godziny, a już do dworca wracałam niczym pokraka. Każdy krok sprawiał mi ból i ledwo dowlokłam się na ten piekielny dworzec, a tam patrzyłam tylko, by gdzieś zadek posadzić na chwilę. Zamierzam nie długo znowu spróbować i pojechać do Brugii albo Gentu. Wtedy się przekonam, czy się da. 

Wczoraj byłam z Nastocórkami w jednym z belgijskich parków rozrywki - Walibi. I dałam rady, no ale w  parku więcej się stoi niż chodzi i nogi można sobie wyżej na czymś postawić, oprzeć się o poręcz, a nawet usiąść choćby na glebie, czyli inksza inkszość.

Wycieczka była superowa! 

Młodego dwa dni wcześniej zabrałam do Brukseli na wystawę dinozaurów Dino World Expo, gdzie przy okazji pojeździł metrem, zeżarł smerfowe lody i wrócił zadowolony i spokojnie zgodził się, że do parku rozrywki zabieram tylko dziewczyny. Z dumą i radością został też sam w domu cały dzień i zajmował się zwierzętami. No i grał.











A Walibi to park właśnie dla starych dzieci. Młodsze - moim zdaniem - lepiej zabrać do Plopsaland nad morzem, bo tam wiele atrakcji dla pierdziochów.

Muszę tu powiedzieć, że w Walibi bawiłyśmy się świetnie. Idąc z dorosłymi dziećmi do parku rozrywki, można samemu pobyć chwilę nastolatkiem i po prostu dobrze się bawić, śmiać się do łez, wrzeszczeć na rollercoasterze i ogólnie zluzować majty zapominając o całym świecie na kilka godzin. Zakładając oczywiście, że ktoś lubi parki rozrywki w wieku ponad 40 lat. Ja lubię. Za młodego nie miałam dostępu do takich rozrywek, to choć teraz mogę się nimi nacieszyć i nadrobić straty.

Wybrałyśmy dobrą porę, bo na początek wakacji była promocja w parku i bilety dla dorosłych były w cenie biletów dla dzieci. Dni robocze z kolei mają tę zaletę, że jest mniej rodzin z upierdliwymi gówniakami. Kupując w Belgii bilety do popularnych atrakcji otrzymujemy też kod na 50% zniżki na bilet na pociąg. Więc z tego też skorzystaliśmy, bo jechałyśmy oczywiście pociągiem. 

Dodam dla porządku i informacji, że w Belgii mamy też na pociąg bilety weekendowe, które kosztują połowę ceny (tylko opcja „tam i powrót”, w jedną stronę nie ma). Są też specjalne  bilety dla młodzieży do 26 r.ż. Youth Ticket w stałej cenie 6,60€ za jeden przejazd w dowolne miejsce (opłaca się na dalsze trasy). W wakacje mamy też Youth Holidays za 18€ za tygodniowy bilet umożliwiające nieograniczone przejazdy po Belgii przez tydzień oraz za 29€ podobny bilet na miesiąc.

W tych chorych pandemicznych czasach trzeba oczywiście pamiętać, że teraz trzeba wszystko wszędzie rezerwować przez internet. Co ma oczywiście swoje dobre strony, bo jak każdy ma bilet, to mniej ceregieli przy wejściu… No, tylko czasem jakieś debilne utrudnienia są. W Walibi jest to kilkudziesięciometrowy slalom do wejścia. Nie wiem, czy to dla beki ktoś wymyślił, czy żeby ludzi zmęczyć i wkurzyć, czy co, bo sensu JA w tym nie widzę najmniejszego, tyle że pośmiać się można, bo wygląda to z daleka zajebiscie zabawnie, gdy widzisz tłum ludzi chodzących w te i w tamtą niczym jakaś banda zombiaków haha. Gdy kogo zapytasz, po co ten cyrk, to ci powie, że dla bezpieczeństwa, żeby dystans zachować i jeśli tylko popatrzysz na to bez wchodzenia do parku, to może nawet uwierzysz…. Ale wejdź do parku i ustaw się w kolejce (również slalomowej) do jakiejś atrakcji, a szybko się przekonasz, że to pic na wodę fotomontaż haha. 

Do każdej atrakcji kolejka od 15 do 60 minut, gdzie ludzie stoją też w takich śmiesznych slalomach, tylko że jeden koło drugiego jak śledzie w puszcze. Bo to przecież kurwa park rozrywki, a nie sala obrad. Sporo tych kolejek jest w zamkniętych dusznych pomieszczeniach. Te koronne zasady wymyślone przez urzędasów są tak durne, że głowa mała. Tępe Dżony myślą, że wszędzie można wprowadzić jedne i te same zasady i regulacje, że to co nadaje się dla biura,  czy sali konferencyjnej sprawdzi się też doskonale w fabryce, na budowie, w przedszkolu, w kanałach, na boisku, w toalecie publicznej, czy w takim parku rozrywki. Dobrze, że ten nowy wirus nie jest jakoś specjalnie śmiertelny, bo już by gatunek człowiek nie istniał przy takiej wyobraźni pierdzistołków. Niby człowiek wcześniej już wiedział, że wyobraźnia rządzących i ich wiedza o życiu zwykłych śmiertelników jest raczej mizerna, ale pandemia to dopiero pokazała w całej okazałości. 






Wiecie, że na wszystkich atrakcjach trzeba nosić maski? Buachacha! To tylko prawdziwy geniusz mógł wymyśleć. Szkoda słów. Ja miałam maskę na rollercasterze jakieś kilka sekund, po czym wylądowała tam, gdzie wszystkie inne, czyli na glebie. To popierdala przecież w porywach blisko 100km/h. Młoda podzieliła się potem swoim  trickiem na niezgubienie maski i na innych kolejkach trzymałam maskę zębami. Niestety nie wymyśliłyśmy tricku na wodę w masce. Wiecie jak jebitnie troli woda na atrakcjach wodnych w parkach rozrywki? Jak bagno Szreka! Maska mokra i śmierdząca stopami trola to po prostu miód na twarzy. Weszłyśmy do suszarki i wysuszyłyśmy wszystko łącznie z maskami, ale smród bagienny pozostał haha. Po drugiej kąpieli już nic nie suszyłyśmy, bo było gorąco i szkoda było kolejnych 2€ za suszarkę. Tylko wylałam wodę ze środka i wytrzepałam maskę haha. Wyschła mi na kolejce. W takim parku rozrywki chcesz się po prostu dobrze bawić i robisz to z maską pełną bagnistej wody czy bez maski, jak się wydurniasz, masz to wszystko w dupie albo inaczej - to wszystko jest częścią zabawy, ale w końcu ogłaszają zamykanie parku i wracasz no normalnego świata. No i ja tak wsiadłam do tego pociągu i sobie pomyślałam jaki to wszystko jeden wielki bullshit. 

Ale zabawa była przednia. Dziewczynom też się podobało. Kiedyś jeszcze pewnie powtórzymy taki wypad we trzy do parku. Tyle tylko, że Najstarsza zapomniała na Wampirze (taki rollercoaster, na którym się wisi w fotelikach, chwilami oczywiście do góry nogami) zdjąć okularów i teraz już nie możemy więcej odwlekać wizyty u okulisty, bo ona nie widzi zbyt dobrze bez bryli. Póki co kilka tygodni musi się bez nich obejść. Na wizyty czeka się zwykle 3 miesiące minimum. Co jednak warte wakacje bez przygód i zabawnych wspomnień? 

Przede mną jeszcze tydzień urlopu. Nie wiem, czy zdążę wypocząć, ale mam taką nadzieję. Dopóki wakacje trwają i dzieci nie chodzą do szkoły, mam i tak większy luz niż w dni szkolne, bo myślenie o szkole odpada, tak samo jak budzenie, robienie kanapek, odprowadzanie Młodego. To duża różnica, jak dla mnie. 

No i od pewnego czasu dysponuję skuterem, bo małżonek sprezentował mi takie cudo na urodziny, a to też ułatwia mi życie, bo mogę do dalszych klientów jeździć pierdzikółkiem, co znacznie oszczędza moje siły i kopyta. No i Młodzież mogę teraz wszędzie wozić, z czego dwójka młodszych korzysta z przyjemnością. Tyle, że to Belgia i pogoda czasem wkurza. Dziś pojechałyśmy z Młodą do dalszego Kring  Winkel na przeszpiegi i będąc w sklepie nagle usłyszałyśmy, jak chmury się rozrywają… Największą ulewę przeczekałyśmy w sklepie, ale do domu i tak wróciłyśmy w mokrych majtach haha. Dobrze, że choć wzięłyśmy skórzane kurtki, mimo że termometr pokazywał 26 stopni. Najważniejsze, że kupiłyśmy trochę używanych pierdołek. Oczywiście nic przydatnego, bo są wakacje.

Młoda trochę sama pojeździła skuterem po wsi, ale na razie woli być wożona, bo jednak z tą cholerną dyspraksją nie czuje się zbyt pewnie jako kierowca.  

Na wszystko przyjdzie czas.

Póki co mamy sobotę wieczór. Odkładam iPada i wracam do mojej wakacyjnej lektury… Czytam Bastion Kinga. Książka o UWAGA strasznej epidemii grypy buachacha. Tyle, że ta z książki ma ponad 90% śmiertelności a nie zero koma cośtam, jak ta z realu. Nie wiedziałam o czym to jest, gdy klikałam „kup” w bibliotece Apple, bo raczej bym się nie zdecydowała z wiadomych powodów. Niemniej jednak nie żałuję, bo wchodzi gładko, jak większość powieści Kinga. To opasłe tomisko, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało w przypadku ebooka. 









29 kwietnia 2018

Co robić z dziećmi w Belgii? Ciekawe miejsca.



Gdy tylko w przyrodzie się trochę ociepli w necie na różnych forach pojawiają się pytania: dokąd można wyjść z dziećmi? Gdy zacznie już pachnieć wakacjami, tych pytań jest jest jeszcze więcej. Sama często przeszukuję popularne belgijskie wyszukiwarki miejsc, bo i my lubimy wychodzić i wyjeżdżać z dziecmi do fajnych miejsc. Sporo już odwiedziliśmy i poznaliśmy organoleptycznie, ale lista miejsc do odwiedzenia ciągle jest długa i non stop się wydłuża.

Jakiś czas temu postanowiłam zebrać te wszystkie znane mi miejsca w jednym miejscu, bo może komuś się przydadzą. Liczyłam co prawda na pomoc polskich internautów w Belgii, ale się okazało, że ludzie na forach nie mają za dużo do powiedzenia w tym temacie, a może zwyczajnie nie chcą odpowiadać na tak trudne pytania, na które nie da się odpisać słowami "żal", "żenada", "jezdeś gupia"...? (tak, jestem złośliwą wiedźmą - zawsze)

Ten post jednak będzie cały czas otwarty na nowe propozycje od czytelników tego bloga. Jeśli chcielibyście dodać coś od siebie, byliście w jakimś fajnym miejscu, którego tu nie ma, a może któreś z wymienionych przeze mnie miejsc to żenada i zupełnie nie warto tam iść - walcie w komentarzu, co myślicie.

Gdzie zatem można, warto, trzeba pójść z dziećmi w Belgii? To już sami zdecydujecie, bo to zależy w jakim wieku jest wasza pociecha, ile macie hajsu, gdzie mieszkacie i co Wasze dziecko lubi.
Ja podaję wszystkie możliwości, jakie udało mi się znaleźć. Dla mnie wszystkie są warte obejrzenia lub odwiedzenia.

Ogrody zoologiczne, botaniczne. Ciekawe miejsca na łonie natury.


Miłośnicy wszelakich żywych stworzeń i zieleni bez wątpienia zawsze chetnie spędzą czas w ogrodzie zoologicznym i botanicznym, czy muzem przyrodniczym. 

Flandria

Planckendael w Muizen (Mechelen) - bardzo ładny ogród zoologiczny. Byliśmy tam raz, ale wybieramy się ponownie, bo to bardzo ładne zoo, a my mamy blisko do Mechelen. Relacja z naszej wycieczki jest tutaj (kliknij), a poniżej  adres i link do strony oficjalnej zoo
Leuvensesteenweg 582, 2812 Mechelen
Planckendael

Zoo w Antwerpii - Zoo w Antwerpii to dość stare zoo. Trzeba wam wiedzieć, że kiedyś miało nawet dział człowieka czarnoskórego, ale chyba raczej się nie chwalą tym za specjalnie. Było to pierwsze zoo jakie odwiedziliśmy w Belgii.  gdy klikniesz tutaj, przeniesiesz się do mojego wpisu na temat tej wycieczki.
A dalej wideo z innej wizyty.

Poniżej zaś adres zoo i link do oficjalnej strony zoo
Koningin Astridplein 20, 2018 Antwerpen

Olmense Zoo (Mol)
Bukenberg 45, 2491 Balen

Dierenpark en kinderboerderij De zonnengloed
Kasteelweg 22, 8640 Vleteren

Niebieski las - Hallerbos. Miejsce, do którego trzeba sie obowiązkowo wybrać wiosną (kwiecień-maj), kiedy kwitną dywany dzikich hiacyntów.
Vlasmarktdreef 4, 1500 Halle

Inny "niebieski las" jest w Ronse. nazywa się Musiekbos. We Flamandzkich Ardenach znajdziecie ich więcej. Tu nasza relacja z Ronse.
https://belgianasznowydom.blogspot.com/2019/04/muziekbos-dywany-dzikich-hiacyntow.html

Serpentarium w Blankenberge. - doskonałe miejsce dla miłośników wąszów i jaszczurków ;-) Można kupić wizytę z odwiedzinami w Sea Life na jednym specjalnym bilecie. Szczegóły na stronie.
Zeedijk 146, 8370 Blankerberge


Sea Life w Blankenberge. Młody był tam na wycieczce z przedszkola. Opowiadał o wszystkim, co widział, z wielkim entuzjazmem, zatem polecam z całego serca dla maluchów.
Koning Albert-1-laan 116, 8370 Blankenberge

Meise
Ogród botaniczny w Meise - Piękny ogród leżący rzut beretem od stolicy, ale już we Flandrii. My mamy do niego też blisko i odwiedziliśmy go którejść jesiennej niedzieli. Pieknie. 
Domein van Bouchout, Nieuwelaan 38, 1860 Meise




Królewskie szklarnie w Brukseli. Bardzo specyficzne miejsce - tam mieszka wszak król z rodziną :-) Jego szklarnie otwarte są dla zwiedzających tylko przez kilka dni w roku. W terminie koniec kwietnia-początek maja. Każdy miłośnik kwiatów powinien zobaczyć to choć raz. My byliśmy w 2015 roku i się podobało. Relacja TUTAJ
Królewskie szklarnie w Laken

ogród różany
Ogród różany w Sint Pieters Leeuw - ogromny park pełen pachnącyh róż z całego świata. Na terenie parku jest też zamek, woda no i restauracja. Wejście do parku jest GRATIS! My byliśmy dwa razy i nie żałujemy. Relacja TUTAJ i TUTAJ









Familiepark Harry Malter - mały park (3,5ha) dla maluchów z małymi zwierzątkami i atrakcjami dla przedszkolaków
Bosheidestraat 15, 9070 Destelbergen (Heusden)  /Oostvlanderen/


Walonia

Ardeny. Dolina Ninglinspo. 
Fantastyczne miejsce na gorący letni dzień, bo wtedy można pochlapać się w wodzie. Poniżej link do opisu naszej wycieczki oraz wideo Młodego na YT



Zoo w De Bouillon - Park Animalier De Bouillon


Pairi Daiza w Brugelette - moim zdaniem najfajnieszy i najładniejszy ogród zoologiczny. Byliśmy zachwyceni tym miejscem. Po zoo jeździ polska kolejka z polskim maszynistą. Tu nasza relacja fotograficzna
Domaine de Cambron, 7940 Brugelette

Akwarium-Muzeum w Liege (Luik)

La grange aux papillons w Chimay
Rue de l'Estree 4/A, 6461 Virelles
otwarte od 29 kwietnia do 1 października

Jaskinie i safari park w Namur 
Han-sur-Lesse (wildpark van de Grot van Han)
Rue Joseph Lamotte 2, Han-Sur_Lesse, Namur

Safari park w Aywaille
Le Monde Sauvage
Fange de Deigne 3, 4920 Deigne (Aywaille)

Forestia Het Berenbos - Park safari i park linowy
Rue du parc 1, 4910 Theux

Parc a Gibier - Park dzikich zwierząt w La Roche (10ha)
Chemin du Parc a Gibier 1, 6980 La Roche en Ardenne

Park Topiaires w Durbuy - Niesamowity park pełen rzeźb z bukszpanu i innych krzewów. Poza tym warto zwiedzić całe miasteczko, które jest ponoć najmniejszym miastem. Relacja z naszej wycieczki Tutaj

Topiaires
Topiaires

MUZEA, centra nauki

Wycieczka do muzeum może być fajnym pomysłem na urodziny, ale też na zwykłe niedzielne czy wakacyjne popołudnie. Muzeum wcale nie musi być nudne. Wystraczy wybrać odpowiednią tematykę.

Muzeum przyrodnicze w Brukseli (Musseum voor Natuurwetenschappen)

Moim dzieciom bardzo się tam podobało. Oto nasze video:


Vautierstraat 29, Brussel

Gallo-Romeins Museum w Tongeren http://www.galloromeinsmuseum.be/


Atomium w Brukseli. Wszyscy znają, ale czy każdy był? Ja dwa razy byłam w środku i powiem jedno "d..py nie urywa", a godzine stanie w kolejkach to nie jest to co lubię. Jedynie co tam jest fajne (dla mnie) to widok z góry na Brukselę. Pod atomium byłam dużo razy, bo 5 miesięcy mieszkaliśmy w okolicy to się łaziło tam i nazad. No i tam na pewno dzieciom się spodoba, bo te wielkie kulki są fajne z bliska. Pod atomium zaś mnóstwo lodowozów, budek z hamburgerami, kurczakami, frytkami. Jest tez blisko ładny park i fontanna.
Atomiumsquare, 1020 Brussel (metro 6, stacja Heizel)

Mini Europe. Tuż obok Atomium. Miniaturowe znane budowle z całego świata. W Polce jest coś podobnego pod Krakowem, tylko mniej znane pewnie.

Muzeum zabawek w Mechelen- Speelgoedmuseum  
Młodemu się podobało. 


Nekkerspoelstraat 21, 2800 Mechelen



Muzeum diamentów w Brugii

Zamek Gravensteen Gent a w nim muzea broni i tortur
Gent

Muzeum Tortur w Brugii


To obiekt dla trochę starszych dzieci, nastolatków i dorosłych. Muzeum znajduje się blisko Grote Markt w piwnicy (dawnym więzieniu). 
nasza wycieczka: Muzeum tortur














Muzeum kolejnictwa w Brukseli 
Prinses Elisabethplein 5, 1030 Schaarbeek

Muzeum pociągów w Baasrode k. Dendermonde. Stoomtrein Dendermonde Puurs
Muzeum pociągów, gdzie można obejrzeć na zewnątrz jak i pod dachem sporo starych lokomotyw i wagonów. W każdą niedzielę od lipca do września można przejechać się starym pociągiem ciągniętym przez parowóz albo spalinowóz. Szczegóły i plany odjazdów pociągów na stronie. A na naszym kanale video a dnia otwartego.
Fabriekstraat 118, Baasrode




Muzeum samochodów w Brukseli
Jubelpark 11, 1000 Brussel


Muzeum pożarnictwa
 w Aalst:
2 i 4 niedziela godziny: 13-18
Industrielaan 23b, 9320 Erembodegem-Aalst


Muzeum Belgijskiego Konia Pociagowego - Museum van Het Belgisch Trekpaard
Oudstrijdersplein 4, 1570 Vollezele
otwarte w każdą niedzielę od 13.30 do 17

Muzeum dawnej techniki - MOT Museum voor de Oudere Techniken
Guldendal 20, 1850 Grimbergen
http://www.mot.be

Muzeum czekolady w Brugii
Wijnzakstraat 2 (sint-Jansplein), 8000 Brugge


Muzeum Czekolady w Antwerpii Chocolate Nation.
Fantastyczne nowoczesne interaktywne muzeum z degustacją czekolady. Świetna zabawa dla młodego i starego. 



Muzeum Frytek w Brugii
Flamingstraat 33, 8000 Brugge


Królewskie Muzeum Afryki Środkowej w Tervuren 

Leuvensteenweg 13, Tervuren


Nasza relacja tu
MUZEUM AFRYKAŃSKIE








Skanseny


Skansen w Bokrijk (prowincja Limburg)

Bokrijklaan 1, 3600 Genk
Bokrijk
Nasza wycieczka do skansenu opisana tutaj



Skansen w Izenberge

Sint-Mildredaplein 1B, Izenberge (West Vlaanderen)


Nauka

Technopolis w Mechelen - miejsce dla młodych i starszych, którzy lubią odkrywać naukę i technologię
Technologielaan, 2800 Mechelen

Hidrodoe - miejsce, w którym można dowiedzieć się wszystkiego o wodzie i co najważniejsze pobawić się wodą. Dzieci małe i duże mogą robić najdziwniejsze eksperymenty z wodą. polecane szczególnie na upalne dni.
Haanheuvel 7, 2200 Herentals

Parki rozrywki w Belgii

Plopsaland de Panne



















Jest świetna strona, na której znajdziecie wszystkie belgijskie parki rozrywki, zatem nie ma się co powtarzać. Wystarczy kliknąć w poniższy link.

Dziewczyny odwiedziły niektóre ze swoimi klasami i nie narzekały. Ja byłam w Młodym w Plopsaland - park z postaciami Studia 100 (Maja, Plop, Bumba, etc) no i oczywiście K3. Świetne miejsce dla małych i dużych. Relacja nasza TUTAJ

Parki rozrywki w sąsiednich krajach:


Kryte place zabaw

Kryte place zabaw są wszędzie i na pewno znajdziecie coś też w swojej okolicy. Wszystko w tym linku :-)

INNE PRZYDATNE INFORMACJE.

W internecie jest wiele stron, gdzie bardzo łatwo można znaleźć te i inne miejsca, do których można się wybrać z dziećmi. Na stronach można szukać wedle różnych kategorii, co znacznie ułatwia sprawę i umożliwia znalezienie tego co nam najbardziej odpowiada.


B-DAGTRIP

B-dagtrip to bardzo ciekawa oferta belgijskich kolei. Jest wycieczkowy bilet kombinowany, czyli rodzaj biletu na pociąg, który jest też jednocześnie biletem wstępu do jakiejść atrakcji turystycznej, parku rozrywki, muzeum, na wystawę, czy koncert. Te bilety można kupić zarówno przez internet, w kasie na dużym dworcu (na małych nie ma kas), czy automacie biletowym na każdej stacji kolejowej.
Szczegóły zawsze znajdziecie na stronie kolei Belgian Rail: http://www.belgianrail.be/nl/vrije-tijd/b-dagtrips.aspx


9 sierpnia 2017

Jak bawi się w czasie urlopu mama z synem?

Trójka z Piątki pojechała poprzeszkadzać trochę rodzinie w Polsce. Ja i Młody zostaliśmy tutaj w Belgii. Gdy pada, siedzimy w domu i gapimy się w ekrany wszystkiego, co tylko ma ekran - gramy, oglądamy, no bo co można robić w deszcz? Czasem rozkładamy gry podłogowe, ale większość już się ograła (w sezonie zimowym kilka razy dziennie codziennie aaaa!). Jedynie w "Spuzzle" jeszcze chciało się grać, bo to stosunkowo nowa gra (z pół roku u nas dopiero). No i któregoś dnia zrobiliśmy nowe "Memory". Nie żeby stare było złe, bo jeszcze całkiem do rzeczy, choć zgrane trochę, ale samo robienie dało Młodemu dużo frajdy. Wymyślał własne motywy i rysował zawzięcie. Potem graliśmy w ogódku na materacu, dopóki słońce nie zaszło za chmury, bo z temperaturą to się w tym kraju nie przewala w czasie wakacji, w cieniu za zimno na siedzenie bez ruchu.