19 maja 2019

Czy w Belgii można czuć się bezpiecznie?

Ostrzeżenie! Wpis poniższy jest moją osobistą opinią. Pamiętajcie, że ufanie bezgraniczne drugiemu człowiekowi może grozić utratą zdrowia fizycznego i psychicznegoa a nawet śmiercią. Skargi i zażalenia proszę kierować do mojego psychiatry.


Od czasu do czasu (ale systematycznie od 6 lat!) piszą do mnie ludzie, którzy pakują walizki i kupują bilety w jedną stronę  ⇉ kierunek BELGIA. Większość zadaje podobne pytania dotyczące podstawowych spraw życiowych, jak mieszkanie, zameldowanie, dokumenty, opieka zdrowotna, szkoły, zwierzęta, no i w końcu bezpieczeństwo. 

Właśnie postanowiłam poświęcić jeden wpis szerszej odpowiedzi na to ostatnie pytanie:

Czy w Belgii można czuć się bezpiecznie?


Zanim zaczęłam pisać ten artykuł, zapytałam na Instagramie kilku mniej lub bardziej przypadkowych rodaków mieszkających/bywających w Belgii, jak oni widzą kwestię bezpieczeństwa w tym kraju i się okazało, że mają podobne zdanie jak ja sama. Oczywiście, każdy widzi te sprawy trochę inaczej,  z trochę innej perspektywy na nie spogląda, ale ogólna odpowiedź brzmi "TAK".

Tak, w Belgii można czuć się bezpiecznie!

Tylko trzeba pamiętać, by:

 - nie pałętać się w nocy (ani za dnia) po dzielnicach i ulicach, gdzie chętnie dają po mordzie, gwałcą i rabują;
- uważać na swoje dzieci
- darzyć ludzi ograniczonym zaufaniem
- nosić kamizelkę odblaskową i kask, gdy się jedzie rowerem
- mieć ubezpieczenie zdrowotne, przeciwpożarowe, od kradzieży, powodzi, tornada...
- najpierw myśleć, potem robić
- w ogóle myśleć

Pod tym względem Belgia nie różni się od Polski i innych krajów na całym świecie. WSZĘDZIE można dostać w zęby, zostać okradzionym, zgwałconym, oplutym, wyśmianym, przejechanym przez pijanego kierowcę.... A nie, wróć, to ostatnie jednak o wiele bardziej prawdopodobne jest w Polsce, niż gdzie indziej... Statystyki mówią same za siebie. 

W Belgii są miejsca, gdzie lepiej nie chodzić samemu nawet za dnia, o nocy nawet nie wspominam. Tak samo jak w Polsce i wszędzie indziej.

Co nie zmienia faktu, że moje Młode jak i reszta młodziezy belgijskiej wszelakiej narodowości dojeżdża do szkoły na rowerach, autobusami i pociągami. Nie boją się ani ja się nie boję o nie. No dobra, boję się czasem, bo - tak samo jak wszędzie - w Belgii dzieci ulegają wypadkom - wywracają się i łamią kończyny, zostają przejechane przez samochody i to częstokroć śmiertelnie... Jednak mimo wszystko chyba rzadziej niż w Polsce, szczególnie gdy wziąść pod uwagę zagęszczenie ludzi na metr kwadratowy,  rowerzystów i samochodów na drogach.
Czy w niebezpiecznym miejscu, dzieci jeździły by same rowerami do szkoły podstawowej?
Moje Młode jeżdżą też samopas pociągami do dużego miasta na zakupy, gdy najdzie je tylko ochota. Takie np Mechelen to nie małe miasteczko - se sprawdźcie w wikipedii, jak nie wierzycie, ale ja po tym mieście łaziłam nocami i siedziałam na dworcu centralnym czekając na pociąg. Na ulicy o 22 widywałam spacerujące babcie i dziadziusiów z pieskami, mamusie z wózkami, małolatów na rowerach, deskach, biegaczy itd itp. Ludzie w każdym wieku i każdej narodowości - Belgowie, Chińczycy, Polacy, Rosjanie, Rumunii, Marokanie (ńczycy?), Kongijczycy i co tam sobie Państwo chcecie. Widywałam też sporo policjantów na rowerach, skuterach, i na koniach. Wiem, że w tym jak i wielu innych belgijskich miastach prawie wszędzie są kamery minitoringu... W takich miejscach jesteś bezpieczniejszy niż u siebie w salonie w domku pod Rzeszowem, w Kielcach czy w Łodzi ;-)

Jednak od znajomych wiem, że w Mechelen są dzielnie, gdzie bez kałacha lepiej się nie zapuszczać nawet za dnia.

Moje Młode (i ja sama) chadzają też po nocy do lasu na spacerowanie i jakoś specjalnie się o nie martwię. U nas jest bezpiecznie, bo mieszkamy na wsi. Co nie znaczy, że nic się nikomu złego przytrafić nie może. Nikt nigdzie nie jest na 100% bezpieczny. Boszzzz, nawet w domu ci książka czy doniczka na łeb może spaść i ukatrupić.... U nas zdarzają się często kradzieże, szczególnie rowerów, szczególnie na dworcach, no ale w Belgii to akurat jest sport narodowy - ponoć w ciągu 3 minut ginie tu jeden rower :-). No ale rower to tylko rower.
w tym lesie-parku  można śmiało spacerować nawet o północy

Jeżdżę też sama do stolicy - autobusami, pociągami, rowerem, autem i jak dotąd żyję. Mieszkałam w Brukseli przez kilka miesięcy i tam też zdazrało mi się wieczorami spacery z dziećmi urządzać i też czułam się w swojej okolicy bezpiecznie... Podkreślam - w swojej okolicy! Jakoś nie wyobrażam sobie samotnych nocnych spacerów po takim np Molenbeeku, bo tam już za dnia jest niemiło. Co nie zmienia faktu, że sporo Polaków tam mieszka i to z dziećmi... Bo szkopół w tym, że każdy z nas ma jakieś własne upodobania, poglądy i podejście do życia. Jeden lubi pomarańcze, drugi jak mu stopy śmierdzą...

Bruksela, Antwerpia i wiele innych miast nie należą do bezpiecznych, ale czyż inaczej jest w Polsce w dużych aglomeracjach? Nie.

Wiem chyba jednak, co kryje się tak na prawdę za tym niewinnym pytaniem o bezpieczeństwo w Belgii. Ba, sporo osób mówiło o tym wprost...
 Jedna z moich  instagramowych rozmówczyń zaś  podsunęła mi powód tych obaw...

Nie mam polskiej telewizji (w ogóle nie mam tv), nie czytam polskich gazet, ani w ogóle nie interesuję się za bardzo tym, co dzieje się w Polszy, (bo tu mam się czym interesować) ale coś mnie słuchy czasem dolatują, że polskie media sieją panikę i straszą Rodaków zagranicą, falą emigracji i Arabami (jednocześnie rząd rozdaje prezenty), bo przecież Polacy mają masowo wracać do tej zielonej wyspy... My tu w zagranicy ciągle twierdzimy, że chyba po resztę rzeczy i psa, a nieustające mejle do mnie od wyjeżdżających do Belgii Rodaków to potwierdzają, ale propaganda trwa i jak widać jest dość skuteczna... "Zagranica jest starszna i zła, nie jedźcie tam do tego bezbożnego kraju, gdzie Araby się wysadzają i gwałcą..."

Tera ze sprawdźcie w statystykach, ile osób zginęło w zamachach w ostatnich latach, a ile w tym samym czasie w Polsce na drogach,  ilu ludzi zamordowali  pijani Polacy za kierownicą (i nie tylko) we Wszystkich Świętych i w długie weekendy... Potem sami oceńcie, gdzie jest statystycznie bezpieczniej ;-)

Ten straszny zły Arab, ech.

Opowiem Wam tu anegdotkę.
Gdy moje dziewczynki były małe, ciotka (moja siostra) kiedyś wkurzona  powiedziała do nich:
- Sprzątajcie te klocki, bo jak nie, to zaraz wezmę na was bata.
Dziewczynki, ku wielkiemu naszemu zdziwieniu, zabrały się posłusznie za zbieranie klocków. Nie raz ciotka, babcia czy matka straszyły je "wzięciem kija" czy miotły i nigdy nie dawało to żadnych rezultatów, bo cwaniary wiedziały, że to tylko takie gadanie. Straszenie batem podziałało potem jeszcze kilka razy i nie wiedzieliśmy dlaczego, dopóki pewnego razu Młoda nie spytała:
- Ciotko, a co to jest ten bat?
Po wyjaśnieniu, straszak przestał działać.

No i właśnie, sporo Rodaków też boi się bata Araba, bo nie wiedzą, co to jest...

Mieszkałam w PL 35 lat i nie poznałam przez ten czas ani jednego Araba, ani jednego czarnego, ani jednego brązowego, ani jednego żółtego człowieka. Pamiętam jednak dokładnie jak i mnie straszono Arabami, Cyganami itd. Arab, Chińczyk czy Żyd nie może być dobry - mówiła moja babcia, gdy byłam jeszcze dziewczynką - bo oni mają innego boga, bo żyją wedle innego prawa, innych zwyczajów, czyli są źli i starszni, bo są inni. Tja! Dziś jestem dużą dziewczynką i wiem, że to jeden wielki shit.

Dziś wydaje mi się to śmieszne, ale tak na prawdę to śmieszne  nie było ani nie jest. To jest tragiczne, bo okazuje się, że od tego czasu, jak byłam małą dziewczynką, za bardzo się w poglądach i wiedzy Polaków o świecie nie  zmieniło...

A dziś mamy Internet, mnóstwo książek, w których można znaleźć bardzo wiele informacji o innych narodach, kulturach, krajach... na każdy prawie temat. Mamy mnóstwo Polaków za granicami, a wielu z nich prowadzi fantastyczne blogi, vlogi i inne relacje z obcego świata. Wielu ludzi podróżuje i też opowiadaja o tym w necie. Piszą też książki. Warto czasem wyłączyć głupią telewizję i sięgnąć po książkę czy ciekawego bloga podróżniczego i zacząć samodzielnie myśleć. To nie boli. Serio!

Cieszę się, że jednak czasem ludzie pytają. Nie uważam siebie za niewiadomokogo, ale nawet ja mogę coś powiedzieć na temat Arabów, czy innych obcych, bo spotykam ich tu na każdym kroku.

Ludzie, zapewniam Was, że Arab, Żyd, Chińczyk, Belg, Niemiec, Anglik to taki sam człek jak Wy. ma dwie ręce, dwie nogi i jedna głowę. Baby mają po 2 piersi a chłopy 1 penisa. Młodego co prawda kiedyś niebywale zaskoczyło, że jego kolega z przedszkola "ma carnego siusiacka", no ale szczegół, Wiadomo wszak, że co innego czarna buzia i ręce, a co innego siusiaczek :P

Oczywiście "obcy" mogą mieć inne poglądy niż wy, mogą mieć inny kolor niż wy, mówić innym językiem niż wy (choć tu już możecie się czasem zdziwić; jedna znajoma Belgijka mówi dosknale po rosyjsku a 2 lata uczyła się tez polskiego, bo ma polskie kumpele, znam też Hindusa, który chodził na kurs polskiego, tak że tak...).
Wierzą też często w co innego, ale ciągle przede wszystkim są ludźmi, czyli jedni będą dla was mili, drudzy z chęcią by was utopili w łyżce wody, jedni będą was szanować, inni wami gardzić, jedni z wami chętnie porozmawiają, drudzy odwrócą sie do was dupą. 

Znam osobiście kilku Muzułmanów. Można rzec, że z niektórymi się przyjaźnię, a nasze dzieci bawią się razem. Znam osobiście rodzinę uchodźców z Syrii - fajni, przyjaźni, weseli i pracowici ludzie, co więcej poznaliśmy się na szkolnej imprezie, bo oni tak samo jak i my udzielają się w tutejszej Radzie Rodziców. Belgów znam jeszcze więcej, bo tylko z nimi praktycznie się zadaję. Nie mam za wielu rodaków w sąsiedztwie ani nie mam czasu na przyjaźnie... Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a człowiek to bynajmniej nie jest cud natury i najdoskonalsza istota, jak niektórzy próbują wam zapewne wmawiać. Raczej wprost przeciwnie... 

Teraz do tego garnca miodu trzeba dodać łyżkę dziegciu, bo  nic nie jest nigdy tylko czarne ani tylko białe. Są jeszcze inne kolory, odcienie i szarości, a świat wypełniają je one wszystkie na raz.

 Dodam tu zatem uczciwie, iż - MOIM ZDANIEM - niekończąca się fala emigracji ma wielki wpływ na zmiejszenie bezpieczeństwa w Europie, a może być tylko gorzej, jeżeli polityka rządów się nie zmieni. Bynajmniej nie dlatego, że "Arab jest zły", ale dlatego, że np. nie można przesiedlić całej Afryki do Europy  bez poważnych konsekwencji moralnych, ekonomicznych i społecznych. Nie można bez ograniczeń mieszać ze sobą ludzi różnych kultur i religii, nie można pozwalać na nadmierną tolerancję dla wybranych grup i tolerancję nietolerancji oraz temu podobne zagrywki, które dzieją sie na naszych oczach i które faktycznie zmiejszają nasze bezpieczeństwo. I ja to widzę, bo jestem doskonałym obserwatorem. Przez ZALEDWIE  sześć lat, które tu mieszkamy, nasza okolica zmieniła się bardzo i to bynajmniej nie na korzyść. Zatem można mieć obawy, co do przyszłości Europy i całego świata, a co za tym idzie bezpieczeństwa, bo to co się dzieje, już dawno przekroczyło granice normalności (mojej normalności, bo normalność jest jak dupa - każdy ma swoją).

Mam farta mieszkać na wiosce, która jest rzut beretem od Brukseli i widzę wyraźnie, że szczury już uciekają z tonącego okrętu. Dodam, że wielu naszych belgijskich znajomych jest podobnego zdania!
Moi sąsiedzi i znajomi opowiadają, że kiedyś bardzo chętnie jeździli do stolicy na zakupy, do pracy, do kina, restauracji itd. Dziś wielu zwyczajnie sie boi albo po prostu czuje się w tym mieście niefajnie. Miasto zmienia się. Powoli staje się niebelgijskie. Blisko 1/4 mieszkańców stanowią dziś Muzułmanie, co widać, słychac i czuć. Reszta to mieszanina ludzi z całego świata z najróżniejszym bagażem doświadczeń życiowych i najdziwniejszych przekonań. Istna wieża Babel. Tam już w wielu miejscach panują obce, niebelgijskie zasady,  religia  i  prawo. Tam już Belg czy Polak musi się dostosowywać i nie jest już mile widziany. Tolerancja to w tych dzielniach jakiś egzotyczny robak, którego się rozdeptuje. 

Tak dzieje się zawsze, gdy pozwoli się jakiejś grupie lub grupom na ustępstwa i odstępstwa od normy, na nieprzestrzeganie prawa i norm społecznych. To się tak samo tyczy "naszych" jak  "kolorowych", czy wszystkich innych. Ludzi trza trzymać mocno za pysk, inaczej się to nie potrafi właściwie zachowywać. Jak każdy może zachowywac się po swojemu, to zawsze dochodzi do mordobicia. Nie trza być wykształconym, by to wiedzieć. 

W Brukseli robi się coraz większy syf. Tu i ówdzie zaczyna panować kompletna anarchia albo rządy "obcych", którzy bynajmniej obcymi nie są, bo tu się urodzili i wychowali. Są dzielnie, gdzie policja boi sie chodzić. Na ulicach coraz więcej bezdomnych i żebraków. Całe parki, dworce i place zabaw zajęte są przez uchodźców, którzy kąpią się w fontannach, kradną, żebrzą i są agresywni (kto by nie był, jak by musial spać na ulicy i nie miał co jeść).

Różnica pomiędzi dziś a 5 lat temu jest niesamowita. 3 lata temu wysiadałam z autobusu na Noordzie (Dworzec Północny) i czułam sie tam swobodnie, bezpiecznie. Zdarzało mi sie tam bywać wieczorem i też był spokój. Po zamachu nawet było bezpieczniej niż teraz, o wiele bezpieczniej! Dziś bym tam nie poszła. Jeden syf. Pełno bezdomnych, którzy zaczepiają ludzi i ...śmierdzą. Kierowcy autobusów opowiadali, że oni mają pauzę, wyjmuja kanapki a tu ktoś koło autobusu np zdejmuje portki i sobie sra. Zaczęto tam ponoć "sprzątać", ale nie wyślą przecież tych ludzi w kosmos... ani nie zastrzelą. Watpię, by było możliwe udzielenie wszystkim pomocy, bo - jak już wielokrotnie mówiłam - wyżej dupy nie podskoczysz,  z pustego i Salomon nie naleje, a całej Afryki, Europy Wschodniej i Azji nie da się przesiedlić do Europy, bo coś pierdolnie.

Dlatego każdy, kto jest uczciwy, kto chce normalnie żyć, pracować i mieszkać w normalnych, bezpiecznych  warunkach to ze stolicy  ucieka. Jest jeszcze w Brukseli sporo dobrych dzielnic, gdzie można spokojnie żyć, ale jak tak dalej pójdzie, to za następnych 6 lat już nie będzie... Podejrzewam, że w innych dużych miastach też te niekorzystne zmiany widać. 

A wtedy i u nas będzie syf. Cholera, już jest! Bo miastowe niestety nie bardzo potrafią się zachować na wsi. Co widać, słychac i czuć. Miastowe są nauczone, że śmieci można wywalić na ulicę, bo ktoś posprząta (bo tak się robi w Brukseli!). Tymczasem u nas na wsi prawo nakazuje samemu wywozić niektóre śmieci do parku kontenerowego, a zwyczaj każde ogarniać teren przed swoim domem. Jak ktoś rzuci papierek, to się podnosi i zabiera do swojego kosza. Jak koń nasra, to sie bierze szufelkę i wynosi nawóz do ogródka. A miastowy nie dość że sam pizdnie papierkiem to jeszcze nasra (albo jego pies nasra) i zostawi. Obcy nie wywozi śmieci do parku kontenerowego - on wyrzuca na łąkę albo pod lasem koło drogi. SYF!
Poza tym nie dawno pisali w gazecie, że na jednym z  fajniejszych placów zabaw w gminie lepiej już się nie bawić, bo gnoje ze stolycy handlują tam narkotykami, zaczepiają dzieci, kradną. 
Nasza gmina to jeszcze wieś, ale już coraz bardziej przypomina miasto i nie długo nie bedzie już tu bezpiecznie. My mieszkamy na zadupiu w małej wsi, ale i tu może w końcu ta dzicz miastowa zacząć sie panoszyć.
Im więcej chołoty tym mniej bezpiecznie. O tym się mówi u nas na wsi często. Zatem nie jest to tylko moja  opinia, ale opinia wielu tubylców, Belgów.

Jednakowoż póki co nie boję sie tu mieszkać z dziećmi. Nie boję się "obcych". Ba, ja uwielbiam się z nimi poznawać i zaprzyjźniać. Tylko w ten sposób dowiem się, jacy są na prawdę, bo na pewno nie dowiem się tego z mediów które mówią tylko to, na co im rząd (taki czy inny) pozwala. Nie dowiem się też tego od innych Polaków, którzy potrafią tylko na wszystko co belgijskie i "obce"  narzekać i wszystko krytykować, dla których każdy niepolak to zło. A zapytaj takiego, ilu Belgów zna osobiście? Ilu Marokanczyków, Portugalczyków, Kongijczyków...? Ani jednego, "bo Arab jest głupi, bo Belg to nierób...". Powiem szczerze, że czasem rzygać mi się chce, jak słyszę opinię "naszych", którzy latami powtarzają tylko to, co usłyszeli 30 lat temu od babci, sąsiada czy księdza w Polsce.

Wkurzam się, bo nie mogę pojąć, jak można żyć 5, 10, 15 lat pośród tych wszystkich ludzi z całego świata i trzymać się tylko i wyłącznie z innymi Polakami, narzekać na wszystko co belgijskie, arabskie, chińskie podczas gdy nawet jednego "obcego" dobrze się nie poznało. To już nawet nie jest śmieszne... To jest wkurzające, bo ci rodacy jadą potem do ojczyzny i opowiadają tam głupoty, a kolejni te głupoty tu przywożą albo karmią nimi wyjeżdżających, którzy potem wyjeżdżają pełni starchu przed złym Belgiem i Arabem mordercą i gwałcicielem. Jeżu Kolczasty!

Uwaga, jeżdżę też mimo wszystko do najniebezpieczniejszego, moim zdniem, miejsca, czyli do Brukseli. Ba, ja lubię zwiedzać to miasto. Ono jest piękne, fantastyczne, niesamowite i ma fascynującą historię. Nie muszę kochac wszystkich mieszkańców. Wolno mi nawet niektórych nienawidzić czy się ich bać, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Nie zamierzam jednak nikogo prowokować ani pchać się, tam gdzie nie jestem mile widziana i gdzie mogę dostać po mordzie.

Belgia różni sie od Polski pod wieloma względami. Jednak najważniejsze to zrozumieć i pogodzić się z faktem, że w Belgii żyje się po belgijsku, a po polsku żyje sie w Polsce.

Ja widzę Belgię tak:

moja gmina






Bruksela - Ukkel

Mechelen nocą

Buggenhout nocą

Mechelen

Antwerpia

Tongeren

zamek Gasbeek

Bruksela
...ale gdybym była pospolitą Grażyną lubiącą straszyć swoich ziomków to sfotografowałabym tylko śmieci, bezdobnych, żebraków, ciemne i brudne ulice, płaczące dzieci i temu podobne obrazki, a potem pokazywałabym te zdjęcia wszystkim i opowiadała jaka ta Belgia jest straszna, brudna, przerażająca. Każdy widzi, co chce widzieć i słyszy co chce słyszeć... 

Świat jednak się zmienia na naszych oczach. Zmienia bardzo szybko i nikt tych zmian nie zatrzyma. Co więcej emigracje ludzi to tylko jeden z problemów. Ja osobiście bardziej matwiłabym się postępami w genetyce, technice i nauce, bo to może być dopiero niebezpieczne, gdy wymknie się spod kontroli... (o ile już się nie wymknęło) albo gdy ktoś niezbyt fajny nad tym kontrolę sprawował będzie...

2 komentarze:

  1. To trochę dziwne to co piszesz, że jest niby tak samo jak wszędzie. W Polsce nie boję się spacerować czy iść biegać nawet późnym wieczorem niezależnie od dzielnicy Warszawy/Wrocława czy mojego mniejszego miasta. Nie boję się też o żonę czy dzieci gdy mają wrócić późno niezależnie od dzielnicy czy miasta w którym będą.

    W moim mieście w zachodniej w Polsce nawet niektóre biznesy jak zamknięty kort tenisowy działają tak, że właściciel otwiera go rano i przychodzi zamknąć wieczorem, a w ciągu dnia jest otwarty a pieniądze zostawia się odliczone na stoliku. I nie jest to w dobrej/bogatej dzielnicy a na przedmieściach w zwyczajnej okolicy.

    Więc to co opisujesz tutaj jako "zwykłe", "normalne" lub "takie jak wszędzie" to spieszę wyjaśnić - nie, tak nie jest wszędzie jak opisujesz, tak jest właśnie w miejscach/krajach o większej przestępczości niż przeciętna/niska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiąc „tak jak wszędzie” miałam na myśli, że wszędzie są miejsca mniej lub bardziej bezpieczne. W duzym mieście jest np wiele większa szansa, że auto cię przejedzie, niż na polnej wiejskiej drodze pomiędzy kukurydzą a kapustą. W Polsce jest większa szansa, że przejedzie Cię pijany. W Belgii większa, że dostaniesz w ryj od Araba, a w Polsce, że od dresa. Nie dawno moja 17latka spędziła dwie noce z kumplami z Polski w Brukseli, gdzie szwendali się pół nocy po knajpach i jakoś się o nich nie martwiłam. Sama byłam nocą w centrum i bardzo miło i pięknie tam jest. jednak po Warszawie ja bym nie poszła biegać po nocy za żadne skarby, bo nie znam tego miasta. Nie wierzę w to, że jest wszędzie bezpieczne. Już 20 lat temu w takim nawet Rzeszowie były miejsca, gdzie w dzień strach było się zapuszczać, a nocą odradzano. Ba, w naszym małym miasteczku były takie miejsca. Nie wierzę zatem w bezpieczność polskich miast. Chodzisz biegać w miejscach, które znasz to czujesz się bezpiecznie. Tak samo jak ja w Belgii. A wpis nie był o róznicach w poziomie przestępczości czy bezpieczeństwa poszczególnych miast. Był odpowiedzią na pytanie, czy w tym kraju, można czuć się bezpiecznie. I sorry, ale dla mnie mój kraj, znaczy Belgia, jest miejscem, gdzie żyje się NORMALNIE, ZWYCZAJNIE. TAK JAK WSZĘDZIE. Nie ma sensu udowadniać mi, ze w Polsce (Chinach, Brazylii, czy Australii) jest inaczej, bo to chyba każdy debil wie. NIE O TYM BYŁ POWYŻSZY TEKST. Nota bene powstał on głównie w związku z zamachami, bo był taki czas, gdy ludziska z zagramanicy bały się do nas przyjeżdżać, z obawy przed zamachami. No, na szczęście potem przyszedł kowit i już wszędzie stało się śmiertelnie niebezpiecznie, trupy walały się po ulicach itd. Najbardziej zasadniczo przeraża nas to, czego nie znamy. Amen.

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima