22 grudnia 2023

Dodo w muzeum pociągów i choinka na przejażdżce.

 Wybrałam się na te wspomnianą w poprzednim wpisie klasową wycieczkę. Pogoda była ładna więc nawet mi się chciało. Małżonek podwiózł mnie autem na dworzec, dalej pojechałam pociągiem. Muzeum pociągów jest też w zabytkowym dworcu kolejowym na Schaerbeek (dzielnica Brukseli). ⇊

Schaerbeek - dworzec, muzeum pociągów

selfie pociągowe

Dotarłam sporo przed czasem, przeto poszłam pooglądać okolicę. Opodal był jakiś mini park, który w moim mniemaniu miał klimat idealny do nakręcenia jakiejś sceny z thrillera… Takie koślawe skrzypiące drzewa, brudno, jakieś ukryte w krzakach schody w  dół zakończone ścianą…. Co tam zamurowano…? Zdjęcia tego nie oddają w ogóle, ale to było miejsce pełne złej energii… Wiedźmy czują takie rzeczy.








Muzeum samo w sobie bardzo ciekawe. Nie wiem tylko po jakiego grzyba wepchali tam dodatkową wystawę nie mającą nic wspólnego z pociągami. Animalia, się nazywa. W randomowych miejscach poustawiali figurki zwierząt. Dla mnie kompletnie bez sensu. Uzasadnieniem jest oczywiście ekologia i jak to kolej ratuje planetę. Strasznie to naciągane i beznadziejne. 

Kolejny wielki minus to efekty dźwiękowe. Ktoś tam musiał się bardzo mocno w głowę uderzyć, żeby do muzeum wpieprzać taki hałas. Już po 5 minutach mnie zaczął szlag trafiać i myślałam, że zaraz czymś pizdnę i rozdupcę te głośniki albo nadrę ryja na kogoś, kto tam pracuje, żeby wyłączyli ten jazgot. Toż nawet myśleć było ciężko, a co dopiero słuchać kolegi, który opowiadał różne ciekawostki pociągowe… 

Poza tym okej. Łaziliśmy tam ze 2 godziny. Trochę przy tym porozmawialiśmy. Fajnie było. Wśród zwierzaków znalazłam dodo i od razu przesłałam Młodemu zdjęcie. Młody jest wielkim fanem dodo.


moja klasa 




takie manekiny są przerażające



wagon pocztowy

stary pociąg królewski


pociąg królewski

pociąg królewski

Po zakończeniu zwiedzania parę minut pogadaliśmy i się rozeszliśmy w cztery świata strony. 

Ja musiałam się przesiąść w centrum Brukseli, a że miałam blisko godzinę do następnego pociągu i pogoda była przyjazna, wysiadłam na Dworcu Centralnym i poszłam na Rynek Główny zobaczyć dekoracje świąteczne.

 Kurde, chyba wszyscy tam byli! Ludziów jak mrówków! Takie tłumy, że ciężko się było przepchać. Jest gigantyczna choinka (co roku ktoś ofiaruje wielkie drzewo), jest szopka, a raczej szopa i to tyle z rekwizytów. Z projektorów lecą cały czas animacje oświetlające kamienice i temu spektaklowi świetlnemu towarzyszy stosowna muzyka. Dobre, by 10 minut se popatrzeć. Idealne na czas oczekiwania na pociąg. Na dłuższą metę ta muzyka i ci wszyscy ludzie są raczej męczący. Wolę wiejskie dekoracje oglądać, bo przynajmniej cisza i spokój, nikt się nie pcha…

szopa na Rynku Głównym












W środę wybrałyśmy się z Młodą na targ we wsi i kupiłyśmy se drzewko w doniczce za 20€. Niewielkie, ale dosyć się w oczy rzucało, jak jechałyśmy z tym na skuterze. Ludzie bardzo cieszyli michy na nasz widok. Fajnie tak wzbudzać uśmiechy wokół i fajnie jest zabrać czasem jakąś choineczkę na przejażdżkę. Po drodze wstąpiłyśmy do Aldi, bo Młodej się kremówek zamarzyło. Choineczka czekała na nas przy motorku. Do sklepu jej nie taszczyłyśmy, bo diabelnie ciężka jest. Cały trud ze zsiadaniem i wsiadaniem jednak na nic, bo plebs wyżarł wszystkie kremówki. Dobrze że 4 pączki się ostało w lodówce, to wzięłyśmy pączki. Bardzo potrzebowałyśmy bowiem czegoś słodkiego. BARDZO! Bo zimno.

Świerczka postawiłam na moim biurku. Pachnie choinkowo teraz i jest milej w naszym salonie. 


Choinki i fantazje na ich temat ludzie mają różne… Choinka z trójkątów ostrzegawczych nam np bardzo się podobała.

choinka jaka jest, każdy widzi

W tym tygodniu nie miałam stażu, ale szkołę owszem. W piątek wcześniej skończyliśmy lekcję, bo nauczycielka postanowiła, że będziemy trochę świętować. Parę dni wcześniej przysłała mejl, że ona przygotuje drobny poczęstunek, a my mamy przywdziać świąteczne sweterki, czapki, reniferowe rogi czy inne tam atrybuty. Trzeba wam wiedzieć, że w Belgii ludzie mają lekkiego hopla na punkcie świątecznych strojów. Przed świętami w sklepach pojawiają się masowo świąteczne swetry, piżamy, kolczyki, brożki, czapki, rogi renifera i tym podobne. I ludzie się w to stroją na spotkania z rodziną. Poza sweterkami w renifery czy krawatami w choinki kobiety zakładają często błyszczące ubrania a panowie garniaki. I na takie szkolne czy firmowe spotkania świąteczne też w dobrym tronie jest założyć kolczyki choinki czy debilny sweter świąteczny oraz czapkę kestmana czy rogi. 

Kerstman to ten gruby mikołaj w czapce krasnoludka jak z reklamy coca-coli i w Belgii on jest symbolem Bożegonarodzenia. Belgowie bowiem też obdarowują się prezentami w tym czasie albo po Nowym Roku. No i u niektórych prezenty kładzie pod choinką Kerstman. Kerstmana należy odróżnić od Świętego Mikołaja czyli Sinterklaasa, który ubrany w biskupi płaszcz i mitrę do dzieci 6 grudnia razem z Czarnym Piotrkiem, czyli Zwart Piet'em... A nie sorry, nie przychodzi tylko przypływa statkiem z Hiszpanii, a dalej pomyka na koniu Slecht-Weer-Vandaag (Kiepska-Pogoda-Dziś) i nie Zwart Piet tylko Roet Piet. Trza być poprawnym politycznie i nie nazywać nikogo czarnym tylko sadzowym. Od lat jest wielka drama wokół tego pomocnika mikołaja. W którymś roku nie mógł być czarny tylko kolorowy. Były zatem Piotrki czerwone, zielone, pomarańczowe, ale ta głupota była tak głupia, że się nie udało tego przepachać w żaden sposób. Potem nie mógł być czarny i się okazało, że wtedy czarnoskórzy nie mogą pod żadnym pozorem wcielać się w rolę Piotrka. Jaja jak berety. Ostatnio jest po prostu brudny, czyli twarz ma pobrudzoną sadzą, bo włazi z przezntami przez kominy... Dla większości ludzi to jednak ciągle Czarny Piotrek, tylko oficjalnie tak nie wolno mówić. Co roku w każdym razie dyskusje na ten jakże ważny temat się nie kończą.

Wiele osób się wystroiło do szkoły w te sweterki świąteczne czy inne atrybuty. Ja miałam czerwoną czapkę kerstmana. I w takich strojach uczestniczyliśmy w lekcji. Nauczycielka miała sweter z reniferem, który miał wielki czerwony pompon w wmiejscu nosa. Na głowie miała słodkie rogi reniferowe, które ponoć pożyczyła od córki. Na koniec nauczycielka ustawiła na ławkach miseczki z czipsami, paluszkami, dipami, oliwki, ser w kostkach, orzechy itp. Koleżanka przyniosła tacę marokańskich wypieków (marokańskie ciastka są przepyszne! Te ich przyprawy, egzotyczne dodatki mmmm pychota).

Było miło dopóki ktoś nie wpadł na genialny pomysł, by wbić na krzywy ryj do drugiej grupy... Tam się okazało, że oni to tam prawdziwą imprezę organizują: muza, sala przystrojona, obrusy, wyżerka jak na weselu, a do tego kupowali sobie prezenty. Bardzo głupio to wyszło to nasze najście. Takie przynajmniej jest moje skromne zdanie. Posiedzieliśmy tam z 5 minut, a potem ja z kilkoma koleżankami poszłyśmy do domu. Jedna miała wizytę u fryzjera, druga chyba z nią przyjechała. Ja nie lubię takich sytuacji i czułam się tam bardziej niż niekomfortowo. Taka klasowa mini imprezka była okej, ale nie to co tamci organizowali. Szkoda, że po prostu nie zostaliśmy dłużej w swojej klasie, bo jeszcze można było chwilkę pogawędzić z koleżankami. 

Najważniejsze, że teraz mam tydzień ferii. Może trochę się zrelaksuję...? Szanse na to marne, bo co to tydzień. Pozostali mają 2 tygodnie, bo pozostali nie mają stażu w ferie. Jestem jedyną osobą, która idzie na feriach do świetlicy. Trochę kiepsko to wyszło, ale mam nadzieję, że choć uda mi się te 2 pozostałe projekty zakończyć w ferie.

Na ten długi tydzień ferii zaplanowane mam kilka ponadto  atrakcji. 26 grudnia mam wizytę u onkolog, a także mammografię i usg wątroby, bo raz na rok trzeba sprawdzić, czy ciągle tam czysto. W inny dzień idę odebrać mój zastrzyk Decapeptylu, a Małżonek idzie ze mną, by o swoich niepokojach zdrowotnych opowiedzieć w mojej obecności, bym mogła robić za tłumacza. Mam tez wybrać się do biblioteki w sprawie książek dla świetlicy... 

Do tego trzeba przygotować jakiś tort dla Najstarszej  i jakąś szamę na te dni...

Tak sobie myślę, że z odpoczywaniem to trzeba będzie jednak do letnich wakacji poczekać, bo teraz nie ma czasu. A tu jestem zmęczona jak diabli... Z jakiegoś powodu boli mnie miejsce po cycku. Obstawiam, że to efekt sprzątania w werandzie kilka dni temu... Nie robiłam niewiadomoczego, ale trochę poszorowałam płytki, bo te ciule od okien takiego tam syfy narobili, że nie szło na to patrzeć. Poza tym umyłam też dół werandy z glona oraz wszystkie okna na parterze od zewnątrz... Gdy więcej macham prawą łapą, miejsce po cycku robi się obolałe i boli przez kilka dni.

Po zwiedzaniu muzeum trochę dokuczała mi kostka i bardziej niż trochę skurcze nóg, a jeszcze bardziej bardziej ból pleców. Takie sytuacje przypominają mi, że już nie jestem tą samą babą, co przed rakiem, że nie jestem ani tak sprawna, ani tak wytrwała, ani tak odporna, ani tak zdrowa... jak przedtem. Ciągle mnie to bardzo złości i niepokoi. Wciąż zadaję sobie pytania na które nikt nie zna póki co odpowiedzi...czy jeszcze kiedyś będzie lepiej? czy będzie normalnie?  czy będę mogła wykonywać pracę, do której się przygotowuję albo jakąkolwiek inną? Chciałabym znać odpowiedzie na tego typu pytania, jakiekolwiek by one nie były. Chciałabym wiedzieć, na czym stoję i na co mogę liczyć. Niepewność jest bardzo niekomfortowa.


6 komentarzy:

  1. Ależ iluminacje!
    Wycieczka bardzo ciekawa:)
    Z wiekiem niestety bywa gorzej , mimo sporej dawki ruchu PESEL daje w kość!
    Wszystkiego dobrego dla was!
    Jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. MagdaLeno !! straszne mam zaległości blogowe ale wrócę i doczytam a tymczasem spokojnych, rodzinnych i fajnych Świąt Wam życzę :) buziaki z deszczowej Polski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. doczytałam. Muszę sprawdzić co to za szkoła :) ja też zamierzam zmienić pracę ale mam kwas bo z moją głową jak i Twoją jest bardzo nie po drodze i jak w takim stanie uczyć się nowości ? nie wiem.

      Ciekawa byłam jaki masz telefon że takie czasem masz piękne przyrodnicze fotki a tu "jabłko" no tak. To nie mam pytań :)

      Mnie ciągle boli coś innego a wcześniej nie bolało i zastanawiam się o co chodzi. Miałam już dziwne bóle żeber które się okazały opóźnionymi efektami ubocznymi po radio, teraz po 8 miesiącach nadal boli mnie cycek w niektórych miejscach a czucie pod pachą i w kawałku pleców nie wróciło. Ostatnio bolało mnie coś obok pępka i sie zastanawiali czy to nie przepuklina a w wakacje nawiedziła mnie po raz pierwszy nerkowa kolka. To dopiero była przygoda !!!

      Tak to już teraz będzie ;) jesteśmy młode staruszki

      Usuń
    2. Jabłko robi nienajgorsze zdjęcia, ale trzeba Ci wiedzieć, że ja używam też od czasu do czasu zwyczajnie aparatu fotograficznego, szczególnie do zdjęć przyrodniczych, a telefon jaki by on nie był to jednak przy canonie, nawet takim skromniutkim jak Power Shot, moze sie schować jeśli chodzi o jakość zdjęć przyrodniczych, szczególnie robionych z dużej odległości.

      Usuń
    3. A czucia też nie mam na niektórych terenach, czyli na miejscu po cycku oraz pod pachą i trochę z tyłu w okolicach pachy. Najbardziej irytujące jest z przodu, bo mój syn akurat mi do cycków sięga i jak się przytula, to uczucie jest okropne brrrr - na wierzchu nic nie czuć a pod spodem niemiły choc niezbyt mocnhy ból. poza tym to też mnie tak boli coś raz tu raz tam przypadkowo, jakby coś łaziło po całym ciele po to by mnie wkurzać. Na szczęście nic jakoś bardzo poważnego... na razie :-)

      Usuń
    4. no jabłko robi super foty ale ja jestem skazana na coś chińskiego taniego bo zawsze mi szkoda forsy na telefon.

      No właśnie to czucie to są przerwane nerwy one się mogą już nie zejść z powrotem. Więc raczej pod pachą i na małym odcinku do łokcia to sie cudów nie spodziewam. Pachy teraz golę eletryczną bo zwykła się boję zaciąć. Nie mam czucia jeszcze nawet nie umiem tak ręki wyprostować żeby pod pachą się dziura nie robiła. Mówią, że tak do roku po radio są jeszcze dziwne rzeczy no to czekam do maja i sprawdzę :)

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima