2 grudnia 2023

Nie chcę takiego mentora...


Nie dawno nabyłam za kilka euro kilka swetrów w Kringwinkel. Pochwalę się jednym, bo jest gruby, szeroki, super ciepły i nie posiada śladów użytkowania, a do tego nie „gryzie”, jak większość swetrów. No i bardzo mi się podoba. 

W zeszłą niedzielę wreszcie było trochę ładniejszej pogody. Wzięłam przeto mój aparat na jesienny spacer rowerowy. W jakieś dwie godziny objechałam około 10 kilometrów. Nie oddalałam się zbytnio od miejsca zamieszkania, ażeby w miarę bezpiecznie móc dodom powrócić i by obeszło się bez wzywania śmigłowca i znajomych z psami tropiącymi. Z moim samopoczuciem i siłami teraz bowiem to nic nie wiadomo. 

Wycieczkę uważam za udaną. Nawet udało mi się białą czaple wytropić, ale skubana nie dała się podejść z bliska. Gęsi mnie zobaczyły i podkablowały głośno drąc dzioby całym stadem. Ale nadejdzie taki dzień, w którym ją zdybię. Na fotce widać jednak, że to czapla. Na drugiej też widać…. jak ulatuje zaraza w nieznane. Gęsi też poleciały…



była sobie czapla biała, ale właśnie odleciała…


gęsi nilowe


Muchomorów i innych grzybów też parę zdybałam w drodze powrotnej. Rozproszyło to trochę czarne depresyjne chmury i orzeźwiło umysł. 

Zdjęcia z tej przejażdżki powtykam w tekst tu i ówdzie. Jak zwykle.





W poniedziałek pogoda już nie było urodzaju na słońce. Lało jak z cebra przez cały dzień i ja w tym deszczu musiałam pomykać skuterkiem kilkanaście kilometrów do mojego już prawie byłego biura, by się wyspowiadać z planów co do ewentualnego mojego powrotu do latania na miotle. Pani była bardzo miła i nie przejawiała żadnych złych emocji w związku z informacją, że raczej się na to nie zanosi... Więcej, zaproponowała, bym w styczniu przyszła do niej ponownie, to powie mi, jak mam załatwiać ewentualne zwolnienie z przyczyn zdrowotnych, ale też podkreślała, że nie muszę tego robić.




W tym tygodniu otrzymałam też e-mail od pani z funduszu zdrowia, która chce ze mną porozmawiać, by dowiedzieć się, jak tam mi idzie przekwalifikowywanie. Jeszcze nie zdążyłam jej odpisać. Na  żaden mejl nie zdążyłam jeszcze odpisać, bo nie mam czasu...



We wtorek rano zadzwoniłam do VDAB (biura pracy), by poprosić o dokument dla Najstarszej, który jest potrzebny do hulpkas w kwestii potencjalnego zasiłku. Pani powiedziałą, że córka musi być przy tym obecna, bo musi odpowiedzieć na kilka pytań. Rozmowa była nagrywana, więc pewnie to jest rodzaj dokumentacji... Najstarsza akurat spała, o czy poinformowałam panią, na co ta się uśmiała i powiedziała, by zazdwonić, jak sie obudzi haha. Wtedy jednak już nie dało się tam dodzwonić, więc dzwoniłyśmy ponownie dzień później. Kto inny odebrał, ale się okazuje, że tam jest coś nie tak w tym dossier, że będą sprawdzać... Zapytali, czy mogą do córki bezpośrednio dzwonić i pisać, czy lepiej przeze mnie. Odrzekłam, by dzwonić nawet nie próbowali, bo ona nie odbiera telefonów. Pisać mogą próbować, a ja będę próbować przypominac jej o czytaniu e-maili... Zobaczymy, co z tego wyniknie... 



W środę Młoda i Młody pojechali do ortodonty. Młody najsampierw obskoczył na rowerze szkołę w te i wewte, bo mógł być tylko na niderlandzkim. Wrócił do domu i dalej pojechali autobusem. Świetnie sobie radzą. Na następnej wizycie ma mieć zakładany aparat i życzy sobie, by matka z nim pojechała. Będę zatem musieć sobie wagary zrobić…



Ja w tym czasie byłam na stażu, gdzie zafundowano mi małe załamanie nerwowe. Pojawiła się bowiem moja mentorka ze szkoły, którą mogłam pierwszy raz na oczy zobaczyć...

Przyszła mnie niby obserwować przy pracy, ale siedzieliśmy w innej sali... 

Nic to. Zaczęłam pełna entuzjazmu (no bo już sie bardzo napaliłam na to spotkanie noworoczne i moje genialne pomysły) przedstawiać mój pomysł na realizację projektu z udziałem rodziców i partnera zewnętrznego, a ta mi przerwała i mówi, że to raczej się nie nada, bo nie o to w tym chodzi. 

Po czym zaczęła mi wciskać jakiś kit, że niby projekt polega na tym, że mam zorganizować dla rodziców pogadankę z udziałem jakiegoś uczonego w piśmie, czyli np psychologa, pedagoga, a w tym celu mam wybrać jakiś temat, typu "agresja u dzieci", "problemy z zasypianiem" i takie tam... Teatrzyk se mogę zorganizować, ale pod warunkiem, że będzie na ten wybrany temat i będzie uczył czegoś rodziców... 

Że co, kurwa?!!!

Próbowałam ją przekonywać, że to jest projekt opiekunów żłobka, a nie nasz, że my mamy zrobić cokolwiek z rodzicami i cokolwiek z instytucją niezwiązaną ze świetlicą, ale nie, ona się upierała przy swoim. Żeby było milej, w tej rozmowie uczestniczyła moja jedna koleżanka i moja mentorka (szefowa) ze świetlicy. Mentorka próbowała też dać do zrozumienia, że to co tamta sugeruje, jest niewykonalne i nierealne, bo kto normalny będzie chciał dobrowolnie za friko prowadzić jakąś prezentację czy pogadankę na tematy wychowawcze....? Ale baba swoje, że ona rozumie, ale że takie są wytyczne ministerstwa i że to nie oni decydują i w ogóle najmądrzejsza z mądrych…

Okropnie mnie to zdenerwowało... delikatnie mówiąc. Czułam się kompletnie załamana. Noż kurwa! Siedziałam nad tym ponad 2 tygodnie, kombinowałam, dumałam, spisywałam pomysły, aż wszystko wydało mi się idealne i poszłam na to spotkanie z nadzieją, że omówimy detale i będę mogła się zabrać za realizację, by juz na poczatku grudnia rodziców zacząć zapraszać i wszystko szykować, a tu przychodzi ta raszpla i próbuje mi wmówić przy moich koleżankach, że jestem taka głupia iż prostego zadania nie potrafię zrozumieć. No mało się tam nie popłakałam z nerwów. Myślałam tylko o tym, by pójść do domu i przeczytać spokojnie to pieprzone zadanie jeszcze raz... 🤬😡😠🤯👹👺😵‍💫

Gdy poszła, pogadałam z szefową i koleżanką i one onie twierdziły, że to wszystko jest co najmniej dziwne. Szefowa powiedziała, że ma znajomą, której może się zapytać, czy by nie przyszła z jakąś pogadanką, a ja powiedziałam że zapytam naszej pani psycholog, ale zacznę od zapytania innych nauczycieli o ten projekt, bo nijak mi się to nie zgadza z tym, co było mówione na lekcji i z projektami, które robią koleżanki... No bo któraś laska robi z dziećmi i jakąś cukierniczką babeczki, inna zabrała dzieci na imprezę z urzędem gminy, więc te farmazony co ona plecie, nijak się w to nie wpasowują…

stary młyn wodny

stary młyn

stary młyn


Potem poszłam do dzieci, by się odstresować, i robiłyśmy doświadczenie z dmuchaniem balonu bez dmuchania, czyli za pomocą reakcji sody z octem. PODOBAŁO SIĘ WSZYSTKIM - zarówno dwunastolatkowi jak i dwuipółlatkom. Zużyli półtoralitrową flaszkę octu i pół puszki sody, a w klasie waliło octem, że koleżanki wszystkie okna otwarły haha. 

Nie posłuchałam się bowiem syna. A MŁODY MNIE PRZESTRZEGAŁ, bym nie pozwalała dzieciom robić drugi raz robić tego doświadczenia, bo - na pewno będą chcieli - powiedział - a potem jeszcze raz i jeszcze raz...

 I tak było!!! Prorok jakiś, czy co?!!! 🫣🤔

 Tak serio, to fajnie, że próbowali drugi raz i trzeci, że się bawili, że im się podobało, że byli zafascynowani. Szóstoklasista mi kilkukrotnie dziękował za ten eksperyment. Powiedział, że pokaże w domu tacie i go zaskoczy, bo to superowy eksperyment był. Obiecałam, że bedziemy robić inne, choć w duszy sobie myślałam - o ile ja tu jeszcze wrócę... 

Wróciwszy do domu przeczytałam projekt uważnie z 5 razy i stwierdziłam, że TAK BABA SIĘ MYLI, NIE MA CHUJA!

Powiedziałam do Małżonka, że jak się okaże, że ona ma rację, zostawiam ten kurs w cholerę. Przyznał mi rację, że to nie jest normalne, jak jest to wwszystko zorganizowane i jaki jest burdel. Całą noc przez to nie spałam, bo taki nerw miałam. No zlitujcie się!

Nazajutrz poszłam do szkoły w stresie, a mgła mi tego nie ułatwiała, bo mało se oczów nie wypatrzyłam w drodze…




Zapytałam jednej nauczycielki, zapytałam drugiej i co się okazuje? No oczywiscie, że to ja mam rację! I że "koleżanka najwyrażniej się pomyliła ze żłobkiem..." Taaa... Wiadomo, tyle tego jest... i żłobek, i świetlica szkolna, te wszystkie dwa miejsca trudno musi być na pewno spamiętać i ogarnąć co do czego. Powiedziałam, że rozumiem, bo nie będę się kopać z koniem. 

Pochwaliły moje pomysły. Powiedziały że świetne są. A ja miałam ochotę pójść i skopać komuś dupę. Albo nawet zabić na śmierć.

Zaraz napisałam sms do "szefowej" i umówiłam się z nią na przyszły tydzień na omówienie szczegółów naszej imprezy noworocznej. 

Nie wiem, może ja dziwna jestem, bo się mnie wydawało, że takiego mentora jak się ma, to on ci jest od pomagania, wspierania, od wyjaśniania niejasności, od odpowiwadania na pytania, od tłumaczenia rzeczy dla ucznia nie zrozumiałych i tak dalej. Najwyraźniej  czasem może  też być odwrotnie.

Całkiem nieźle wpłynęło to na moje zmęczenie i samopoczucie. Teraz się czuję, jak by mnie krowa zeżarła, przeżuła i wysrała.... czy coś w ten deseń. Nie mam już tyle chęci ani entuzjazmu co przedtem. Nie ma szans bym zaufała mojej tzw mentorce. Będę próbowac unikać kontaktu  z nią na tyle, na ile to jest możliwe, bo ciężko mi będzie nie patrzeć na nią z pogardą i nienawiścią. Przynajmniej przez pewien czas. 

W piątek po szkole wstąpiłam do Actionu po jakieś różne pierdolety do kraftowania fotoksiążki. Nie wiem, co z tego użyję, ale na pewno wszystko mi się przyda wcześniej czy później…



To wszystko nałożyło się przy tym na przedwczorajszy zastrzyk decapeptylu, który sam w sobie powoduje zjazd samopoczucia i nasilenie zmęczenia. Do tego na zewnątrz zimno, co zabiera kolejną porcję mojej energii, bo ja dużo paliwa na ogrzewanie mojego ciała potrzebuję. 

U lekarki naszej byłam razem z Najstarszą, by poprosić o wszystkie badania zlecone przez polskiego psychiatrę online. Pani doktor bez problemju pobrała krew do badania, umówiła Najstarszą na badanie EKG u swojej koleżanki (bo sama pewnie już powoli szykuje się do macierzyńskiego) i wypisała skierowanie na MRI.

pole chmielowe pobliskiego browaru


W weekend może pójdę do znajomej belferki niderlandzkiego, by zapytac o korki dla Młodego. Może akurat się zgodzi i spróbuje mo pomóc. Choć nie wiem, czy to pomoże, bo Młoda odkryła w tym tygodniu podczas wspólnej z nim nauki, że on ma problemy z czytaniem ze zrozumieniem, a to może być winą autyzmu, a na to korki nie pomogą raczej...

Będę guglować, czy to da się połączyć oficjalnie z autyzmem i czy jakis psycholog czy psychiatra by jakiegoś atestu mu nie pyknął, by brali to pod uwagę na egzaminach i sprawdzianach.... Bo trza kombinować jak się tylko da, bo uczciwością i ciężką pracą człowiek daleko nie zajedzie w dzisiejszym świecie a ideałami sie nie naje. Myśląc o psychiatrze skonstatowałam, że ciągle nie otrzymaliśmy oficjalnej diagnozy na papierze i chyba trzeba upisać jakiś mejl do pani doktor, bo w styczniu mamy pierwsze spotkanie w Het Raster, organizacji pomagającej ludziom z autyzmem, i dobrze by było mieć te dokumenty. 

Jeżu, człowiek o wszystko musi się dopominać i o wszystkim pamiętać. Męczące to!

brukselka z innej perspektywy


Dziś pożegnaliśmy kolejną naszą świnkę. 🐾🌈💔

Wetka powiedziała, że prawdopodobnie rak jajowodów… czy jajników... Nie ważne, ważne że Maggie w ostatnim, dosyć krótkim czasie cała praktycznie spuchła. Wyglądała jak beka, futerko zaczęło jej garściami wychodzić. Miała problemy z chodzeniem. Od przedwczoraj widocznie miała trudności z jedzeniem - jadła bardzo powoli i trzeba było pilnować, by reszta łobuzerki nie kradła jej przekąsek. Doktorka mówiła, że moglibyśmy próbować ją jeszcze leczyć, że może dać kontakt do specjalisty od takich spraw, ale powiedziałam, że nie mamy hajsu na długie leczenie no i stan Maggie nie był najlepszy. Poza tym ona miała już blisko 5 lat... Poprosiłam o eutanazję. Pochowaliśmy ją oczywiście w ogródku w sąsiedztwie Tornado... Może gdybyśmy od razu poszli, gdy tylko zauwazyliśmy że coś jest nie tak.... No ale brak czasu, brak hajsu, za zimno, by wozić świnki skuterem, a Małżonek wraca ostatnio dopiero przed osiemnastą, bo koszmanrne kory na drodze... No, wyżej dupy nie podskoczysz. 

Nasza Magunia… 🥺


Najstarsza i Młody ubrali dziś choinki w swoich pokojach. Jakoś obydwoje mieli na to wielką ochotę w tym roku. W salonie chciałam postawić na szafie malutką żywą choinkę w doniczce, ale coś mi się wydaje, że może się nie zdarzyć. Małżonek uznał, że choinki są bez sensu, z czym się zgadzam. Poza tym nie mamy miejsca w tej graciarni, ale fajnie by było mieć światełka, szczególnie gdy będę mieć już te ferie... Do ferii jednak jeszcze trochę...

Młody zapytał z łobuzerskim uśmiechem, kiedy przyjdzie Mikołaj, dodając, że jakby przyszedł, to niech położy prezencik pod choinką. Chwilę później zapytał, czy myślę, że przyniesie mu te mazaki, o których mówił, a że jestem słabym kłamcą, to poleciał na górę ucieszony, oznajmiwszy, że w takim razie czekał będzie na te mazaki. 

Fajnie mieć jedenastolatka, który w liście do Mikołaja podaje po prostu mazaki 🫠. Chyba dorósł ☺️🤨

Niedługo Młoda ma urodziny i może uda się pójśc do restauracji, bo wszyscy tego potrzebujemy, by zrobić coś wyjątkowego raz w roku po tych wszystkich przebojach i trudnych tygodniach.

Wymyśliłam też prezent do skraftowania dla Młodego pod choinkę: kalendarz izydorowy z pytaniami (na wzór kalendarzy adwentowych). Bo on chce te pytania, na które mógłby odpowiadać, więc pomyślałam, że każdy z nas spisze możliwie dużo pytań i zrobimy mu kalendarz, którym będzie odliczał dni od Nowego Roku do swoich urodzin i każdy dzień będzie zwierał ileś tam pytań.

Jakbyście mieli jakieś pytania dla Epickiego Jedenastolatka, dawajcie w komentarzach. Im więcej, tym lepiej. 

A parę dni temu z sypialni miałam widok na Księżyc, więc cykałam fotki przez okno…














5 komentarzy:

  1. Sweterek upolowałaś cudny, klasyka niemal z tą pepita i kolorami, zawsze na czasie!
    No i fotki dziś zjawiskowe, ale powtarzam się...
    Podoba mi się, że dociekliwa jesteś i nie dajesz sobie wciskać kitu, trzeba bronić swoich racji.
    Tez mam ochotę już na choinkę, na razie światełka zainstalowałam w szklanych słojach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię jak się ludziom podobają moje sweterki i moje zdjęcia ;-)
      Światełka w słoiku też są fajne. U nas widać już coraz więcej oświetlonych domów - fajnie się robi...

      Usuń
  2. Zdjecia zajeb.. jak zwykle. Rabnelam Ci to ost z poprzedniego posta i mam je jako tapete w komorce teraz! informuje uprzejmie, zeby nie bylo ze ukradlam i nic nie mowie ;)
    Ta swinka to calkiem porzadna rudo-brazowa swinia byla. Szkoda, ale wiadomo, troche ich wciaz za duzo macie, za to nie za duzo kasy :( przekleta walnieta sasiadka!
    Ja bym chyba nie spamietala tych wszystkich spraw i sprawek. A w obcym ciagle kraju to zalatwiac to juz calkiem mordega. No ale kazda wazna teraz i na przyszlosc.
    4 osob z pewnymi problemami zdrowotnymi w domu, niejednego by wykonczyla. Tylko mazonek nie ma czasu taczki zaladowac i pewnie nawet nie wie czy jest zdrowy czy nie. Oby byl, jak najdluzej! A moze noworocznie zafundowac mu przeglad? Dla pewnosci?
    Dacie sobie rade. Co prawda im dalej w las tym wiecej drzew, ale tez ile juz sie udalo! I jak sprawy jednak ida naprzod. Z boku to widac. Bo Tobie pewnie wcale tak sie nie wydaje. Ech. Sily i sily Ci zycze. Bedzie dobrze.
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ukradlaś portret MAŁEGO TIKI?!!! Mnie to tam nie przeszkadza, ale nie wiem co on na to... ;-)
      Tak, to była dobra świnia i bardzo dla Nas ważna. Na swój sposób wyjątkowa. To było trudne rozstanie i jeszcze długo pewnie będziemy ronić łzy spogladając na zdjęcia Maggie i Busia Busińskiego, tak samo jak Sary i Niko. Z Tornado już np tak nie było. Bo są świnie i ŚWINIE...
      Ja widzę, że sprawy idą naprzód i że wiele już osiągnęliśmy, ale niektórzy uważąją, że problemy rozwiązuje się po to, by zrobić miejsce dla nowych :-)

      Usuń
    2. Tak! Bezwstydnie rabnelam fotke przystojniska z pomaranczowym gardziolkiem 😁 zachwycilo mnie cale zdjecie i jest jakas przeciwwaga do ponurosci za oknem. Moze czas.zalozyc wlasna strone foto milosniczko przyrody??? Moze udaloby sie sprzedawac zdjecia, czemu nie? Albo robic wystawy fotograficzne?
      Dobrze, ze sie nie zniechecasz i brniesz naprzod. A ze czasem ponarzekasz...ludzka rzecz. Ogolnie masz fajna rodzinke.
      I.

      Usuń

Komentujesz na własne ryzyko