24 kwietnia 2014

zasiłek rodzinny: kto się pierwszy znudzi - my czy urząd?

Napiszę jeszcze o naszych dalszych kłopotach z rodzinnym belgijskim. Jak się domyślacie, nie dostaliśmy obiecanych na 15 kwietnia pieniędzy, bo się okazało, mimo wcześniejszych zapewnień, że brakuje pewnych dokumentów, a do tego formularz z banku był źle wypełniony, a i jeszcze przy okazji wyszło, że data ślubu naszego się nie zgadza o ponad trzy lata. To ostanie było - delikatnie mówiąc - zaskakujące, gdyż data jakas z kosmosu u nich widnieje, nie zgadza się ani rok, ani dzień, ani miesiąc, odwrotność też nie pasuje. Przeto musimy dosłać akt małżeństwa. Istotne, że tym razem to pani z urzędu sama zadzwoniła, że są problemy - to już coś. Szkoda tylko, że nie zorientowała się parę miesięcy temu, np gdy co jakiś czas pytaliśmy czy wszystko gra w dossier. Hm błędnie wypełniony formularz dot konta bankowego? Nie wiem, co tam mogło być nie tak. Oni przysłali formularze, bank wypełnił... Teraz pani mówi, że wysłali do banku i czekają na zwrot z korektą, no to i my czekamy.

Pani też raczyła poinformować po...zaraz..... 10 miesiącach, że dostaniemy też pieniążki za okres sprzed zameldowania czyli od czerwca, jeśli udowodnimy w jakiś sposób, że od tego czasu przebywamy w Belgii. Powiedziała, że można to zrobić w następujący sposób: 1) zaświadczenie ze szkoły w Brukseli (dziewczyny były zapisywane w lipcu - to już coś), 2) zaświadczenie z mutuela (ubezpieczenie), 3) oświadczenie dwóch świadków nie będących rodziną na formularzu, który mają przysłać i który trzeba potem podbić w gminie, 4) przyda się też dokument o pierwszej  rejestracji mnie i syna w Brukseli, bo najtrudniej udowodnić właśnie syna pobyt od czerwca, gdyż nie chodził do szkoły. Piszę, co jest potrzebne, bo może komuś przypadkiem się przyda. Nie wierzę bowiem, że wszyscy są tak obcykani w belgijskich i polskich prawach, jak próbują mi wmówić co "mądrzejsi" przypadkowi czytelnicy tego bloga (często siedzący na dupie w polszy i udający mądrzejszych niż są w rzeczywistości albo przebywający w be w celach turystycznych lub pracujący na czarno).

Pani napomknęła też, że jeśli faktycznie ślub braliśmy 4 lata temu (a jestem tego więcej niż pewna hehe) to możliwe, że należą nam się pieniądze od momentu rozpoczęcia pracy przez męża tutaj. Tu jak mniemam istotne znaczenie będą mieć dokumenty z pl, a to już może być problem, bo tam jest taki sam burdel a na dodatek trzeba by tam jechać osobiście wyjaśniać, bo telefonu nie odbierają - to raz, a dwa - i tak nic sie nie załatwi ani przez tel ani prze e-mail, a zwykłą korespondencję to oni mogą czytać 6 miesięcy a następne 6 na nią odpowiadać. Tak czy owak tym ostatnim problemem można się zająć, gdy wpierw wyjaśni się sprawy bieżących wypłat i zaczną płacić po ludzku.

Ktoś się może dziwi, co ja tak przeżywam to rodzinne? Drugi powie, idź babo do roboty, a nie czekaj na mannę z nieba! Tym wszystkim odpowiadam: do roboty i owszem wybiorę się jak tylko nadejdzie odpowiedni moment. Nie zamierzam bowiem do końca życia być kurą domową (zresztą jestem nią dopiero od 4 lat) Choć to bardzo odpowiedzialne i absorbujące zajęcie wbrew powszechnej opinii, jedna raczej mało płatne ;-) Zresztą nie ma to jak własne zarobione pieniążki. Jednak - jak każdy - i moja rodzina ma swoje priorytety. U nas pieniądze są dopiero po zdrowiu i szczęściu rodzinnym... nie będę jednak wyjaśniać jak się to ma do mojej ewentualnej pracy, bo to nasze bardzo osobiste sprawy i sorry ale Wam nic do tego ;-)

Zaś na pierwsze pytanie odpowiem pytaniem, a czy Wy Drodzy Czytelnicy mojego bloga, będąc nawet dość zamożnymi ludźmi przeszlibyście obojętnie koło paru tysięcy euro, które prawnie by się Wam należały od państwa?! Bo na dzień dzisiejszy o taką kwotę tu się rozchodzi, nie o jakieś śmieszne polskie 50 złotych :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko