I cholera, znowu grudzień?!
Teraz mieliśmy wszyscy dużo różnych zajęć. Czasami trzeba się dwoić i troić, by wszystkiemu jakoś podołać i powiązać koniec z końcem albo też rozwiązać i rozsupłać, co jest do rozwiązania i rozsupłania.
Teraz mieliśmy wszyscy dużo różnych zajęć. Czasami trzeba się dwoić i troić, by wszystkiemu jakoś podołać i powiązać koniec z końcem albo też rozwiązać i rozsupłać, co jest do rozwiązania i rozsupłania.
Najważniejsze, że uporaliśmy się z większością badań i spotkań z medykami. Wyniki i ewentualne kontynuacje dopiero po Nowym Roku i teraz o tym nie ma po co myśleć.
Potem były egzaminy i wywiadówki. Te drugie to jak dla mnie taki pic na wodę fotomontaż. No bo jaki to ma właściwie sens taka wywiadówka? Umawiasz się na to spotkanie, jedziesz do tej szkoły, spotykasz się z tym wychowawcą czy mentorem tylko po to, by powiedział ci to samo, co już przeczytałeś w raporcie, który dziecko ci dawało do podpisania. No bo co ci może belfer naopowiadać w ciągu 10 minut, które masz wyznaczone na spotkanie, zwłaszcza że w tej samej sali siedzi jescze kilku albo i kilkunastu czy nawet -dziesięciu rodziców gadających z innymi nauczycielami... hałas, zgiełk, harmider, rwetest...
Gdy dziecko ma problemy takie czy inne, to i tak musisz się umówic na specjalne spotkanie w specjalnym terminie. Jednak w regulaminie stoi, że rodzice mają chodzić na wywiadówki, no to staram się chodzić... Teraz miałam dwie jednego dnia w dwóch różnych szkołach oddalonych od siebie dość znacznie. Do pierwszej mam jakieś 30km a druga jest w połowie drogi. Ale przecież ja jestem super sprzątaczką i wszystkiemu dam rady! Pociągiem se obskoczę i tu, i tam, a jeszcze robotę odrobię wcześniej, tak sobie pomyślałam. Potem jednak wzięłam pół dnia urlopu na wszelki wypadek, bo się mi było przypomniało, że może i jestem super sprzątaczką, ale w końcu mam przecież te 42 lata i to już nie to co kiedyś bywało...
I fajnie. Wsiadłam na rower przyjechałam na stację, przywiązałam swojego rumaka do słupa, kupiłam bilet i czekam, czekam, czekam, czekam... bo za wczasu przyjechałam trochę, żeby się nie spóźnić... czekam, czekam, czekam. W końcu słyszę z głośników:
PO-CIĄG O-SO-BO-WY "B-TREIN"
Z TAM-TĄD DO TAM-TĄD
O GO-DZI-NIE TEJ-I-TEJ...
DZI-SIAJ NIE JE-DZIE-Z-PO-WO-DU-STRAJ-KU
KURWA MAĆ!!!!
Sprawdzam apkę (rychło w czas) i widzę, że następny jadący pociąg mam za 2 godziny, a to jest o godzinę za późno, zaś powrotny miałabym gdzieś tak około 22.30.
Coolersko!
Sprawdzam autobusy z sąsiedniej wioski (bo z tej nie jeżdżą), dokąd mogłabym dotrzeć rowerem w pół godziny, bo to tylko 7km. Autobusy to wolne ślimaki, które jadą godzinę i też będę godzinę za późno. Dupa.
Wróciłam zatem do domu i na następna wywiadówkę pojechaliśmy autem. Gdy ja gadałam z nauczycielami Najstarszej, M-Jak-Mąż gadał z wychowawczynią Młodej, która była doń zadzwoniła i opowiedziała, że Młoda napisała świetnie egzaminy z wyjątkiem religii i że w związku z powyższym spokojnie może kontynuować naukę w systemie: praktyka w szkole, teoria w domu.
A ta religia ech, och, ach. Się okazało, że na to jednak nie było wodolejstwo tylko sprawdzana była "normalna wiedza" katolicka typu jakieś siedem sakramentów, czy tam grzechów, jakaś przypowieść czy inne tam typowo katolickie pierdoły, których Młoda nichuchu nie ogarnia. Nie mam się jednak zamiaru takim gównem jak religia przejmować. Choć wiadomo, że jak człowiek wybierze szkołę katolicką, to trzeba się liczyć, że będzie choć trochę katolicka, nawet jak wśród uczniów są ludzie z każdego możliwego wyznania, a większość prawdopodobnie - jak i Młoda - jest ateistami.
Gdy czekałam na Młodą pod szkołą, to widziałam jak dziewczyny wychodziły ze szkoły i zaraz za bramą zakładały hidżab zgodnie z nakazem swojej religii, by nie pokazywać się na mieście z odsłoniętą głową. Tak że taka to szkoła katolicka.
Zrobiliśmy zresztą już dawno research i stąd wiemy, że społeczne opinie na temat egzaminu z religii zasadniczo są dość zbliżone do naszych i można je określić jednym zwrotem "czysta głupota i bezsens". No, może w takim nawiedzonym katolicko kraju jak Polska, to ktoś jeszcze widziałby w tym sens, tak samo jak w krajach muzułmańskich byłby czymś normalnym egzamin z islamu, ale w normalnym nowoczesnym świecie to chyba już niewielu takich którzy nie pukają się w głowę usłyszawszy hasło "egzamin z religii".
Gdy dziecko ma problemy takie czy inne, to i tak musisz się umówic na specjalne spotkanie w specjalnym terminie. Jednak w regulaminie stoi, że rodzice mają chodzić na wywiadówki, no to staram się chodzić... Teraz miałam dwie jednego dnia w dwóch różnych szkołach oddalonych od siebie dość znacznie. Do pierwszej mam jakieś 30km a druga jest w połowie drogi. Ale przecież ja jestem super sprzątaczką i wszystkiemu dam rady! Pociągiem se obskoczę i tu, i tam, a jeszcze robotę odrobię wcześniej, tak sobie pomyślałam. Potem jednak wzięłam pół dnia urlopu na wszelki wypadek, bo się mi było przypomniało, że może i jestem super sprzątaczką, ale w końcu mam przecież te 42 lata i to już nie to co kiedyś bywało...
I fajnie. Wsiadłam na rower przyjechałam na stację, przywiązałam swojego rumaka do słupa, kupiłam bilet i czekam, czekam, czekam, czekam... bo za wczasu przyjechałam trochę, żeby się nie spóźnić... czekam, czekam, czekam. W końcu słyszę z głośników:
PO-CIĄG O-SO-BO-WY "B-TREIN"
Z TAM-TĄD DO TAM-TĄD
O GO-DZI-NIE TEJ-I-TEJ...
DZI-SIAJ NIE JE-DZIE-Z-PO-WO-DU-STRAJ-KU
KURWA MAĆ!!!!
Sprawdzam apkę (rychło w czas) i widzę, że następny jadący pociąg mam za 2 godziny, a to jest o godzinę za późno, zaś powrotny miałabym gdzieś tak około 22.30.
Coolersko!
Sprawdzam autobusy z sąsiedniej wioski (bo z tej nie jeżdżą), dokąd mogłabym dotrzeć rowerem w pół godziny, bo to tylko 7km. Autobusy to wolne ślimaki, które jadą godzinę i też będę godzinę za późno. Dupa.
Wróciłam zatem do domu i na następna wywiadówkę pojechaliśmy autem. Gdy ja gadałam z nauczycielami Najstarszej, M-Jak-Mąż gadał z wychowawczynią Młodej, która była doń zadzwoniła i opowiedziała, że Młoda napisała świetnie egzaminy z wyjątkiem religii i że w związku z powyższym spokojnie może kontynuować naukę w systemie: praktyka w szkole, teoria w domu.
A ta religia ech, och, ach. Się okazało, że na to jednak nie było wodolejstwo tylko sprawdzana była "normalna wiedza" katolicka typu jakieś siedem sakramentów, czy tam grzechów, jakaś przypowieść czy inne tam typowo katolickie pierdoły, których Młoda nichuchu nie ogarnia. Nie mam się jednak zamiaru takim gównem jak religia przejmować. Choć wiadomo, że jak człowiek wybierze szkołę katolicką, to trzeba się liczyć, że będzie choć trochę katolicka, nawet jak wśród uczniów są ludzie z każdego możliwego wyznania, a większość prawdopodobnie - jak i Młoda - jest ateistami.
Gdy czekałam na Młodą pod szkołą, to widziałam jak dziewczyny wychodziły ze szkoły i zaraz za bramą zakładały hidżab zgodnie z nakazem swojej religii, by nie pokazywać się na mieście z odsłoniętą głową. Tak że taka to szkoła katolicka.
Zrobiliśmy zresztą już dawno research i stąd wiemy, że społeczne opinie na temat egzaminu z religii zasadniczo są dość zbliżone do naszych i można je określić jednym zwrotem "czysta głupota i bezsens". No, może w takim nawiedzonym katolicko kraju jak Polska, to ktoś jeszcze widziałby w tym sens, tak samo jak w krajach muzułmańskich byłby czymś normalnym egzamin z islamu, ale w normalnym nowoczesnym świecie to chyba już niewielu takich którzy nie pukają się w głowę usłyszawszy hasło "egzamin z religii".
Najlepsze jednak wywiadówki to są u Młodego, bo nauczyciel zwykle nie ma o czym specjalnie opowiadać i nawet te 10 minut to za dużo. Większość zadań i testów 10/10, tam czasem jakiś jeden błąd czy dwa, których nawet nie ma sensu komentować. Zachowanie wzorowe, jak to zwykle u bardzo wrażliwych i inteligentnych dzieci. Nudy po prostu taka wywiadówka.
No dobra, bo niektórzy pewnie nie zrozumieją żartu... Ja się bardzo ale to bardzo, a nawet bardzo, bardzo, bardzo cieszę, że moje dzieci są inteligentne i że Młody należy do najlepszych uczniów w klasie i że mimo iż jest obcokrajowcem, to i tak czyta najlepiej z klasy (jest w pierwszej trójce w każdym razie) i pisze bez błędów.
Z Młodej też jestem dumna. Ilu bowiem ludzi w takiej sytuacji wytrwało by dzielnie posterunku? Pewnie nie wielu. Młoda się nie poddaje. Pada na ryj, cierpi, ale po chwili się podnosi i walczy dalej z jeszcze większą siłą i zaciętością. I wygrywa!
Psychiatra na wieść o tym, że Młoda nie chodząc do szkoły i walcząc ciągle z depresją oraz nadwrażliwością i innymi dolegliwościami napisała dobrze egzaminy, otwała koparę ze zdziwienia i sama przyznała, że to ją zwaliło z krzesła. No po prostu była kobita w szoku hehe. I dobrze. Niech się świat dowie, że takich dwóch jak nas pięciu to nie ma ani jednego. Młoda poza inteligencją wyróznia się też - jak powszechnie wiadomo - nieziemską wrażliwością i empatią. Ludzie i inne istoty zawsze mogą liczyć na jej pomoc, wsparcie i troskę. Takich ludzi bardzo potrzeba w dzisiejszym świecie, by ludzie mogli pozostać ludźmi a nie zostać robotami mentalnymi zyjącymi tylko dla władzy, sławy i pieniędzy.
Najstarsza ciągle nie ogarnia do końca rzeczywistości albo raczej ogarnią ją w niepojęty dla innych sposób. Teraz na każdym kroku już daje się zauważyć, że jej postrzeganie świata jest ponadprzeciętne i całkowicie inne niż większości ludzi. Tak, dziś wiem już, co to może być to spektrum autyzmu. Trudna ale fascynująca sprawa, gdy już się zaakceptuje fakty i zrozumie, że nie wszyscy są z tej samej gliny ulepieni... Najstarsza może i wymaga ciągłego nadzoru, ale te jej talenty są niesamowite. Z niej też jestem dumna, bo jest osobowością fascynującą i utalentowaną.
Z Młodej też jestem dumna. Ilu bowiem ludzi w takiej sytuacji wytrwało by dzielnie posterunku? Pewnie nie wielu. Młoda się nie poddaje. Pada na ryj, cierpi, ale po chwili się podnosi i walczy dalej z jeszcze większą siłą i zaciętością. I wygrywa!
Psychiatra na wieść o tym, że Młoda nie chodząc do szkoły i walcząc ciągle z depresją oraz nadwrażliwością i innymi dolegliwościami napisała dobrze egzaminy, otwała koparę ze zdziwienia i sama przyznała, że to ją zwaliło z krzesła. No po prostu była kobita w szoku hehe. I dobrze. Niech się świat dowie, że takich dwóch jak nas pięciu to nie ma ani jednego. Młoda poza inteligencją wyróznia się też - jak powszechnie wiadomo - nieziemską wrażliwością i empatią. Ludzie i inne istoty zawsze mogą liczyć na jej pomoc, wsparcie i troskę. Takich ludzi bardzo potrzeba w dzisiejszym świecie, by ludzie mogli pozostać ludźmi a nie zostać robotami mentalnymi zyjącymi tylko dla władzy, sławy i pieniędzy.
Najstarsza ciągle nie ogarnia do końca rzeczywistości albo raczej ogarnią ją w niepojęty dla innych sposób. Teraz na każdym kroku już daje się zauważyć, że jej postrzeganie świata jest ponadprzeciętne i całkowicie inne niż większości ludzi. Tak, dziś wiem już, co to może być to spektrum autyzmu. Trudna ale fascynująca sprawa, gdy już się zaakceptuje fakty i zrozumie, że nie wszyscy są z tej samej gliny ulepieni... Najstarsza może i wymaga ciągłego nadzoru, ale te jej talenty są niesamowite. Z niej też jestem dumna, bo jest osobowością fascynującą i utalentowaną.
Jestem dumna z tego, że Młodego zachowanie w szkole może być wzorem dla innych. Młody bawi się z wszystkimi, każdemu śpieszy z pomocą, staje w obronie pokrzywdzonych, opiekuje się maluchami i pomaga rówieśnikom w zadaniach. Jest też uprzejmy wobec nauczycieli i innych dorosłych, a do tego wiecznie uśmiechnięty i zawsze ma coś zabawnego do powiedzenia. Nawet mówił ostatnio, że otworzy na YT kanał o nazwie "najlepsze teksty Izydora pe-el".
Jeszcze bardziej się cieszę, że jest bezproblemowym dzieckiem z racji innych problemów i zadań z którymi musimy się wszyscy zmagać. Gdyby bowiem jeszcze on wymagał pomocy w lekcjach albo miał inne problemy, to chyba nie dali byśmy sobie z tym wszystkim rady. Dobrze zatem, że jest dobrze.
Obawiam się, że jego problemowy czas jeszcze nadejdzie. Wszak jest - tak samo jak siostrzyczki - ludkiem bardzo wrażliwym, a to oznacza zwykle sporo kłopotów w życiu. Niestety ten współczesny świat nie jest dobrym miejscem dla ludzi wrażliwych. Wyścig szczurów, pogoń za sukcesem i sławą to nie są rzeczy dla wrażliwców, a tego się dziś od wszystkich bez wyjątku oczekuje i wymaga. Dziś nie możesz być po prostu sobą, bo dziś od musisz być KIMŚ. I to się mnie bardzo, ale to bardzo nie podoba w dzisiejszym świecie, jednak wiem, że z tym nic sie nie da zrobić już... Trzeba jakoś się dostosowywać i próbować odnaleźć swoje miejsce w tym całym szambie...
Mam nadzieję, że im - moim dzieciom - uda się to mimo wszystko. Że uda im się przertwać i pozostać sobą, że uda im się wszystkim znaleźć to swoje miejsce w świecie, gdzie będą mogły korzystać ze swojej wyjątkowości i cieszyć się życiem. Tego im życzę i w tym będę ich wspierać do końca swoich dni. One nigdy ode mnie nie usłyszą, że muszą być takie jak inni albo takie jak ja, bo ja sama dość się tego nasłuchałam i dość z tego powodu nacierpiałam przez całe życie, bo ludzie (także, a może zwłaszcza najbliżsi) nie potrafili mnie zaakceptować taką jaką jestem. Samej zajęło mi też sporo czasu by to zrozumieć i by zmienić swoje nastawienie do świata a także do wychowywania dzieci.
Egzaminy ogólnie przebiegały bardzo spokojnie. Skończył się bowiem - tak jak wspomniałam - ten cyrk z wszystkimi gównianymi badaniami, nie było też ostatnio żadnyc spotkań z jakimiś czubami z poradni i w ogóle nikt się ostatnio do niczego nie przypitalał specjalnie, a co za tym idzie Młoda odzyskała należny jej spokój i mogła się przygotowywać do kolejnych testów.
Oczywiście nie był to czas sielanki, nie myślcie sobie. Wszak egzaminy to egzaminy i takie rzeczy jak nerwy, bóle głowy, bóle brzucha i temu podobne są przecie do egzaminów przyklejone na stałe.
Przed egzaminami - jak co roku o tej porze - Młoda obchodziła swoje urodziny. Tradycyjnie już poszliśmy całą rodziną do ulubionej restauracji, gdzie jak zwykle obsługiwał nas kelner jakby żywcem wyjęty z horroru i dlatego fajny. Przygotowaliśmy też wariackie dekoracje w domu i zamówilismy tort w cukierni z adekwatnym do tematu nadrukiem. No i oczywiście nie mogło też zabraknąć prezentów. Pochwalę się tu, że udało mi się w tym roku znaleźć coś wyjątkowego, czego na pewno nie spodziewała się dostać, a co jej się spodobało. Uff!
Zresztą nie tylko jej, dlatego od razu zamówiłam drugie urządzonko na kolejne urodziny, ale tss cichosza... nie mówcie nikomu (ona tu akurat chyba nie zagląda, bo ta pierwsza raczej owszem).
https://www.buxibo.com |
Napiszę o tym, bo być może posłuży to komuś za inspirację na prezent dla nastolatki (czy dorosłego). Nie jest to bynajmniej post żaden sponsorowany - tak gwoli ścisłości. Zwyczajnie chcę sie podzielić wrażeniami, jak zwykle.
Kupiłam dyfuzor zapachów i nawilżacz powietrza w jednym, a do tego oczywiście komplet olejków zapachowych. Ja sama podpatrzyłam ten wynalazek u klientów. Często bowiem widuję dziewczyny, które uczą się do egzaminów w pokojach wypełnionych fantastycznymi zapachami z dyfuzora. Pomyślałam, że naszym dziewczynom też mogło by się to spodobać i postanowiłam zaryzykować... Trafiony-zatopiony!
Wyguglowałam trochę i wybrałam urządzenie, które miało dobre opinie, przystępną cenę i było po prostu ładne (w mojej kategorii ładności). Pisali też, że nie szkodzi zwierzętom i małym dzieciom... Obawiałam sie tylko, że mojej córce z wysokowrażliwym nosem może to szkodzić, ale się okazuje, że właśnie jest bardzo dobre dla niej. Jak jej się wleje trochę więcej niż dwie krople olejku to troli w całym domu, ale poza tym jest okej. Co do tego, który zapach jest lepszy przed snem, który bardziej sprzyja nauce, a który odstresowywaniu i który z którym mozna mieszać to ona sobie już sama odkryje w drodze eksperymentów i wspomagając się googlem. Póki co testuje je po kolei. I to jest superowe, gdy w całym pokoju albo i w całym domu pachnie na przykład trawą cytrynową, różą czy eukaliptusem. Meeega! Jakby jej się nie podobało, to sama bym sobie tego używała w sypialni i nie wiem, czy sobie też na urodziny nie kupię w maju hehe.
Młoda otrzymała od nas jeszcze trochę innych drobiazgów i myślę, że z każdego się ucieszyła, bo prezent to prezent. Nooo z dysku zewnętrznego to trochę sobie podśmiechujki robiła, bo "ładny mi to prezent urodzinowy, skoro mi to do szkoły potrzebne i i tak musielibyście mi kupić wcześniej czy później ha ha ha". Bo już taki bon do popularnego sklepu odzieżowego okazał się bardzo pożądanym upominkiem i teraz tylko czeka na noworoczne soldeny, by kupić sobie dwie torby nowych ciuchów zamiast jednej. Niestety jej ulubiony sklep Coolcat zbankrutował rok temu, ale i w C&A czy H&M Młode znajdują dla siebie zawsze sporo dobra, a - jak wiadomo - są to raczej tanie sklepy i sporo można tam kupić, a wyprzedaże już od 3 stycznia.
W tym roku Młoda została też wyjątkowo miło zaskoczona przez rodzinę z Polski, od której (razem z siostrą) otrzymała pocztą upominek. Ten gest był dla niej bardzo znaczący i bez wątpienia wpłynął pozytywnie na samopoczucie w tym trudnym okresie egzaminowym. Bowiem dla wrażliwych osób własnie takie drobiazgi jak obiad w restauracji, jak upominek, tort, czy choćby zabawna kartka na urodziny mają ogromne znaczenie. Takie drobiazgi, drobne gesty pomagają naładować baterie pozytywną energią, pomagają wygrać ze smutkiem i przygnębieniem, pomagają przeganiać ponure i destrukcyjne myśli.
Z tego też powodu tym razem postanowiłam towarzyszyć Dziecku w niektóre dni w drodze na egzaminy. Jechałam z nią do szkoły by po prostu być blisko. Wymagało to trochę kombinowania i współpracy Młodego, bo musiałam go wtenczas zawozić na świetlicę już na siódmą, ale nie powiem, by on się jakoś tym przejął. Ot normalnie sam z siebie wstawał nagle o szóstej zamiast o siódmej. Mógł za to o czasie wychodzić i nie musiał kiblować w szkole do szóstej jak zwykle, a to jest fajne.
A ja zaś w oczekiwaniu na Młodą zwiedzałam sobie miasteczko, łaziłam po sklepach i trzymałam kciuki. Gdy zbliżał się koniec egzaminu, maszerowałam pod bramę szkoły, by uściskać Młodą i pogadać, a potem pójść na gorącą serową kanapkę do Panosa albo połazić razem po sklepach a dopiero potem do Panosa i do domu. Myślę że takie drobne wsparcie i drobny gest może choć odrobinę pomóc w przetrwaniu egzaminów. No i było mentalnie całkiem dobrze.
Teraz mamy już zasłużone ferie.
Teraz mamy już zasłużone ferie.
Choinki mamy przystrojone. Jedną żywą dostaliśmy w prezencie od sąsiadów. "To prezent na Nowy Rok" powiedzieli, po czym wyładowali drzewko w donicy z taczek pod naszymi drzwiami i poszli do domu. Już nie będę chyba u nich niczego zamawiać, bo oni potem nie chcą od nas pieniędzy... Z jednej strony to miłe, ale z drugiej trochę głupawo tak wszystko za friko dostawać, nawet jak się wie, że oni sami mają dużo rzeczy "po znajomości"...
Młody czekał na to drzewko i co dnia pytał, kiedy w końcu będziemy ubierać tego kerstbooma. Gdy sąsiad przywiózł, to w te pędy trzeba było gonić na strych po "bąble" (czytaj: bombki) i światełka. Ozdobił ją praktycznie sam. Pomogłam tylko ze światłami i łańcuchami.
Jest ładnie.
Druga choinka jest w Królestwie Strychu czyli w pokoju Najstarszej Córki i Królowej Pani. Królowa Pani pomagała nam w ubieraniu choinki i w porządkach, bo króliki to bardzo ciekawskie stworzenia i uwielbiają, jak się coś dzieje.
Młoda w tym roku nie ubierała drzewka u siebie, bo stwierdziła, że to może nie być dobre dla ptaków.
Druga choinka jest w Królestwie Strychu czyli w pokoju Najstarszej Córki i Królowej Pani. Królowa Pani pomagała nam w ubieraniu choinki i w porządkach, bo króliki to bardzo ciekawskie stworzenia i uwielbiają, jak się coś dzieje.
Młoda w tym roku nie ubierała drzewka u siebie, bo stwierdziła, że to może nie być dobre dla ptaków.
Ja już skompletowałam swoje prezenty dla wszystkich (bo zaczęłam zamawiać już w październiku) i już włożyłam pod choinkę, a raczej obok, a Młody je obejrzał i pomacał po czym stwierdził:
- Jestem bardzo podes... podecydo... podekcydo... no wiessz... ten... tymi prezentami...
- Podekscytowany?
- Tak, podes... podec... no trudne to słowo! PO EK CY TO WA NY!
A wy jesteście poekcytowani świętami, czy raczej macie to równo w paski..?
Ja
tymczasem
ze swojej strony
życzę Wam Wszystkim
mniej lub bardziej przypadowym
Czytelnikom tego bloga
udanych ferii i przyjemnego świętowania
oraz
trafionych prezentów
a przede wszystkim
dużo, dużo, dużo zdrowia i pieniędzy
bo jak mamy zdrowie i wystarczająco hajsu
to wszystko inne zawsze jakoś się ułoży.
Wszystkiego dobrego w nowym roku. Wiesz, nie jestem pewien czy dobrze zrozumialem ale jedna z twoich dziewczyn cierpi na depresje? zastanawia mnie czy udalo wam sie dotrzec do przyczyny takiego stanu rzeczy, mam tu na mysli system szkolniczy, srodowisko rowiesnikow itd. Pytam jako tata kilkuletniej dziewczynki, ktorej chcemy niedlugo wybrac szkole itd. Oczywiscie, uszanuje jesli nie zechcesz o tym rozmawiac z nieznajomym. Pozdrowienia i trzymajcie sie cieplo. Pawel
OdpowiedzUsuńOdpowiedz znalazł byś na blogu, ale musiałbyś przeczytać cały od deski do deski hehe. Depresja to nie jest prosty temat i wątpię czy ktokolwiek kiedykolwiek mógł wskazać dokładną jej przyczynę. Tak jak z rakiem i tu jest sporo czynników podwyższających ryzyko zachorowania z obciążeniem genetycznym włącznie... Młoda jest po pierwsze wysokowrażliwa. Po drugie ma za sobą wiele doświadczeń życiowych i stresu z takimi wydarzeniami jak: rozwód rodziców, bieda, nowy tata, 3 przeprowadzki, emigracja, chodzi do 7 szkoły a w jednej z nich (Bruksela) była bita w drugiej (katolicka renomowana szkoła średnia we Flandrii) „tylko” hejtowana (czy jak nazwać głupie chamskie codzienne uwagi bogatych dziuń), jej kolega popełnił samobójstwo, koleżanka z klasy miała ciężki wypadek pod szkołą... To chyba tyle jeśli idzie o grubsze możliwe przyczyny, drobniejszych nawet nie zamierzam próbować wymieniać... Szkoła jednak bez wątpienia ma znaczenie, tyle że ja Ci powiem, że o tym czy dana jest dobra dla Twojego dziecka, to się dowiesz dopiero, gdy ono tam już chwilę pochodzi... Nie wiem, skąd piszesz, ale w Belgii przy tylu rodzajach szkół i braku miejsc w nich wybór szkoły to nie lada wyzwanie. Jeśli jednak o podstawówkę idzie to w wielu miejscach już nie ma wyboru, bo jest komputerowy system rejestracji, a o przydziale do danej placówki decyduje odległość od miejsca zameldowania do szkoły...
Usuń