13 września 2019

Dlaczego powinnam się wstydzić mojego bloga i tego kim jestem?

Nie dawno dowiedziałam się, że gdzieś tam daleko daleko za pięcioma kałużami, za pięcioma jaskiniami wstydzą  się ponoć moich - jak to określono - "beznadziejnych blogów". 
Nie udało mi się jednak wymyśleć sensownego powodu, dla którego jacyć oni,  czy ktokolwiek inny na świecie miałby się wstydzić tego, że JA sobie piszę jakiegoś bloga. Nijak mi się to kupy nie trzyma, ani siku tym bardziej.

Jeśli cokolwiek na tym blogu jest nie tak, to ciągle jest to MÓJ blog i jeśli ktoś się by ewentualnie miał wstydzic to JA sama, a nie jakieś przypadkowe osoby. Ja mam ponad 40 lat, czyli jestem dawno dorosła i nikt z moich dawnych ani aktualnych sąsiadów, opiekunów, nauczycieli, znajomych, czy rodziny a nawet zwierząt czy roślin nie odpowiada za moje czyny.

Nikt nie ma za bardzo wpływu (choć wiem, że niektórzy bardzo by chcieli) na to, co JA robię, co JA mówię, co JA piszę, ani tym bardziej że JA "mam głupio w głowie". No, na to ostatnie to już nawet ja sama nie mam wpływu.  Powiem więcej, JA SAMA uważam się za osobę w miarę inteligentną,  oczytaną, potrafiącą samodzielnie myśleć i samodzielnie o sobie decydować, czy się to komuś podoba, czy nie. 

Odkąd piszę ten mój pamiętnik, otrzymałam  kilkadzisesiąt e-maili, prywantych wiadomości w mediach społecznościowych i kilkaset komentarzy. Na palcach jednej ręki (no dobra, może dwóch) jestem w stanie zliczyć te,  w których ktoś coś krytykował albo wspominał, że mu się nie podoba to czy tamto (np że używam takich wulgarnych słów jak "podpaska" buachacha). Wszystkie pozostałe były pozytywne i bardzo motywujące. Wiele osób zwyczajnie po prostu mi dziękuje, że mogło u mnie znaleźć kilka przydatnych informacji na temat życia w Belgii albo motywację do walki ze swoimi problemami. Więc sorry, ale nie zgadzam się, że moje "blogi są beznadziejne". Fakt, że ten czy ów nie potrafi czytać ze zrozumieniem (czy w ogóle czytać) nie świadczy o tym, że coś jest beznadziejne tylko zwyczajnie nie stosowne dla tej osoby. Wtedy trzeba znaleźć coś na łatwiejszym poziomie albo zwyczajnie pozostać przy tureckich serialach. Ot, cała filozofia.

Sporo moich przemyśleń pojawiło się też w druku, co - wydaje mi się - świadczy na moją korzyść. Może i dla niektórych to jest obciachowe, iż ktoś  drukuje teksty tej dziwnej przygłupawej Magdy. Rozumiem, ale to ciągle nie jest powód, by się za mnie wstydzić. 

Dlaczego jeszcze mogą się tam mnie wstydzić? Hm...

Może dlatego, że ośmielam się przyznawać, iż chodzimy DO PSYCHIATRY, PSYCHOLOGA czy choćby DO GINEKOLOGA?! Może dla niektórych to ciągle powód do wstydu? Czytam internety to wiem, że NIESTETY w wielu miejscach tak jest, bo w Polsce - jak nie dawno czytałam  "dzieci nie mają depresji, one po prostu za mało biegają, a za dużo przy komputerach siedzą i im się w dupach przewraca". Ech.

No właśnie DEPRESJA, WSZY, STOSOWANIE ANTYKONCEPCJI, SEKS itp. W moim kraju nie jest to powód do wstydu. Serio, tutaj o tym można normalnie rozmawiać jeden z drugim, czy mówić w ogóle, ale TAM to nie wiem... Kiedyś, gdy tam mieszkałam, było to wstydliwe. Więc może o to chodzi, że o tym mówię...? 

Może ONI wstydzą się dlatego, że używam wulgaryzmów. To akurat mogło by być sensownym wytłumaczeniem, gdyby nie fakt, że to  JA przeklinam, więc jedyną osobą jaka by się mogła tego wstydzić jestem JA SAMA... 

Może zatem wstydzą się tego, że opowiadam tutaj o naszych problemach i o tym jak sobie z nimi radzimy każdego dnia, o tym jak pokonujemy swoje słabości, czy że w ogóle jakieś słabości mamy i że jest ich tak dużo...? O tak, to może być powód, bo przecież w niektórych miejcach ciągle obowiązuje maksyma Dulskich, że  "brudy pierze się we własnym domu", że nie wolno absolutnie nikomu pod żadnym pozorem opowiadać, że ma się problemy, nigdy nie wolno mówić o tym, jak na prawdę wygląda życie rodziny i relacje pomiędzy jej poszczególnymi członkami, że trzeba udawać, że wszystko jest zawsze cacy i że ogólnie nie jest się tym, kim się jest...

Zmartwię was jednak. Ja  NIE wstydzę się mojego bloga. Jestem z niego dumna i cieszę się, że dziś, dzięki zdobyczom techniki i nauki mogę dzielić się z innymi  ludźmi swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami na tematy różne. Cieszę się też, że dzięki tej pisaninie poznałam wielu interesujących ludzi z różnych części Polski, Belgii i całej reszty świata. Nawet jeśli ci ludzie tylko na chwilę zaistnieli w moim życiu, nawet jeśli z niktórymi nie badzo mogłam się na dłuższą metę dogadać to i tak było warto ich poznać, bo każdy czegoś nowego mnie nauczył i każdy jakiś ślad po sobie zostawił.

Nie wstydzę się też opowiadać tutaj o naszych problemach, emocjach, uczuciach, chorobach, które udało nam się pokonać albo z którymi walczymy w danej chwili. 
Jestem dumna z tego, że się nie poddałam (choć było wiele chwil zwątpienia) pomimo tych wszystkich przeciwności losu, które na swojej drodze spotykam każdego dnia. 

Nie wstydzę się przyznawać do błędów i porażek, bo to znaczy że JA - w przeciwnieństwie do niektórych -  WIDZĘ WŁASNE BŁĘDY, POMYŁKI ŻYCIOWE I SŁABOŚCI. Widzę i staram się moje błędy naprawiać a ze słabościami walczyć. Co prawda  z różnym skutkiem, ale przynajmniej próbuję...

Nie wstydzę się też tego, że nie utknęłam w miejscu, tylko ciągle się uczę życia (także a może zwłaszcza na błędach), że czytam, że myślę, że dyskutuję z różnymi ludźmi na tematy różne,  że się ciągle rozwijam, że pracuję nad sobą i staram się być każdego dnia kimś lepszym niż wczoraj byłam. 

Nie wstydzę się też bynajmniej (choć niektórzy sugerują, że powinnam) ani nie żałuję tego,  że się odważyłam kiedyś zrobić coś ze swoim nudnym, popspolitym i smutnym życiem, że zaczęłam działać i że znalazłam sobie faceta, który przygarnął mnie pod swój dach razem z moimi córkami, mimo że przyszłyśmy do niego z przysłowiową gołą dupą, nie mając niczego, bo wszystko cokolwiek  kupiłam pracując 14 lat, musiałam zostawić w moim domu rodzinnym z takiego czy innego powodu. 

Tego MOJEGO FACETA nie wstydzę się tym bardziej. Wyobraźcie sobie, iż jestem na tyle chamska i bezczelna że nie wstydzę się nawet tego, że on nie tylko pracuje ciężko po 8 godzin dziennie codziennie, a do tego jeszcze  sprząta, gotuje, pierze, składa pranie, zajmuje się dziećmi i zwierzętami, kosi trawnik. Nie wstyd mi nawet, że on czyta mnóstwo książek i jest inteligenty i  że też się ciągle rozwija i naprawia błędy, które też zdarza mu się popełniać. Nie wstyd mi też za niego, gdy szef go chwali. Nie wstydzę się tego, serio.

Nie wstydzę się też tego, że sama pracuję, odkąd zdałam maturę (matury też się zreszta nie wstydzę) i sama zarabiam na swoje utrzymanie, a nie żyję jak pasożyt na czyjś koszt. Nie, nie wstydzę się tego, a wręcz jestem z tego dumna.

Nie wstyd mi też, że jestem matką i to matką, która popełnia błędy, bo błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Nie wstydzę się też - w przeciwieństwie do niektórych - rozmawiać ze swoimi dziećmi i partnerem o wszystkim. Także o popełnionych przeze mnie błędach. Ja nie mam z tym problemu ani moje dzieci nie mają z tym problemu, ani mój partner nie ma z tym problemu, by przyznać się, że coś się zrobiło źle. Nikt z naszej Piątki nie ma problemu z przyznaniem się do winy ani z wyrażeniem skruchy, ani z przeproszeniem kochanych osób za zło, które się  im wyrządziło swoimi czynami czy słowami, nawet jeśli to było niechcący czy z niewiedzy. Nie wstydzimy się tego ani nie wstydzimy się o tym mówić głośno.

Nie wstydzę się też tego, że po wielu latach tkwienia w miejscu udało mi się wyrwać z domu rodzinnego, z tej małej  wioski,  a potem w ogóle z Polski i uciec do świata, który o wiele bardziej odpowiada moim potrzebom i spełnia moje oczekiwania. 

Nie wstydzę się nawet tego, że nie tęsknię i że nie ciągnie mnie tam, gdzie nie jestem specjalnie mile widziana. Choć raczej nie zapomnę, że kiedyś pożeganano nas słowami: "Pamiętaj, powrotu nie ma". Przyjęłam to na klatę i  zaakceptowałam ...w sumie wychodziłam z myślą, że już nie wrócę, ale dobra okej. Niedawno mi  jeszcze dla pewności wszelkiej przypomniano o tym pisemnie, że "TAM już spaliłam mosty" hehe.

A wracając do tematu. Wiem i przyznaję się bez bicia, że  jestem osobą z kategorii TRUDNE. Zawsze taka byłam, tyle że kiedyś miałam powody, by tańczyć jak mi grali, by robić co mi kazano, by przyznawać się do błędów, których nie popełniłam, przytakiwać wszystkim i przed wszystkimi się korzyć, bo byłam zależna od wielu osób i byłam cykorem, tchórzem, cipolągiem i bałam się własnego cienia ani nie wierzyłam w siebie.

 I tak, TO JEST TO, CZEGO SIĘ NA PRAWDĘ WSTYDZĘ! 

Wstydzę się tego, jaka BYŁAM - tej nieśmiałości, braku odwagi, zdecydowania, wiary we własne siły. Wstydzę się tego, że nie potrafiłam walczyć o swoje, że nie potrafiłam mówić nie, że dawałam się wszystkim wokół wykorzystywać i sobą manipulować. Wstydzę się, że tak późno zaczęłam o siebie i swoje dzieci walczyć, że latami twkiłam jak jakiś ciul w miejscu użalając się nad sobą.

Dziś jednak jestem inną osobą, lepszą wersją siebie i TEGO JUŻ SIĘ NIE WSTYDZĘ! Nie, moi drodzy, ja nie zamierzam się wtydzić tego, że naprawiam błędy, że się zmieniam, że ewoluuję, że się rozwijam, że walczę ze swoimi wadami, demonami i niedociągnięciami, bo są to zawsze zmiany na lepsze. Ale hola hola NA MOJE lepsze, a nie wasze czy ich. Ja rozumiem doskonale, że taki ciołek którym się można wysługiwać i z którego można czerpać korzyści to fajna i badzo przydatna rzecz w otoczeniu i jak nagle taki ciołek się nagle zbuntuje, postawi albo zwyczajnie wam nawieje to maść na ból dupy może być przydatna, ale to wasza dupa, nie moja...

Mówicie, że "jak wyjado zagranice, to z pana robi sie cham". Ja bym zaryzykowała stwierdzenie, że jest zupełnie odwrotnie, ale to już, zdaje się,  kwestia punktu siedzenia...

Nie mam w Polsce nic, nic też stamtąd nie zabrałam. Nikt mi niczego nie dał. Myślę, że przez ponad 30 lat spłaciłam swój dług wdzieczności wobec rodziny pracując uczciwie i dzieląc się swoimi skromnymi zarobkami, pomagając w domu i gospodarstwie. Dziś mieszkam ze swoją nową rodziną w innych realiach, w zupełnie innym świecie, którego moja dawna rodzina i znajomi  nie są w stanie zrozumieć, dlatego kompletnie się od siebie oddaliliśmy (choć nie wiem, czy kiedykolwiek byliśmy blisko). No i dobrze! Nie wstydzę się tego, bo nie widzę ku temu powodów. Jest mi z tym dobrze i wkurza mnie okropnie, gdy ktoś próbuje mi wmówić, że powinnam czuć się winna i powinam się wstydzić tego kim jestem,  jak żyję, co myślę... i co piszę na swoim blogu.

A bloga pisze się po to, by podzielić się z innymi swoimi przemyśleniami, emocjami, uczuciami.

Cóż, mając blogera wśród znajomych, trzeba się liczyć z tym, że można o sobie na jego blogu przeczytać. Co prawda mój blog jest z natury optymistyczny i pozytywny, zatem jeśli kogoś na nim opisuje, to raczej od dobrej strony, ale bywa i tak, że coś mnie wyjątjkowo mierzi i/lub wkurza, a wtenczas nie ma zmiłuj dla nikogo...

Jeśli nie stanęliście blogerowi na drodze, nie wkurzyliście go, nie zaszliście mu za skórę  raczej możecie spać spokojnie i nie powiniście się wstydzić.
Jeśli jednak coś odpitalacie, to strzeżcie się...


bo mam bloga
 i nie zawaham się go użyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko