W zeszłym roku dzięki łaskawości losu tylko 2 razy korzystaliśmy z porady lekarza. Nawet sobie wolę nie wyobrażać, co by było, gdyby dzieci chorowały w pierwszych miesiącach naszego pobytu w be, gdy ledwie na najtańszy chleb starczało, gdy nie było na owoce, dodatki do chleba, że o słodyczach czy innych radochach nie wspomnę...
Odwiedzanie doktorów w be nie należy do tanich rzeczy, na szczęście należymy do ludzi odpornych. Jednak każdemu się należy raz na jakiś czas spotkać z takim czy innym doktorem. Tako i my po trochu zapoznajemy się z tutejszą służbą zdrowia i zasadami jej funkcjonowania. Deczko inaczej w be funkcjonuje ta dziedzina życia społecznego. Pierwsza zasadnicza różnica to to, że nie ma tu takich przychodni jak w pl. Doktory najczęściej mają gabinety w swoim domu, przeto różnych lekarzy trzeba szukać w różnych miejscach, po całej okolicy. Druga kwestia, do której trzeba się przyzwyczaić i być zawsze przygotowanym na wypadek wu to płatności. W be płacimy za każdą wizytę u lekarza, w szpitalu, za badania itp. Potem rachunki wysyłamy czy zanosimy do ubezpieczyciela, by dostać częściowy zwrot kosztów. Ceny oczywiście są różne. Np nasz lekarz na wiosce bierze za wizytę 25euro i zdaje się inni domowi/rodzinni lekarze też w okolicach 30 euro się cenią. Jednak wizyta u specjalisty może być dużo droższa, zależy jakie badania czy inne tam usługi ma się w zestawie.
Ja właśnie w zeszłym tygodniu się dowiedziałam, ile może kosztować przykładowa wizyta u belgijskiego dentysty... Miałam taki ząb, który zaczęłam leczyć w ciąży, ale nie skończyłam, bo się nagle okazało, że ciąża zagrożona i nie mogę ganiać 5km na butach ani na rowerze do dentysty. Później miałam tyle kłopotów, że ząb poszedł w zapomnienie na 3lata... aż w końcu przypomniał o sobie... Po tygodniu na tabletkach przeciwbólowych w końcu trzeba było pójść sprawdzić jak wygląda belgijski gabinet dentystyczny. A wygląda fajnie, sprzęt nowoczesny, wszystkie potrzebne gadżety szmery bajery na miejscu. Na wstępnej wizycie dentysta zrobił mi przeswietlenie i powiedział, że spróbuje leczenia kanałowego, na co potrzebuje dwóch wizyt. Po czym podał mi terminy... Znieczulenie przed znieczuleniem, wiertarka, której nie słychać, wiercenie bez duszenia się pyłem z zębów... to nie to co w pl na zadupiach. No ale ten standard kosztuje. Płaci się za wszystko na ostatniej wizycie. W przypadku mojego zęba, którego stan zębolista określił słowem 'katastrofa' ta przyjemność kosztowała 320euro. Ponoć ma być dużo zwrócone z ubezpieczenia, ale niestety na razie musimy poczekać, aż M pozbędzie się gipsu, bo musimy pojechać do naszej ubezpieczalni, gdyż - co normalne w naszym przypadku - coś tam mają nie teges w naszych dokumentach... Więc trzeba poczynić wyjaśnienia, a najlepiej być osobiście i patrzeć im na ręce, bo z naszym szczęściem do problemów z dokumentami na pewno znów coś uwiną.
Tak tak dobrze czytacie, małżonek znowu zagipsowany. Tym razem wypadek w pracy nie w drodze z pracy i tym razem noga, i tym razem rozerwany mięsień nie kość. Zawsze to coś nowego, nowe ciekawe doświadczenia życiowe. Siedzi kalika od miesiąca na kanapie, ogląda filmy i narzeka na swojego pecha.
A przed nami ferie świąteczne, na które nie mam ochoty, no i przyjęcie urodzinowe, do którego nie jestem zbyt przygotowana... Niechcemisizm... Kłopoty, kłopociki, problemy, problemiki... Nie ogarniam już wszystkiego.... Albo jestem już stara albo po prostu zmęczona psychicznie...
wpadłam całkiem przypadkiem.masz takie poczucie humoru i dystans, ze przeczytam całego bloga...cudna jesteś :)uśmiałam się!
OdpowiedzUsuń