18 grudnia 2014

Pierwsza wizyta u belgijskiego zębolisty

W zeszłym roku dzięki łaskawości losu tylko 2 razy korzystaliśmy z porady lekarza. Nawet sobie wolę nie wyobrażać, co by było, gdyby dzieci chorowały w pierwszych miesiącach naszego pobytu w be, gdy ledwie na najtańszy chleb starczało, gdy nie było na owoce, dodatki do chleba, że o słodyczach czy innych radochach nie wspomnę...
Odwiedzanie doktorów w be nie należy do tanich rzeczy, na szczęście należymy do ludzi odpornych. Jednak każdemu się należy raz na jakiś czas spotkać z takim czy innym doktorem. Tako i my po trochu zapoznajemy się z tutejszą służbą zdrowia i zasadami jej funkcjonowania. Deczko inaczej w be funkcjonuje ta dziedzina życia społecznego. Pierwsza zasadnicza różnica to to, że nie ma tu takich przychodni jak w pl. Doktory najczęściej mają gabinety w swoim domu, przeto różnych lekarzy trzeba szukać w różnych miejscach, po całej okolicy. Druga kwestia, do której trzeba się przyzwyczaić i być zawsze przygotowanym na wypadek wu to płatności. W be płacimy za każdą wizytę u lekarza, w szpitalu, za badania itp. Potem rachunki wysyłamy czy zanosimy do ubezpieczyciela, by dostać częściowy zwrot kosztów. Ceny oczywiście są różne. Np nasz lekarz na wiosce bierze za wizytę 25euro i zdaje się inni domowi/rodzinni lekarze też w okolicach 30 euro się cenią. Jednak wizyta u specjalisty może być dużo droższa, zależy jakie badania czy inne tam usługi ma się w zestawie.
Ja właśnie w zeszłym tygodniu się dowiedziałam, ile może kosztować przykładowa wizyta u  belgijskiego dentysty... Miałam taki ząb, który zaczęłam leczyć w ciąży, ale nie skończyłam, bo się nagle okazało, że ciąża zagrożona i nie mogę ganiać 5km na butach ani na rowerze do dentysty. Później miałam tyle kłopotów, że ząb poszedł w zapomnienie na 3lata... aż w końcu przypomniał o sobie... Po tygodniu na tabletkach przeciwbólowych w końcu trzeba było pójść sprawdzić jak wygląda belgijski gabinet dentystyczny. A wygląda fajnie, sprzęt nowoczesny, wszystkie potrzebne gadżety szmery bajery na miejscu. Na wstępnej wizycie dentysta zrobił mi przeswietlenie i powiedział, że spróbuje leczenia kanałowego, na co potrzebuje dwóch wizyt. Po czym podał mi terminy... Znieczulenie przed znieczuleniem, wiertarka, której nie słychać, wiercenie bez duszenia się pyłem z zębów... to nie to co w pl na zadupiach. No ale ten standard kosztuje. Płaci się za wszystko na ostatniej wizycie. W przypadku mojego zęba, którego stan zębolista określił słowem 'katastrofa'  ta przyjemność kosztowała 320euro. Ponoć ma być dużo zwrócone z ubezpieczenia, ale niestety na razie musimy poczekać, aż M pozbędzie się gipsu, bo musimy pojechać do naszej ubezpieczalni, gdyż - co normalne  w naszym przypadku - coś tam mają nie teges w naszych dokumentach... Więc trzeba poczynić wyjaśnienia, a najlepiej być osobiście i patrzeć im na ręce, bo z naszym szczęściem do problemów z dokumentami na pewno znów coś uwiną.
Tak tak dobrze czytacie, małżonek znowu zagipsowany. Tym razem wypadek w pracy nie w drodze z pracy i tym razem noga, i tym razem rozerwany mięsień nie kość. Zawsze to coś nowego, nowe ciekawe doświadczenia życiowe. Siedzi kalika od miesiąca na kanapie,  ogląda filmy i narzeka na swojego pecha.
A przed nami ferie świąteczne, na które nie mam ochoty, no i przyjęcie urodzinowe, do którego nie jestem zbyt przygotowana... Niechcemisizm... Kłopoty, kłopociki, problemy, problemiki... Nie ogarniam już wszystkiego.... Albo jestem już stara albo po prostu zmęczona psychicznie...

1 komentarz:

  1. wpadłam całkiem przypadkiem.masz takie poczucie humoru i dystans, ze przeczytam całego bloga...cudna jesteś :)uśmiałam się!

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko