A urodziny się udały, zaproszone gwiazdy przybyły punktualnie i na mój gust starej matki dobrze się bawiły. Tym razem jednak Młoda prowadziła całą imprezę, sprawdzając się w roli reżysera :-)
Na początek i rozgrzewkę zaprosiła koleżanki do kuchni, gdzie wspólnie wykonały pawia i jeża z owoców oraz ozdobiły ciasteczkowe lizaki.
Kuchnia wyglądała potem jak po przejściu tornada czekoladowo cukiereczkowego, no ale szczegół :-) Kulawy facet może nie tylko jeździć autem, ale i ze sprzątaniem sobie radzi, jak się okazało - gdy skończyłam zanosić na górę jedzenie i picie, kuchnia była już wysprzątana na błysk. A co, czyżbym zapomniała wspomnieć, że mój facet uwielbia sprzątać? Też mi się wydaje to dziwne, ale jakoś nie zamierzam z tym walczyć :-)
paw owocowy |
Poza owocami i cakepops podałyśmy na tym wykwintnym przyjęciu inne upieczone wcześniej ciastka, gorąca czekoladę z bitą śmietaną i oczywiście colę, chipsy, wodę i sok - bez tego ani rusz. Głównym punktem programu było tradycyjnie rozpakowywanie prezentów. Młode dostały masę gier, puzzle, nowe Top Model i sporo "rzeczy do robienia czegoś" jak to mówią młode, czyli różne zestawy konstrukcyjno artystyczne, do tego kilka bonów do sklepów z upominkami, które są tu bardzo popularnym prezentem. Po przyjęciu Młoda stwierdziła, że tyle fajnych rzeczy dostały, iż komputer przez najbliżdsze dni będzie niepotrzebny...
Potem zaczęła się prawdziwa Movie Star Planet. Najsamprzód Młoda zapodała sesję zdjęciową poprzedzoną wzajemnym robieniem makijażu...
Oj działo się... Te wszystkie dziewczyny to po prostu urodzone modelki :-).
Druga zabawa spodobała się prawie tak samo albo i bardziej. Artystki losowały utwór, który miały wykonać naśladując prawdziwych artystów, za mikrofon mając pałkę drewnianą do ucierania ciast. Dodam, że w zestawie były zarówno hity dance, pop jak i belgijskie smerfne hity, muzyka skrzypcowa, hip hop, rap, heavy metal... Wszystko oczywiście było nagrywane i potem wspólnie oglądane. Ubaw po pachy.
Przyjęcie urodzinowe w domu wymaga sporo zachodu, ale moim zdaniem warto. Oczywiście o ile dzieci tego chcą i mają chęć bawić się w ten sposób. Moje same zaproponowały temat, współpracowały (z mniejszymi i większymi problemami) przy pisaniu scenariusza, same prowadziły imprezę oczywiście przy mojej nieodzownej pomocy i co najważniejsze - są bardzo zadowolone.
A co najważniejsze dla mnie - widzę, że są lubiane, że świetnie się rozumieją i dogadują z rówieśniczkami (jedna bardziej, jedna mniej). Pewnie, że sporo jeszcze na migi sobie wzajemnie tłumaczą, ale ważne, że żadna ze stron się nie poddaje i nie ma drugiej dość, że chcą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własne ryzyko