Właśnie mam urodziny... Dziś kończę 42 lata, słownie czterdzieści dwa.
Biorąc pod uwagę, że ludziom zdarza się żyć często do około 80 lat, to by wychodziło, że jakąś połowę życia mam za sobą. Ulalala.... sporo!. Gdybym należała do tych co widzą zawsze szklankę do połowy pustą, zapewne zaczęłabym pisać testament, wybierać urnę i krematorium... Ludziom zdarza się też umierać wcześniej, a nawet dużo wcześniej i nikt mi nie zagwarantuje, że i ja na ten przykład jutro, pojutrze czy za 3 lata nie wybiorę się do krainy wiecznych łowów... Może się tak zadarzyć. Jednak co mnie to DZIŚ obchodzi? Nic! Jak wykituję nagle to tym bardziej mnie to obchodzić nie będzie. Mogę też dożyć 120 lat, bo i to się ludziom zdarza... Nikt jednak nie wie, co nam pisane, zatem najlepiej jest po prostu cieszyć się tym co jest tu i teraz i korzystać z każdej chwili. A to ja potrafię doskonale, mimo że czasem i mnie zdarzają się dni zwątpienia...
Gdybym zaś była statystyczną Karen czy Grażyną stałabym zapewne całe dnie przed lustrem użalając się nad przemijającym czasem i biadoląc że nie wglądam jak jakaś cipcia z liceum.
Na szczęście ja jestem normalna inaczej. Ja cieszę się z każdych urodzin. Każdy rok przynosi wiele odkryć, wiele przygód, mnóstwo tajemnic zostaje rozwiązanych, a jednak ciągle pozostaje wiele do poznania. I o to chodzi. Co rok wiem więcej o świecie, o życiu, co rok wiem więcej o moich dzieciach, o moim mężu i o sobie samej. To jest niesamowite i fascynujące, ile tajemnic kryje się w nas samych i naszych bliskich. Gdybyśmy wiedzieli wszystko, to nie było by po co żyć.
Z każdym rokiem czuję się mądrzejsza, odważniejsza, silniejsza, a jednak jeszcze wiele wyzwań przede mną. Z wiekiem coraz więcej rzeczy i ludzi mam zwyczajnie w dupie, a im bardziej mam wszystko i wszystkich w dupie, tym bardziej mogę być sobą.
Co znaczy jednak być sobą? Hm, w moim przypadku co roku znaczy to co innego, bo ciągle się zmieniam, ciągle odkrywam swoje ja. Nie jest to łatwe, bo moje ja jest przywalone całą kupą oczekiwań innych, osaczone i miażdżone całą masą norm, praw i zasad społecznych. W społeczeństwie dosyć ciężko jest być tak na prawdę sobą. Ba, obawiam się, że jest to praktycznie niemożliwe... za dużo ograniczeń z każdej strony. Ale ja próbuję na tyle, na ile sie da...
A dziś wyjątkowo z okazji urodzin popatrzę dłużej w lustro i pozachwycam się sobą...
Z każdym rokiem czuję się mądrzejsza, odważniejsza, silniejsza, a jednak jeszcze wiele wyzwań przede mną. Z wiekiem coraz więcej rzeczy i ludzi mam zwyczajnie w dupie, a im bardziej mam wszystko i wszystkich w dupie, tym bardziej mogę być sobą.
Co znaczy jednak być sobą? Hm, w moim przypadku co roku znaczy to co innego, bo ciągle się zmieniam, ciągle odkrywam swoje ja. Nie jest to łatwe, bo moje ja jest przywalone całą kupą oczekiwań innych, osaczone i miażdżone całą masą norm, praw i zasad społecznych. W społeczeństwie dosyć ciężko jest być tak na prawdę sobą. Ba, obawiam się, że jest to praktycznie niemożliwe... za dużo ograniczeń z każdej strony. Ale ja próbuję na tyle, na ile sie da...
A dziś wyjątkowo z okazji urodzin popatrzę dłużej w lustro i pozachwycam się sobą...
Jaka jestem?
Jestem normalna inaczej. Ostatnio odkryłam, że jestem po prostu wysokowrażliwa, ale pozostanę przy normalnej inaczej - lepiej brzmi i bardziej pasuje do sytuacji.
Jestem inna niż większość. Jestem wysokowrażliwa, co znaczy że chcąc nie chcąc czuję, widzę i rozumiem więcej niż 80% populacji (20% ponoć jest wysokowrażliwych). To czasem ułatwia a czasem utrudnia egzystencję.
Poza tym mam badzo duże poczucie humoru zahaczające niestety (albo stety) o sarkazm i ironię, co w połączeniu z dosyć wysokim poziomem inteligencji i wysoką wrażliwością częstokroć utrudnia porozumiewanie się i rozumienie toku myślenia innych ludzi.
Dlatego też ludzi traktuję z dystansem. Uwielbiam gadać, umiem słuchać (co jest niestety często wykorzystwywane), lubię pomagać innym (co jest wykorzystywane jeszcze bardziej), lubię od czasu do czasu przebywać wśród ludzi. Nie ma dla mnie znaczenia ani kolor skóry, ani preferencje seksualne, ani żadne inne rzeczy dopóki ktoś pozostaje człowiekiem i traktuje mnie równie tolerancyjnie oraz nie próbuje mi mówić jak mam żyć... (inaczej lepiej niech trzyma się najdalej z dala bo nie ręczę za siebie)
Nie mam najmniejszych problemów z poznawaniem nowych twarzy, zagajaniem do obcych, występami przed publicznością, czy kamerami. Nienawidzę za to rozmów przez telefon i wolę iść z trampka 5 km by o coś zapytać niż wystukac numer. Teraz na szczęście prawie wszystko da się załatwić przez e-mail. Pisać lubię. Ponoć też potrafię nieźle pisać, ale moja ciotka-polonistka by pewnie z tym dykutowała, bo bywam mało kulturalna językowo - klnę jak szewc i co gorsza (albo lepsza) lubię se grubo przeklinać od czasu do czasu, a nawet częściej.
Nie zaprzyjaźniam się. Najlepiej bowiem czuję się sama ze sobą w swoim własnym towarzystwie, a że lubię rozmawiać z inteligentnymi ludźmi, to często gadam do siebie.
Z wierzchu
Z wierzchu wyglądam nienajgorzej jak na swoje lata ha ha ha. Większość włosów na łbie (gdzie indziej to nie wiem) mam siwych od dawna, ale farbuję je od czasu do czasu, bo mi wolno a poza tym lubię zmiany. Jednak lubię też i szanuję swoje siwe włosy, a nie długo pewnie znowu będę mieć fryzurę wojskową, własnoręcznie opicholoną maszynką na 13 mm, jak już drzewiej bywało i niczym nie pomalowaną.... a może w końcu pomaluję sobie na zielono albo na niebiesko...? Kto wie, na co mnie jutro najdzie ochota. Zaleta bycia starą dupą jest taka, że nie musisz się pytać matki ani nauczyciela o zgodę na takie rzeczy, ha!
Zmarszczki? No to ba! Ktoś, kto wiecznie się z czegoś śmieje, kto patrzy w niebo, pod słońce, kto sporo czasu spędza na świeżym powietrzu w słońcu, deszczu, wietrze musi mieć zmarszczki. Zmarszczki to cecha pogodnych, odważnych, wesołych i szalonych ludzi. Dobrze mieć zmarszczki.
Rozstępy? Mam i jestem z nich dumna. To dowód na to, że jestem prawdziwą kobietą. Jestem matką. Mój brzuch spełnił swoje zadanie wyznaczone mi przez Matkę Naturę i to trzykrotnie - trzy razy po 9 miesięcy był inkubatorem dla nowego człowieka. Nie popsuł się, nie odpadł, nie urwał się. Trochę się porozciągał tylko, ale jak na 42 letni brzuch trzyma się całkiem nieźle. Nie mam tam zapasów tłuszczu na najbliższą zimę, ani tym bardziej na 10 następnych...
Piersi? Nie mam, bo jak można było wybierć cycki to akurat stałam w kolejce po rozum, fantazję, wrażliwość i poczucie humoru. Nie żałuję! Nic mi nie zawadza, nie muszę wydawać milionów na cyckonosze, a trójkę dzieci wykarmiłam i to jest najważniejsze.
Piersi? Nie mam, bo jak można było wybierć cycki to akurat stałam w kolejce po rozum, fantazję, wrażliwość i poczucie humoru. Nie żałuję! Nic mi nie zawadza, nie muszę wydawać milionów na cyckonosze, a trójkę dzieci wykarmiłam i to jest najważniejsze.
Z reszty zwłok też jestem zadowolona, bo jeszcze całkiem nieźle sobie radzą jak na 42 lata intensywnego użytkowania. Pełnego szpagatu co prawda już nie zrobię (bo mi się ścięgno raz kiedyś popsowało i ciągle niedomaga), ale w gumę spokojnie ograłabym każdą gówniarę (zakładając że któraś wiedziała by co to guma do skakania i że istnieją jakieś gry, do których nie trzeba telefonu). Spokojnie robię też gwiazdę (nawet 10 pod rząd), mostek ze stania, bez problemu usiądę w pozycji lotosu, ciągle zdarza mi się zapalać światło stopami, gdy mam zajęte ręce, mimo że pstryczki są dość wysoko. Ciągle przejeżdżam rowerem 40 km na raz bez problemu. Jest git.
I tak, ja robię od czasu do czasu takie szalone rzeczy. Nie wstydzę się robić gwiazd na plaży, huśtać na huśtwakach w parku czy zjeżdżać na zjeżdżalni. Nie mam grubej dupy, więc nie ma obawy że utknę :-) Jeśli komuś wydaje się to niestosowne czy śmieszne, to znaczy że musi być kurwesko stary albo ma zwyczajnie kij w dupie.
I tak, ja robię od czasu do czasu takie szalone rzeczy. Nie wstydzę się robić gwiazd na plaży, huśtać na huśtwakach w parku czy zjeżdżać na zjeżdżalni. Nie mam grubej dupy, więc nie ma obawy że utknę :-) Jeśli komuś wydaje się to niestosowne czy śmieszne, to znaczy że musi być kurwesko stary albo ma zwyczajnie kij w dupie.
Moja dieta i fitness.
Nie chodzę na żaden głupi fitness, mam w dupie zdrowe odżywianie, w życiu nie byłam na żadnej diecie, w życiu ani przez jeden dzień roku nie musiałam się odchudzać. Dzień zaczynam od jedzenia i jedzeniem kończę. Obiad jem koło 18-19tej, a potem jem jeszcze kolację. Zdarza mi się wstać w nocy, by coś przekąsić, bowiem nie mogę spać, gdy jestem głodna. Jem dużo chipsów, ciastek, cukierków i czekoladek, ale uwielbiam też owoce - szczególnie truskawki, awokado, winogron i banany, no i orzechy wszystkie w dużych ilościach. Lubię też wino, porto i piwo - tu w Be jestem w raju :-)
Całe dnie żyję w ruchu. Moja praca to najlepszy klub sportowy, najwspanialszy fitness. Najpierw pół godziny rowerowania. Potem 4 godziny intensywnych ćwiczeń ze sprzętem: odkurzacz, miotła, mop, wiadro, szmata, drabinka, schody . Znowu rowerek i znowu 4 godziny ćwiczeń. Na koniec jeszcze rowerek. 9 godzin dziennie codziennie przez 5 dni w tygodniu. W weekendy dla relaksu też lubię porowerować. Ważę 56kg przy wzroście 165cm - tyle samo co w liceum. Nigdy nie miałam nawet kila nadwagi. Nie mam na to czasu :P
Hobby, media i czas wolny.
Telewizja. Nie wiem co to, bo nie używam od wielu lat. Nie mamy telewizji.
Internet: Kocham. Używam od niepamiętnych czasów do zdobywania wiedzy o świecie, poznawania ludzi i kontaktów z niemi, krajowych i międzynarodowych zakupów, załatwiania wszelakich spraw urzędowych, płatności i wszelakiej innej rozrywki.
Telefon: Nie rozstaję się. Aktualnie mam Iphone6. Używam go do robienia zdjęć, komunikacji z dziećmi, mężem, innymi rodzicami, do robienia zdjeć, do pracy, zakupów, płatności, tłumaczeń, nawigowania, internetu no i gram namiętnie (szczególnie w kiblu) w Candy Crush Saga (>1000 poziomów).... czy mówiłam już o robieniu zdjęć...?
Książki. Uwielbiam od dziecka. Czytam po polsku i niderlandzku, w papierze i ebooku. Ulubione to thrillery, kryminały, popularno-naukowe, reportaże. Ulubieni autorzy powieści to m.in.: R. Cook, S. King, Donato Carrrisi, Jeffery Deaver, Tess Gerritsen
Najciekawsze książki przeczytane w ostatnim czasie?
Najciekawsze książki przeczytane w ostatnim czasie?
Wysokowrażliwi - Aaron Elaine R.
Ludzkość poprawiona - Grzegorz Lindenberg
Po prostu mnie przytul. - Kaja Platowska
Kongo. Opowieść o zrujnowanym kraju. - David van Reybrouck
Z nienawiści do kobiet - Justyna Kopińska
Mój sąsiad islamista. Kalifat u drzwi Europy- Marek Orzechowski.
Początek - Dan Brown
Klichowski - Narodziny cyborgizacji
Luis Montero Manglano -Poszukiwacze
Nie ma Boga prócz Allaha - Reza Aslan
Heretyczka - Ayaan Hirsi Ali
Głód - Martin Caparros
Największa porażka ostatniego czasu to Nosowska i jej "A ja żem jej powiedziała".
Klichowski - Narodziny cyborgizacji
Luis Montero Manglano -Poszukiwacze
Nie ma Boga prócz Allaha - Reza Aslan
Heretyczka - Ayaan Hirsi Ali
Głód - Martin Caparros
Największa porażka ostatniego czasu to Nosowska i jej "A ja żem jej powiedziała".
Czasopisma. Te same od liceum: "Wiedza i Życie" i "Świat Nauki".
Poza tym, a może przede wszystkim lubię spędzać czas z własnymi dzieckami i małżonkiem, no i odkrywać nowe miejsca i właśnie zamierzam coś odkryć... Może nawet dziś, kto wie...?