1 lutego 2020

Pieniądze na dzieci w Belgii, czyli jak to manna z nieba leci.

Zdarza mi się czasem gdzieś przeczytać lub usłyszeć, że w Belgii rodzice dostają kupę szmalu na dzieci od państwa. W ogóle że "socjal" jest wysoki no i zasadniczo, że euro tu na krzaku rośnie i tak dalej. Pomarzyć dobra rzecz, jak mówią, ale nie zaszodzi też orientować się z grubsza w faktach.
na leszczynie tylko kluski rosną, euro nie widziałam jeszcze

Na co zatem może rodzic liczyć w Belgii? 

W sumie to na sporo rzeczy. Przede wszystkim jednak może pracować i zarobić i to jest najważniejsze.

Rodzinne.

Wszyscy rodzice dostają tutaj  dodatek rodzinny, który wynosi według starych zasad (dzieci urodzone i przybyłe do Belgii do 2019 roku):
od ok 90€ na pierwsze, 
170€ na drugie 
i 260€ na kolejne dziecko
plus do tego dodatki wiekowe od 6tego, 12tego, 18tego roku życia w oszałamiajacych kwotach od 16€ do 60€.

Dla przykładu podam, że u nas wychodzi na troje dzieci łącznie jakieś 630€/mc. 

Jakby to na złocisze przeliczył, to może by było i dużo, ale my nie mieszkamy w PL, tylko w BE, gdzie wydajemy w euro, a ceny są europejskie i dla nas jest to po prostu 630€, to jak w PL 630 złotych tak mniej więcej. Dużo? Nie, ta kwota nie pokrywa nawet naszych wydatków na jedzenie ani tym bardziej na czynsz, ale dobrze, że dają - zawsze się przyda, choćby na ubrania dla dziecka czy faktury za szkołę.

Do tego jest jednorazowy dodatek szkolny w sierpniu: podstawowy w kwotach
od 20€ dla 3-4letnich maluchów
do 60€ dla dorosłych uczących się dzieci
plus inny dodatek zależny m.in. od tego do jakiej szkoły dziecko chodzi i od dochodu.

Rodzinne według nowych zasad. Na dzieci urodzone (i przybyłe do BE) po 2019 roku rodzic dostaje od 140€ do 290€ na dziecko miesięcznie zależnie od dochodu, sytuacji rodzinnej i wieku dziecka. Szaleństwo po prostu.
.
Jednorazowy dodatek za urodzenie lub adopcję  dziecka to w Belgii ok 1000€, wg nowych zasad na drugie i kolejne dziecko jest ok 500€.

Są też dodatki dla dzieci niepełnosprawnych, które wynoszą od 80-560€/miesięcznie zależnie od stopnia niepełnosprawności (wg nowych zasad).

Jedno, co mogę rzec to to, że z rodzinnego tutaj na pewno z dzieckiem nie wyżyjesz nie mając pracy, bo nawet na najniższy czynsz ci nie starczy, nie mówiąc o opłatach, jedzeniu czy przyodziewku.

Kolejną rzeczą, którą rodzice w Belgii dostają od państwa jest szkoła.

Król sponosoruje naukę najmłodszych, w związku z czym rodzice dzieci od 2,5 do 12 lat nie muszą kupować do szkoły prawie nic. Podręczniki, przybory, zeszyty i wszystkie inne rzeczy są w szkole, a rodzic kupuje tylko strój na gimnastykę, na basen, tornister i pudełka na jedzenie (kanapki, ciastka, owoce) oraz ROWER (przynajmniej u nas obowiązkowo jest mieć rower, bo czasem są wycieczki rowerowe i nikogo nie obchodzi skąd takowy weźmiesz, zresztą tu każdy ma porządny rower - to jest oczywiste, bo to Flandria). 
W belgijskich szkołach i przedszkolach nie serwuje się raczej jedzenia. W niektórych są zupy w sezonie zimowym czy inne tam ciepłe posiłki, ale oczywiście płatne. Dzieci mogą iśc na obiad do domu, bo przerwa obiadowa trwa godzinę. Jednak standardem są po prostu zwykłe kanapki i woda o 12 godzinie oraz ciastko lub owoc o godzinie 10tej. (tak, na cały siedmiogodzinny dzień!). 

W Belgii (mam na myśli Flandrię, bo inne regiony w detalach mogą się nieco różnić) są też obowiązkowe FAKTURY ZA SZKOŁĘ! Płaci się miesięcznie albo raz na trymestr zależnie od szkoły. Płacimy m.in. za różne kserówki, wydruki, wycieczki (także zagraniczne), obozy, niektóre programy i sprzęt komputerowy i wiele innych rzeczy zależnie od szkoły. (szkolne wycieczki i kilkudniowe obozy są tu obowiązkowe).
Płacimy też za świetlicę i to nie tylko tę przed lekcjami i po lekcjach, ale także opiekę na przerwie południowej! 

Faktury szkolne to wydatek od kilkunastu do KILKUSET euro na trymestr zależnie od rodzaju szkoły i kierunku. Podstawówka jest najtańsza, nienajgorzej jest też w zwykłym liceum. Jednak technika i zawodówki to już dosyć kosztowna edukacja.

Podręczniki i przybory do szkoły średniej kupuje się  we własnym zakresie.
Do tego dochodzą ewentualne wydatki na bilety miesięczne/trzymiesięczne czy roczne. Przypomnę, że tu do szkoły średniej idzie się mając lat 12 (słownie: dwanaście) i trzeba dojeżdzać rowerem (do 10 km standard) albo autobusami czy pociągami. Abonamenty szkolne są dużo tańsze niż dla dorosłych i stosunkowo chyba tańsze niż w Polsce, ale to zawsze wydatek. 

W końcu kwestia, która wielu Polakom mieszkającym w Polsce często umyka.

U nas w Belgii nie ma darmowej służby zdrowia. Jest tylko prywatna.

A to znaczy, że za każdą wizytę u lekarza, dentysty, psychologa, ortopedy,  logopedy,  w szpitalu, na pogotowiu trzeba zapłacić. Potem dopiero dostajemy ewentualnie częściowy zwrot kosztów od swojego ubezpieczyciela, zakładając że pracujemy i jesteśmy ubezpieczeni albo płacimy sobie ubezpieczenie na własny rachunek, co raczej bez pracy trochę może być trudne, bo tak serio to euro nie rośnie na krzaku, a państwo nie jest za bardzo skore do sponsorowania nierobów. 

Darmowe są tutaj okresowe badania dla dzieci oraz szczepienia obowiązkowe, których tu jest więcej niż w PL. Darmowa jest też podstawowa opieka dentystyczna dla dzieci do 18 roku życia (kontrolne wizyty, leczenie, plomby). Płacimy za wszystko, ale dostajemy 100% zwrot. Za aparat korygujący już jednak zabólimy z własnej kieszeni, a ubezpieczyciel odda tylko mały procent (u nas np aparat będzie kosztował 2,5 tysiąca €). No chyba że mamy opłacone ubezpieczenie dentystyczne, co jednak przecież też wiąże się z wcale nie małym systematycznym wydatkiem i czasem może sie zwyczajnie nie opłacać. 

Jest tu też ubezpieczenie szpitalne, które dobrze jest płacić, bo w razie trafienia do szpitala koszty liczy się w dziesiątkach tysiecy euro. No ale szpitalne ubezpieczenie też bynajmniej wszystkich kosztów nie pokrywa i często nadal trzeba kilkanaście albo -dzieciąt tysięcy euro zapłacić za pobyt swój czy dziecka w szpitalu.

Nie można zapomnieć też tutaj o ważnej sprawie. Zdrowie dziecka jest tu pod nadzorem państwa cały czas. Podczas badań okresowych, w szkole ludzie przyglądają się dziecku bardzo dokładnie i jesli ktoś twierdzi, że dziecko np ma zaniedbane zęby, krzywy kręgosłup, wadę wymowy, brakuje mu jakiegoś szczepienia czy zauważy jakikolwiek inny problem okołozdrowotny to zaraz wysyła do rodziców list z informacją, że powinni coś z tym zrobić. Olewanie problemu zasadniczo może się skończyć dla rodziców w sądzie. Zatem nie możesz tu powiedzieć - jak w Polsce - że nie masz hajsu, czy czasu na dentystę, psychologa, ortopedę.

To samo tyczy się mieszkania. W Belgii nie ma takiej opcji, by pięcioro dzieci gniotło się w 2 pokoikach. Tutaj każde dziecko ma mieć swój własny kąt i odpowiednie warunki do nauki i relaksu. Sprawdzają to w razie wątpliwości lub podejrzeń, a także strandardowo przy meldunku. Tutaj ci nikt nie powie, że przy dwóch dzieciach i trzecie sie wychowa. Jeśli rodziców nie stać na utrzymanie dziecka, to lepiej by nawet sie nie starali albo za wczasu pomyśleli o aborcji. No co? Takie są fakty, przed tym nie uciekniesz.

Mieszkam w tym kraju siódmy rok i dziś wiem, że tutaj nie możliwym jest utrzymanie rodziny z jednej pensji. Mówię oczywiście o zwykłych ludziach pracujących w zwykłych zawodach (pracownicy fizyczni, nauczyciele, urzędnicy, kierowcy, drobni przedsiębiorcy etc etc) nie o bogaczach. Nie ma też tutaj zbyt dużo zbyt długich urlopów (ani macierzyńskiego, ani wychowawczego, ani nawet zwykłego wypoczynkowego to tu nie nawaliło - ale o tym będzie kiedyś osobny wpis). Każdemu z rodziców przysługuje tutaj 10 dni BEZPŁATNEGO urlopu na opiekę nad chorym członkiem rodziny (dzieckiem, partnerem), który wypisywany jest przez lekarza. 

Dlatego tutaj większość rodziców płci obojga pracuje (ale też dlatego, że CHCĄ i że MOGĄ), a matki zaraz po urodzeniu dziecka zaczynają szukać żłobka (znalezienie miejsca często graniczy z cudem) albo niani, by jak najszybciej wrócić do pracy choćby na część etatu. Niektórzy rodzice pracują w domu, inni pracują na część etatu. Wiele mam (choć ojcom też się zdarza) nie pracuje w środy, bo wtedy szkoła jest tylko do południa i nie ma co zrobić z dzieckiem. Babcie i dziadkowie nie są tu specjalnie skłonni zajmować się wnukami i moim zdaniem mają świętą rację. Zresztą wielu emerytów nie ma tu czasu na wnuki, bo albo też sobie dorabiają (emerytury belgijskie nie zwalają z nóg), albo zajmują się swoim hobby, podróżują, a czasem zwyczajnie są starzy i chorzy, bo ludzie coraz częściej stosunkowo późno starają się o dzieci a to ma swoje konsekwencje.

A prawie zapomniałam o bardzo ważnych wydatkach na dzieci. Wydatki na zorganizownie czasu wolnego, czyli zajęcia pozalekcyjne oraz kolonie czy tam obozy (jak zwał tak zwał) oraz organizacja urodzin i inne różne "standardowe" imprezy, które co prawda nie są wedle prawa obowiązkowe, ale po pierwsze dosyć niekorzystnie są postrzegani rodzice, którzy dziecka nigdzie nie wysyłają na żaden obóz, do żadnego klubu sportowego, akademii muzycznej, a po drugie samo dziecko źle się może czuć, gdy będzie jedynym w klasie, które nigdzie nie bywa, nigdzie nie należy.  

Mam nadzieję, że choć część ludzi zrozumiała po co  napisałam ten post i że wcale nie po to, by się skarżyć ani użalać, ani też nie po to by pokazać jak mi ciężko w tej zagranicy.

Napisałam, żeby opowiedzieć po prostu jak jest i pokazać że tutejsze życie diametralnie różni się od życia w Polsce. Różni się standardem i poziomem życia, różni się oczekiwaniami społecznymi, różni sie rozwiązaniami i prawem. Ten wpis dotyczy sytuacji zwyczajnych, życia przeciętnego człowieka.

Mnie się podoba życie tutaj i wiele (pewnie nawet większość) belgijskich rozwiązań uważam za dobre i rozsądne. Euro na krzaku nie rośnie, ale człowiek ma możliwości, by zarobić to euro uczciwą pracą. Ceny mamy tu europejskie (czytaj: w chu wszystko drogie i z każdym miesiącem drożeje), ale ciągle człowiek może tu godnie żyć, a nie jak żebrak. 

A socjal? No cóż, to już inna historia na inny wpis. Uwierzcie mi jednak na słowo, że nikt Wam w Belgii niczego bez powodu za darmo nie da. No chyba że w łeb. Żaden kraj by do niczego nie doszedł ani niczego nie osiągnął, jakby rozdawał hajs na lewo i prawo za nic i promował nieróbstwo i żebractwo zamiast uczciwej pracy i nauki. Są jednak sytuacje szczególne, wypadki losowe, choroby, kiedy to człowiek potrzebuje specjalnego traktowania i tu dobrze jak pańswto wówczas pomoże. Pomagając rodakom miałam okazję się przekonać, jak pomaga Belgia ludziom w potrzebie w wyjątkowych, podbramkowych sytuacjach i kiedyś zapewne o tym napiszę. 


6 komentarzy:

  1. Witam,
    Gdyby Pani odpowiedziała mi na jedno pytanie, byłabym bardzo wdzięczna. Mąż dostał propozycję pracy jako kierownik w firmie produkcyjnej (rurociągi) w Antwerpii. Lada dzień mamy podać, jakie wynagrodzenie chciałby otrzymać. Ma duże doświadczenie. Jakie wynagrodzenie uznałaby Pani za satysfakcjonujące dla rodziny 4osobowej. Najprawdopodobniej mąż będzie jedynym żywicielem rodziny w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja wiem, ile zarabiają sprzątaczki i lakiernicy i że z tego można było do tego czasu całkiem godziwie żyć, co po przejściu tego zajebistego wirusa już takie oczywiste raczej nie będzie... Ja jestem zwykłą SPRZĄTACZKĄ! Nie znam się na zarobkach w poszczególnych gałęziach gospodarki. Zarobki uzależnione są od pierdyliarda rzeczy, do tego dochodzą takie kwestie jak różne dodatki (lub ich brak), mieszkanie dla pracownika lub jego brak, zwrot kosztów dojazdów do pracy lub ich brak, podatki, ubezpieczenia, czy to firma tutejsza czy polska itd itp. W Belgii życie jest drogie i utrzymanie rodziny przez jedną osobe na godziwym poziomie to raczej nie łatwa sprawa.

      Usuń
  2. Czy ciężko znaleźć pracę nie znając języka? Czy wynajmując mieszkanie każde z dzieci musi mieć "swój pokój" czy można np. jeden pokój na 2 młodsze dziewczynki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe dzieci mogą mieć wspólny pokój, czy też mały berbeć może spać w pokoju rodziców. Jak już chodza do szkoły to ważne, by każde miało własne miejsce do spania, nauki i spokojnego odpoczynku. Jeśli pokój dzieci jest duży i każdy ma dość miejsca, to nie powinno być problemu - chodzi o to by się nie gnieść na kupie, by dziecko miało własne łóżko, wygodne miejsce do nauki i zabawy. Jednak w tej kwestii wiele zależy od podejścia dzielnicowego, który przychodzi kontrolować mieszkanie po zameldowaniu - wszędzie są ludzie normalni i parapety.
      Co do pracy to zależy jaką pracę, w jakich warunkach i ile na godzinę. No i co rozumiesz przez "bez języka", bo co innego znać tylko i wyłącznie polski, a co innego znać np angielski na poziomie podstawowym, ale nie znac tutejszych języków urzędowych. Pytanie też, czy chcesz tu przyjechać w ciemno, czy chcesz szukać pracy z Polski zanim wyjedziesz, czy do kogoś kto Cię może na początku utrzymywać (np pracujący tu partner), a Ty w tym czasie skoczysz na kurs językowy (możliwy jest gratis) i nauczysz sie podstaw języka... Kolejna kwestią są Twoje ewentualne dyplomy, umiejętności i doświadczenie. Jeśli ktos nigdy nigdzie nie pracował, na pewno będzie miał trudnosci ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy, ale jeśli ktoś coś umie i ma doświadczenie to może się zdarzyć że wszędzie go z otwartymi ramionami przyjmą mimo, że nie mówi w danym języku. W niektórych zawodach jest dosyć łatwo dostać pracę w innych trudno. W aktualnych pandemicznych czasach to ogólnie jest trudno ze wsystkim, a lepiej raczej nie będzie...

      Usuń
  3. Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobry tekst.Wiele informacji. Życzę sukcesów.

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko