W zasadzie od dawna nie lubię świąt. Ani tych, ani tych na wiosnę... No bo o co tyle hałasu?
W dzieciństwie owszem z niecierpliwością czekało się na święta... ubieranie choinki, duża wigilia z babcią, wujkami, ciociami i wspólne śpiewanie kolęd, szopka, choinki w kościele, fajne filmy w tv, które oglądało się z całą rodziną, pomaganie przy pieczeniu tych wszystkich serników, makowców, robieniu sałatek, odwiedzanie rodziny...
Z czasem zagubiła się właśnie głównie rodzinność tych dni, każdy siedzi przed swoim telewizorem, komputerem, jak już się pójdzie w gości lub też goście przyjdą to każą się opychać sałatkami, ciastami na które się nie ma ochoty, ale trzeba jeść, by gospodyni nie obrazić. Zresztą żarcie takie samo jak przez cały rok... No i ulubione tematy rozmowy: co ma sąsiad czego my nie mamy i skąd to ma jak mieć nie powinien i nie zasłużył to nam się należy a ta od tamtych z tym od tego jak ona wygląda a jak się zachowuje a te ich dzieci a to wszystko przez ten rząd... A by tylko kto wstał od stołu, żeby na ten przykład do wuceta się udać to już jego d w temacie, bo "czy wy wiecie, że on..." i każdy bierze udział w tej szopce, bo to się udziela wszystkim choć każdy pewnie wie, że jak pójdzie do kibla...
Wszechobecna zawiść, wrogość - bo to Polska właśnie - nawet, a może zwłaszcza, w święta.
Dlatego znielubiłam święta jakiś czas temu. Sytuacji nie poprawił fakt, że Starsza Młoda urodziła się w wigilię, gdy to najgorszy personel miał dyżur na porodówce i ledwo co obie przeżyłyśmy... ale to inna bajka.
Jednak w pl to jeszcze czuć trochę tej świątecznej atmosfery. Ludzie idą do kościoła, spotykają się z rodziną (nawet jeśli to wygląda jak powyżej, to się spotykają), jak nie muszą pracować to świętują.
Tutaj w be już na początku grudnia ludzie wytargali przeróżne świecące dekoracje, które świecą się dzień-noc, dzieci w ostatnim tygodniu wymieniały się kartkami świątecznymi z życzeniami od całych rodzin, ale - jak mówi znajoma Polka z 40letnim stażem w be - tutaj ludzie tak nie świętują. Dzieci co prawda mają ferie świąteczne jak w pl i odpoczywają, ale dorośli jak widzę mieli wolne tylko w Boże Narodzenie, bo w "Szczepana"już sklepy czynne, listonosz pocztę rozwoził itd. A do kościoła też raczej tłumy nie walą, o czym, świadczy chociażby fakt,że pasterka jest co 5 lat w innej parafii. W tym roku akurat wypadało w naszej wsi, ale przyznam się, mimo szczerych chęci doczekałam tylko do 22ej :) No cóż jak ktoś chodzi spać z kurami i z kurami wstaje to żywcem nie da rady siedzieć do północy. Nie mówiąc o tym by chciało się jeszcze wychodzić z domu, gdy leje jak z cebra, a tak było w święta. Zresztą nie miałam wielkiej motywacji, bo jednak Msza po niderlandzku, to Msza po niderlandzku i tak nic się nie rozumie. Jak powszechnie wiadomo, ja nie jestem wzorową katoliczką, niemniej jednak czasem mam potrzebę pójść do kościoła, zwłaszcza odkąd sprawy wszelakie (typu chrzty, komunie, ślub) w tej kwestii mam "formalnie" uporządkowane. W święta lubię pójść choćby po to, by posłuchać czy pośpiewać kolęd i dać tym samym się ponieść magii świąt. I właśnie możliwe, że tym razem właśnie tego zabrakło. No ale dopóki się nie zaznajomię z językiem to nie mam wielkiej ochoty uczestniczyć w Mszy. Chyba że dorobimy się jakiegoś jeżdżącego klamota, to odwiedzimy polskie kościoły.
Poza niezrozumieniem tesktów belgijskie kościoły mogą działać przygnębiająco z innego powodu. Bo Belgia to kraj kiedyś katolicki, są tu przepiękne kościoły i stare i nowoczesne, ale jak się przekonałam, świecą pustkami. Powiem Wam, że mimo średniej raczej integracji mojej z Kosciołem, smutno się robi, gdy człowiek widzi takie ogromne a puste świątynie.
Zaraz niedługo po przybyciu do be wybraliśmy się na pieszą wycieczkę do Narodowej Bazyliki Najświętszego Serca w Brukseli. Dla zainteresowanych odsyłacz do Wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Narodowa_Bazylika_Naj%C5%9Bwi%C4%99tszego_Serca_w_Brukseli
Od naszego poprzedniego mieszkania to było jakieś 5 km, więc sobie spokojnie spacerkiem przeszliśmy. Świątynia jest przepiękna, jak widać na obrazku. Od jej drzwi głównych dodatkowo mamy widok na ładny Park Elżbietański. Przed bazyliką spotkaliśmy wielu turystów a na trawie przed głównym wejściem wypoczywających ludzi i - co mnie lekko zszokowało - ludzi opalających się w samej bieliźnie, co mi nijak nie pasowało do powagi tego miejsca bez względu na to jaką kto religię wyznaje. Ale to nic. Idziemy dalej w poszukiwaniu wejścia, bo główne zamknięte na cztery spusty. Wchodzi się bocznym wejściem, które jednocześnie jest tez wejściem do restauracji. Akurat trafiliśmy na jedną jedyną Mszę, w której uczestniczyło UWAGA! jakieś 30-40 osób, a świątynia olbrzymia i przepiękna. Jest też miejsce poświęcone Janu Pawłowi II, gdyż odwiedzając Belgię właśnie w tym kościele gościł. Tu zauważyłam czasem ktoś z turystów przystaje, modli się, zapala świeczkę... Ale tubylcy raczej nie bardzo zainteresowani pobytem w kościele.
Później kilka razy uczestniczyliśmy w francuskojęzycznych Mszach w naszej okolicy. Razem z nami bywało tam około 50 osób. W większości kościołów brukselskich jest jedna Msza w niedzielę, w niektórych są jeszcze nabożeństwa w któryś inny dzień tygodnia. W kościołach, w których byliśmy, nie było ławek jak w pl, tylko krzesełka ustawione w półkole, tak, że każdy każdego widzi. Każdego wchodzącego wita ksiądz podaniem ręki (tak samo przy wyjściu z kościoła) a ktoś inny rozdaje każdemu kartkę z porządkiem Mszy i tekstami pieśni, czytań, Ewangelii na daną niedzielę.
Tutaj rzadko ktoś klęka zarówno przy wejściu jak i w czasie Mszy. przekazując "znak pokoju" każdy do każdego podchodzi podając ręce, także ksiądz do każdego podchodzi. Komunia rozdawana jest do ręki. Poza tym porządek jest taki sam jak w pl. No tylko język inny...
Tak się zastanawiam, ile czasu potrzeba by polskie kościoły świeciły takimi pustkami jak tutaj? Bo - moim zdaniem - w końcu tak będzie, no chyba że Kościół zmieni swe nastawienie, politykę, znajdzie jakiś pomysł, a jakoś się a to nie zanosi. Uważam, że jeśli księża nadal będą zmuszać dzieci i młodzież oraz dorosłych do chodzenia do kościoła i próbować ich kontrolować na wszelkie możliwe sposoby zamiast skutecznie zachęcać to nastąpi to raczej prędzej niż później. No bo weźmy chociażby spowiedź z okazji ślubu, bierzmowania, chrztu... żeby dorosły człowiek musiał prosić o podpisanie zaświadczenia iż faktycznie u spowiedzi był, to dla mnie jest nie tyle nawet śmieszna co wręcz chore. Dla kogo ja idę do spowiedzi, dla siebie, czy dla księżula i dla durnych formalności? A może by tak idąc w tą stronę kamery w domu, podsłuch w telefonie? bo może ja na ten przykład zdradzam męża a się nie spowiadam z tego? hę? skąd on wie czy ja nie cyganię na spowiedzi? skoro nie uwierzy że się spowiadałam jak nie pokażę dowodu? hę?
Dobrze że są jeszcze - nieliczni bo nieliczni - tacy księża jak w naszej ostatniej parafii w pl, to jest dla polskiego Kościoła trochę nadziei. Facet, który nie mówi "róbcie" tylko "robimy", zakłada jeansy, podkoszulek i nosi wiadra z farbą do malowania plebanii. Ksiądz, który nie woła kasy za ślub, chrzest... nam powiedział np że mamy dzieci więc ważniejsze wydatki mamy, "jak kiedy będziecie mieć to dacie jakąś ofiarę, ale to przeważnie stare babki dają" No i właśnie poczucie humoru, które zjednuje serca zarówno dorosłych jak młodzieży i dzieciarni. Ma też pewnie swoje wady i upierdliwości jak każdy człowiek na Ziemi, ale ważne jest ogólne ludzkie, życzliwe podejście jakiego bez wątpienia potrzeba nie tylko w Kościele ale w całej Polsce.
No a tu? Tu dla kościoła jest już chyba za późno, za dużo ludzi innych wyznań. Czasem odnosi się wrażenie, że Belgia się wstydzi katolickich korzeni. Jednak jest pozytywna wg mnie strona tej sytuacji. Tu do kościoła idą tylko ci, co na prawę tego chcą, a nie jak w pl, żeby sąsiedzi nie gadali, żeby ksiądz nie pokazywał palcem... I tu w kościele czuje się tą wzajemną więź, sympatię, nawet jak jest się obcym przybyszem. A w pl zwłaszcza na zadupiach zaraz po wejściu do kościoła każdy jest lustrowany od dołu do góry i już każdy ocenia, bo sąsiadka lepiej wie, czy powinieneś dziś przyjąć komunię Świętą i co masz na sumieniu... Przez to nie lubiłam chodzić do kościoła w pewnym okresie życia na skądinąd fajnym polskim zadupiu.
Powinnam robic teraz co innego,ale... no wlasnie wciagna mnie twoj blog i twoje przemyslenia-wiele podobnych do moich...ale co do swiat w Belgii (co prawda spedzilam tu jedne w ciagu 23 lat) to owszem sa rodziny belgijskie,ktore celebruja je uroczyscie podobnie jak w PL-spotykaja sie raz u dziadkow,raz u rodzicow,a innym-u doroslych dzieci przy wielkim indyku ,ciescie z kremem i innymi specjalami.Wielu ma jakies tam mieszkania wakacyjne czy to nad morzem czy w Ardenach i tam wyjezdzaja na swieta calymi rodzinami. Tak,sklepy sa otwarte 26/12,ale i wiele osob ma wolne do Nowego Roku. A co do twojego opisu ksiedza ktory wlasnie zaklada t shirt i np odnawia kosciol z parafianami,to mialam okazje takiego poznac w 1987 roku w podstrasbourskiej wsi.Byl to dla mnie szok,o ktorym do dzisiaj znajomi pamietaja.Pozdrawiam i dzieki za ten blog,ola
OdpowiedzUsuń