7 czerwca 2014

Dżisas jak można mieszkać w mieście ?!!!

Wczoraj minął pierwszy rok od naszego przybycia do Belgii.  Zleciało jak z bicza strzelił. 365 dni  życia w ogromnym stresie pomieszanym z wielkim zachwytem nad wszystkimi urokami tego kraju. Początek - jako się rzekło - był koszmarny, brakowało nadziei, sił i nawet humoru na walkę z niekończącymi się i mnożącymi się wciąż przeciwnościami losu. Przyjechałam tutaj znając kilka (może kilkanaście?) podstawowych zwrotów po francusku i ani jednego po niderlandzku.Jednak obawy przed kontaktami z tubylcami okazały się niepotrzebne. Mieszkańcy Belgii ogólnie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni, oczywiście i tu naburmuszeńców nie brakuje. Teraz zarówno ja jak i młode jesteśmy w stanie jakoś się z tubylcami dogadać. No, nie czarujmy się, do swobodnego i poprawnego porozumiewania potrzeba jeszcze ze 2 lata nauki i treningów, ale ze znajomością podstaw języka i umiarkowanym talentem teatralnym idzie sobie pogadać z sąsiadami... tylko ręce czasem bolą :-)

wiejskie klimaty 

Nic to. Teraz inna z kolei refleksja....
Odkąd przeprowadziliśmy się na wieś, nie odwiedzaliśmy Brukseli. Bo i po kiego? Jednak parę dni temu zaistniała potrzeba pojechania do stolicy. No i byłam w szoku...
Jesssu, jak można mieszkać w mieście?! To myśl szalejąca po mojej pustej mózgownicy , po parugodzinnej wizycie w stolicy. Czy jak mieszkałam tam przez pół roku,  to też było tam tak głośno? tak tłoczno? tak szybko? Niemożliwe. Przeco bym zauważyła, nie? :-D

Normalnie szok. Gdy zapytałam dziewczyny, czy chciałyby wrócić do Brukseli, jednocześnie odkrzyknęły: nieee! Kurcze, jak szybko człowiek przyzwyczaił się napowrót do spokojnego wiejskiego życia. Jednak wsiowy ludź ze mnie. Chociaż nadal uważam, że Bruksela jest bardzo pięknym i ciekawym miastem, to jednak wolę mieszkać w spokojniejszych okolicznościach. Uch!

Bruksela... Przez pół godziny szukaliśmy parkowiska, ostatecznie jadąc metrem do punktu docelowego...
Potem te tłumy ludzi wszędzie, samochody, tramwaje, hałas, zgiełk, pośpiech.... Dziecka nie spuści z oka na sekundę, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Uch! Męczące...
Tutaj na wsi dzieci bawią się na ulicy, przez otwarte okno słychać tylko gdakanie kur i kumkanie żab u sąsiadów. Dobrze mi tu.

No tak. Wcześniej nie odczułam wielkomiejskości Brukseli, bo po 3letnim życiu w miasteczku na 4 piętrze tuż koło głównej ulicy, którą całe noce jechały tiry, karetki na sygnale i darli się ludzie, przyzwyczaiłam się do miejskiego gwaru. Jednak pomieszkałam na zadupiu i od razu się odzwyczaiłam od miastowego gwaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko