Przez cały tydzień nie zdążyłam usiąść do kompa na dłużej niż kilka chwil potrzebnych do przeczytania i napisania paru mejli.
W ostatnim czasie prawie wszystko kręciło się wokół naszej czadowej imprezy urodzinowej. A to trzeba było się spotkać z mamami, a to kupić odpowiednie ubrania, a to prezenty zapakować. Praca i codzienne obowiązki dopełniały reszty czasu. W międzyczasie jeszcze jakieś mniej lub bardziej konieczne wyjścia, wyjazdy, przejazdy, jakieś zadanie domowe z niderlandzkiego. I poszło.
Zorganizowanie wspólnych urodzin dla 6 dziewczyn to nie lada przedsięwzięcie. Każdy ma inne potrzeby, oczekiwania, fantazje. Jednak nasza wesoła grupa okazała się wyjątkowo zgodna co do pomysłów na miejsce, dekoracje i poczęstunek.
Przy okazji naszych babskich pogaduszek dowiedziałam się, że klasa Młodej już od przedszkola była zgraną paczką. Zarówno dzieci jak i rodzice znajdują wspólny język przy każdej prawie okazji. Czyli mieliśmy szczęście trafiając w to a nie inne miejsce w naszej życiowej podróży.
Przy okazji naszych babskich pogaduszek dowiedziałam się, że klasa Młodej już od przedszkola była zgraną paczką. Zarówno dzieci jak i rodzice znajdują wspólny język przy każdej prawie okazji. Czyli mieliśmy szczęście trafiając w to a nie inne miejsce w naszej życiowej podróży.
Teraz opowiem troszkę o samych urodzinach.
Odbyły się one w sali parafialnej. Były różne pomysły na temat imprezy. W Belgii bowiem często organizuje się tematyczne przyjęcia i to nie tylko dla małolatów. Od mam wyszedł temat 'gala'. Już widziałyśmy oczyma wyobraźni nasze panny w eleganckich strojach i cały ten blask, ale okazało się, że dziewczyny nie czują tego klimatu. One proponowały o wiele bardziej zwariowane hasła typu "dżungla", "księżniczki", no i, uwaga, "piłka nożna". No, bo chłopakom tez musi się podobać. Ot takie to nasze nastolatki. W końcu ktoś podrzucił temat kolorów i po kilku zestawach, ostatecznie przyjął się srebrny biały i glitter (błyszczący). Tak więc były srebrne balony, kulę dyskotekowe i cała reszta w podobnej tonacji. Dzieciarnia, a było tego około 30 sztuk, przywdziała się w biel i błyskotki. Chłopcy może aż tak bardzo się nie błyszczeli, ale za to wszyscy jak jeden mąż skakali, tańczyli, dokazywali w rytm ulubionych kawałków zapodawanych przez DJ - starszego kolegę solenizantek.
Impreza była wyśmienita i nasze dziewczyny pewnie długo jej nie zapomną. Jako poczęstunek przygotowaliśmy hot dogi i chipsy. Poza tym opróżniono sporo butelek coli, fanty i wody mineralnej. Mieliśmy my też napoje z procentami, ale tylko dla tych powyżej 18 lat. Na koniec rodzice i dziadkowie, przybywający po odbiór swoich rozbawionych pociech, zostali zaproszeni na drinka. Zabawa skończyła się w okolicach dwudziestej drugiej i dostarczyła także nam starym sporo miłych wrażeń.
Dla mnie i mojej rodzinki to oczywiście kolejny ważny krok na drodze integracji. Była okazja poznać lepiej rodziców koleżanek dziewczyn, zacieśnić więzy i troszkę porozmawiać; w miarę moich skromnych możliwości językowych naturalnie.
Dziewczyny i to obie, co ważne, są też bardzo zadowolone. Najstarsza na początku nie mogła się odnaleźć. Już nawet widziałam w oczach chęć powrotu do domu. Jednak po chwili się rozkręciła i szalała z całą resztą.
Do dziś mam jeden fajny obrazek przed oczami. Gdy goście się porozchodzili, a my zabraliśmy się za sprzątanie, dziewczyny usiadły pospołu pod ścianą na podłodze, pozdejmowały buty i pokazywały jedna drugiej, w którym miejscu stopy najbardziej którą bolą. Oryginalny był to dość widok, ale to takie momenty potwierdzają, że zabawa była przednia.
Drugi obrazek to my dorośli ustawieni w kółeczko dzielący się ostatnią butelką szampana. Wokół nas nasz dobytek w torbach i pudłach, czyli dekoracje, butelki, śmieci, prezenty dziewczyn. Na każdej twarzy zadowolenie i radość z udanego wieczoru. Jak na zwykłe jedenaste urodziny chwile raczej niezwykłe i osobliwe. Tak nie wiele potrzeba, by pokolorować świat.
Drugi obrazek to my dorośli ustawieni w kółeczko dzielący się ostatnią butelką szampana. Wokół nas nasz dobytek w torbach i pudłach, czyli dekoracje, butelki, śmieci, prezenty dziewczyn. Na każdej twarzy zadowolenie i radość z udanego wieczoru. Jak na zwykłe jedenaste urodziny chwile raczej niezwykłe i osobliwe. Tak nie wiele potrzeba, by pokolorować świat.
plażowe znalezisko |
W niedzielę z kolei znowu mieliśmy dziki napad nieopanowanej chęci natychmiastowej potrzeby zmiany lokalizacji. Nie było żadnych planów. Wstaliśmy, pośniadaliśmy, odfajkowaliśmy rytuał "kilku ostatnich razy" w domino, memory i nową planszówkę z Aldika, po czym każdy spoczął przed swoim laptopem. Ja zaczęłam szukać drugiego ciekawego artykułu na niderlandzki (pierwszy przygotowałam w piątek), ale nijak mi nie szło. No i nagle poczuliśmy TO. Jakoś tak razem chyba we dwóch. Czy dwoje.
- Pojechał by gdzie... - zapytał stwierdzając M_jak_Mąż.
- Ostenda? - Odpowiedziałam pytająco.
-DZIEWCZYNY!!!!!!! JEDZIECIE NAD MORZE?!!!!!!! - zapytałam znad laptopa swoje córki grające w kogamę w swoim pokoju wspólnym.
Po jakichś dwóch godzinach maszerowaliśmy już w stronę plaży z parkingu dworcowego w Ostendzie. Belgia to fajny kraj. Chcesz posłuchać szumu fal, wsiadasz w auto lub pociąg i za godzinę jesteś na plaży. Marzy ci się spacer w górach - możesz tam być za godzinę. No, belgijskie góry przy polskich Tatrach to zaledwie pagórki, ale połazić można.
Ostenda |

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
✍️