4 czerwca 2016

Kot ninja

Jedziemy do szkoły. Zauważywszy czarnego kocura na pastwisku, wołamy kici-kici, na co kocisko prawie rozpłaszcza się na ziemi udając, że go tam nie ma. Młoda się śmieje - Mamo, on chyba myśli, że jest ninją i że może stać się niewidzialny.


Wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Już czerwiec, więc tylko 3 tygodnie i kilka dni do końca roku zostało. Tutaj chodzi się do szkoły do końca czerwca, nie do ostatniego piątku - jak w Polsce.
przyjaciele z sąsiedztwa i najmłodszy fotograf w rodzinie

Najwyższa pora na wakacje, bo wszyscy już zmęczeni. Nawet u  Młodego daje się już nadmiar szkoły zauważyć. Łatwo wpada w irytację i zaczyna krzyczeć lub kopać wszystkich, których uzna winnych niekorzystnego obrotu spraw. No co? W szkole wśród rówieśników człowiek uczy się różnych przydatnych w realnym życiu zachowań t. Na przykład jak zasadzić komuś solidnego kopa w goleń. Chodzi stosunkowo wcześnie spać, bo około 20-tej, a mimo to rano ciężko się go dobudzić o siódmej. W weekendy śpi czasem do dziewiątej, co jest dość niesamowite, gdyż jego normą była raczej szósta godzina lub coś koło tego i to przy wesołej zabawie do 22. Ponadto coraz częściej rano ogłasza bunt jednoosobowej załogi w sprawie pójścia do szkoły. Tyle tylko, że jak wczoraj proponowałam pozostanie w domu, bo miałam wolne, to stwierdził że musi iść do szkoły, bo ma przyjść fotograf robić zdjęcia. No pewnie, jakby wyglądało zdjęcie klasowe bez głównego bohatera?

Wczoraj wieczorem był już całkowicie wyczerpany - marudził na każdym kroku. Do tego, bawiąc się w Zorro, uderzył się w oczko kapeluszem i bardzo go bolało. Zaczął zasypiać na moich kolanach podczas pocieszania i tulenia. Zdjęliśmy więc tylko sweterek i jeansy, i po kilku minutach już spał. Dziś rano obudził się z ciągle łzawiącym i obolałym oczkiem. Trochę pomarudził, ale po chwili kazał się zanieść na dół. To taki rytuał poranny - tulenie, pieszczochanie, potem niesiemy księcia na dół, gdzie położony na kanapie i okryty kocykiem ogląda bajkę i się dobudza przez kilka minut. Jednak zanim go wzięłam na ręce, zauważył, że coś jest nie tak jak powinno. 
- Mamo, dlaczego ja spałem w ubraniu...?!!
Bystre oko naszego syna zauważy każde niedociągnięcie, każdą najdrobniejszą zmianę, każdą nowość. Nic się nie ukryje. Cały tatuś.

O zbliżających wakacjach świadczy ponadto wzajemna wymiana telefonów i mejli pomiędzy rodzicami połączone z zapraszaniem najlepszych kolegów syna lub córki do odwiedzin u siebie. Jak już mówiłam, bardzo mi się podoba ten tutejszy zwyczaj wspólnych zabaw wakacyjnych i świątecznych. Świetnie, że rodzice lubią gościć u siebie od czasu do czasu rówieśników swoich pociech. Młody też już planuje, które dzieci chce zapraszać do siebie.
raj dla alergików :-)

Od 20 czerwca obie dziewczyny piszą testy. Najstarsza zwykłe na koniec trymestru. Młoda zaś te najważniejsze w szkole podstawowej. Mimo poważnych postanowień co do pracowania nad niderlandzkim z Najstarszą podczas ostatniego trymestru prawie wcale nie uczyłam. Tam raptem parę razy zrobiłam z nią zadanie domowe. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu w ostatnim czasie mamy jeszcze mniej czasu, mimo że dzień jakoby dłuższym się jawi. Dziwne... ale niestety prawdziwe.

 W tym tygodniu zaczęłyśmy powtarzanie. Z przyrody mieli w tym trymestrze temat odżywiania - interesujący i bardzo dobry do nauki - jak chyba większość tematów z zakresu biologii. Z nauk społecznych też ciekawie - mieszkanie, budownictwo na przestrzeni dziejów, czyli od jaskini do drapaczy chmur.  Nauczyłam się jak nazywają się różne rodzaje zabudowań - wiedza pożyteczna.

Z matmy geometria i ułamki - również niezbyt trudno. Bardzo podobało mi się jedno z ich ostatnich ćwiczeń z matmy. Mieli zaprojektować i wykonać swój pokój lub ogród marzeń. Młoda robiła pokój marzeń w pudełku po butach zimowych. Każdy przedmiot trzeba było zrobić z papieru, czy innych tam materiałów plastycznych, ale na tym nie koniec. Młodzież musiała też obliczyć koszty urządzenia takiego pokoju czy ogrodu korzystając z gazetek reklamowych sklepów oraz internetu... Najstarsza lubi takie zadania a ja uważam, że matmy o wiele łatwiej się uczyć, gdy wzory, pomiary czy obliczenia mają jakieś sensowniejsze zastosowanie niż samo zapełnianie nimi kartek zeszytu czy podręcznika.

Natomiast niderlandzki jak to język - gramatyka, ortografia i dużo nowych słówek, które często są dla nas kompletnie niezrozumiałe. Czasem pomaga słownik Van Dale (w domu mamy NT2, czyli niderlandzki drugi język oraz taki dla dzieci do 12 lat, no i on line jest darmowy normalny), czasem coś uda się znaleźć w słowniku niderlandzko-polskim stworzonym przez jakieś śmieszne Level Trading (cokolwiek to nie jest - ich słowników NIE polecam - gówniane). Nie dawno kupiłam w Kringwinkel za parę centów słownik synonimów i myślę, że nie raz nam się przyda.

 Ja sama na ostatnich zajęciach się dowiedziałam, że mówię gorzej niż w poprzednim trymestrze w sensie gramatycznym hehe. Docentka rzekła co prawda, że tragedii nie ma, ale już wie, że potrafię lepiej... No ja też wiem. Jednak gdy się komuś nie chce, to gorzej niż gdyby nie mógł. Sama wiem, że nie przygotowuję się do planowanych wypowiedzi ustnych zbyt starannie. Ba, ostatnio szłam na żywioł, bo mi się nie chciało nawet słówek wypisać... Mówię za szybko bez pomyślunku, czyli identycznie jak w języku ojczystym. Nie przeszkadza mi to w dogadywaniu się z innymi, ale bez wątpienia moje wypowiedzi są momentami... zabawne?
 Gdy otrzymuję poprawione zadania pisemne to poza niewłaściwym szykiem wyrazów w zdaniu oczywiście brakuje większości de, het i een. No bo jakoś w polskim tego nie mamy i żyjemy c'nie? To tak jakby po naszemu trzeba było mówić "Przyszłam do JAKIEGOŚ lasu i zobaczyłam JAKIEGOŚ jelenia i JAKĄŚ paproć. TEN jeleń miał JAKIŚ biały ogonek i gryzł JAKĄŚ trawę. Ta paproć była zielona a na niej siedziała JAKAŚ biedronka." Poniżej na obrazku jest jakiś pączek jakiegoś czerwonego maku... No bo w sumie teoretycznie to ja już prawie wiem, gdzie trzeba używać de, gdzie het a gdzie een a gdzie nie ma nic.... Teoretycznie.

Muszę więcej czytać po niderlandzku, ale póki co to głównie czytam "Metro" gdy jadę gdzieś pociągiem. No i w internecie od czasu do czasu czytuję artykuły z belgijskich gazet, a ostatnio także poszerzam swoje słownictwo z zakresu medycyny czytając belgijskie i holenderskie portale z poradami medycznymi.

W zeszłym tygodniu na ten przykład nauczyłam się trochę słówek z tematu "alergia", bo wybierałam się z Młodym do naszego doktora po jakieś medykamenty łagodzące uczulenie na pyłki. W tym roku jakoś mocniej mu to diabelstwo dokucza. Z nosa się albo leje albo znowu jest zapchany, oczy czerwone i płaczące, kicha jak szalony. 

Dostał na początek krople Zyrtec. Na razie nie widzę poprawy. Jak miał zatkany nos w nocy, tak ma i nadal się tłucze podczas snu jak Marek po piekle. Ale może potrzeba czasu, żeby to zaczęło działać...

Jak już jestem przy doktorach, to powiem, że tabletki (minocyklina), które dostała Najstarsza jakiś czas temu, działają bardzo dobrze. Krosty na nosie przestały się pojawiać i ogólnie trądzik jakby złagodniał. Stosuje też Dalacin i buźka jej się znacznie poprawiła. Kupiłam też różne środki myjące, pillingi, maseczki... tylko że leniwcom nie chce się ich za bardzo używać. Jednak po trochu może się przekonają i zaczną się bardziej interesować tymi sprawami. Te moje kobietki.

to wszystko pyli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko