W poprzednim poście napisałam, że byliśmy na spotkaniu wprowadzjącym do badań, po którym zostaje się wpisanym na listę oczekujących. Zwykły czas oczekiwania na rozpoczęcie badań w PAika (dziecięcym oddziale psychiatrycznym) to kilka tygodni, czyli około miesiąca... Tymczasem z jakiegoś dziwnego powodu ja już w poniedziałek dostałam przypomnienie, że mamy pierwsze spotkanie w czwartek. PRZYPOMNIENIE o spotkaniu, o którym się nie wiedziało. Można i tak. Zadzwoniłam do szpitala i potwierdzili tam, że faktycznie mamy już rozpisane badania. No i w czwartek było pierwsze. Ostatnie jest zaplanowane na luty następnego roku, czyli całkiem nieźle.
Odwiedziliśmy też neurologa, który po wysłuchaniu naszej długiej i skomplikowanej opowieści zlecił wykonanie różnych badań. Na dzień dobry wysłał Młodą na badania krwi. Aaaaaaaaaaa! Młoda boi się igieł. Doktor przekonywał ją, że na oddziale dziecięcym są superowe pielęgniarki, które przecież nawet dzidziusiom potrafią pobrać krew. A Młoda na to
- Tak, ale dzidziusie nie potrafią biegać, więc nie uciekną...
Doktor nieźle się uśmiał.... Trzeba wam wiedzieć, że w Belgii w szpitalach na oddziałach dziecięcych pracują faktycznie superowi, fantastyczni lekarze i pielęgniarki, którzy mają świetne podejście do dzieci, cierpliwość i poczucie humoru. Nie ma się co obawiać, że dziecko (nawet jak to dziecko jest wyrośniętą nastolatką) usłyszy jakieś przygłupawe uwagi, czy że ktoś będzie się z niego śmiał.
Do pobierania krwi u Młodej było 3 wesołe panie, które cały czas Młodą zajmowały żartami. Jedna powiedziała, żeby Młoda złapała pielęgniarkę za rękę i mocno trzymała, to wtedy jej nie będzie nic bolało tylko tą pielęgniarkę. Młoda miała niezły ubaw i mimo ogromnego stresu cały nieprzyjemny zabieg zniosła całkiem dobrze. Tyle że potem ręka bolała ją niemiłosiernie, bo do badań rozpisanych przez neurologa potrzeba było 13 (słownie: TRZYNAŚCIE) fiolek krwi. Najważniejsze że najgorsze badanie za nią. A przed nią jeszcze EEG, PET i NMR ale w innych terminach.
W nocy po pobraniu krwi nie mogła spać z powodu bólu. Uroki bycia wysokowrażliwym - ból odbiera się o wiele silniej niż będąc normalnie wrażliwym. Na drugi dzień oczywiście nie poszła do szkoły, bo nie była w stanie z powodu stresu poprzedniego dnia i bólu. Wymieniła za to kilka mejli ze swoim coachem w sprawie częściowego chodzenia do szkoły. No i się dowiedziała, że to jednak nie dyrektor musi przemyśleć, jak napisałam w poprzednim poście, ale dyrektor musiał napisać w tej sprawie do ministerstwa i teraz czekają na odpowiedź... No to czekamy sobie, a czas płynie. Tymczasem już minął pierwszy etap roku szkolnego. W piątek dziatwa odebrała pierwsze raporty. W tym tygodniu odbywają się wywiadówki i rozmowy uczniów z wychowawcami czy mentorami.
W następny poniedziałek zaczynają się tygodniowe ferie jesienne, z których i ja postanowiłam skorzystać, z nadzieją że choć trochę się zregeneruję i zrelaksuję. Jestem okropnie zmęczona psychicznie. Chwilami mam spore problemy z normalnym funkcjonowaniem w pracy i życiu codziennym, bo taki mam we łbie kołowrotek. Dzień-noc w ciągłym napięciu, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie kolejna godzina i czy po burzy nadejdzie spokój czy raczej kolejna burza. No i do tego trzeba jakoś pogodzić ogarnianie domu, pracę i te wszystkie spotkania z lekarzami, szkołą, poradniami, szpitalami, dentystami, psychologami. Trzeba pamiętać, by na czas wziąć urlop (zawsze z tygodniowym wyprzedzeniem, bo jak nie to się burzą) albo kombinować z klientami, by przyjść do nich w innym terminie. Od czasu do czasu dobrze jest ugotować jeszcze coś ciepłego do jedzenia, jakieś pranie zrobić, na zakupy skoczyć, czy cholera zwyczajnie do kina wyjść, książkę przeczytać, pogadać do drugiego człowieka.... O niczym nie zapomnieć, niczego nie przegapić. Czasem mózg mi laguje. M-jak-Mąż rzadziej chodzi na te wszystkie spotkania, ale za to na jego głowie są zakupy jedzeniowe i płacnie niekończących się faktur w miarę na bieżąco. Resztę zadań wykonujemy na zmiany albo razem. Kto pierwszy ten pierze, kto szybszy ten gotuje.
Jednak są też takie momenty jak w piątek, gdy przychodzi takie olśnienie...
Kurde, dopiero ósma godzina rano, a ja już...
- zaliczyłam kilka kolejnych leveli w Candy Crusch Saga (od tego zawsze zaczynam dzień, to poranna gimnastyka mózgu)
- zrobiłam jedno pranie,
- posprzątałam łazienkę,
- ugotowałam obiad,
- zrobiłam dziecku i sobie kanapki do szkoły i pracy,
- przyniosłam trawy z łąki dla zwierząt i je nakarmiałm
- zjadłam sniadanie
- wypiłam kawę
- odprowadziłam dziecko do szkoły
- już jadę do pracy
- zrobiłam zdjęcie dyń na Instagram, bo pierwszy raz nie padało, gdy koło nich przejeżdżałam
Jestem z siebie dumna.
Myślę, że kto żyje tak szybko jak my, ten nie będzie miał czasu, by się zestarzeć.
Dziś wybieram się z córkami do kina na Maleficent 2... albo z jedną córką, bo nigdy nie wiadomo czy Najstarsza się nie rozmyśli. Nie zdążyłam obejrzeć części pierwszej, ale myślę że Młoda mi streszci w drodze do kina.
W tym tygodniu kupiliśmy też naszym świniom nowy domek. Śmiechu było co niemiara, gdy te głupole zaczęły podgryzać domek z każdej strony niczym Jaś i Małgosia chatkę z piernika. Odkąd zabraliśmy im klatkę z wybiegu, zaczęły powoli z tego wybiegu wreszcie normalnie korzystać. Wychodziły coraz dalej i dalej, a teraz już panoszą się na całym terenie. Bardziej się też oswoiły. Obie uwielbiają by je głaskać i drapać za uszami i pod szyją. Słuch toto też ma niczego sobie. Mieszkają na pierwszym piętrze u Młodego w pokoju, ale doskonale słyszą gdy ktoś otwiera lodówkę na dole w kanciapie, gdy Młoda szura paczką z chipsami a nawet gdy ktoś przechodzi pod oknem po chodniku. Wszystkie te odgłosy kojarzą im się z dostawą trawy i cykorii, każdy z tych odgłosów wywołuje głośne TIJUT! TIJUT! TIJUT! TIJUT!
Dobra chatka omniomniom! |
Sara poszerza okno |
Niko poszerza drzwi |
Sara |
Świnki, Królik, Papugi to nasze promienie słońca, nasza wielka radość, nasz relaks, nasi przyjaciele, nasza przyjemność, nasze małe okruchy szczęścia, nasza terapia. Uwielbiamy się nimi zajmować, kupować im nowe rzeczy, troszczyć się o nie, głaskać je i na nie patrzeć. Wszystkim nam poprawia sie nastrój przy tych wszystkich głuptasach.
kąpiel |
zmokła kura |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujesz na własne ryzyko