4 listopada 2023

Gdy dzieci wychodzą z kolegami, rodzice idą grzecznie spać.

To był lekko zdechły tydzień. Myślałam, że zczeznę zanim dotre do drugiego jego brzegu.

Jakaś cholerna infekcja

W nocy z niedzieli na poniedziałek prawie nie spałam, tak licho się czułam - kaszel, zapchany nos, gorączka, ból głowy, łamanie w kościach. Gdzieś kole północy poszłam spać do salonu, bo zaczęło mnie mdlić i chciałam być blisko kibla w razie wu. Zrobiłam sobie ziołowej herbatuni z miodzikiem, zażyłam przecigorączkowej piguły i zaległam na kanapie w salonie. Marnie tam się śpi, bo co chwilę ktoś przełazi w te albo wewte a to do kibla, a to do kuchni... Młodzież prowadzi wszak częściowo nocny tryb życia.

Rano jednak nie bylo źle, więc poszłam na staż i w poniedziałek, i we wtorek, bo zasadniczo do południa samopoczucie było dobre. Słabizna atakowała najbardziej pod wieczór. 

Środa była wolna, bo święto zmarłych, to sobie zaczęłam kaszleć na całego, bo kto mi zabroni. 

Chwilę pooglądałam z Młodym nowy stary serial komediowy pt Młody Sheldon. Tak, to znowu film o ponadprzeciętnie inteligentnym dziecku. Młodemu bardzo sie podoba. Dla mnie trochę za kiczowaty ale czasem śmieszny. Dla Młodego, uważam, w sam raz.

Potem zaczęłam z Małżonkiem oglądać mini serial 

Kasztanowy Ludzik.

 Nasze ulubione mroczne klimaty. Obejrzeliśmy oczywiście cały serialik w jeden dzień, bo tak najlepiej. Bardzo dobry; na podstawie książki o tym samym tytule. Jeden z lepszych, jakie w ostatnim czasie obejrzeliśmy. Książki nie czytałam, więc nie wiem, czy jest równie dobra, ale pewnie jest. Ale od tego momentu inaczej będę patrzeć na kasztanowe ludziki. Gdy zobaczysz kasztanowego ludzika, to już jest za późno... 💀

Po jednym odcinku zrobiliśmy sobie przerwę, bo tata poszedł z synem na obiecane boisko, a ja sobie wyjęłam chipsy i jakieś piranie z szafy... 😜🍺 Nie pamiętam, kiedy to piwo kupiłam, ale dosyć dawno. Browar holenderski, 8,5%, smaczne.

Z piwem mam tak samo jak z książkami - jak widzę ładną okładkę, muszę wziąć do domu, nawet jak jeszcze nie wiem, kiedy to przeczytam i czy w ogóle... ;-)



Cieszymy się, że nasz Młody dba o swoją sprawność fizyczną i zdrową dawkę ruchu.⚽🏃🏊

 Systematycznie chodzi z tatą poharatać w gałę, a bywa że i z kolegami się wybierze. Poza tym uskutecznia różne tricki i tańce. Doskonali np moonwalka, kilka elementów breakdance, a ostatnio zaczął się uczyć russiandance. Oprócz tego ćwiczy z hantelkami i co raz sprawdza i się chwali, jak mu biceps się wzmacnia. Nogi i kondycję ćwiczy w drodze do i ze szkoły. 5 kilosów w jedną i 5 kilosów w drugą pod lekką góreczkę z dziesięciokilowym tornistrem to jest całkiem niezły wysiłek jak na szczuplutkiego niewysokiego jedenastolatka. No i ostatnimi czasy jeszcze basen. Na jutro zaprosił go klasowy kolega na wspólne pływanie, bo ma kilka darmowych wejściówek. To kolega z nowej szkoły. Polubili się. Grają razem online. Młody odwiedził go już kilka razy w domu po lekcjach, bo chłopak mieszka nie daleko szkoły. I teraz zaprasza go na basen. Superowo!

Patrzcie, jaki ten nasz syn jest popularny i lubiany! Zapraszają go do wspólnej zabawy, do domów, na wyjazdy do parków rozrywki, na basen koledzy i koleżanki z każdej klasy, do której chodził i chodzi. To wielka dla nas rodziców satysfakcja. 

Mnie udało się w tym tygodniu wreszcie skończyć książkę 

Het geheim van Gent  (Tajemnica Gandawy) S. Berry'ego, 

którą czytałam chyba gdzieś od wakacji. Ostatnim razem tyle czasu na przeczytanie jednej książki to chyba w podstawówce poświęcałam. Czytałam po jednym rozdziale i padałam na pysk, choć lektura jak najbardziej była ciekawa. Trochę mi się kojarzyło z Danem Brownem. Akcja kręci się wokół gandawskiego ołtarza i grobu Matki Bożej, która wcale nie została wniebowzięta tylko umarła śmiercią zwykłego śmiertelnika... Wiele ciekawostek dotyczących m.in słynnego ołtarza podanych w tej książce przez autora jest autentyczna, ale ogólna opowieść to oczywiście fikcja lteracka. Lubię takie książki, w których prawda miesza się z bajką... Niemniej jednak czytanie szło mi opornie... Może dlatego, że sporo słów musiałam tłumaczyć (no dobra, nie musiałam, ale chciałam, bo w ten sposób uczę sie nowych wyrazów i zwrotów)? Może dlatego, że musiałam sprawdzać w internecie niektóre fakty i oglądać ten cholerny ołtarz na zdjęciach? Bo ja mam tak samo jak Młody, że pewne rzeczy muszę wiedzieć, by żyć. Teraz muszę pojechać ponownie do Gent, by zobaczyć ten ołtarz na własne patrzały. A trzeba wam wiedzieć, że to jedna z bardziej popularnych atrakcji Gandawy, ale jak ja tam ostatnio byłam turystycznie, to stwierdziłam, że co mnie obchodzi jakiś  głupi ołtarz. Po tej lekturze jednak nagle zaczął mnie obchodzić haha. 

Mam na półkach zwykłych i elektronicznych masę lektur do przeczytania i jeszcze więcej na liście do kupienia, ale jest ogromny zastój czytelniczy u mnie. Przede wszystkim brakuje mi większych chęci na czytanie, poza tym czasu i sił. Gdy spędzę pół dnia lub cały wieczór na czytaniu notatek z lekcji, odrabianiu zadań, uczeniu się, to po pierwsze mam serdecznie dość słowa pisanego i wolę sobie np film obejrzeć niż otwierać książkę. Po drugie wzrok mi zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Literki zaczynają coraz bardziej mi tańczyć przed oczyma, drobnego druku już nie widzę....Nawet się zastanawiam, czym to jest spowodowane... Problemy zaczęły się od choroby, więc obstawiam te wszystkie cudowne leki plus ogólne zmeczęnie, sztuczną menopauzę no i zwyczajnie przemęczanie patrzałów gapieniem się w ekran, notatki i telefon. 

A Małżonek mnie wnerwia, bo ten czyta jedną książkę za drugą i jeszcze się chwali, co kupił nowego, co fajnego właśnie czyta lub przeczytał i jeszcze bezczelnie mi wysyła e-booki, co do których ma podejrzenie, że i mnie zaciekawią. Jak tak można?!

Teraz jednak zaczęłam polską książkę pt 

Serce pasowało. Opowieść o polskiej transplantologii. 

z serii Reportaż i całkiem dobrze mi idzie. Świetna książka. Dużo mi daje do myślenia i pozwala spojrzeć na polską służbę zdrowia z innej strony, zobaczyć  i choć trochę zrozumieć powody różnic pomiędzy Polską a resztą świata choćby w podejściu do pacjenta. 

Czytam o warunkach i możliwościach szpitali sprzed kilkudziesięciu lat, o praniu jednorazowych rękawiczek, sterylizowaniu jednorazowych sprzętów, o tym że serca nie wolno było wyjmować z ciała, bo to "siedlisko duszy", o warunkach pracy, braku pieniędzy i możliwości i wielkiej sile niektórych lekarzy... To wszystko z dzisiejszej perspektywy patrząc wydaje się jakby nierealne, nieprawdziwe, zmyślone, a tak przecież było i to za naszego życia... Polecam tę książkę z całego SERCA. 

W środę wieczorem Młody i Młoda pojechali samopas do kina w Brukseli na długo wyczekiwany horror 

Five Nachts At Freddy's.

Młody wkręcił siebie i siostrę na wyjazd z klasowym kolegą i jego starszą siostrą oraz jeszcze jednym klasowym kolegą. Duża Siostra Kolegi kupiła dla wszystkich bilety, bo miała jakieś zniżki i robiła za szofera. Nasi sponsorowali wszystkim popcorn i napoje. Chłopacy niepokoili się, że mogą ich nie wpuścić na film, bo są za młodzi. Jednak nikt nie kontrolował niczego. Film bardzo się im podobał. Nie był jakiś makabryczny. Wrócili do chałupy przed północą zadowoleni. 



Tak oto awansujemy na wyższy poziom macierzyństwa, w którym dzieci wychodzą z kolegami, a starzy idą grzecznie spać. 

Ostatnio Młody uwziął się na "państwa-miasta". Męczy codziennie byśmy we trójkę z nim i tatą grali. Ciągle dodajemy nowe kategorie, bo to wersja PRO. Ostatnia wersja miała następujące kategorie: państwo, miasto, roślina, zwierzę, rzecz, imię, tytuł filmu, piosenka, wykonawca, marka samochodu, postać. W kolejce czekają: potrawa, ubranie, rzeka, zawód, sport, kolor... Co jak co ale w państwa, miasta i muzykę to jest skubaniec dobry. Mistrz nad mistrze, rzekłabym. Nad przyrodą to obaj z tatą muszą jeszcze popracować, ale fajnie odkrywać razem, kto w czym jest dobry i na czym się zna. Tata jest dobry w muzykę, samochody i filmy oraz państwa, ja bardziej w rośliny i zwierzęta.

Ortodonta 💰👄

W tym tygodniu byliśmy u ortodonty w celu zapoznania się z planem leczenia i ceną.  Panie, ponad 4 tysiace euro?!!! Chyba ich pogięło! Jeszcze w tym roku trzeba wyłożyć 450€ za aparat hyrax do poszerzania szczęki. Nie jest dobrze. Nie wiem, skąd weźmiemy kasę na to wszystko... ale Młody ma paszczę makabryczną. Ortodontka powiedziała ponadto, że nie wyklucza czy operacja szczęki nie będzie wskazana, ale jest duża szansa, że żelastwem uda się coś wskórać. Oby. To nie są w każdym razie tanie rzeczy, ale bez wątpienia ważne i potrzebne. 



Ciekawa też jestem, jak Młody będzie znosił to całe żelastwo w paszczy i czy go będzie bardzo bolało. Dla Młodej było to bardzo niekomfotowe i dosyć bolesne. No i co on kurde będzie wtedy jadł i czy jeszcze w ogóle coś... To jest chyba w tym wszystkim najgorsze, skoro już teraz niewiele jest rzeczy, które on do ust weźmie...

Tymczasem ja zamieniłam kawę na miksturę i herbaty. 

Herbaty piję od zawsze i uwielbiam najróżniejsze smaki i kolory. Nie patrzę na to, czy są zdrowe, a tylko czy są smaczne. Ale co wam powiem to wam powiem, ale wam powiem. W polskich sklepach jest duży wybór ciekawych smaków herbat, ale jakość to jest jakieś totalne nieporozumienie. Nie wiem czy wiecie, ale jak weźmiesz np taką zwykłą najzwyklejszą herbatę Lipton, której opakowanie polskie wyglada niemal identycznie jak opakowanie belgijskie (ale wagą się różni), i zalejesz sobie obie w takim samym kubeczku, to z belgijskiej jednej torebki otrzymasz czarną jak noc herbatę  'siekierę' a z polskiej jasno żółte 'siki'. I tak jest ze wszystkimi herbatami (i wieloma innymi produktami PL vs BE, ale to inna bajka). Nasze Młode lubią siki herbaciane i często kupują sobie najdziwniejsze herbaty w polskich sklepach. Dla mnie nie do przyjęcia. Herbata ma być mocna i intensywna, dlatego tylko tutejsze pijam. Boleję nad tym, że w okolicy nie mam sklepu herbacianego. Ale i marketach coś tam znajdzie się. Zawsze mamy duży wybór herbat w domu. Tu taka ciekawostka, że Belgowie to ci herbat praktycznie w ogóle nie pijają i bardzo rzadko mają coś takiego w domu. Za to Marokańczycy np piją dużo herbaty i też ciekawe smaki tych herbat. 

Ja piję też moją ulubioną miksturę i w sezonie zimnym kraftuję systematycznie: świeży imbir zalany wrzątkiem, a potem leci kurkuma, kardamon, pieprz czerwony, miodzik i sok z cytryny. PYCHOTA.

Zrezygnowałam ostatnio z picia kawy. 

Nie wiem na jak długo, bo już kilka razy mi się zdarzało odstawiac kawę, a po jakims czasie do niej wracałam. Nie ma to żadnego szczytnego celu. Powód jest praktyczny i ekonomiczny. W naszej świetlicy nie pije się kawy. W szkole w automacie kawa jest tak obrzydliwa, że porzygać sie można, a ja zapominam zawsze zabrac termosu i chciało mi się trochę spać po południu, bo organizm już trochę przyzwyczajony jednak...

Ponadto byłam ciekawa, czy to nie będzie miało przypadkiem jakiegoś pozytywnego wpływu na jakość mojego snu (bo jest kiepska), ale póki co nie ma żadnego. Pozytywny wpływ zdaje się mieć natomiast ten syrop przeciwkaszlowy, który mi wczoraj doktorka przepisała... Jak się potwierdzi przez kolejne 2 dni, to to może mi pomóc w walce ze zmęczeniem... Nie, że bedę syrop na kaszel brać, ale że poprawić trezba jakość snu w taki czy inny sposób...

Kawy mi trochę brakuje, gdy Małżonek sobie robi w weekend, bo to jednak fajnie razem sobie pić kawusię. No i lubię tę kawę z Dolce Gusto, bo jest pyszna. Taki badziew zalewany jak to dawniej się piło albo ten z automatu szkolnego to mnie absolutnie nie rajcuje. Z dobrej kawy trudno jest zrezygnować, bo jest dobra i jestem od lat przyzwyczajona, że rano po śniadaniu i po pół litry herbaty, wypijałam te 200 ml kawusi z mlekiem i cukrem, ale poza tym nie mam z tym żadnego problemu.  W pierwszy tydzień chciało mi się chyba bardziej spać po południu, ale bez tragedii. Piłam dotąd zwykle 2 kawy lungo - rano i po południu, ale po południu czesto zapominałam wypić. W weekend czasem więcej, bo Małżonek pije dużo kawy i jak pytał, czy mi zrobić to oczywiście że tak, co będzie sam pił...

I być może będę sobie na kawę pozwalać w weekend po obiedzie do towarzystwa a tygodniu pozostanę przy herbacie. Różne są opcje... Póki co jest mikstura :-)

mikstura

Dzieci w świetlicy coraz bardziej się do nowej pani przyzwyczajają. Dostaję już systematycznie obrazki. Ostatnio jedna duża dziewczynka oznajmiła, że mnie kocha, bo dobrze się troszczę o jej młodszą siostrzyczkę, która dopiero co skończyła 2,5 roku, czyli wyrosła ze żłobka i zaczyna chodzić do szkoły i na świetlicę. Inne też przychodzą ze skargami, pytaniami,  opowieściami. Przychodzą się przytulać albo biorą mnie za rękę i muszę iść na specer z wózeczkiem i na piknik na środku sali. Fajnie jest! A co się kredek ostrugam i orysuję dziwnych rzeczy. No, ale też uczycielki miały rację, że na początku będziemy prawdopodobnie dość często chorować, zanim uodpornimy się na wszelakie dziecięce wirusy i inne paskudztwa. I tak oto mój staż na feriach się nie bardzo udał, bo tylko dwa dni byłam, a drugie dwa dni siedziałam w domu i kaszlałam sobie. Nie powiem, by to dobrze wpłynęło na zmęczenie. Znaczy tak na zmęczenie wpłyneło dobrze. Teraz jest jeszcze większe. 

W przyszłym tygodniu idę na płukanie portu i do onkolog. Jestem bardzo ciekawa, czy będzie mieć dla mnie czas... w co wątpię, ale chciałabym ją zapytać o moją kostkę, MRI i co sądzi o fizjoterapii, gdy są "jakies cysty". Chciałabym zapytać, czy mogę dostać tydzień wolnego od szkoły i stażu w razie co. 

rysunki od podopiecznych 


nauczyłam dzieci rysować pająki... i dostaję je teraz w prezencie💙


6 komentarzy:

  1. Wiesz, z tymi literkami, co to je coraz gorzej widzisz, to popatrz w kalendarz ;D
    Ja już od jakiegoś czasu mam dawne okulary do dali i drugie słabsze do czytania, Josh wkurzywszy się na okularowe szkła progresywne, do których nie umie się przyzwyczaić, przestawił się na progresywne soczewki kontaktowe.
    Niestety, tak już jest...
    Starość, Pani, starość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrzyłam, ale kurde nic nie widzę! XD
      Wiem, że jestem stara i że trzeba odwiedzić okulistę, ale nie zmienia to faktu, że pogorszyło mi się dość nagle i stąd te rozkminy. Przed rakiem spokojnie czytałam ulotki leków w półmroku a teraz nawet w dzień nie bardzo idzie.

      Usuń
  2. Sezon na jesienne infekcje otwarty!
    Serial Kasztanowy ludzik widzieliśmy, dobry był!
    Przymierzamy się do filmu Światło, którego nie widać, bo książkę czytałam i jest świetna!
    Wnuk koleżanki zakończył właśnie leczenie u ortodonty i obliczyli, że wszystko kosztowało 25.000 zł
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, otwarty już jakiś czas, a ja przytulam dużo małych smarkaczy ostanimi czasy.
      Mówisz, że "Światło... " może byc dobre? Wojenne mi już trochę obmierzły, ale pewnie obejrzymy.
      Widzę że ceny ortodonty to iście europejskie macie! To jest jakiś koszmar. I jak niby ludzie mają mieć ładne zęby...?

      Usuń
    2. Marzą mi się implanty, ale gdy zobaczyłam ceny! chyba tylko dla gwiazd kina!
      Film nie tylko o wojnie, bardzo ciekawy!
      jotka

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko