29 lutego 2020

Sukienka - symbol kobiecości czy zniewolenia?

Jakiś czas temu natknęłam się w bezkresach internetu na akcję pod tytułem "w niedziele zakładamy kiecki, by udowodnić, że jesteśmy kobietami". Akcja miała tak na prawdę inny tytuł, jednak chodziło właśnie o to, by za pomocą tej symbolicznej sukienki zademonstrować kobiecość. Zabawa dobra jak każda inna. 

Czy w sukience była bym bardziej kobieca? A może to chodzi o jabłko?


Jednak ja - osoba o niekontrolowanym i nieopanowanym myśleniu - musiałam przecież rozkminić, czy to w ogóle ma sens, bo ja wszystko muszę przeanalizować, czy tego chcę czy nie, bo mój mózg tak działa i nic z tym nie jestem w stanie zrobić. Poza tym lubię myśleć i kombinować. 

Czy kiecka jest faktycznie symbolem kobiecości? 

Doszłam do wniosku, że zdecydowanie nie, że nawet wprost przeciwnie, ale po kolei...

Kiedy byłam podlotkiem bardzo nie lubiłam swojej kobiecości z wielu powodów.

Przyglądając się dorosłym kobietom w moim otoczeniu, szybko zrozumiałam, że bardzo mi się nie podoba, to co widzę: gary, szmaty, dzieci, robota w polu, krowy, zakupy od rana do nocy. Każda kobieta w moim otoczeniu na to narzekała, że wszystko w domu na jej głowie, że chłop nic nie musi w domu. Takie były czasy, a ja marzyłam o wolności, o fajnej pracy, o podróżach. W pipidówie w tamtych czasach rzecz praktycznie nierealna i niewykonalna. Bycie kobietą oznaczało bycie kurą domową 24/24. No, można było pójść do pracy, ale potem nadal trzeba było być kurą domową tylko szybciej. Nienawidziłam tego, że jestem kobietą. Nie chciałam życia niewolnicy dla siebie.

Poza tym oczekiwano ode mnie, że będę się zachowywać, jak NORMALNE DZIEWCZYNY, czyli w wielkim uproszczeniu chodzić co tydzień  na wiejskie potupaje i szukać faceta. Do tego powinnam się malować, nosić bizuterię i ładnie się ubierać... oczywiście "po kobiecemu". A ja wolałam czytać książki i poznawać świat.

W niedziele powinnam chodzić w spódnicy albo sukience, bo JESTEM KOBIETĄ! W bożenarodzenie i wielkanoc musieliśmy wszyscy iść do kościółka i JA MUSIAŁAM OBOWIĄZKOWO ZAKŁADAĆ SPÓDNICE, bo w TAKIE ŚWIĘTO BABA MUSI NOSIĆ KIECKĘ, bo w święto w spodniach wstyd!

W takich chwilach chciałam być chłopakiem. 

Stąd kiecka dla mnie to symbol zniewolenia ciała i umysłu, a ja kocham wolność. Wolność wyboru, wolność myślenia, wolność decydowania o sobie i o tym, co chcę nosić.

Jeszcze gorszym symbolem zniewolenia umysłu jest dla mnie biustonosz. Kobiety z mojego plemienia przekonały mnie bowiem, że to atrybut kobiecości. Wyprano mi mózg do tego stopnia, że nosiłam to skurwysyństwo wiele lat, mimo że mi obcierało ciało, utrudniało oddychanie i sen, sprawiało ból a do niczego nie było mi potrzebne. Nosiłam to tylko dlatego, że ludzie mówili, że tak trzeba, że KAŻDA KOBIETA MUSI nosić biustonosz a każda dziewczyna ma być dumna że juz może... Tak, przyznaję po raz kolejny - byłam głupia. Wyobraźcie sobie, że moja własna córka mi to uświadomiła zaczynając kiedyś dyskusję o biustonoszach i dzieląc się wiedzą dostępną wpółczesnym nastolatkom i młodym kobietom.

Dziś mnie już nikt nie przekona do zakładania tego chomonta bez potrzeby, czyli tylko wtedy, gdy sama uznam, że tego w danym momencie chcę i potrzebuję. Na co dzień w każdym razie nie używam i dobrze mi z tym. 

Po skończeniu ósmej klasy chciałam pójść do liceum informatycznego, bo w tym widziałam swoją przyszłość, ale rodzice powiedzieli, że tam na pewno będą sami chłopcy, bo gdzie wtedy dziewczyna i komputery. Mama chciała, bym nauczyła się jakiegoś "normalnego" zawodu typu krawiectwo, fryzjerstwo, kucharstwo... Bo w tym jest przyszłość dla baby. No cóż, ja nie ogarniam o co chodzi z igłą i nitką ani tym bardziej z szydełkiem czy drutami, włosów i szczotek zawsze nienawidziłam swoich i czyich po równo. FUJ! Nigdy nie udało mi się nauczyć też  tymi dziwnymi rzeczami posługiwać. Co innego tam komputer, śrubokręt czy nunchaku.

Macie kieckę? Fajnie. A ja robię tak
Gdy trenowałam wschodnie sztuki walki, wiele osób krzywo na to patrzyło, bo BITKA NIE JEST DLA KOBIETY. Czasem nawet podczas pokazów w takiej czy innej miejscowości podchodził jakiś przychlast i mówił lub nawet krzyczał, że powinnyśmy się wstydzić, bo kto to widział, by kobiety się biły. "KOBIETY POWINY TAŃCZYĆ, MALOWAĆ, A NIE KOPAĆ SIĘ PO GŁOWACH!!!" 

Ja się dziś pytam...

Gdy kobieta potrafi się bić, posługiwać nunchaku, wiertarką, młotkiem, naprawić komputer, poskręcać meble i przyciąć żywopłot to wyrośnie jej penis?

Gdy kobieta nie będzie nosić spódnic, łańcuszków z serduszkiem i makijażu to zniknie jej wagina?

A FIGA!

Podejrzewam, że ludzie wymyślili  i upowrzechniali (niektórzy upowrzechniaja nadal) te wszystkie głupoty dla własnej wygody, z lenistwa albo dla władzy, kontroli, jak wiele innych ograniczeń.

Oczywiście są rzeczy, których nie może zrobić kobieta i rzeczy których nie może zrobić mężczyzna. Tak samo jak rzeczy, których nie może robić człowiek bardzo  niski, człowiek bardzo wysoki, człowiek bardzo gruby, człowiek bez nogi czy ręki, po zawale, z zespołem downa, niemowlak, staruszek itede itepe. Każdy ma jakieś ograniczenia, które nie pozwalają mu robić tego, co robią inni. No ale właśnie człowiek ma dosyć naturalnych ograniczeń, po cholerę zatem  wymyślać jeszcze dodatkowe?! 
No po co?!! - Pytam się!

Walcząc na macie, wymachując nunchaku, kijem czy mieczem, czułam się bardzo, ale to bardzo kobietą. Tyle tylko, że kobietą silną, waleczną, wysportowaną, zgrabną, opanowaną, pewną siebie i to zdaje się jest dla wielu problem. Silne kobiety to zło! A ja lubię być silna. Lubię pokonywać swoje słabości. Lubię walczyć z przeciwnościami. Lubię doskonalić swoje umiejętności w każdej dziedzinie. Czuję w sobie kobiecą siłę i moc. Walcząc zawsze czułam, że jestem kobietą - Waleczną Tygrysicą,  Królową - KOBIETĄ WYJĄTKOWĄ.

Macie cycki? Fajnie. A zrobicie tak?
W wielu kręgach inteligencja i samodzielne myślenie też było u kobiet źle widziane, a co więksi popaprańcy próbowali na każdym kroku kobietę poniżyć i udowodnić jej niższość i gorszy rozum. Kobieta powinna być głupia i się nie wychylać, bo głupią łatwiej  trzymać pod butem. Co zresztą chyba wielu babom nawet do dziś bardzo pasuje, bo udają głupie, by nic wiele nie robić i za nic nie ponosić odpowiedzialności... No ale to nie mój cyrk...

Nigdy nie miałam bujnych "kobiecych kształtów", co też w oczach wielu ludzi zabierało mi prawo do nazywania siebie kobietą. "Prawdziwa baba ma mieć na czym siedzieć i czym oddychać"- mówili. Widuję czasem takie kobiety, co to mają cyce jak donice i dupsko jak stodoła i muszę tu rzec, iż ten widok często bardzo rani moje poczucie estetyki, a ja doskonale potrafię docenić kobiecość w innej kobiecie i  dostrzec piękno jako takie... Wszystko ma swoje granice - wielkość cycków i dupy też. Jednakże kiedyś jako nieopierzona gęś przez to głupie ludzkie gadanie, faktycznie martwiłam się o swoją kobiecość, bo przecież wszyscy mnie przekonywali, że bez wielkich  piersi  jestem wybrykiem matki natury, pomyłką, czymś wybrakowanym. Na szczęście to było dawno. Dziś jestem kobietą dorosłą, która potrafi używać swojego rozumu i samodzielnie decydować o tym, co jest dla niej dobre i właściwe, a  te tak zwane mądrośli ludu mogę mieć tam, gdzie słonko niedochodzi. Przykre jest jednak, ile kobiet nadal żyje w takim zniewoleniu. Muszę mieć duże piersi i muszę nosić sukienki, tylko wtedy jestem kobieca. Ileż to bogatych kretynek wydaje majątek na opercje, bo ktoś im powiedział, że w dużych cyckach będą bardziej kobiece, a one nie potrafią samodzielnie myśleć i samodzielnie o sobie decydować... 

A ja dziś staje przed lustrem i widzę prawdziwą kobietę. Ładną, zgrabną, sympatyczną, wesołą i inteligentną dorosłą, dojrzałą kobietę.

Czy muszę zakładać kieckę, by poczuć się bardziej kobieco? Niei jeszcze raz: NIE!

Kiecka nie ma nic wspólnego z kobiecością!

Czy ksiądz w sukience wygląda jak kobieco? Nie, wygląda jak facet w sukience.

Czy brodaty muzułmanin w sukience wygląda bardziej kobieco? Nie, wygląda jak facet który idzie do meczetu.

Nie dawno widziałam w Brukseli kilku przystojnych młodych Szkotów w kiltach. W kieckach znaczy, ale czy ta kiecka zrobiła z nich kobiety? BYNAJMNIEJ! Muszę rzec, że facet w krótkiej kiecce wygląda baaardzo seksi i bardzo męsko. Kiecka jest bardzo męska! Kto widział przystojnego Szkota w spódnicy, ten wie :-)

To dowód na to, że spódnica nie zrobi z nikogo kobiety, jeśli kobietą nie jest, jeśli się kobietą nie czuje.

Ja powiem więcej. Źle dobrana kiecka działanie ma wprost przeciwne do zamierzonego. Ja w niektórych spódnicach czy sukienkach wyglądam jak pół dupy zza krzaka, a to zabiera połowę albo i całość mojej kobiecości. Lubię się ludziom przyglądać, stąd wiem, że nie tylko ja tak mam. Tylko, że najwyraźniej nie wszystkie są tego świadome... Niektórym się wydaje, że w spódnicy czy sukience wyglądają zawsze kobieco... Ha!

Nie, laseczki, kiecka nie zrobi z was kobiety!

Bo to nie chodzi o rodzaj ubrania, tylko o to by pasowało do osoby.

Kiecka może was upiększyć. Kiecka może podkreślić wasze wdzięki, wasze naturalne zalety. Tyle,  że cóż - muszę was zmartwić - taką samą moc mają i inne części garderoby, a sukienka czy spódnica może mieć działanie zupełnie przeciwne, gdy zostanie niewłaściwie zastosowana.

Żyję już ponad 40 lat, jestem wysokowrażliwa, jestem estetką i artystyczną duszą, czyli potrafię sama doskonale ocenić, co jest ładne a co nie. Do tego mam partnera wzrokowca, który też jest wrażliwy i ma naturalne wrodzone poczucie piękna, a co za tym idzie, JA doskonale wiem, w czym wyglądam i w czym czuję się bardziej  kobieco i ładnie, a w czym nie.

Wiem też w czym jest mi wygodnie a w czym nie i wiem, że to

ja decyduję, kiedy dla mnie ważniejsza jest  wygoda, a kiedy  kobiecość i  piękno.

Ja, jako osoba szczupła, wysoka, z długimi nogami świetnie, kobieco i seksownie wyglądam zarówno w krótkich spódnicach, jak i w obcisłych spodniach, w tym także w leginsach a nawet w dresach. Byle to były odpowiednie leginsy i odpowiednie dresy. Dobrze wyglądam też w większości pozostałych dostępnych na rynku ubrań, bo jestem jaka jestem, a - jak to mówią - ładnemu we wszystkim ładnie hehe.

Dość, że ja wiem, jak mam się ubrać i jak umalować, by osiągnąć dany efekt. Wiem też, że osiągając ten efekt czuję się lepiej. Czuję się kobieco i seksi. Z tym że kobieco i seksi JA potrzebuję się czuć dla siebie i swojego partnera. Reszta mi jest równo w paski. Mój partner też ubiera się dla siebie samego i dla mnie (czy innych ważnych dla siebie osób), a też lubi ładnie i seksownie wyglądać od czasu do czasu. Obydwoje mamy takie części garderoby, które zakładamy na specjalne okazje, w których wiemy, że podobamy się drugiemu, a co za tym idzie czujemy bardziej kobieco (ja) czy męsko (on).

Co więcej, ja czuję się bardziej kobieco, gdy mój partner jest ładnie ubrany, wypachniony, elegancki. To nie jest tak, że wystarczy że kobieta sie wystroi, wymaluje. Nie czarujmy się, jeśli partner wygląda jak łachudra,  i jeszcze najlepiej nie używa kosmetyków i  śmierdzi od niego na kilometr, to żadna kobieta przy czymś takim nie będzie wyglądać kobieco, żeby nie wiem w co się wystroiła i jakie miała cycki.

Jednak, ja czuję się równie kobieco i wspaniale, gdy jestem ubrana w moje królicze rozwleczone onesie a mój partner w stare wyciągnięte dresy i siedzimy sobie razem przytuleni na kanapie pod kocem w otoczeniu ulubionych przekąsek, napojów i Netflixa. Gdy spędzam czas z moim partnerem czuję się bowiem bardzo kobieco. Jestem kobietą spełnioną i szczęśliwą. Żadna kiecka mi nie da tego, co prawdziwe partnertstwo, miłość i zrozumienie.

Kiedy jeszcze czuję się wyjątkowo kobieco?

Ano w każdej innej sytuacji, gdy czuję że jestem podziwiana, doceniana i kochana oraz w każdej sytaucji gdy jest mi dobrze ze sobą samą. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi, by lubić siebie, by znać siebie  i w siebie wierzyć, a poza tym być kochaną i docenianą przez tych, na których nam zależy.

Czuję się kobieco, gdy gotuję i piekę coś co wszyscy (albo przynajmniej niektórzy) w domu lubią i gdy oni, spożywając to, potem mówią, że im smakowało.

Czuję się kobieco, gdy spędzam czas z moimi dziećmi z pełną świadomością, że to są MOJE dzieci, że to JA mam to szczęście by być ich MAMĄ, by patrzeć i słuchać jak pod moim okiem rosną, jak mądrzeją, jak doskonalą swoje umiejętności i pokonują swoje słabości. Nic nie jest tak kobiece, jak bycie mamą.

A ten niesamowity, fascynujący i niepowtarzalny czas ciąży i karmienia piersią? Toż to kobiecość w czystej postaci.  Jestem szczęśliwa, że mogłam się jednym i drugim cieszyć aż trzykrotnie, że było mi dane okryć tę jakże piękną i cudowną (choć też niełatwą) stronę swojej kobiecości.

Kobieco czuję się też w mniej podniosłych sytuacjach, w sytuacjach zwyczajnych i codziennych, które dla mnie są ważne i symboliczne.

Takim przykładem jest codzienna pielęgnacja ciała, czyli moje prywatne kobiece rytuały. Rzeczy niby zwyczajne, ale dla mnie mające znaczenie, bo ja im sama to znaczenie nadałam.
Mój kobiecy rytuał to np wieczorny relaksujący prysznic z pachnącym żelem, smarowanie ciała obłędnie pachnącymi kremami (czasem korzystam z pomocy partnera co jest jeszcze bardziej kobiece, seksowne i symboliczne), suszenie włosów, pilling, depilacja i wszelakie inne z pozoru zwyczjne zabiegi pielęgnacyjne, którym oddaję się jednak zawsze świadoma swojej kobiecości i to nadaje im zupełnie inny wymiar.

Czuję się kobieco w łóżku z moim partnerem, gdzie mogę odczuć na milion sposobów i docenić swoją kobiecość.

Kobieco czuję się też testując i podziwiając sprawność i kondycję mojego czterdziestodwuletniego ciała oraz te pielęgnując poprzez gimnastykę i rowerownie.

Niektóre kobiety w niedzielę zakadają sukienki inne jeżdżą wtedy rowerem.


Kobiecość to coś, co jest w nas. To nie jest rzecz, którą można kupić czy zrobić.

Przy tym kobiecość jest jak dupa - każdy ma swoją.

Dla każdego kobiecość znaczy coś innego i nie próbujcie mnie przekonywać,  że ja muszę nosić spódnicę, żeby poczuć się kobietą, bo spódnica może i jest symbolem kobiecości dla Jadźki, Bożeny , Katarzyny czy Józka, ale dla mnie symbolem mojej  kobiecości może być męska koszula i krawat.

O tak, kobieta ubrana w męską koszulę jest super - moim nader skromnym zdaniem - super seksi i super kobieca, szczególnie jeśli kobieta nic więcej poza tym na sobie nie ma :-)

Kobiecość to też możliwość ubierania się w co się ma ochotę. Chcę nosić sukienkę, noszę sukienkę. Chcę pobyć piratem - jestem piratem.

Nosisz sukienkę w niedzielę. Fajnie. A chodziłaś kiedyś po wsi przebrana za pirata tak jak ja?

Najważniejsze jest by swoją kobiecość odkryć, poznać i zaakceptować taką jaka jest. Najważniejsze by nie próbować być kimś, kim się nie jest, by nie udawać, by nie dać sobie wmówić, że to czy tamto musimy, bo tak ludzie mówią. 

Pamietajcie, że nie każda kobieta wygląda bardziej kobieco w sukience niż w spodniach. 
Pamiętajcie, że nie każda kobieta czuje się dobrze w sukience, czuje się dobrze w makijażu, czuje się dobrze z długimki włosami. 
Pamiętajcie, że nie każda kobieta szuka faceta, bo niektóre wolą kobiety, a inne wolą być same, co żadnej nie odbiera kobiecości.
Pamiętajcie, że dla wielu kobiet posiadanie dzieci i/lub partnera nie odbiera im kobiecości ani nie utrudnia - wprost przeciwnie - tę kobiecość wzmacnia.

Nie bądźcie więźniami głupich steerotypów. Jeśli lubicie sukienki to je noście z dumą i radością, ale tylko dlatego, że chcecie, a nie że ktoś uważa że tak jest dla was lepiej.



Jednak powiem wam tu jeszcze jedno. Kiecki, ozdóbki, pachnidła, rytuały, ładne cycki, zdrabne nogi i wszystko inne można o kant dupy rozbić, gdy przyjdzie bieda. Gdy zdrowie zacznie się sypać, gdy problemów za bardzo się nawarstwi, gdy pieniędzy zabraknie, a ludzie się dupami odwrócą zamiast podac pomocną dłoń. Gdy życie traci sens a nadziej umiera to i kobiecość przestaje istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie. Są takie momenty w życiu, że żeby się zesrał to kobiecości w sobie nie obudzi. Są takie momomenty, że człowiek traci całe człowieczeństwo i wiarę w sens istnienia a nie tylko kobiecość.

Czasem da się to naprawić, a czasem nie. Czasem mamy na to wpływ, a czasem to ma wpływ na nas.

Cieszcie się zatem swoją kobiecością i swoją męskością oraz ogólnie życiem, póki się da, póki jest siła i ochota. Nie odkładajcie cieszenia się życiem i kobiecością na jutro, bo jutro może być za późno.


9 komentarzy:

  1. ja po prostu lubię sukienki, są wygodniejsze i zwłaszcza latem, dają więcej swobody, ale nigdy nie myślałam o nich w kategoriach "bo kobiece", "bo wypada", po prostu lubię sukienki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię sukienki latem ze względu na wygodę. I to jest właśnie fajne w sukienkach.

      Usuń
  2. To nie sukienka czy też bluzka czyni kobietę bardziej kobiecą. Z tym się trzeba urodzić bądź też odkryć to w sobie i pielęgnować każdego dnia. To jest właśnie wg. mnie to magiczne "COS". Po zatym ciąża, macierzyństwo oraz wychowanie dzieci to podstawa, to fundament prawdziwej kobiecości, to wspaniałe uczucie móc to poczuć i być blisko tak wspaniałej kobiety. Ale też jest tak jak piszesz, gdy pojawiają się problemy przeciwności losu to człowieka nic, zupełnie nic nie cieszy one potrafią zabić dosłownie wszystko co w Nas najpiękniejsze. Ważne by umieć sobie z tym radzić i troszczyć się wzajemnie o siebie. Wiem że to bardzo pomaga.... Aha ja ze swej strony nigdy nie byłem jakimś fanem sukienek zwanych kieckami ale baaardzo lubię krótkie spódnice w połączeniu z długimi i zgrabnymi nogami. Pozdrawiam. Super post.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powiem, często na co dzień wybieram spodnie ze względu na wygodę. Jednak sukienka to sukienka, w takiej czuję się zdecydowanie bardziej kobieco. Do tego odpowiednie dodatki, trochę wyższe buty i wygląda się zupełnie inaczej. Mój mąż bardzo lubi jak chodzę w sukienkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia wygląda się inaczej w sukience niż w spodniach, ale też inaczej wygląda się w jeansach, inaczej w pantalonach a inaczej w dresach. Inaczej jednak wcale nie musi oznaczać lepiej, bo każdy jest inny i ma inną budowę i gabaryty. Ja mam długie kończyny, jestem chuda, nie mam cycków i zasadniczo w większości ubrań (czy to babskich czy męskich) wyglądam dobrze, ale nie wszystkie miały takiego farta, a przy tym nie wszystkie potrafią się ubrać stosownie do swojej figury i okoliczności. Możesz się ze mną niezgadzać, ale spora część kobiet wygląda w kiecce dużo gorzej niż w fajnie dobranych portkach, które to i owo zatuszują a co innego podkreślą. Jestem duszą artystyczną, estetką, do tego ejstem biseksualna i bardzo zwracam uwagę na kobiety, bo dla mnie każda inna baba to potencjany obiekt seksualny, że tak powiem hehe i być może dlatego ja trochę inaczej też na koboecość patrzę ;-)

      Usuń
  4. Super wpis! Ja sam chociaż jestem mężczyzną to uwielbiam nosić sukienki maxi i spódnice takiej długości bo uważam, że są bardzo wygodne no i ładniejsze od spodni. Nie dzielę ubrań na męskie i kobiece. :) Marcin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówi moja Córka - prawdziwie męski facet to taki, który z przyjemnością zakłada różową sukienkę i czuje się męsko oraz męsko wygląda ;-) Pozdro

      Usuń

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima