17 maja 2020

Moja kobieca męskość.

Jakiś czas temu pisałam o tym, co myślę o kobiecości i co dla mnie znaczy kobiecość. Przeczytacie o tym klikając  poniższy link:



Dziś z kolei postanowiłam napisać o swojej męskości. Tak, dobrze widzicie -  MĘSKOŚCI. Nie wiem, jak tam inne laski, ale ja  mam w sobie całkiem sporo męskości i dziś o tym sobie porozmyślam publicznie na moim blogu. Zainspirowała mnie do tego uwaga  koleżanki z poprzedniego życia, której (po raz kolejny)  nie spodobało się moje słownictwo. Użyłam bowiem (nie pierwszy i nie ostatni raz) słowa "ryj" w odniesieniu do swojej przedniej górnej części ciała, zwanej też czasem twarzą. 

Słowo to ma sporo synonimów: buzia, dziób, facjata, gęba, japa, lico, morda, oblicze, papa, pysk, pycho, pyszczydło i w końcu  ryj czy ryło. Wszystkie te wyrazy bez wątpienia są wam znane i wszystkie w różnych okolicznościach powrzechnie używane. Co złego jest w ryju? Dla mnie nic - słowo dobre jak każde inne. W odniesieniu do swojej twarzy dla mnie zwyczajnie ma być zabawnie . Ja nie boję sie używać ani słowa  "podpaska", ani "penis" ani "seks", ani "kurwa" więc dlaczego miała bym się bać używać sowa "ryj"...? Pytanie za 100 punktów.

Nie mogę używać słowa RYJ,  BO JESTEM KOBIETĄ. Powtarzam: KO-BIE-TĄ!!! A do tego JESTEM MATKĄ!!!! W związku z tym powinnam być subtelna, delikatna i kobieca. Buachacha! Dobre!

KURWA, mamy XXI wiek, różne skuteczne akcje feministyczne są za nami, każdego dnia w mediach mówi sie o równości, równmouprawnieniu, tolerancji, akceptacji itd itp, a tu się okazuje, że ja nadal muszę się ukrywać i udawać kogoś kim nie jestem, bo ludziom się ubzdurało, że jak ktoś ma waginę to musi być subtelny i delikatny i nie może mówić "kurwa" ani nawet "ryj" czy "podpaska",  a jak ma penisa to ma być twardy, duży i silny i nawet brzydkich wyrazów mu wolno używać, jak ma penisa. A i zapomniałam ON musi być wyższy od NIEJ, bo inaczej nie może się nazywać MĘŻCZYZNĄ, a ONA musi być od NIEGO słabsza i od NIEGO zależna, bo inaczej nie może się nazywać KOBIETĄ.


Nie, moi drodzy, cosik wam się tutaj pomerdało. Najpewniej epoki. Ja bowiem nie z tych kobiet, które są delikatne i subtelne. Ja bardziej z tych, które nazywa się potocznie babochłopami. I dziś w XXI wieku ja mając takie własnie cechy nie muszę się przebierać za faceta, nie muszę udawać faceta, jak to drzewiej bywało. Dziś kobieta może być taka jaka chce. Nie musi być delikatna ani wrazliwa, nie musi nosić kiecki i dawać sobą pomiatać, nie musi być zależna od chłopa i nie musi być przysłowiową cipą.

Jako dziecko nigdy nie miałam aspiracji do bycia piękną, elegancką, delikatną  księżniczką w zgrabnych bucikach użwającą ładnych słówek i przechadzającą się z wolna po pięknym, eleganckim pałacu  i całe dnie nie robiącej niczego  pożytecznego, a wymagającej by jej usługiwano.
Nie, ja jako dziewczynka chciałam być zbójniczką, piratką albo wojowniczką, która chodzi w potarganych i brudnych łachmanach, która nie boi się połamanych kości i otwartych ran, która  używa brzydkich słów i umie się porządnie bić, a wszystko, co ma, sama zdobyła. Więc niby dlaczego jaka dorosła czerdziestolatnia baba miała bym nagle chcieć być księżniczką? He?



Jako większa dziewczynka nigdy nie marzyłam - jak chyba większość moich rówieśniczek - o zostaniu modelką, aktorką czy piosenkarką. Nie, ja wtedy marzyłam, by być policjantem, żołnierzem, pilotem super szybkich samolotów albo patologiem sądowym badającym zmasakrowane zwłoki. Niby dlaczego zatem nagle teraz miała bym chciec być bardziej kobieca?
Nigdy nie lubiłam ckliwych bajeczek, romansów ani w postaci książek, ani w postaci filmów. Mnie kręciły horrory, mordobicia i kryminały oraz fantastyka i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Moją ulubioną zabawką NIGDY nie były lalki i zabawa w dom, choć czasem też się bawiłam. Moją ulubiona zabawką jednak był komputer, rower i zabawy w wojnę, czy piratów polagające na wzajemnym nawalaniu się z chłopakami kijami, kamieniami i kopaniu po dupach. Na naszym podwórku królowały bandy chłopaków, a nie grzeczne dziewczynki w sukieneczkach, bo ja o wiele bardziej się z szalonymi, hałaśliwymi chłopakami dogadywałam i rozumiałam niż z mdłymi dziewuchami i ich nudnymi zabawami w dom i bezsensownymi rozmowami o kosmetykach czy modzie. Nadal o wiele lepej rozumiem komputery i inne urzadzenia oraz facetów niż modowe trendy i kosmetyki .

Mam ponad 40 lat i serio w głowie mi się nie mieści, że ludzie inteligentni, oczytani i wykształceni, mający dostęp do internetu i połączenie z całym światem, nie potrafią uwolnić się od tych wszystkich głupich stereotypów. Co więcej, że promują je i utrwalają w swoim otoczeniu... To że promują je wśród dzieci i młodzieże wręcz mnie przeraża i cieszę się, że moje dzieci dorastają w innym, o wiele bardziej wolnym otoczeniu. Na szczęście mieszkamy w dosyć postępowym i dosyć wolnym kraju. 

Jestem też niezmiernie szczęśliwa, że ja sama nie należę do grupy tzw dziuń, czyli  bardzo kobiecych kobiet, którym wydaje się, że są od inych  lepsze tylko dlatego, że się "po kobiecemu" malują,  "po kobiecemu" się wysławiają i "po kobiecemu" zachowują. 

Jestem dumna z tego, że ja potrafię i mam odwagę po prostu być sobą. Jestem dumna z tego, że pozwalam moim dzieciom być sobą i że bardzo doceniam ich wyjątowość i że nie oczekuje od nich, że jak głupiutkie baranki polezą za tłumem innych ogłupiałych baranów. Oczekuję i w tym ich wspieram, że zawsze będą wybierać własne drogi i że będą się kierować rozumem i sercem a nie oczekiwaniami innych ludzi. Nawet (a może zwłaszca), gdy będzie to oznaczało mozolne i niebezpieczne przeciskanie się pod prąd przez całe stada rogatych, przygłupawych, upratych baranów.

Cieszę się i jestem dumna z tego, że moja córka mogła spokojnie do mnie przyjść i oświadczyć "mamo, mam dziewczynę", bo wie, że ja jestem matką, która akceptuje ich i siebie takie jakie Matka Natura nas stworzyła, bez żadnych głupich wymyślonych przez ludzi klasyfikacji i segregacji. Jestem dumna z moich dzieci, że - w przeciwieństwie do wielu moich rówieśniów, czy rówiesników moich rodziców - akceptują każdego człowieka, że starają sie każdego zrozumieć, że potrafią spojrzeć na świat z dystansem, a drugiego nie oceniają według siebie,  że rozumieją czym tak na prawdę jest tolerancja, wolność wyboru i że chcą tego dla każdego człowieka. 

Cieszę się, że nie jestem taką zacofaną kobietą i zacofaną matką, która zabrania kupować córkom ubrań w działach dla mężczyzn, tylko dlatego, że mają waginę a nie penisa. Jestem dumna z tego, że nigdy nie nakazywałam synkowi wybierać "męskich" ubrań, butów, fryzur, zabawek itd a córkom "damskich". Wybierają, co chcą i mam nadzieję, że tak zostanie już zawsze i żadne gusła i zabobony na nich  i ich wybory nigdy wpływu mieć nie będą.

Sama jestem bez wątpienia biseksualna i być może to właśnie ma wpływ na to, że ja jestem tylko w połowie kobieca a w drugiej połowie męska. Nie wiem, czy są jakieś opracowania na ten temat, ale chętnie bym zapoznała się z opiniami psychiatrów czy innych specjalistów w tej kwestii. Nie od dziś jednak wiadomo, że geje wykazują częstokroć o wiele bardziej kobiece zachowania i sposoby wysławianie niż  faceci hetero. Z czego wysnuwam logiczny wniosek, iż biseksualni mogą czuć się w połowie kobiecy w połowie męscy tak jak ja się czułam zawsze i czuję do dziś. Z tym, że dziś mam świadomość siebie i dobrze mi z tym, choc nie zawsze tak było. Podejrzewam, że tu nie małe znaczenie ma uwolnienie się ze szponów religii, która jest chyba najgłówniejszym promotorem stereotypów i ogólnego zacofania oraz doskonałym hamulcem wszelakiego postępu i rozwoju. To jednak osobny temat.

Ja dzięki swoim doświadczeniom mam świadomość, jak bardzo krzywdzące jest dla ludzi wmawianie im, że powinni być bardziej kobiecy lub bardzej męscy, w zależności od tego, czy urodzili się z siusiakiem, czy z kuciapką. Ludzie są wredni i okrutni, a wielu niestety nie potrafi uwolnić się od mierzenia innych swoją miarą, nie potrafi spojrzeć na świat i innych oraz siebie samego z dystansem.

Podejrzewam, że wielu ludzi chciało by być sobą, ale zwyczajnie się boją (bo co ludzie powiedzo?) i dlatego innych próbują przekonać, że takie czy inne zachowania są złe. Ludzie boją się wyjścia ze strefy komfortu, boją sie zmian, bo to wymaga działania, bo to wymaga dostosowania się, bo to wymaga nauczenia się nowych rzeczy, zmiany trybu myślenia, bo to wymaga walki i poświęcenia. No więc lepiej jak wszystko pozostanie po staremu, nawet jak wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że świat mógłby być lepszy, gdyby się dokonało w nim paru zmian. Nie nie, lepiej tkwić w miejscu, promować zabobony i stereotypy i pilnować, by nikt sie nie wyhylał. 

Jak to dobrze, że nie mieszkam już w Polszy, tylko w kraju, gdzie nikt mi nie utrudnia bycia sobą i nie podcina skrzydeł ani mnie, ani moim dzieciom.

Ja jestem zarówno kobieca jak i męska z natury. Lubię sobie kupować kobiece ubrania, kobiece buty i kobiece kosmetyki. Lubię czasem założyć ładną (MOIM ZDANIEM) kieckę i ładne buciki oraz ładnie się umalować. Bardzo przyjemne uczucia odczuwam wówczas patrząc w lustro. 
Jednak tak samo lubię nosić spodnie, czuje ciepłe uczucia na widok broni, męskich narzędzi, szybkich i dużych samochodów (choć sama nie wsiadła bym za kierownicę), mordobicia i brzydkich wyrazów. Lubię też patrzeć na ładne laseczki, a że mam taki sam gust jak mój mąż, więc często razem sobie podziwiamy "ładne tyłeczki i cycuszki" xD 

Moja kobiecość zatem zawiera duży pierwiastek męskości, co mnie bardzo ale to bardzo się podoba. To jest świetna sprawa, bo ja mogę o wiele więcej niż przeciętna baba. Nie zamierzam też nic w tej kwestii zmieniać, bo tak jest dobrze, idealnie. Tak jest w porządku. Nie zamierzam udawać dziuni, laluni czy księżniczki tylko dlatego, że inne dziunie boją się piratek i rozbójniczek. Nie. Jeśli dziuniom się nie podoba, że się od siebie róznimy to proszę bardzo, niech nauczą się wreczcie bić, posługiwać wiertarką i mówić "kurwa" albo "ryj". Mnie tam istnienie kobiecych kobiet nie przeszkadza. Ja nie widzę problemów w tym, że ludzie się od siebie różnią. Wprost przeciwnie - dla mnie to wspaniała rzecz, że tyle jest rózżnych ludzi na świecie, że każdy jest wyjatkowy i niepowtarzalny. Ja nie chcę żyć w stadzie sklonowanych baranów, gdzie każdy wygląda i zachowuje sie identycznie. To by było totalnie z dupy.

No i jeszcze jedno. Jeśli chcecie innego świata, zacznijcie zmiany od siebie a nie od innych. Ja już zmian dokonałam i jestem z nich dumna. Ja ewoluowałam, uwolniłam się od religii, zabobonów, stereotypów i wielu innych rzeczy. Jestem nową lepszą wersją sobie, choć ciagle nad sobą pracuję, by za kilka lat być jeszcze lepszą, bo jeszcze do zrobienia mam sporo.  Wedle mojego uznania, bycie chłopaczycą jest jak najbardziej wporząsiu. Ja nie lubię, wręcz nie znoszę bardzo kobiecych kobiet. Od tych księżniczek, które nie mówią "kurwa" trzymam się jak najdalej z dala, ale nie chodzę i nie przekonuje ich, że powinny nagle zacząć przeklinać, bo one mają swój świat a my, piratki, swój. 

Nie słuchajcie innych ludzi! 
Słuchajcie tego, co wam w duszy gra, tego co czujecie sami i żyjcie po swojemu. Nikt za was bowiem życia nie przeżyje ani za was nie umrze. Czyimś szczęściem się nie nacieszycie, tylko i wyłącznie swoim własnym, więc zadbajcie o swoje szczęście, nie o innych.

NO I KURWA,
POZWÓLCIE INNYM ŻYĆ PO SWOJEMU,

 BO CHUJ WAM DO CZYJEGO ŻYCIA! W swoim macie wystarczająco do zrobienia, więc się nim  zajmijcie, bo ono nie trwa wiecznie i jutro może być za późno, by się nim nacieszyć. 

Nie bójcie się być sobą. To jest na prawdę bardzo fajne uczucie. 
Przeżyjcie swoje życie świadomie i bez ogladania się na innych i bez poprawiania innych, bo może oni kurwa zwyczajnie nie chcą być tacy jak wy.
Ja na przykład nie chcę być taka jak wy. Ja chcę być sobą. Tylko tyle i aż tyle.

No i wyciągnijcie wreszcie ten kij z dupy, a  życie stanie sie wtedy o wiele prostrze ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima