10 maja 2020

Zaczynamy nowy etap w życiu koronnym. Będzie jazda.

No, powoli się rozkręcamy po zastoju. Bardzo powoli. To wszystko jest bardzo ciekawym doświadczeniem, bo czegoś takiego nie przeżył nikt z nas w swoim życiu. Dlatego też staram się mieć uszy i oczy szeroko otwarte, by zaobserwować jak najwięcej i przeżyć w pełni świadomie tę wiekopomną chwilę (kilka miesięcy to ciągle chwila w dziejach ludzkości). Obserwuję z wielkim zainteresowaniem i fascynacją ludzkie zachowania, decyzje rządów i tego wszystkiego konsekwencje... Żyjemy w ciekawych czasach.

Ostatnio nie działo się zbyt wiele, aż do teraz. W miniony poniedziałek wystartowało na powrót sporo firm tych które nie pracują bezpośrednio z klientami. Od razu ruch na drogach sie zwiększył. Otwarto też sklepy z materiałami krawieckimi. Byłam we wtorek zobaczyć jak wygląda sytuacja, bo potrzebowałam materiału na maseczki. No a poza tym byłam zwyczajnie ciekawa.
Porowerowałyśmy z Młodą, bo Najstarszej się nie chciało kręcić 20 km po jakiś kawałek szmaty. Młodej po kawałek szmaty też by się nie chciało, ale kilometr czy dwa dalej jest też spożywczy...

Ten krawiecki to ogromny sklep z sieci sklepów z artykułami krawieckimi. Byłam tam kilka razy przed koroną i zwykle spotykałam tam max 2-3 klientów. Teraz jednak krawiecki cieszył się o wiele większą popularnością. Trójka sprzedawców miała pełne ręcę roboty. W tym sklepie w aktualnych warunkach może przebywać 15 osób i pewnie z tyle było. Jednak mimo wszystko panował spokój i przyjemna atmosfera. Ludzie się do siebie uśmiechali, czasem wymieniali jakieś uwagi. Przyjemne i bezpieczne zakupy.
Jeden wchodził, kolejny wychodził. Tuż przy drzwiach stał spray antybakteryjny i papierowe ręczniki. Każdy oczywiście z nich korzystał. Na dywanie przyklejone były taśmą strzałki wskazujące kierunki poruszania się pomiędzy stołami z materiałami. (gwoli wyjaśnienia, bo ja z PL mam inne doświadczenia z kupowania materiałów - tutaj materiały leżą na stołach w belach. Klient krąży pomiedzy stołami i maca i ogląda wszystko, ile mu się podoba, po czym wybiera dowolne bele i zanosi je do kasy, by tam sprzedawca uciachał, ile potrzeba). Niektóre przejścia też są zagrodzone taśmą, by trochę ludzi ograniczyć. U nas maseczki nie są obowiązkowe, ale zalecane przy zakupach i tutaj większość osób nosiła maseczki, szaliki itp. Wszyscy klienci - jak nie trudno się domyślić - zgromadzili się głównie przy stołach z bawełną. Ludzie wybierali po jednym lub kilka różnych materiałów. Większość kupowała po pół metra materiału i do tego tasiemki lub gumki. My wybrałyśmy dwa materiały w kropeczki.

Maseczki jeszcze nie uszyte, bo co innego było do roboty. Dziś jest Dzień Matki (czytaj: pogoda pochmurna i leniwa) więc nic nie robimy. Jutro Najstarsza, mam nadzieję, znajdzie chwilę by uszyć matce ze dwie maseczki, bo matka we wtorek wraca do roboty.

Z roboty, co prawda, mam otrzymać sprzątaczkowy zestaw koronny, ale podejrzewam, że to może potrwać. Jaki to zestaw? Ano pudełko rękawiczek, maseczek, ręczników papierowych, czyli całe wielkie gie. No, ale jak to mówią, darowanemu koniowi ne zagląda sie pod ogon... czy jakoś tak... xd

Ja tam tych sztucznych masek nie zamierzam nosić na mojej szlachetnej gębie. Dlatego uszyję se swoje (albo Dziecko mi uszyje), takie które mogę wyprać, a nie wyrzucać tonami do kosza. Nie wiem nawet, czy w ogóle będę ich potrzebować. Zależy od klientów, co powiedzą i co zrobią. Maseczki, jak wiadomo, chronią innych przed naszymi ewentualnymi wypluwanymi wirusami, a nie tego, co je nosi, tak że ten. Co do rękawiczek to - szczerze mówiąc - też mam wątpliwości, bo już nie raz i nie siedemnaście próbowałam nosić w mojej robocie rękawiczki. Dwa na dziesięć, nie polecam. Nie lubię się za bardzo z tym wynalazkiem. Nie wiem, jak laski mogą w tym pracować wogle. Moje dłonie nie są stworzone do rękawiczek, bo na szerokość są na mnie dobre S, a na długość M - dłonie złodzieja  pianisty. Jeśli już używam, to tych takich 5-6€ za parę, które mają miękkie we środku i które można prać w pralce, a nie jednorazowego shitu. W nich jednak jakoś nie wyobrażam sobie ścierania kurzu i zbierania drobiazgów (typu kolczyki, airpodsy, monety) ani tym bardziej składania prania brrr. Poza tym, po umyciu prysznica czy wanny rękawiczki zawsze mam pełne wody. NIENAWIDZĘ RĘKAWICZEK! Hm, jeszzce nie wiem, jak będzie wyglądała moja robota w tym dziwnym czasie... Przyjdzie się pewnie kilku nowych rzeczy naumieć.

Bardziej jednak obawiam sie ogólnej organizacji dnia. Teraz nie pracując potrzebuję całego dnia na ogarnięcie szkoły i domu, mimo że wstaję wcześno a późno się kładę. Teraz na pół dnia pójdę do roboty. Ech. Będzie jazda.

Nie ukrywam, że liczyłam iż ten powrót do szkoły będzie trochę inaczej wyglądał. Tymczasem okazuje się, że w piątek zaczyna tylko Młody i że od nastepnego poniedziałku 18/5 będzie chodził do budy zaledwie 2 razy w tygodniu. Duuuupaaaa blada!

Startuje w jego podstawówce 3 roczniki: pierwsza, druga i szósta. Każda klasa jest podzielona na dwie grupy. Jedni będę mieć lekcje w poniedziałki i czwartki, drudzy w wtorki i czwartki. Środa wolna. Większość nauki zatem nadal on-line. Belfrom nie zazdroszę ani ani. Każda grupa (rocznik Młodego ma np 2 klasy, czyli 4 grupy) musi mieć nauczyciela i swoją salę. Poza tym reszta uczniów musi mieć belfra on-line. Nauczyciele poza tym wszystko sobie na własną ręką muszą zorganizować. Nie tylko w kwestii rozdziału grup i sal. Sami se szyją maseczki, szukają żeli antyakteryjnych, ręczników po sieci i sklepach. Bo w Belgii tak się to robi. Panstwo na pewno sporo pomaga i nadzoruje, ale autoomiczność szkół ma swoje zalety i swoje wady.

Inne podstawówki zaczynają zupełnie inaczej niż nasza. W niektórych na przykłąd dzieci chodzą codziennie po pół dnia, w innych jeszcze inaczej, adekwatnie do możliwości szkoły.

U Najstaszej (mała katolicka szkoła średnia) 15 maja startują tylko szóste i siódme klasy. Potem 29 maja startują klasy drugie i czwarte, bo to klasy po których często zmienia się szkołę. Szkoła średnia składa się z 3 etapów po 2 lata. Rok siódmy dotyczy zawodówki.
O reszcie na razie nie zdecydowano. Najstarsza zatem do końca maja (co najmniej) nadal uczy się w domu. Koszmar. Zawodówki i technika on-line to totalna katastrofa.
W tej szkole nie będzie w tym roku egzaminów i punktów za ostatnie dwa trymestry na raportach. Do atestu bedą brane pod uwagę punkty osiągniete do połowy marca, egzaminy grudniowe oraz sumienność pracy on-line. Staże w tym roku odwołano. Współczuję szósto i siódmoklasistom :-(

Młoda (duża popularna szkoła katolicka) też nie wraca. U nich startują tak samo ostatnie roczniki z poszczególnych stopni. Nauczyciele zastrzegli wyraźnie, że kto nie został zaproszony do powrotu ma zakaz pojawiania się w szkole i zadawania głupich pytań.

I to by było na tyle na temat otwierania szkół we Flandrii w tym miesiącu.

Wkurza mnie coraz bardzie tak cała korona i podejrzewam, że jeszcze długo wkurzać będzie. Bo na początku to było nawet fajnie. Takie nieprzywidywane wakacje to dla mnie fajna odmiana, ale po miesiącu zaczęło się to robić jakby lekko nudne albo raczej upierdliwe, bo na nudę to ja raczej nie narzekam.

Po raz kolejny się przekonuję, że ja nie jestem zdecydowanie typem kury domowej. Niby z jednej strony podoba mi się to, że mogą spędzać z dziećmi tak dużo czasu. O tak, to jest superowe, fantastyczne i cool. Mamy za sobą mnósto przyjemnych chwil. Jednak z drugiej strony siedzenie w domu działa mi na nerwy. We czworo siedzimy w domu, więc non stop żremy, brudzimy, bałaganimy i non stop trzeba robić to durne jedzenie i sprzątać. Te wszystkie szkole książki, wydruki zalegające tonami w salonie porozkładane wedle poszczególnych przedmiotów. Kurde zużylismy już ryzę papieru na wydruki (a sporo robimy na kompie), tusze kupione na początku korona-szkoły za 70€ już się kończą...

Nienawidzę siedzieć w domu. Lubię chodzić do pracy, robić coś pożytecznego i zarabiać. Teraz dostaję hajs od państwa z technicznego bezrobocia, dzięki czemu mogę sie poczuć jak  jakaś bezużyteczna pizda, jakiś durny nierób. Nie wiem, jak ludzie mogą żyć w ten sposób całymi latami.

Na szczęście klienci zaczęli też już tęsknić za sprzątaczką, niektórzy też właśnie wracają do roboty, zatem mogę wreszcie pójść znowu zarobić uczciwie na swoje utrzymanie. Wiem, że cholernie trudno będzie pogodzić mi pracę, domowe obowiązki i koordynację nauki stacjnarnej plus on-line, ale wiem też, że będę się czuć lepiej chodząc do roboty jak normalny człowiek.

Od dziś poza tym można w Belgii przyjmować gości. Jednak mogą to być tylko 4 osoby i to te same 4 osoby za każdym razem. Przy czym te 4 osoby nie mogą przyjmować sami  innych gości. Dla nas w sumie to jeden grzyb, bo przecież i tak nie przyjmujemy gości ani goście nas nie przyjmują. W czasach takich jak te bardzo dobrze jest być odludkiem, istotą aspołeczną i asocjalną. Idealnie wręcz.

To będzie jdnak prawdziwy test dla belgijskiego społeczeństwa. Rada Bezpieczeństwa wyraźnie powiedziała, że to jak to będzie przestrzegane zależy tylko i wyłącznie od ludzi, od ich uczciwości i zdrowego rozsądku. Wszyscy sie boją, że łamanie zasad oznaczać może ponowny wzrost zachorowań, a co za tym idzie duży krok w tył. Mówią jednak, że dotąd Belgowie zachowywali się stosunkowo bardzo dobrze i bardzo odpowiedzialnie (było oczywiście sporo głupich zachowań, ale wszystko mieści się widocznie w granicach normy) dlatego rządzący tym cyrkiem liczą dalej na naród.
Cóż, pożyjemy - zobaczymy, czy się nie przeliczą co do narodu albo co do wirusa.

Ja wracam do roboty i to będzie dla mnie kolejne nowe interesujące doświadczenie w zawodzie sprzątaczki. Nie mogę się już doczekać.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko