16 stycznia 2014

farmazony

Przyszłoby Wam do głowy, że można nic nie robić i być zmęczonym? Spać dziennie 8-9 godzin i wstawać niewyspanym? Mi też nie, ale tak właśnie mam teraz. Idę spać z kurami, czyli z Młodym koło 20tej i wstaję kole szóstej i jestem zmęczona. Dżizas...

Powód jest dla mnie oczywisty - totalny brak jakiegoś sensownego, konstruktywnego zajęcia. Nikt mi chyba nie powie, że zajęcia domowe to sensowne zajęcie. No bo jaki sens mieć może np zbieranie po całym domu i układanie 50 autek na półce, gdy za góra 15 minut znowu znajduje się je w jeszcze bardziej dziwnych miejscach? O magnesach z lodówki, kredkach i kartkach różnych kolorów i wielkości to nawet nie wspomnę. W sumie można by to wszystko i jeszcze inne wziąć raz i wypieprzyć do kosza, ale i to działanie - moim nader skromnym zdaniem - mija się z celem. Wszak zaraz się znajdzie jakiś mądry (najpewniej ja sama) i znowu kupi albo przydrze od kogoś używane...
 No a takie mycie okien  zwłaszcza w bardzo deszczowym kraju, jakim niewątpliwie jest be, jaki ma sens?  Nie dalej jak przedwczoraj umyłam (zdjąwszy uprzednio bożonarodzeniowe dekoracje) po raz nie wiem który i co? od wczoraj leje... a jak przestanie, okna będą takie same jak przed myciem....no z wyjątkiem dekoracji oczywiście.
Idźmy dalej... gotowanie i inne takie - co by nie przyrządził, ostatecznie i tak goofno z tego będzie :)
To samo z praniem, prasowaniem... syzyfowa praca, żadnych widocznych efektów.... 
Tak czy owak po zgrubszejszym oganięciu chaty, wcześniejszym nakarmieniu i wypędzeniu Młodzieży do szkoły - co zajmuje około godziny (gdy robi się to codziennie) - pozostaje dużo baaardzo długich godzin, które nie bardzo jest jak zagospodarować. Młody jest już na tyle stary, że bawi się przeważnie sam - zresztą  ileż można budować domki z klocków i rzucać piłką z matką? O ile pogoda jest w miarę - to się Młodego wyspacerowuje, ale jak leje to zaraz kalosze pełne wody, a z kurtki kapie więc długo nie zabawi. No i cóż tu robić? Książki z mężowych zapasów w większości wyczytane, a reszta na wieczór zostawiona, bo nie wiadomo kiedy zaopatrzymy się w jakieś nowości. Seriali nie lubię (nawet po polsku). Filmów mam parę nowych, ale to na niedzielę - co to za oglądanie samemu? No więc Wielki Internet... poczta, niderlandzki, blog, fejs, nk, jakieś informacje.... ale też ileż można? 

O, super było na początku jak przestałam pracować... Przez pierwszy rok miałam wrażenie że ciągle mam jakiś urlop, w ogóle nie brakowało mi jakże przecie lubianej  pracy. Ale po 15 prawie latach potrzebny był odpoczynek, no i jakby nie patrzeć zaczęłam wtedy nowy rozdział w życiu. Po wielu niepowodzeniach i niepokojach wszelakich wyciagnełam od losu dobry los dla odmiany i trzeba się było tym nacieszyć... Potem pojawił się Młody więc znowu było co robić i czas leciał szybko... 

Wydawało się, że bycie na bezrobociu to taka super sprawa. A gówno prawda! Tak rok - dwa, owszem, miód-malina-sztuczne pszczoły, ale dłużej to normalnie och... zwariować można. Znaczy znam takich, co urodzili się po to by nic nie robić, ale to inksza inkszość. U mnie musi się coś dziać! Inaczej nie żyję. Co najwyżej wegetuję, a czasem to i tego się nie chce.

Kurde nawet na blogu nie ma o czym pisać tylko pierniczę takie farmazony, że głowa mała. A żeby było śmieszniej Wy to czytacie... Każdy linkiem zaciekawiony zajrzy i potem powie, że czas zmarnował jeden z drugim. Ja tylko zapraszam, nie musiałaś/eś tu zajrzywać... ;)

Nie mogę się doczekać września, żeby Młodego wysłać do szkoły a samej wziąć się zabrać do jakiejś roboty i to nie tylko ze względów finansowych, ale - co można pewnikiem wywnioskować z powyższego farmazonienia - nie ocipieć w domu. W pl to jeszcze człowiek wylazł na miasto, zagaił do jakiegoś tubylca, sklepowej, sprzątaczki, sąsiada (ewentualnie sąsiadki), nauczyciela... i czas zleciał, narząd mowy się rozruszał, wiadomości lokalnych (inaczej: plotek, bajd)  się człowiek dowiedział... a tutaj nie ma do kogo pyska otworzyć. Tyle co dzieckom o nauce przypomnisz, do mycia zagonisz, o dzień miniony zapytasz, co tam z dzieckami gadać jak jest ich dwie, to same ze sobą gadają, co matce do nich. A  M to więcej w robocie jak w domu, poza tym są ciekawsze zajęcia niż rozmowa... Tak, wy już kurde o jednym... a tu trzeba czasem coś naprawić, z synem w piłkę pograć, na zakupy pójść (bo kto jak nie M?) i takie tam...

Może chociaż na kurs językowy uda mi się pójść pod koniec stycznia. Przynajmniej mam taką nadzieję, choć wiadomo czyją ona jest matką.... ta nadzieja. Jak się uda to się pochwalę, jak nie to też - a co. 












3 komentarze:

  1. Hallo,przeczytalam dzisiaj Twojego bloga i postanowilam sie wypowiedziec w kilku kwestiach (normalnie nie mam tego w zwyczaju ) - po pierwsze:nie doczytalam ile Twoj brzdac ma latek ale tak dla wyjasnienia w Belgii dzieci moga chodzic do przedszkola darmowego od 2.5 roku , i to niezaleznie czy rodzice pracuja czy nie , wiec jesli czujesz sie" przetrzymywana " przez Twojego smyka to jest mozliwosc by znalezc wiecej czasu dla siebie , nie wspominaja o tym ze dla dziecka to tez same korzysci ,niby nie jest to obowiazkowe ale jesli zdecydujesz sie trzymac dziecko do pierwszej klasy duzo straci , raz ze zalapie jezyk , dwa ze nauczy sie bawic i dzielic z rowniesnikami a trzy ze w pewnym momncie dzieci ucza sie pisac i czytac prostych slow juz wlasnie w przedszkolu ,nie wspominajac o tym ze beda mieli wycieczki , wyjscia na spacery do kina , na basen itd - po drugie - Belgowie owszem swietuja Trzech Kroli , w ten dzien spotykaja sie z rodzina i jedza "Ciasto Trzech Króli, fr." galette des Rois " i ten kto znajdzie w kawalku ciasta "fève" zaklada korone , ktora jest dolaczona do opakowania z ciastem - jestem pewna ze widzialas w sklepach te ciasta , po trzecie witaj w Belgii , sama mieszkam tu juz 15 lat i wiele rzczy juz mnie nie dziwi jak Ciebie , jesli Ci to nie przeszkadza od czasu do czasu wypowiem sie na Twoim blogu , lub rozwieje niepewnosci i pomoge w pewnych kwestiach - pozdrowienia z Walonii

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za tak obszerny komentarz. Mój młody właśnie we wrześniu będzie miał 2,5 roku i pójdzie do szkoły razem z siostrami, nauczyciele już go znają :)
    A co do 3 króli, to dobrze wiedzieć; co prawda w blogu to był taki duży skrót myślowy - chodziło o to że idzie sie do pracy, szkoły. Dodam, żeby nie było wątpliwości, pisze czesto z dużą dawką ironii i nie zawsze do końca poważnie. Pozdrawiam serdecznie i proszę o wiecj komentarzy

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie idz na ten kurs jezykowy,trzymam kciuki,a poki co-moze dowiedz sie od dyrektorki czy jakiejs sasiadki czy w okolicy nie ma jakiejs samotnej starszej pani,ktora juz teraz wprowadzilaby cie w tajniki jezyka (moze jakas emerytowana nauczycielka znajdzie sie???,ktora to potrzebuje i poszukuje kontaktu z ludzmi,wypicia z kims kawy,oczywiscie tu nie mylic z pomoca domowa)

    OdpowiedzUsuń

Komentujesz na własne ryzyko