Tuż przed wakacjami moja osobista siostra odkryła bezbolesny sposób na pożegnanie ze smoczkiem. Przed wyjazdem nie chciałam Młodego stresować pożegnaniem smocza, zresztą na drogę takie cuś do uspokajania się przydaje. Teraz jednak właśnie sposób ten wypróbowałam z powodzeniem, więc napiszę, gdyby ktoś potrzebował inspiracji w tej materii :-)
Moim nader skromnym zdaniem sposób lepszy niż wszystkie inne polecane na różnych portalach i w czasopismach dzieciowo-mamowych.
Jest to sposób na zębową wróżkę.
Ktoś zaraz się pewnie przyczepi, że co ma zębowa wróżka do smoczka i tak dalej. Więc na zaś powiem, że do tego zadania można wykorzystać Mikołaja, Królika Wielkanocnego, Domowego Skrzata, czy co tam fantazja podpowie, ważne by być przekonującym :-) Siostra skorzystała z pomocy Zębowej Wróżki, bo akurat starsze rodzeństwo zainteresowanego wcześniej wkładało pod poduszkę mleczaki, a wróżka wymieniała je w nocy na monety... Więc czemu by miała nie wymienić smoczka na zabawkę?
U nas nie było wzoru odpowiedniego, bo siostry za stare na wróżkę, ale pomysł mi się spodobał. Zwłaszcza, że wiedziałam, iż "gubienie" smoczka kończyło się rykiem na cały dom, a potem nieprzespaną nocą, bo dziecię me wrażliwe. Zaś fantazji nam nie brakuje wszystkim i to nam życie znacznie ułatwia.
Parę dni oswajaliśmy Młodego z tematem, wyjaśniałam, że wróżka zabierze smoczek włożony pod poduszkę, a przyniesie w prezencie jakąś fajną zabawkę, ale to on sam musi chcieć. W końcu nadszedł TEN DZIEŃ. Od dziewczyn wypożyczyliśmy specjalny woreczek na smoczek. Całą rodziną poszliśmy się położyć już o godzinie 19tej bo Młody już nie mógł się doczekać tej ważnej chwili :-) Wyczytaliśmy wszystkie książki, wybawiliśmy się Dżirafami i Tingłinami... Doro 3 razy żegnał się uroczyście ze smoczkiem, dawał mu "cuska", robił "pa-pa", pakował do woreczka i chował pod poduszkę w swoim łóżku, by po 10 minutach bardzo go potrzebować. Ledwie włożył do ust, zaraz mi oddawał. Ledwie oddał - zabierał z powrotem... Ech te rozstania... takie są trudne. Ostatecznie umówiliśmy się, że ostatni raz zaśnie ze smoczkiem, a mama potem schowa ten smoczek pod poduszkę...
Przyznam szczerze, obawiałam się, że na drugi dzień nie obędzie się bez płaczu, ale się obeszło.
Rano Doro szeroko się uśmiechnął na widok nowego autka stojącego na krześle koło łóżka, potem się "zawstydził" i udając że niczego ale to niczego nie zauważa i przyszedł do mnie na łóżko i tradycyjnie poprosił o smoczek. Gdy mu przypomniałam, co się stało ze smoczkiem, kazał przynieść kakao... Potem już tylko chwalił się wszystkim, że wróżka mu przyniosła auto i że on dał jej swój smoczek. Kilka razy w ciągu dnia padło jeszcze pytanie "gdzie mój smocz?", ale potem przypominał sam sobie transakcję z wróżką i nie było żadnych fochów, płaczów, krzyków, a dodam, że moje dziecko, podobnie jak jego tata, bardzo emocjonalnie podchodzi do życia, co daje się zauważyć na każdym kroku. Wieczorem - czego najbardziej się obawiałam - padło tylko jedno pytanie: "smocz?", ja odpowiedziałam "przecież wiesz...". Uśmiechnął się, przytulił i zasnął.
Brawo! :)
OdpowiedzUsuńMówilam ta metoda jest najlepsza i dziecko dlugo pamięta jakie musialo być dzielne by pozbyć się swojego przyjaciela.
OdpowiedzUsuńMagdalenko, bardzo fajny sposób, ja nie czytałam tych dzieciowo-mamowych czasopism, ani poradników, przy wychowaniu ciągle kieruję się intuicją, my mamy to mamy, która jeszcze nigdy nie zawiodła, któż lepiej od nas może wiedzieć co należy/nie należy z dzieckiem robić, mu dawać, zakazywać, uczyć... jak nie my same? NIKT!
OdpowiedzUsuńStosowaliśmy taką samą metodę, tyle że z butelką smoczkową :) Prezentem da się wszystko załatwić - a umowa, to umowa - nie ma powrotu :)
Miło było wpaść do ciebie, na pewno będę częściej zaglądać :)
Dzięki za odwiedziny i komentarz. Tak, to matki wiedzą najlepiej, co jest dobre dla ich dzieci, o ile kierują się - tak jak mówisz - instynktem, a nie tym co robią i mają inne mamy i ich dzieci. Co nie znaczy, że nie należy używać sprawdzonych pomysłów, ważne by robić to z głową :-) Ja czasopism i książek przewertowałam trochę przy pierwszej córce (to skrzywienie zawodowe - byłam wtedy bibliotekarką :) i zdarzało mi się wyczytać coś mądrego, zwłaszcza w kwestiach medycznych czy psychologicznych, tudzież jakichś nowych książek, zabawek, pomysłów. Jednak tak jak i Ty raczej w kwestii wychowania zdaję na swojego matkowego nosa :-)
Usuń