W kwestii drogi do pl muszę napisać jeszcze o jednym szoku drogowym, który związany jest z przekroczeniem granicy niemiecko-polskiej. Odnieśliśmy wrażenie, że w niektórych kierowców nagle diabeł wstępuje, gdy tę magiczną linię przekroczą. Jakby nagle kodeks ruchu drogowago i zwykła kultura przestawały obowiązywać po wjechaniu do pl. Sie pytam dlaczego? Dlaczego na polskiej autostradzie nie trzeba używać kierunkowskazu przy zmianie pasa? Dlaczego na polskich drogach ludzie głupio bawią się światłami awaryjnymi, które jak sama nazwa wskazuje, nie zabawie służyć mają? Dlaczego kierowcy, którzy przez Holandię i Niemcy jechali normalnie zgodnie z przepisami nagle w pl zaczynają zachowywać się jak banda bezmózgich idiotów, którzy stanowią zagrożenie dla siebie i dla wszystkich innych uczestników ruchu? Za małe kary? Za duże przyzwolenie społeczne? Czy tego i tego po trochu? No dobra, olać idiotów. Ważne, że dotarliśmy na Lubelszczyznę cało i zdrowo...
No z tym "zdrowo" to trochę się zapędziłam. Po przespaniu nocy na polskiej ziemi, rano na mordkach i innych częściach dwójki młodszych dało się zauważyć znajome kropki, no i trzeba było z radością oznajmić rodzinie, że mają niepowtarzalną okazję zarazić się belgijską ospą... Na pewno się ucieszyli, choć informację ową - trzeba im przyznać - przyjęli z kamienną twarzą...
"nasze wakacyjne górki" |
Następny etap podróży, czyli moje i dzieci miejsce wakacyjnego pobytu osiągnęliśmy za dwa dni.
160 km w porównaniu z 1500km to śmieszna odległość, ale i tak dzieci mało jaja nie zniosły w samochodzie w oczekiwaniu na spotkanie z Bibką i Basterem, czyli swoimi ulubionymi kuzynami :-) Po roku mieszkania na równinach nasze stare podkarpackie górki jakieś większe się wydają. Ale górzysko, na którym mieszka ciotka nic a nic się nie zmieniło... Kto to widział mieć prawie pionowy dojazd do domu? Hehe. Chociaż z drugiej strony widoki stamtąd są niepowtarzalne. Szkoda tylko, że nie da się stamtąd zjechać rowerem... no w każdym bądź razie grozi to co najmniej inwalidztwem, a i wyjechać ciężko, dobrze, że auto daje radę, przynajmniej latem :-)
Wakacje uważam za udane. Dzieci wybawiły się codzień do upadłego, bo pogoda dopisała, więc i dupsko w basenie wymoczone za wszystkie czasy, i nogi wyskakane na trampolinie. Młody ledwie oczy otworzył rankiem, już szedł robić zium na zjeżdżalni, a za nim oczywiście Baster - kuzyn równolatek. I tak obaj przez dnie całe zium i zium wkoło. Nawet ospa nie powstrzymała żadnego z moich diabląt przed dzikimi harcami na ciotkowych górkach.
Rezerwat Prządki - miejsce moich ulubionych rowerowych wypadów w dawnych czasach |
W drugim tygodniu wakacji wujek zabrał wszystkie trzy dziopy do Rymanowa Zdroju w celu odebrania dziadka z sanatorium. O, jaka cisza była przez cały dzień, gdy tylko maluchy zostały... A wujek wraz z dziadkiem i dziewczynami pozwiedzali najpierw Rymanów, potem pojechali poganiać po wielkich kamurach w rezerwacie Porządki. W planach były jeszcze ruiny zamku, ale burza owe plany udaremniła. Jednak i tak dziewczyny wróciły podekscytowane, roześmiane, zmęczone i w przemoczonych butach, bo przecież oglądanie wody z brzegu to żadna radocha...
Park dinozaurów w Głobikowej k/Dębicy |
Poza tym oczywiście tradycyjnie - tak to w rodzinach świrusów bywa - jazda na kombajnie została zaliczona. To nic że potem wszystko swędzi i w nosie drapie, ważne, że jest co opowiadać :-)
Jechałam do pl z planami odwiedzenia wszystkich bliższych znajomych, gdyż nie wiem, kiedy następnym razem będę w pl i kiedy będzie okazja się widzieć z tymi czy tamtymi. No ale cóż, moje plany nie uwzględniły ospy. Ostatecznie nasze odwiedziny ograniczyły się do najbliższej rodziny...
Choć okazało się też, iż niektóre zupełnie przypadkowe spotkania z dawnymi znajomymi były dla tych znajomych wyraźnie niepożądane... Przeto może i korzystna dla niektórych okazała się nasza ospa, dzięki której oszczędzone im zostało oglądanie mojej facjaty....
Cóż mam pełną swiadomość, że ten i ów mógł poczuć się urażony moimi niefrasobliwymi tekstami niniejszego bloga itp. Niektórzy zaś - jak wnioskuje znajoma na podstawie swoich dawnych znajomych - nie mogą zdzierżyć, że takie buroki niewykształcone pojechały do Wielkiej Europy i nic nie robiąc żyją sobie w beztrosce i dostatku wielkim zbierając po prostu kasę leżącą grubą warstwą na zagranicznych chodnikach , a oni tam biedni za marne grosze muszą tyrać i nikt nie kce ich zabrać za granicę, buu... Kiedyś denerwowałabym się tym faktem niezmiernie, ale teraz to mi to wszystko zwisa i powiewa. Mam za sobą ten rozdział, te czasy, gdy trzeba było uważać na każde słowo i czyn, a wszelakie złe spojrzenia i niemiłe oraz krzywdzące słowa z pokorą przyjmować nawet pomimo pewności swoich racji, bo człowiek nie miał wpływowych znajomych, możliwości zmiany pracy i miejsca zamieszkania, bo był zależny od czyjegoś widzimisię... Jak dobrze, że to już mnie nie dotyczy i nie muszę się martwić, że czyjś foch utrudni mi przeżycie dnia. Teraz mogę po prostu powiedzieć "mam to gdzieś" i mieć to gdzieś i to jest fajne :-)
Dwa tygodnie to jednak zbyt długo, by siedzieć komuś na głowie, żeby nie wiem jak miło było, bo ma się tę swiadomość, że komuś dezorganizujesz dzień i noc. Mam jednak nadzieję, że następnym razem to my będziemy gospodarzami i będzie okazja się odwdzięczyć :-) Teraz jednak dziękuję serdecznie wszystkim, dzięki którym nasze wakacje były udane. Ciotce i wujkowi za gościnę i cierpliwość (zwłaszcza w oczekiwaniu na łazienkę). "Babce" za pirogi i placki bidoki (oraz samoznikające gołąbki). Wujkowi i dziadkowi za zabranie hołoty na wycieczkę. Rodzinie męża za gościnę. Sorry za ospę i inne zło związane z naszym pobytem w pl.
I jeszcze jedna rzecz warta wspomnienia. Jakiś czas temu doszliśmy z M do wniosku, że związkowi dobrze robi odpoczynek od siebie, oczywiście sensownej długości. I tak oto urlop spędziliśmy prawie osobno. Prawie, bo w połowie urlopu się spotkaliśmy, by załatwić parę spraw. I teraz mogę potwierdzić, że warto pobyć trochę oddzielnie, by odpocząć od siebie, by zatęsknić, by uzmysłowić sobie, że jednak dobrze nam razem choć nie zawsze łatwo. Wracając do swojego domu jeszcze bardziej doceniamy swoją bliskość.
widok z wieży widokowej w Głobikowej k/Dębicy |
A powrót do domu dłużył się jeszcze bardziej, niż droga do pl. Choć trzeba przyznać Matka Natura sie postarała dostarczając interesujących wrażeń. Najsampierw podczas przemierzania Mazowieckiego doświadczyliśmy bliskiego spotkania trzeciego stopnia z nawałnicą. W pewnym momencie widoczność była zerowa. Cokolwiek zobaczyć można było tylko przez sekundę po przejechaniu wycieraczek, potem tylko strugi wody. Autostrada, nie ma gdzie zjechać, nie ma się jak zatrzymać, nic nie widać poza wodą i złotymi łańcuchami od czasu do czasu na nieboskłonie. Po prostu masakra. Co oczywiście niektórym porąbańcom nie przeszkadzało wyprzedzać busami... to co że nic nie widać, że auta wleką się, a kierowcy wypatrują świateł jadących przed nimi starając się nie wyjeżdżać poza swój pas i na nikogo nie wpaść, jak komuś się śpieszy do piekła.... Brak wyobraźni czy totalne zgłupienie?
jakaś burza na nas wali |
Te dwa tygodnie raczej trudno nazwać wypoczynkiem, raz z powodu wspomnianego już siedzenia komuś na karku i dyskomfortu z tego wynikającego, dwa: z powodu spraw do załatwienia, trzy: różne wyjazdy, przejazdy, zakupy - rzeczy wyjątkowo wyczerpujące.
Tak więc po powrocie tym razem wspólnie orzekliśmy NIGDY WIECEJ w ten sposób nie spędzamy wakacji. Jeśli kiedyś jeszcze zechce nam się odwiedzania polandii całą rodziną, to albo samolot (gdy otworzą loty do rzeszowiku) albo jazda z przyczepą campingową, żeby kierowca mógł w miarę wygodnie odpocząć w trasie. Ewentualnie jazda z noclegiem koło granicy, bo to jest dla nas połowa drogi. Te wszystkie bajery jednak związane są z większymi kosztami. Do tego trzeba dodać wynajęcie jakichś pokoi, żeby nikomu życia nie komplikować, a i samemu odpocząć i pomieszkać swobodnie. Jak mniemam - w związku z powyższym finansowo o wiele taniej wyjdą wakacje w Belgii , Francji czy Holandii, a już na pewno droga krótsza, co dla mnie osobiście ma duuuuże znaczenie.
Kurczaki udało Wam się!! My w obie strony w deszczu jechaliśmy, myślałam, że oszaleję, zwłaszcza ze znudzoną Młodą...
OdpowiedzUsuńAle dobrze, że wypoczęci, zadowoleni, cali i zdrowi znowu jesteście w Be :)
Ojej, wakacje pełne wrażeń i " niespodzianek " :) Wspaniale, ze udało Wam się dobrze odpocząć, mimo ospy :)
OdpowiedzUsuńO tak, działo się, ale u nas to normalne. Raz, że los nam lubi stawiać na drodze niespodzianki, a dwa my nie jesteśmy z tych co to całe dnie leżą przed tv albo na plaży, u nas nawet jak się nic nie dzieje, to się dzieje :-)
Usuńo jak ja lubię ten znak z nazwą ...
OdpowiedzUsuńMy, zobaczywszy ten znak, rodzinnie stwierdziliśmy "wreszcie jesteśmy w domu" :)
Usuń