20 stycznia 2015

drobna reorganizacja przestrzeni mieszkalnej :-)

Mieszkamy w jednym miejscu już ponad rok, zaczął więc nam powoli doskwierać brak zmian.
Bo jak tu żyć jak się nic nie dzieje?


Do tego mąż siedział na chorobowym od końca listopada i to faktycznie przeważnie SIEDZIAŁ...  odkrycie, że z gipsem da się prowadzić auto, nie zmienia faktu, że z gipsem wycieczki nie są ani fajne, ani praktyczne, ani bezpieczne... Przeto głównie siedział, oglądał filmy, czytał i dumał. W efekcie nieograniczonego czasem dumania doszedł był do wniosku, że nasz syn powinien już mieć własny pokój. Cichcem podejrzewam, że bardziej tu chodziło o swobodę rodziców aniżeli potrzeby trzylatka, ale przecie nie będę o tym głośno mówić...
moje chłopaki przy pracy

U nas od wydobycia pomysłu na światło dzienne do jego realizacji droga zazwyczaj krótka. Tak było i tym razem. Wystukawszy w googlownicy pytanie o adresy sklepów Kringloop i Troc w naszej okolicy, wyruszyliśmy na łowy. To sklepy z rzeczami używanymi, można tam kupić wszystko: zabawki, odzież, ozdoby, lampy, meble, AGD itd itp. Te sklepy to dla mnie raj, jest tam masę niepowtarzalnych gadżetów. Czasem można znaleźć fantastyczne meble także zabytkowe czy np żyrandole, bajeranckie lampki nocne, fikuśne lustra, chińskie wazy, oryginalne rzeźby, wazony i inne cuda za śmieszne pieniądze. Przy każdych odwiedzinach takiego sklepu kupuję choć jedną książkę dla dzieci za 50 centów, czy 1 euro no i zabawki w podobnych cenach. Dosyć szybko udało nam się znaleźć komplet mebli młodzieżowych za kwotę, za którą w sklepie meblowym nawet by łóżka nie kupił. No i git, mebelki nam przywieziono, wyładowali dechy w salonie, a my zaczęliśmy kombinować, od czego zacząć. Nie chodzi tu bynajmniej o składanie mebli - to pikuś, przy takiej wprawie jaką się ma po kilku przeprowadzkach. Problemem naszym było jak zamienić miejscami rzeczy w trzech pokojach, tak by niczego nie rozwalić i dołożyć jeszcze kilka innych a w międzyczasie pierdyknąć jakiś kolorek na ściany.
mamusia maluje dinka
Wymyśliliśmy bowiem, że dziewczynom nie są potrzebne 2 pokoje, bo i tak siedzą w jednym, a w drugim jest tylko magazyn rzeczy dziwnych_ale_zawsze_potrzebnych. Jednak one musiały dostać największy pokój, czyli naszą dotychczasową sypialnię, którą my dzieliśmy do tego czasu z naszym najmłodszym potomkiem, a który odtąd miał zacząć mieszkać na własnym terenie, czyli w pokoju teoretycznie Najstarszej - praktycznie rzadko używanym. My musieliśmy się przenieść do dotychczasowego pokoju Młodej... Do dziś nie wiem, jak nam się udało dokonać tego karkołomnego wyczynu bez użycia czarów, ale się udało i wszyscy przeżyli co najważniejsze.

miejsce na kolekcje dinków, poniżej fotel za 2 euro
Nie udało nam się tylko pomalować pokoju dziewcząt, bo zabrakło funduszy na farby (czemu tu są takie sakrucko drogie farby?!) , ale myślę, że w najbliższych miesiącach nadrobimy ten brak. Planujemy po cichu pobawić się pędzlami, jak młode pojadą na tygodniowy  obóz, żeby nam nie patrzyły na ręce :-)


Jednak realizacja projektu "pokój dla synka" zakończyła się sukcesem. Jedyny wkład finansowy to koszt zakupu farb i innych akcesoriów do malowania. Malowanie własnymi łapkami.

Mebelki, materac, dywaniki, lampkę otrzymaliśmy od różnych znajomych. tylko fotelik gąbkowy był kupiony w Kringwinkel za całe 2 [dwa] euro. Zasłonki skonstruowałam z dwóch starych przywiezionych jeszcze z pl.

efekt końcowy



dinek ze swoim  jedzeniem (bez "jedzenia" nie dostał zatwierdzenia szefa)
Ładny, nie? Chcielibyście taki... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko