20 maja 2018

Kto został rybką, kto modelką a kto zmienił pracę, czyli kolejna kartka z pamiętnika.

Pora zapisać kolejną kartkę w naszym internetowym pamiętniku, bo mamy za sobą tydzień pełen wrażeń.

M_Jak_Mąż stwierdził, że 5 lat w jednej firmie robić to dosyć i postanowił przenieść się do innej, no i właśnie w poniedziałek zaczął robotę w nowym miejscu. Stres był. 

Nie no, tak serio to w dawnej fabryczce od pewnego czasu nie przewala się z robotą - ludzie non stop są na zmiany wysyłani na DOPy, czyli tymczasowe bezrobocie, a to się człowiekowi tak średnio opłaca, bo wypłata ze związków odrobinę różni się od normalnej... Dlatego M na jednym z tych przymusowo wolnych dni udał się do VDAB (tutejsze biuro pracy) ze swoim CV i nakazał im poszukać nowej roboty. Okazało się, że pracy w jego zawodzie nie brakuje. Ledwie wrócił do domu, już zaczęli dzwonić ludzie z pierwszymi ofertami. Po tygodniu już miał wystarczająco interesujących ofert do przejrzenia.  Poszedł na kilka spotkań, wypytał o szczegóły, popróbował, pomyślał i zdecydował. Dotychczasowy pracodawca nie robił żadnych problemów - rozwiązali umowę za porozumieniem stron i załatwione. Póki co jednak M będzie przez kilka tygodni zatrudniony przez biuro pośrednictwa pracy, gdyż tak tutaj system funkcjonuje. W tym czasie ciągle może sprawdzać inne oferty i dopóki nie otrzyma stałej umowy bez problemu może pójść do jeszcze innej firmy, gdyby się trafiła atrakcyjniejsza oferta. Na razie jest jednak zadowolony, tylko lekko zdziwiony, że we flamandzkiej firmie we Flandrii wszyscy pracownicy mówią po francusku, wielu tylko i wyłącznie w tym języku. Belgia to jest dziwny kraj, bardzo dziwny...

* * *

Kolejne emocjonujące wydarzenie to pokaz mody w szkole Najstarszej. Nauczyciele i uczniowie kierunku MODA od kilku tygodni przygotowywali się do tego wydarzenia. Przygotowano program, plakaty, bilety, muzykę. Zebrano wszystkie szkolne prace, czyli spódnice i spódniczki, suknie, bluzy, torby, kapelusze, koszule i wszystko inne, co uczniowie uszyli na lekcjach w ostatnim czasie. Przygotowano dekoracje i wybieg dla modelek i modeli. Kupa roboty, ale efekty były niezłe.

Bilety kupiliśmy już jakiś czas temu, o czy, - zdaje się - już tu gdzieś wspominałam kiedyś. Impreza zaczynała się o 19tej w piątek. Gdy dotarliśmy na miejsce, na sali było już sporo ludzi. Przy wejściu można było kupić bony na napoje i popcorn. Dawano też miseczki z żelkami. Wydawaniem napojów i przekąsek zajmowali się uczniowie, nauczyciele i rada rodziców. Do picia można było dostać kawę, wino, piwo, colę, fantę itp. 

Uczniowie kierunku MODA przy drobnym wsparciu kilku uczniów z innej klasy (głównie chłopaków, bo na tym kierunku jest tylko jeden mężczyzna) oraz maluchów (zapewnie z rodzin modelek i nauczycieli) zaprezentowali własnoręcznie uszyte ubrania uzupełniane w razie potrzeby przez kupne.  Dodam tu, że oni szyją bardzo dużo i każdy co innego. Klasa Najstarszej szyje głównie spódnice, ale nauczyciel podaje tylko kategorię, np "spódnica jeansowa", czy "spódnica sportowa", po czym dziewczęta muszą znaleźć sobie w internecie spódnicę, jaką chcą sobie uszyć. Następnie pani pomaga w przygotowaniu wykrojów. Potem jadą z całą klasą na zakupy i kupuja odpowiednie materiały i dodatki, czasem każdy musi kupić we własnym zakresie wszystko co potrzeba. W końcu zabierają się za szycie pod nadzorem i pomocy nauczyciela. Ostatecznie jedna szyje kieckę długą, druga miniówę, jedna prostą i  wąską, druga rozkloszowaną z koronkami, guzikami czy innymi bajerami. Starsze klasy muszą też samodzielnie zaprojektować wiele ubrań. Dlatego na tym pokazie nie było nudno. Nam wszystkim w każdym bądź razie bardzo się podobało.

dekoracje

dekoracje

dekoracje przygotowane przez uczniów
 

modelki z klasy Najstarszej (ona 2 od lewej)

Nasza Najstarsza prezentująca strój sportowy (kiecka uszyta samodzielnie)
Okazało się, że najcichsza, najspokojniejsza i chyba najbardziej nieśmiała uczennica w całej szkole, czyli nasza córka, na scenie czuje się jak ryba w wodzie - zero zdenerwowania, onieśmielenia - jakby to był jej chleb powszedni. Nie było to dla mnie jakieś specjalne zaskoczenie, bo sama miałam zawsze podobnie - trudno mi było podejść i zagaić do koleżanki z klasy na przerwie, choć byłam lubiana, czy zgłosić się do odpowiedzi mimo najlepszych wyników w nauce,  ale nie miałam problemów z wyjściem na scenę i występem przed kilkudziesięcioosobową publicznością. 

Niemniej jednak ten występ dał mi wiele radości i szczęścia. Byłam (i jestem ciągle) dumna z mojej córki. Moja duma i poziom szczęścia jeszcze bardziej wzrósł, gdy po występach podszedł do nas dyrektor szkoły i zaczął wychwalać Najstarszą. Mówił, że wykonała kawał dobrej roboty - nie tylko na scenie, ale przez cały rok szkolny. Wszyscy zachwycają się jej kreatywnością, talentem artystycznym i krawieckim. Dyrektor wyraził swe zadowolenie, że mają taką uczennicę na pokładzie, a my jako rodzice i rodzeństwo pękaliśmy z dumy i szczęścia. Bo sukcesy naszych dzieci są przecież naszymi osobistymi sukcesami. Wszak to my te dzieci wychowujemy i pomagamy im odkrywać i zdobywać świat. Niejeden powie pewnie, że szkolne przedstawienie to żadne tam osiągnięcie, ale ja uważam, że jak ktoś nie potrafi się cieszyć z malutkich sukcesików, to i większych też nigdy nie doceni, a nawet nie zauważy i wiecznie będzie niezadowolony i nieszczęśliwy, i ciągle będzie tylko zazdrościł innym, bo przecież mają więcej, lepiej, cieplej...

My umiemy cieszyć się takimi drobiazgami, a na kłopoty patrzeć z dystansem i dlatego nasze życie jest ciągle pełne radości i frajdy.

* * *

W sobotę z kolei miał miejsce pokaz tańca i gimnastyki klubu, do którego należy nasza najmłodsza pociecha. Impreza miała tytuł "De Vier Seizonen", czyli cztery pory roku. Swoje umiejętności zaprezentowały wszystkie grupy tańca i gimnastyki od przedszkolaków do dorosłych. Nauczycielka Młodego sama też tańczy (hip hop, street dance) i występy jej grupy były po prostu świetne (bardzo w moim klimacie).
Grupa Młodego to oczywiście grupa przedszkolna, czyli dzieci od 2 do 6 lat. Słodziaki znaczy. Zatańczyli taniec rybek do piosenki K3 "Blup, Ik Ben Een Vis" (jestem rybką). 


Wszystkie rybki były w żółtych strojach i na żółto pomalowanymi buźkami. Przedstawienia maluchów zawsze są wzruszające. Jeszcze takie nieporadne, mylą krok, zapominają gdzie są i gapią się na coś zamiast tańczyć... 

Przezabawny moment był na końcu programu. Ktoś z organizatorów wpadł na genialny pomysł, by na końcowe wyjście (gdy wszyscy uczestnicy wychodzą na scenę) wypuścić dym. Malców nikt nie uprzedził chyba o tym zjawisku (a choćby nawet, to słyszeć a widzieć to dwie różne rzeczy), no i każdy maluch wchodząc na salę rozdziawial szeroko buzię, pokazywał palcem i wołał "O CHMURA". Co najmniej połowa zamiast stanąć na środku sali, gdzie powinna, szła pomacać chmurę - podskakiwali, próbowali uchwycić to dziwne coś... Każdy się chichrał :-)

Występ dodał Młodemu chęci do dalszego tańczenia i mówi, że na drugi rok będzie nadal chodził na tańce... a jak będzie większy to też na gitarę, bo "gitara jest najfajniejszym instrumentem, nawet cowboy może grać na gitarze" :-)

A jutro... 
wolny poniedziałek HURRA, bo Zielone Świątki w tym kraju to feestdag, czyli święto. 
Jak nie będzie padało, to...

IDZIEMY DO ZOO, ZOO, ZOO
idziemy do zoo, zoo, zoo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko