1 czerwca 2018

To był maj... Maj jest zawsze NAJ!

W poprzednim wpisie mówiłam, że mamy w planach wycieczkę do zoo no i plany zostały zrealizowane pomyślnie... Prawie, bo niezupełnie wszystko odbyło się tak jak było wstępnie pomyślane. Najsampierw z rańca się okazało, że napieee... eee pada deszcz. Nic to - każdy rzucił się do swojego lapka czytać swoją najlepszą stronę meteorologiczną... Na jednej było że będzie pochmurno, na drugiej że będzie słonecznie, na trzeciej że będzie deszcz, zatem postanowiliśmy poczekać do południa z nosami przy szybie i zobaczyć, co się będzie działo... bo nadzieja umiera ostatnia. Nasza nie umiera nigdy.

Koło jedenastej pojawiło się słońce, więc czym prędzej wsiedliśmy do auta żeby zdążyć do tego zoa zanim słońce zmieni zdanie... Ale spoko, jak zaparkowaliśmy na zoowym parkingu, nadal świeciło w najlepsze i nawet dostałam od Młodej opierdziel, jak jej koło wuceta kazałam popilnować mojej kurtki przeciwdeszczowej, która zabrałam w razie wu, a która jest oczojebnieżółta i wypala oczy przy słoneczniej pogodzie, gdy komuś do łba strzeli się na nią gapić.

No ale to wszystko nic. Zoo jako takie uznało że nasza - a przynajmniej moja - wizyta nie jest tam mile widziana i zaraz przy wejściu dało nam to wyraźnie do zrozumienia. Coś mi NASRAŁO na plecy i wróbelek to to raczej nie był. Obstawiała bym bociana i cieszę się, że ma słaby celownik i nie trafił na głowę i że oprócz kurtki wzięłam też bluzę, którą mogłam zdjąć...  Dziękuję też Matce Naturze, że bizonom nie dała skrzydeł...

Na szczęście jestem uparta jak stara baba z Koluszek Większych i byle bocianie gówno nie wpłynie na zmianę moich planów. 

A w zoologu jak to w zoologu - dużo zwierzętów, a jeszcze więcyj człowieków, bo zoo przecież jest jednym z najlepsiejszych miejsc do wypadów wykendowych z dzieckami w każdym wieku.
Planckendael ma takie różne różności zainstalowane, gdzie dziecka i ich rodziciele mogą się pobawić, by nie znudziło się patrzenie na zwierzęta. No wiecie, takie różne utrudnienia i spowalniacze na drodze typu pieńki, tratwy, drabiny, liny, wigwamy... Młody prowadził, więc siłą rzeczy wiele z tego matka z ojcem też musieli  zaliczyć.
Młody popyla po pieńkach


inne pieńki



górą będzie fajniej - tamtędy chodźmy... dobrze że matka wzięła jak człowiek portki a nie np kieckę i stringi


olifanty

flamingos


Juliany
Zwiedziliśmy wszystkie kontynenty z wyjątkiem Europy, bo europejkie zwierzęta to widujemy na codzień na naszej wsi, poza tym nie będę oglądać zwierzat, które na mnie srają, a jeszcze poza tym byliśmy zmęczeni i każdy czuł że pora na małe conieco. 

M_JAK_MĄŻ wyguglował jakąś knajpę na fajnym zadupiu  po drodze z Mechelen i tam zatrzymaliśmy się  na popas. Fajne miejsce, dobre żarełko.






 Zoo jest fajne, ale to nie są tanie rzeczy - jakby nie patrzeć dla naszej Piątki trzeba wybulić ponad stówę na same bilety, a drugą na obiad, bo wiadomo jak człowiek cały dzień buja się z małpami po drzewach to obiadu nie ma komu gotować. No i przeco wiadomo że jak kto ugotuje i jeszczed pod nos podstawi to o wiele lepiej smakuje, a że każą płacić? Życie.

W inne wolne dni jednak relaksujemy się całkowicie za friko. Wyciągamy z Małżonkiem nasze dwukołowe bryki i popylamy po okolicy. Mamy na ten sezon taki głupi pomysł, by któregoś dnia przerowerować 100km na raz. Znaczy z przerwami na picie i jedzenie, bo niestety ja po pół godziny rowerowania jestem głodna jak wilk, po godzinie czuję czarną dziurę w brzuchu, bo dwóch jestem słaba jak g... a francowata migrena już zaczyna nieśmiało pukać w prawą stronę mojego czoła. 

Nasze rowerki na parkowisku rowerów przy knajpce i zapis trasy z endomondo
Dlatego ja - człowiek normalny inaczej - muszę na rower robić sobie kanapki. No, czasem zahaczamy o jakąś kanajpę by wypić kawę, wszamać lodzika, a czasem jeszcze popić czymś zimnym... 

Kriek czasem też... :-) W końcu to Belgia - ostatnio specjalnie przyjrzałam się dobrze - prawie każdy kto był w tej knajpie pił piwo i prawie każdy  (z wyjatkiem tych co z psem na nogach przyszli) przyjechał rowerem.

 A Kriek jest omniomniom ;-)

omniomniom

Gdy tak rowerujemy, spotykamy setki rowerzystów na trasie. Kiedyś liczyłam uparcie wszystkich mijanych i w ciągu godziny narachowałam coś koło setki w wieku różnym. Od czasu do czasu mijamy też dżokejów, czy jak się tam zwie kierowców koni. Nie dawno nawet widziałam konie zaparkowane pod knajpą. Cykłam im focię, bo byście może nie uwierzyli. 

konie zaparkowane pod knajpą
 U nas popularne są też rowery wieloosobowe i te też często przy niedzieli widujemy na trasie.

rowerowanie jest wielce OKEJ - nie ważne na czym
 Jak dotąd na raz przekręciliśmy 40 kilosów. Nie wiem, czy plan uda się zrealizować, bo poza tasiemcem jeszcze problemem jest zmęczenie, skurcze i kolana, które wszystkie mają jakieś sapy co do dłuższych tras. Jedzie się fajnie, kondycję mam doskonałą, ale na drugi dzień mój organizm domaga się duuuuużo snu, więc rowerownie w niedziele odpada totalnie, bo w poniedziałki trzeba o szóstej już pakować tornistry, a bywa że o piątej zaczynam gotować obiad na wieczór... Ale już tylko czerwiec i wakaaaaacje, znów będą wakaaaacje!!!! Będę spać do siódmej hurra alleluja sibą-sibą. Mam też z apteki trochę różnych piguł przeciwko zmęczeniu i skurczybykom. Może pomogą. 

Kolana może się pogodzą z zaistaniałą sytuacją, a jak nie, to ja się będę musiała pogodzić niestety z moim wiekiem... i pozostać przy moim hamaku w werandzie. Bo wiecie dobry hamak nie jest zły, a jak się ma w zasięgu dużą pakę chipsów, piwo czy fantę i czytnik ebooków to można każdy ciepły wieczór i weekend bardzo przyjemnie spędzić i przy tym zdrowo wypocząć po całodniowej harówie.

yes! weekend!

 A właśnie wczoraj pyknęło mi 41 wiosen. Zacny wiek, ale we łbie ciągle nasrane tak samo jak 20 lat temu HAKUNA MATATA.

Tak czy owak  41 rocznica mojego fantastycznego przyjścia na świat bez wątpienia wymaga wspomnienia, bo urodziny ma się wszak tylko raz w roku.

Tym razem moja rodzinka przygotowała dla mnie niespodziewankę. Znaczy to była taka częściowa niespodzianka, bo oni w ogóle nie umieją zachowywać tajemnicy jak się ich nie pilnuje, tylko co chwila się im coś wymsknie i idzie się domyśleć, że coś jest na rzeczy hehe. No ale na szczęście tylko domyślać...  Tak czy inaczej fajnie jest wrócić wieczorem z roboty, otworzyć drzwi a tu...

BALONY
KWIATY
PREZENTY
SZAMPAN
TORT 
no
 i 
RESZTA Z PIĄTKI 
Z UŚMIECHAMI OD UCHA DO UCHA


reszta z Piątki

Jak już mówiłam - takie chwile są nam wszystkim bardzo potrzebne, by wyrwać się choć na chwilę z życiowego szalonego kołowrotka i przypomnieć sobie, że mamy siebie, mamy tak wiele, mamy szczęście bo mamy siebie...

Prezenty też fajnie dostawać i fajnie od czasu do czasu poczuć się kimś wyjątkowym... 

Kupujemy sobie teraz sporo prezentów bo nas na to stać i korzystamy z tej okazji, wszak nie wiadomo jak długo dobra passa potrwa. Trzeba się cieszyć zanim przeminie. Carpe diem. 

Ludzie mówią, że nie ważne za ile, ważne że od serca, że liczy się pamięć. Oczywiście. Nie zmienia to jednak faktu, że jak człowieka stać kupić dla kochanej bliskiej osoby coś o czym marzy, co chciałaby mieć, czy co może się jej przydać to kupuje to z wielką przyjemnością. 
To z kolei nie zmienia faktu, że mnie cieszy tak samo prezent za 100€ jak samodzielnie wykonany. I tak od Młodej dostałam własnoręcznie namalowany obrazek który - jak wszystke inne prace dzieci - będzie mi zawsze przypominał, że mam zdolne, utalentowane, wrażliwe dzieci. Otrzymałam też kartkę z wzruszającym tekstem - nie żaden wierszyk z internetu tylko  kilka słów od serca, które mówią że mama jest kimś ważnym, w których zawarta jest OGROMNA PRAWDZIWA MIŁOŚĆ...

Nie ukrywam jednak, że do tej  różowej perfumy od  Narciso Rodriguesa, o której marzyłam od pierwszego powąchania  przez ostatnie pół roku (o czym nie zwahałam się napomknąć małżonkowi) sama mi się morda śmieje. Najpiękniejszy zapach jaki kiedykolwiek dane mi było wąchać, a teraz sobie nim pachnę i cieszę się jak dziecko. M_jak_Mąż przyznaje uczciwie, że w PL raczej nie kupił by mi perfumu za 400zeta, bo to by było żarcie na cały miesiąc. M postanowił podarować mi (i sobie?)...ładną bieliznę, co większe Młode zgodnie skomentowały przewróceniem poczami i "jezutato" a młodszy jeszczeniewtemacie Młody "kto kupuje mamie majtki na urodziny? - co to za prezent w ogóle". Całe życie z wariatami.

Jednak niestety sorry, przykro mi bardzo, ale mimo ich całych starań i tak sąsiedzi i  rozwalli dziś system. M_jak_Mąż już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że jego osobista prywatna żona więcej kwiatków dostała od sąsiada niż od niego hehe. No ale po kolei.

Wczoraj pracowałam akurat u sąsiadów a zarazem właścicieli naszej chałupy no i postanowiłam się pochwalić że mam urodziny. Upiekłam ciasto, kupiłam Nalewkę Babuni w polskim sklepie i dawaj do roboty. Sąsiad akurat był zajęty w swojej winnicy i nie było go w domu, ale z sąsiadką wypiłyśmy po kieliszeczku naleweczki. Złożyła mi życzenia, ja posprzatałam jej chatę i gicio... Dziś wróciłam z roboty a tu sąsiadka dzwoni i się pyta, czy jestem w domu i mówi, że zaraz wpadnie. Nie minęło 2 minuty przyszła ze storczykiem i butelką domowego wina i mówi, że ciasto było pychota a nalewka mężowi też smakowała i mówi  że on też zaraz przyjdzie. Patrzę, a ten idzie... z TACZKĄ! Przywiózł mi kwitnące kwiatki do posadzenia - jakieś 3 pnącza, 2 jakieś dziwne brązowe lilie i 2 cosie które wyglądają jak małe gerbery ale nie mam pojęcia jak się to zwie. Potem jeszce przywiózł ziemi do nich i kazał se wziąć donice ze sterty, która jest za naszym domem. Fajnie jest mieć sąsiada ogrodnika :-) CAŁE ŻYCIE Z WARIATAMI. 

To był piękny i ciekawy miesiąc - jak każdy maj. Miałam superowe urodziny. Można żyć dalej i czekać co kolejne dni interesującego przyniosą, bo przyniosą na pewno. Popatrzcie - piszę ten pamiętnik piąty rok i jeszcze się nie zdazryło, by nie było o czym pisać. Jak już to nie ma kiedy. Bo tematów nie trzeba wymyślać ani planować, wystarczy patrzeć, słuchać i notować. Życie jest fascynujące. Uwielbiam swoje życie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko