12 sierpnia 2018

Wakacje powoli zbliżają się ku końcowi

Był urlop i po urlopie. Mało tego urlopu w Belgii jest. Dwa tygodnie pyknęło zanim się człowiek obejrzał. Ale nic to, dobre i dwa tygodnie - człek se oddychnął zdziebko. Szkoda tylko, że taki skwar był wtedy, nic wiele nie szło porobić, bo ledwie człowiek do ogródka wylazł już się zmęczył, a gdzie tu dopiero iśc do lasu skakać z dziećmi za piłką. Nikomu nic się nie chciało, więc głównie siedzieliśmy i nicnierobiliśmy - dzieci komputer, jak książka - luzik. No, w lesie też byliśmy i pograliśmy chwilę w badmintona, chwillę porzucaliśmy ringo, chwilę poganialiśmy po krzakach - śmiechu było trochę w każdym bądź razie. Młoda co jakiś czas zaganiała resztę z Trójcy do kuchni i razem coś pichcili . A to babeczki z czekoladą, a to galaretki, a to pannenkoeki (naleśniki). RMiło się patrzy jak wszystkie dziecka ładnie ze sobą współpracują, przekomarzają się, śmieją robiąc coś dobrego do wszamania. Któregoś dnia nakleiłyśmy też pierogów rusich i z truskawkami. Jak człowiek chodzi do roboty, nie ma czasu na takie głupoty, więc już dawno pierogów nie jedliśmy. Omniomniom jak smakowały wszystkim i wcale nikomu nie przeszkadza, że do nadzienia do ruskich używam sera greckiego, bo zwykłego białego w kostkach nie znalazłam w żadnym sklepie.

W zeszły weekend znowu skoczyliśmy nad Morze Północne. Tym razem wybraliśmy Koksijde. Byliśmy już tam w zeszłym roku i nam się spodobało bo mało ludzi, duża plaża. Jak ktoś lubi, może sobie własnoręcznie uzbierać w kamurach świeżych małży na obiad. Tylko trzeba się streszczać, bo pierzasta mewia konkurencja pracuje tam całymi stadami. Jedno co nas nieprzyjemnie zaskoczyło to fakt, że nad morzem było 10 stopni zimniej niż u nas na wiosce, czyli ZALEDWIE 25 stopni i do tego wiało okropnie. Zatem w stroju kąpielowym to - że tak powiem - nie przewalało się i trzeba było koniecznie się ruszać, żeby nie zmarznąć.

Na plaży wykopaliśmy małymi łoptakami i wiaderkami wielki dół ku wielkiej uciesze Młodego. Oczywiście nawbijało nam się w stopy pokruszonych muszelek, ale dobra zabawa jest najważniejsza. Woda była tego dnia bardzo brudna i śmierdziała małżami, ale nie przeszkodziło to nam bynajmniej w zamoczeniu kuprów i  skakaniu przez fale. Nad morzem zawsze jest fajnie i wesoło, nawet zimą, a w takie upalne dni jest wręcz wyśmienicie. Przynajmniej można bez ubrań chodzić, bo na wsi to już  w samych majtasach 40letniej grompie hasać nie wypada :-)
plaża w Koksijde

Fantastyczne jest to, że nad morze mamy raptem godzinę jazdy, no może z hakiem - blisko w każdym razie i spokojnie można rano o 10tej wyruszyć a przed wieczorem wrócić do dom. Gdy już naoodychaliśmy się powietrzem śmierdzącym małżami, pojechaliśmy do bardziej oddaleonego od morza miasteczka Veurne, żeby coś zjeść.

widok na Veurne
 Dlaczego jemy daleko od morza? Ano dlatego, że po pierwsze nas samym morzem kuchnie w restauracjach często czynne są dopiero wieczorem a po drugie ludziów jak mrówków, zaś kilkanaście kilometrów od morza już bez problemacji można znaleźć miejsce dla całej rodziny w pierwszej lepszej restauracji, no i jak nie ma tłumów to i na jedzenie nie trzeba godzinami czekać. Tym razem wybraliśmy piwną restaurację ' t Hof van de Hemel, (strona internetowa restauracji), w której większość potraw przygotowano z dodatkiem piwa. Mają tam też 100 różnych piw z całej Belgii i z Holandii do wypróbowania. Ja nie mogłam odmówić sobie skosztowania piwa La Trappe Isid'or z holenderskiego klasztoru trapistów Koningshoeven nazwanego na cześć pierwszego browarnika w tym klasztorze - brata Izydora, skoro  nasz synio jest jego imiennikiem.

Mając na uwadze, że rok szkolny zbliża się wielkimi krokami, pomyślałam, że chyba pora skoczyć do jakiegoś sklepu i kupić tornister dla naszego pierwszaka. Wsiedliśmy więc na rowery i pojechaliśmy do najbliższego sklepu z zabawkami i akcesoriami szkolnymi. Młody wybrał sobie tornister ze spidermanem. Nie podobał mi się ten wybór, bo z doświadzcenia wiem, że jak coś takiego jak torba kosztuje 20€ to raczej za dobre nie będzie. Tornister wyglądał jednak solidnie, więc stwierdziłam, że za takie pieniądze to za pół roku najwyżej się nowy kupi... No i faktycznie ten tornister okazał się bardzo solidny. Był tak solidny, że Młody siedział nad nim pół godziny i ni cholery nie udało mu się ani jedno zapięcia otworzyć samodzielnie. Jeżu, co za buc projektuje tornister dla sześciolatka z zamknięciem, które stary ma problem otworzyć. No wiem w sumie co to za buc -  wszak to jedna z największych amerykańskich firm produkujących zabawki nazwy niebędę wymieniać, bo szajsu nie ma co reklamować. No ale wiadomo, coś co robi zabawki powinno pozostać przy produkcji zabawek i dać sobie spokój z czym innym, skoro się na tym nie zna... A ja mogę przeklinać tylko swoją głupotę, bo Młody to sześciolatek, dla którego najważniejszy jest kolorowy obrazek i znana postać a nie funkcjonalność produktu. Matka zaś powinna się puknąć w głupi łeb i pomyśleć, czy malutkie paluszki będą wstanie samodzielnie tę torbę otwierać i zamykać kilka razy dziennie. Ech. Musiałm iśc drugi raz do tego samego sklepu i oddać ten szajs. Tym razem wzięłam torbę z firmy, która zajmuje się  robieniem toreb a nie czego innego. Jest to tutejsza firma z Antwerpii, która znana jest na świecie. Nazwa firmy pochodzi od autora Księgi Dżungli. Założyciele firmy uznali, że jest to historia wesoła, pełna przygód i takie same emocje mają, zdaje się, wywoływać ich torby, plecaki i tornistry. Do każdej torby, torebki, placeka, tornistra dołączona jest zawsze maskotka - sympatyczna małpka. Mnóstwo belgijskich dzieci nosi tornistry z tej firmy i wytrzymują one długie lata. Tornistry kosztują zwykle  90-150€ zależnie od wielkości. Młodej kupiłam w zeszłym roku plecak z małpą, a raczej plecaczysko, bo to jeden z nielicznych, do którego zmieszczą się wszystkie książki do liceum i który ich ciężar i kanciastość wytrzyma bez problemu. Po roku czasu nawet nie ma wielkich śladów użytkowania. Liczę że ten Młodego wytrzyma 3 lata, bo do czwartej klasy potrzebny pewnie będzie większy. W każdym bądź razie ten tornister ma zapięcie takie samo, jakie miał mój, gdy szłam do pierwszej klasy i Młody radzi sobie z nim bez problemu.



Poza tornistrem kupiliśmy też worek na basen, bo w pierwszej klasie lekcje pływania są obowiązkowe i dzieci jeżdżą w trakcie lekcji na jakiś pobliski basen. Kąpielówki i ręcznik w domu się znajdą. Młody wybrał też nowy metalowy bidonek na wodę i nowe pudełko na kanapki. I to jest w sumie wszystko, czego potrzebuje dziecko do szkoły. Podręczniki, przybory, papier, artykuły techniczno-plastyczne zapewnia uczniom od 2,5 do 12 lat szkoła, więc my rodzice już nie musimy się nad tym głowić. Na początku roku trzeba będzie kupić jeszcze w szkole koszulkę na w-f z logo szkoły. Z przedszkola się nie nada, bo u nas inny kolor t-shirtów mają przedszkolaki, inny klasy od 1-3 i inny klasy 4-6. Taka koszulka kosztuje około 10€, ale w zeszłym roku Rada Rodziców wymyśliła, żeby na początku roku można było sprzedac i kupić używane koszulki, więc pewnie w tym roku już to będzie działać. Na wf trzeba też jakieś buty sportowe i jakieś spodenki lub dres, ale to rzeczy oczywiste. W szkole butów się nie zmienia, więc specjalnych kapci nie trzeba, tylko codzienne buty powinny być wygodne i solidne, żeby dziecko mogło w nich siedzieć te 8-9 godzin w szkole i żeby wytrzymały zabawy na podwórku w warunkach ekstremalnych (deszcz, błoto, upał, wspinaczki po drzewach i kamieniach - czy co tam kto ma koło szkoły, kopanie w piłkę).

Starszakom to w tym roku chyba nie trzeba nic. Podręczniki zamówiłam przez internet jak było kazane na początku wakacji i nie długo powinni je zacząć dostarczać do domów. Tornistry mają z poprzedniego roku, przybory też. Młodej trzeba dokupić tylko parę nowych plastikowych segregatorów, bo stare już trochę wypsute, ale z tym poczekamy do początku roku, bo nie wiadomo jakie oczekiwania ma nowa szkoła.

Najważniejsza i niezbędna rzecz potrzebna w każdej szkole to chęć do nauki, ale tego kurza stopa nigdzie nie idzie kupić, tak samo jak chęci do pracy. Ale jakby ktoś coś gdzieś, to niech da znać :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pisz śmiało. Podpisz się jednak, gdy komentujesz z anonima