3 stycznia 2019

Książki, które pokochał nasz sześciolatek. A wy co nam polecicie?

Dziś będzie o czytaniu.

W tym wpisie opowiem Wam o naszych wieczornych lekturach na dobranoc. 

Kolorowa Półeczka Młodego

Gwoli ścisłości. To NIE JEST wpis sponsorowany ani nic w tym rodzaju. Książki Młodego zostały zasponsorowane przeze mnie i innych bliskich.

Dziś chcę się podzielić propozycjami lektur dla chłopca z nadzieją, że może ktoś mi podpowie jeszcze jakieś fajne tytuły warte przeczytania. Cóż,  łudzę się, że inni rodzice też czytają swoim dzieciom... nawet takim starym jak nasz Młody.

Nasz Młody nie długo skończy 7 lat. W tym roku opanował już sztukę samodzielnego czytania i to w dwóch językach. Powiem, że całkiem sprawnie mu to poszło. Jeśli chodzi o język szkolny, czyli niderlandzki to jest jednym z najlepszych czytacieli w klasie. Lepiej od niego czyta tylko jedna dziewczynka. Oboje jednak dostają od pani książki do czytania zamiast standardowego podręcznika. 
Po polsku czyta mniej więcej na tym samym poziomie. Bez problemacji opanował te wszystie cz, sz, ś, ź, ę, ą mimo, że w szkole nie ma z tym do czynienia w ogóle a matula nie uczyniła nic, by nauczyć go czytać. No, może poza cowieczornym czytaniem...

Zdarza mu się wymawiać niektóre głoski nieadekwatnie do danego języka, czyli np "wakacje" przeczytać jako "łakacje" a w niderlandzkim "u" po naszemu. Jednakowoż czyta z chęcią i chce czytać, ba, wręcz domaga się by słuchać jak czyta. Świetnie. Lubi jednak też, gdy to rodzice mu czytają. Bardzo lubi, więc rodzice czytają dzielnie. Tak, czytanie prawiesiedmiolatkowi to nie byle jakie zadanie. Takiego to już byle głupawym wierszyczkiem o kaczusiach nie zbędzie. Tu już trzeba bardziej konkretnej pozycji. Do tego Młody jest inny niż siostry. To co im się podobało, jemu nie odpowiada i odwrotnie.

Co przerobiliśmy w ciągu ostatnich miesięcy?

Pan Pierdziołka. Mamy kilka części i wszystkie czytane milion razy i obśmiane na wszystkie strony. Te książeczki to nic innego jak zbiór różnych starych i nowych mniej lub bardziej bezsensownych wyliczanek, wierszyczków i piosenek. Niektóre bawiły jeszcze zapewne moich dziadków. Jak to mówią - stare ale jare.

Rymowanki Polskie, czyli wlazł kotek na płotek. Ta książka kupiona bodajże 3 lata temu w Polsce, ale ciąge jest w czytaniu m (w zapętleniu, tak samo jak Pierdziołka)  i już nosi pewne oznaki zużycia. Wiele, jeśli nie większość wierszyków i piosenek leci z pamięci, a Młody śpiewa non stop o misiu, co zrobił w teczkę sisiu.

Pierwsze przygody Mikołajka. (Sempe - Goscinny) Kolejna staroć choć w nowym wydaniu. Czytanie o przygodach tych wszystkich  zuchwalców było dość męczące, bo Młody zadawał ciągle mnóstwo pytań i non stop komentował ich zachowania, które w świecie Młodego, czyli w dzisiejszej szkole są nie do przyjęcia. "JAK TO NIE MOŻNA BIĆ KOGOŚ W OKULARACH?! NIKOGO NIE WOLNO BIĆ!" "Dlaczego w tej klasie nie ma dziewczyn? Co to za dziwna szkoła?"

Kacperiada oraz Kuba i Buba, czyli awantura do kwadratu. (Kasdepke G.) Przyznam, że mnie osobiście te książki nie leżały. W poprzednim życiu, gdy byłam bibliotekarzem, ani razu nie poleciłam j ich  żadnemu rodzicowi, bo w głowie mi się nie mieściło, by takie pierdoły saskie mogły sie podobać jakiemuś dziecku. Dziewczynom się nie podobały. Kurde, nawet nie wiem, dlaczego je kupiłam Młodemu. No ale kupiłam tę o Kacprze, który miał mamę Magdę (szał dla Młodego, bo ktoś jeszcze ma mamę Magdę) i on był zachwycony. Potem dokupiłam Kubę i Bubę. On kocha te książki.

Detektyw Pozytywka. (znowu Kasdepke). Też dla mnie dziwna, a dla Młodego spoko. Cóż, człek się całe życie uczy, a dzieci wiecznie zaskakują.

Detektyw Pingwin i sprawa zaginionegio skarbu (Alex T. Smith). To była wyjatkowo dobra lektura zarówno dla nas starych jak i dla Młodego. Jak tata czytał kilka rozdziałów w jeden czy dwa wieczory, to potem pytałam Młodego, co się wydarzyło, bo to był całkiem zacny kryminał. Co z tego, że to pingwin prowadził śledztwo? Dla mnie TA KSIĄŻKA JEST NASZĄ KSIĄŻKĄ ROKU i czekamy  na drugą część, która miała ukazac się w jesieni, ale coś najwyraźniej poszło nie tak... bo chyba do dziś jej nie ma (w necie nie znalazłam)

Szkoła trzęsiportków (P. Butchart). Tego jest cały cykl. Ludzie chwalili to kupiłam jedną na próbę, ale próby nie przeszła. Młody stwierdził, że nudne. Dostaje więc od nas tytuł najgorszej książki przeczytanej (zaczętej czytać i nigdy nie skończonej) w 2018 roku. Spodoba się na pewno tym, co lubią Koszmarnego Karolka i Wredną Wandzię - tak samo głupie i pewnie do tego trza dorosnąć.

Rozbójnik Hotzenplotz (O. Preussler). Znowu stare ale jare. Ja sama uwielbiałam książki Preusslera. Malutką czarownicę chyba z dziesięć razy przeczytałam. Rozbójnika czytałam po raz pierwszy teraz, ale bardzo mi się podobała ta historyjka. Młodemu jeszcze bardziej. Tu też było kilka momentów trzymających w napięciu, ale też kilka zabawnych jak i w pozostałych książkach tego autora. 

Poczytaj mi mamo! Seria książek z bajkami z naszych czasów (oryginalne ilustracje). O ile pierwsze części są świetne, tak ostatnie już takie sobie. Młody nie lubi wierszyków - nie licząc głupich jak w Pierdziołce. (Dziewczyny uwielbiały). Jednak mamy już prawie całą kolekcję i na półce całkiem ładnie się prezentują :-)

Zając (D.Gellner). Dziewczyny lubiły rymowane bajeczki Gellner. Zając jest jednak najlepszy! Sama się uśmiałam. To książeczka dla w miarę ogarniętych dzieci mających niebagatelne poczucie humoru.

Koziołek Matołek. Książka mojego dzieciństwa, ale u Młodego się nie przyjęła zdecydowanie. Może kiedyś spróbujemy ponownie.

Pan Mamutko i zwierzęta (Baręsewicz). Podobało się. Tu również zabawne historyjki o miłym gostku, który dogadywał się ze zwierzakami.

Czytam sam. Seria książek do samodzielnego czytania. Cieszę się, że coś takiego pojawiło się też w Polsce. Tutaj w Belgii jest mnóstwo takich książek, które są podzielone na poziomy czytelnicze. Zauważyłam je zaraz na początku, gdy stawiałam pierwsze kroki w nauce nowego języka. Te z pierszych poziomów nie zawierają wszystkich liter, głosek, zdania są proste a historia łatwa do zrozumienia. Z polskich kupiłam na razie kilka tytułów i Młody czytał je pełen dumy, że daje radę sam przeczytać całą książkę. Polecam wszystkim początkującym czytacielom.


Piękne opowieści dla 6-latka.  Tę książkę Młody otrzymał od Chrzestnej. Bardzo ładne wydanie i zacnie się na półce prezentuje. Jest to zbiór znanych starych baśni i bajek dla dzieci i to w normalnych pełnych wersjach... Bo wiecie jak to dziś często bywa z książkami dla dzieci - jakaś nierozgarnięta Grażyna uznaje nagle, że  Andersen był głupi, Perrault i Grimowie jeszcze bardziej i Grażyna postanawia napisać swoją własną zmutowaną i wypaczoną wersję popularnych baśni, po przeczytaniu  których - jakby człowiek nie znał oryginału - za kija by się nie domyślil o co kaman, bo nic się kupy nie trzyma, a co najwyżej jest kupy warte. Do tego Grażynie zwykle się wydaje, że umie rysować i sama se robi ilustracje do swoich wypocin. Potem można spokojnie koło cukru taką książkę postawic i teściowa nie bedzie słodzić na pewno... Nie wiem tylko jaki debil może coś takiego wypuścić na rynek..? No ale szczegół. Do TEJ książki się jednak nie przyczepię. Piękne opowieści są na prawde piękne - tekst i ilustracje całkiem wporzo. U nas tylko ze znanymi baśniami jest problem taki, że tutaj w BE postaci noszą częstokroć inne imiona, co może być lekko irytujące...

Opowiadania z piaskownicy (R. Piątkowska). Bez szału, ale też nie najgorsza książka. Coś trochę jak Kacperiada. Takie opowiadania z życia dzieci. Nam tylko realia szkolne się nie zgadzały czasem,  no ale to nie po raz pierwszy i nie ostatni.

Puc Bursztyn i goście (Grabowski). Kolejna ulubiona lektura matki, która podeszła też synkowi. Dodam, że to mamy też do wyświetlania na ścianie, a że matka zabrała z Polszy zabytkowy projektor to i ze ściany też poczytaliśmy :-)


Doktor Dolittle i jego zwierzęta (H. Lofting). Znowu klasyka. Prezent podchoinkowy zamówiony jak zwykle w Polskiej Księgarni Internetowej. Dopiero w czytaniu, ale już widać, że dobrze będzie zamówić kolejne książki o Doktorze Dolittle.

Przeczytaliśmy też sporo bajek po niderlandzku. Koło łóżka zawsze coś leży, bo w bibliotece mają całkiem spory wybór a i zdarza się nam od czasu do czasu coś kupić na własność albo zwyczajnie od kogoś dostać w prezencie. Po niderlandzku nie czytam Młodemu grubych książek, bo zwyczajnie mnie to męczy, gdyż mam świadomość, że wiele wyrazów wymawiam nieprawidłowo, a jeszcze więcej nie rozumiemy i trzeba mieć przy sobie zawsze telefon z tłumaczem, bo Młody nie może żyć w nieświadomości, on musi wiedzieć, co znaczy każde słowo i to tu i teraz, a nie że jutro.
Coraz więcej książek czytamy do spółki - trochę synek, trochę mamusia albo tatuś. To jest fajne a Młody dzięki temu szybko robi postępy w czytaniu.


No to jak, ktoś z Was poleci nam coś fajnego dla siedmiolatka? (byle nic różowego i księżniczkowego, bo to nie przejdzie!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujesz na własne ryzyko